poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozdział 7

 - Hallo? - mruknęłam zaspanym głosem, była 3,23
 - Tu Zayn... - nosz kur...
 - Domyśliłam się... - odparłam - a czy wy wg śpicie?
 - Uwierz nie jesteśmy kosmitami...
 - Dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy. - odparłam.
W cholere chciało mi się spać... Normalnie o tej porze się kłade, a później odsypiam do13,00, ale dziś tak nietypowo poszłam szybciej spać.
 - Chciałem cie przeprosić za... - nagle ożywiłam się.
Nie byłam zwolenniczką szczerych rozmów przez telefon, ani zrywania. Jak chciał mnie przeprosić to miał mi spojrzeć prosto w oczy!
 - Zwolnij. - przerwałam mu. - jak chcesz mnie przepraszać to zrób to porządnie w realu... Nie nawidzę takich płytkich osób jak ty, które uważają że najlepiej sprawę załatwić przez telefon. - nawet nie zauwazyłam gdy słowa wyleciały mi z ust.
 - Nie gniewaj sie na mnie... ale... zawsze gdy chciałem z tobą pogadać, to zawsze mi docinałaś i wg... - zaczął usprawiedliwiać się.
 - A ty jak byś postąpił na moim miejscu? - prawie krzyknęłam - Najpierw prawie nas potrąciłeś.... przez ciebie Liv trafiła do szpitala... później ten cały samochód... jeszcze na dodatek mój motor! ... nie wspomnąć już o moich włosach! a i jeszcze ten cholerny artykuł po którym mój własny ojciec uważa mnie za dziwkę! Jestem bardzo ciekawa jak ty byś zareagował! - to mówiłam juz ciszej.
Przez chwile słyszałam tylko oddech Zayna w słuchawce.
 - Uwierz ja nie chciałem... tak jakoś samo wyszło. - zaczął sie bezradnie usprawiedliwiać.
 - Jakoś lepiej mi się żyło gdy was nie znałam... nie miałam na głowie tyle problemów co teraz! Więc z łaski swojej się odczepcie się odemnie i Livi! - rozłączyłam się.
                       Jakoś nie chciało mi się już spać. Ubrałam się w czarne spodnie i szarą bluzę i poszła do warsztatu, który mieścił sie dosłownie ulicę za domem. Musiałam wyłączyć alarm którego jeszcze nie znałam i wróciłam się do domu po notatnik od taty.
Przy okazji wzięłam ze sobą Sabe aby mieć kogoś do towarzystwa.
Wyłączyłam alarm i weszłam.
Nocą było tu upiornie. Różne cienie rzucały się na ściany... uwielbiałam takie klimaty. Weszłam do ostatniego hangaru, przebrałam sie w strój " roboczy" i zaczęłam grzebać w samochodzie.
Gdy nareszcie go skończyłam, byłam tak zmęczona, że poszłam do gabinetu taty i zasnęłam na jego sofie.

Poczułam coś zimnego na twarzy i ocknęłam sie.
Tata stał nademną z wiadrem wody.
 - Pogięło cię?!  - wrzasnęłam na niego oburzona.
 - Budzę cie od pół godziny! - powiedział tata odkłądając wiadro na ziemie i podając m ręcznik. - dzwoniła Livia i pyta się czy możesz jej przywieźć laptopa.
 - Która godzina? - wychrypiałam
 - 9,40 - odparł spokojnie tata.
 - Oszalałeś?! Jest środek nocy! Daj mi spać! - obróciłam sie na drugi bok.
Nagle znalazłam się na podłodze.
Dopiero teraz sobie uświadomiłam, ze jestem na sofie, a nie w swoim pokoju. Wstałam niechętnie i powlokłam się do domu.
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w czarną bokserkę, czarne krutkie spodenki, bo na dworze jest hyc, a na to włożyłam białą koszule. Wzięłam na głowę kapelutek i czarną torebke.
Zrobiłam sobie śniadanie i wyszłam z domu.
Poszłam do gabinetu taty i zapukałam i jak to mam w zwyczaju weszłam.
Akurat miał spodkanie.
W gabinecie siedziało 8 osób. Wszystkie głowy zostały zwrucone w moją stronę.
Tata był troche zakłopotany... a je nie wiedziałam co zrobić i palnęłam pierwszą lepszą rzecz jaką wpadła mi do głowy:
 - Dzień dobry. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem - bardzo przepraszam, że przerywam, ale mamy mały kłopot w garażu i muszę na chwile porwać pana Jons'a. - uśmiechnęłam sie do wszystkich serdecznie.
 - Przepraszam wszystkich... ale muszę to sprawdzić... - tata wyszedł zza biurka - Sally zaraz przyniesie poczęstunek... Już ide Alexandro - skinął na mnie.
Jak ja nienawidziłam jak mówił do mnie pełnym imieniem. Zawsze w tedy był w kurzony. Wyszłam z gabinetu bluzgając się w myślach za moją głupotę.
 Po chwili obok mnie pojawił sie tata. Był mocno wkurzony. 
 - Co cie ugryzło?! Chciałaś mi się odpłacić za wczorajszą rozmowę, czy za dzisiejszą pobudkę?! Przecież zostawiłem ci kartkę, że masz mi nie przeszkadzać bo mam spotkanie! - prawie krzyknął
 - Sory... nie wiedziałam! - powiedziałam - nie drzyj się po mnie!
 - Ktoś musi jak mamy nie ma! - odparł.
Miałam ochote mu przywalić.
 - Chciałam tylko pożyczyć Jeep'a. - powiedziałam urażona.
Tata wyciągnął kluczyki z kieszeni i podał mi je.
 - Masz. O 16,00 masz być po Emily w parku. Ma tam jakiś piknik czy coś. Do końca wakacji masz się niąm zajmować!  
 - Ale tato! - zaprotestowałam
 - Żadnego ale! Wystarczy, że musze znosić twoje wybryki. A teraz już idź!
 - Jesteś niesprawiedliwy! - odwróciłam się.
Od chodząc wywróciłam szafkę z narzędziami, która zrobiła dużo hałasu.
Wiedziałam, że później za to oberwę, ale teraz nie zważałam na to. Byłam wkurzona jak nigdy. Wzięłam swoje tymczasowe prawo jazdy i weszłam do Jeepa. Włączyłam na całego Linging Parka.
Poczekałam, aż się uspokoję i wyjechałam.
Do szpitala weszłam jak burza.
Szybko przeszłam przez całą odległość dzielącą mnie od Livi i po prostu wpadłam do jej sali. Leżał na łóżku, grając na gitarze.
 - Życie mi się sypie! - pożaliłam się.
 - Co się stało? - odłożyła gitarę i popatrzyła na mnie z troską.
 - Nie wytrzymuje psychicznie! - usiadłam obok niej na łóżku.
 - Opowiadaj...  - westchnęła.
                         Więc opowiedziałam jej wszystko począwszy od rozmowy telefonicznej z Harrym i Zayn'em, aż do mojej sprzeczki z tatą.
W kocu obie żeśmy uznały, że mam się iść leczyć.
Po 2 godzinach naszych rozmów zgłodniałam i musiałam iść coś zjeść. Zostawiłam Livie na chwile samą i poszłam do bufetu.
Wzięłam dwie powiększone porcje frytek ( wiem jak Livia uwielbia frytki) i dwie sałatki, torcik czekoladowy z napisem szybkiego powrotu do zdrowia i butelki coca coli. Miałam mały problem w przyniesieniu tego do sali Livi, ale w końcu mi się udało.
Jedna z pielęgniarek otworzyła mi drzwi i moim oczom ukazał sie mrożący krew w żyłach scena.
W sali znajdowała się Livia w otoczeniu piątki chłopaków i Danielle.
 - Nosz kurde... - powiedziałam - No i taki piękny dzień zjebany...
 - Tak my też cieszymy się, że cie widzimy. - przywitał mnie Louis.
Położyłam jedzenie na stoliku.
Nagle jakaś łapa sięgnęła po frytka, a ja w nią pacnęłam z całej siły.
 - Au! - powiedział blondyn. - no weź daj mi jedną! - zatrzepotał rzęsami.
 - Nie ma mowy! Jak chcesz frytkę to sam sobie kup! Są w bufecie...
 - Zaraz wracam... - powiedział wybiegając na korytarz - Jeszcze się zemszczę! - krzyknął.
O dziwo wybuchnęłam śmiechem.
Poczułam cmoknięcie na policzku. Już chciałam się odsunąć ale zauważyłam że to Danielle.
 - Hej kochana... - powiedziała
 - Hej - uśmiechnęłam się - a co wy tu robicie... - właśnie zauważyłam wielkie kolorowe balony w pokoju.
Poczułam, że ktoś mi zrywa kapelutek z głowy.
 - No ej! Oddawaj! - rzuciłam się na Harrego.
Był odemnie wyższy o prawie głowe i nie miałam z nim szans.
 - Jak mi go do trzech sekund nie oddasz to ucierpią na tym twoje genitalia! - zagroziłam            
O dziwo potraktował moją groźbę na serio i już w rękach miałam kapelutek.
 - Dzięki. - powiedziałam.
Usidłam na jedynym wolnym krześle jakie znalazłam i zaczęłam wcinać frytki. Po chwili wrócił blondasek.
Był cały zapakowany żarciem.
 - Co ty wykupiłeś połowę bufetu? - zapytałam.
 - Ty się do mnie nie odzywaj! Jestem na ciebie Fochnięty! - oburzył się.
 - Nie będę płakała. - odparłam nadal wcinając frydki.
                       Na całe szczęście Zayn się do mnie nie odezwał. Gdy w końcu skończyłam jeść Harry porwał mnie na zewnątrz. Z pretekstem, że idziemy kupić coś do picia.
 - Mam pomysł co możemy zrobić Zaynowi! - szepnął mi uradowany do ucha.
 - No to dawaj! - powiedziałam - mam nadzieje, że to będzie coś bardzo bolesnego!
Zaczał gorączkowo szeptać mi do ucha. Ogólnie pomysł mi sie podobał. Ale był troszeczke skomplikowany... ale realny w zrobieniu.
Wróciliśmy z automatu obładowani piciem. Byliśmy w świetnym humorze.
Weszliśmy do sali. Blondyn i Louis bili się, Livia patrzyła na to i cieszyła jape. Danielle stała w końcie i usiłowała rozmawiać przez telefon. A Liam... (chyba tak mu było) rozmawiał z Zaynem.
Położyłam napoje na łóżku Livi i oznajmiłam, że muszę już iść... była 15,00 a ja miałam Emilly odebrać z parku.
 - Możemy pogadać? - zapytał Zayn wychodząc za mną.
 - Mam mało czasu. Śpieszę się... - mruknęłam.
 - Chciałem cie za wszystko przeprosić... - powiedział, zatrzymując mnie i zmuszając bym patrzyła w jego oczy.
Patrzyłam na niego wyczekująco. Uniosłam brew.
 - I co to tyle? - powiedziałam z niedowierzaniem.
 - Yyyy... a miały być kwiaty? - zapytał speszony,
Puknęłam się dłoniom w czoło.
 - Kto mi się trafił? - wzniosłam oczy do nieba. - serio? Po naszej rozmowie wysiliłeś się na " chciałem za wszystko przeprosić "?
Sama nie wiedziałam do czego dążę.
Zayn patrzył na mnie znacząco.
 - Dobra ja już muszę lecieć. - strzepnęłam jego ręke z ramienia i podążyłam do drzwi.
 - Porozmawiajmy! - zawołał doganiając mnie.
 - Śpieszę się. - pchnęłam drzwi obrotowe.
Słońce grzało niemiłosiernie. Zaczęłam podążać do Jeepa. Zaparkowałam go praktycznie na samym końcu parkingu, obok mini parku dla pacjentów.
Ale Zayn szedł za mną. Przyczepił się mnie jak rzep psiego ogona!
 - To co mam jeszcze zrobić? Paść na kolana? Co dzień rano przynosić ci śniadanie do łóżka? - powiedział zaczepnie.
 - Z tym ostatnim by nie było trudno.. przeważnie wstaje po 13,00 - powiedziałam - Zostawiam to twojej inwencji twórczej.
Zbliżaliśmy się do Jeepa. Stał obok, różowego Mini Coopera. Wyciągnęłam kluczyki.
Zayn wyminął mnie i próbował jak "dżentelmen" otworzyć drzwi Coopera.
Oparłam ręce na biodrach.
 - Serio? - powiedziałam kręcąc głową.               
 - No co chce ci drzwi otworzyć... Znów coś źle zrobiłem?- powiedział unosząc brew.
Wyglądał tak słodko.
Puknęłam się dłonią w czoło.
Otworzyłam Jeepa i weszłam do niego.
Zayn patrzył na mnie z wielkim zdziwieniem. Nie zamknęłam drzwi.
 - Nie spodziewałem się - westchnął Zayn.
 - Powiedz mi jedno. Czy ty tak wolno czaisz, czy jesteś ślepy? - patrzył na mnie jak na wariatkę. Wskazałam na buty - glany, praca w warsztacie samochodowym... jeżdżenie na motorze. A ty myślałeś, że jeżdżę jakimś różową landrynką?  - wskazałam na Coopera.
 - Nie wiem... no sory ale nikt nie jest tak dobrym agentem, jak ty! - powiedział Zayn.
Ku mojemu zaskoczeniu ryknęłam śmiechem.
 - Jeszcze raz bardzo cię przepraszam za wczorajszy dzień... po prostu mieliśmy pecha... WIELKIEGO pecha.
Czułam się dowartościowana móc popatrzeć na niego z góry.
 - Z tym się zgodzę. - odparłam. Postanowiłam złożyć broń.
 - To co przymierz przeprosiny? Moge ci nawet załatwić bilety na nasz koncert...
 - Posłuchaj mnie uważnie - nachyliłam się nad nim - Nie słucham boy bendów... nie na widzę boy bendów... i nie znam waszego zespołu... a jak gracie inną mózykę niż rock, to możesz mieć pewność, że ja was NIE będę słuchać! - powiedziałam to bezbarwnym głosem. Tak... na bardzo długo złożyłam broń... - To cześć!
Zamknęłam drzwi.
Zayn był zaskoczony,
Załączyłam samochód.
Wyjechałam z parkingu omijając Zayna,
***
Po dwudziestu minutach parkowałam już przy parku. Zostawiłam wszystko w samochodzie. Zamknęłam go i wzięłam kluczyki. 
Z oddali słyszałam już krzyki dzieciaków. Podążyłam za nimi. 
Mieli mały turniej z grami i zabawami. 
Dzieci było wszędzie. 
Na dodatek były tak samo ubranie i nie miałam pojęcia jak miałam znaleźć moją małą siostrzyczkę. 
No ale słyszałam jak jakieś dziewczynki się kłóciły. Przepraszam dwie dziewczynki i jedna nastolatka. Megan. Wprost się uwielbiałyśmy. Kochamy się od pierwszej klasy podstawówki kiedy to podłożyła mi nogę. Jeszcze wtedy byłam grzeczną dziewczynką ale po spotkaniu tej diablicy wszystko się zmieniło. Nienawidziłyśmy się. Livia do naszej wojny została wplątana przez przypadek... ale mamy takie same zdanie na jej temat. Po prostu Megan Wighte zaliczyła wszystkich chłopców w naszej budzie. Na szczęście wyszła już ze szkoły. I krzyżyk na droge!
Megan była śliczną blondynką... uwielbiała róż i miała pudla imieniem Fifi. A także na swoim końcie miała dwie operacje plastyczne nosa...
Kiedyś grałyśmy w koszykówkę i tak jakoś mi się piłka wymsknęła z rąk... Złamanie nosa z przemieszczeniem...
Obok niej stał jej mały klon Betty. Była kropka w kropkę swoją siostrą.
Słyszałam tylko urywki ich rozmowy.
 - Ty mała smarkulo! - wydarła się na Emily - to jest zabawka MOJEJ siostry więc z łaski swojej oddaj jej ją! - powiedziała.
Miałam wrażeni, że chciała uderzyć Emily... ale jednak się powstrzymała.
Nie zauważyła mnie, stałam za jednym z drzew w cieniu. Zastanawiałam się gdzie jest przedszkolanka.
 - Nie oddam! To jest moje! - Emily schowała za plecy białego konika, którego dałam jej kiedyś na urodziny.
 - Nie kłam smarkulo! - Megan wydarła się na nią i po pchnęła ją.
Emily upadła
Zmartwiłam się. Gdzie jest przedszkolanka? - myślałam gorączkowo. Włączyłam telefon i zaczęłam nagrywać całą scenkę.
Było to trochę okrutne z mojej strony... ale musiałam nagrać Megan jak zachowuje się w pracy. Tak Megan była opiekunką grupy.
Dlatego, żadne z dzieci nie zareagowało. Bały się Megan. Po prostu ich terroryzowała.
 - Odczep się odemnie ty obłąkana wariatko! - krzyknęła na nią Emily.
Moja szkoła! - pomyślałam z dumą.
 - Nie będziesz się tak do mnie odzywać smarkulo! - ryknęła Megan.
Przez chwile myślałam, że żuci się na Emily. Ale nagle się uspokoiła.
 - Ty mała gówniaro! To ty nie wiesz, że Ja tu żądzę?! Jak ja cos powiem to masz się mnie słuchać! Więc ty mała suko oddaj tę zabawkę Betty!
Blondynka jednym szarpnięciem postawiła moją siostrę na nogi i wyrwała jej konia z rąk.
Tego już było za wiele.
Wyszłam zza drzew chowając telefon do kieszeni.
 - No proszę, proszę. - powiedziałam. - widze, że tyranię szerzysz nawet u przedszkolaków Wight. - jej nzwizko prawie wycedziłam przez zęby,
Megan jak oparzona podskoczyła i odwróciła się w moją stronę.
 - Czego chcesz Weslay? - wycedziła przez zęby.
 - Nie wiem czy wież ty różowa ropucho - warknęłam - ale dręczysz moją siostrę. I właśnie złamałaś kilka paragrafów... pomyślmy,,, - zaczęłam wyliczać na palcach. - przemoc, zastraszanie, kradzież... nie wypełnianie obowiązków opiekunki. - uśmiechnęłam się do niej perfidnie.
 - Ty się nie odzywaj KRYMINALISTKO! - warknęła przestraszona.
 - Tak?! O ile wiem mam prawo głosu... - no tak nie miałam czystych papierów - a po za tym, za pare mandatów nie idze się do więzienia. - powiedziałam
Podeszłam do Emily i podniosłam ją.
 - A teraz bardzo ładnie proszę - zwróciłam się do Betty - oddaj mojej siostrze jej własność. - nadstawiłam dłoń.  - drugi raz nie powtórzę.
Betty patrzyła na mnie z przerażeniem. Ale odała mi za zabawkę. Wręczyłam ją siostrze.
 - Grzeczna dziewczynka. - uśmiechnęłam się do niej. - a i jeszcze gdzie moge odpisać Emily z tego wariatkowa? - zapytałam Megan. - chyba możesz mi udzielić takiej informacji? - uniosłam brew.
 - Jedynie opiekuni moją odpisać dzieci. - warknęłą Megan.
 - Aaaa to pogadam z tatą... napewno się zgodzi po obejrzeniu tego. -  wyciągnęłam telefon i włączyłam filmik.
 - Cooo?? Allle allee... jak?! - Megan nie wiedziała co powiedzieć
 Zacmokałam.
 - No no no... takie rzeczy? W pracy?... uf... jeszcze prace przez znajomość.... a tak... zapomniałam przecież nie napisałaś matury... - pokręciłam głową  - no no lepszej prazy już możesz nie znaleźć.
                      Uśmiechnęłam się perfidnie do Megan i odeszłam z siostrą. Nie powiedziałyśmy do siebie ani słowa. Zapięłam jej pas.
Gdy już siedziałam w fotelu odetchnęłam z ulgą.
 - Byłaś niesamowita! - wy piszczała Emily.    
  - Dzięki! - poczochrałam ją po jasnych loczkach.
Tak jako jedynej w rodzinie trafiły się jasne włosy i loczki po mamie, Ja z moim rodzeństwem odziedziczyliśmy wygląd po tacie... a Emili była kropka w kropkę moją mamą.
Krótkie blond loczki i niebieskie oczy. Cała mama.
Włączyłam silnik i ruszyłyśmy.
 - Długo się nad tobą znęcała Megan? - zapytałam siostrzyczkę.
 - Nie dziś zmieniała Alice. Było nawet fajnie do puki przeczytała moje nazwisko. A później istny koszmar. - jak na pięciolatkę była strasznie wygadana.
 - Dałam jej popalić co? - powiedziałam uśmiechając się.
Włączyłam radio. Właśnie leciała jakaś piosenka Pop, śpiewana przez jakiś chłopaków. Przełączyłam, a Emily zaczęłą się drzeć.
 - Zostaw! To moi chłopcy! PRZEŁĄCZ! Bo zaczne piszczeć! - co za mała spryciula.
 - Dobra już dobra! Ale przestań się wydzierać! - włączyłam na nowo.
Moje uszy tego nie wytrzymią. Były bardzo delikatne.. nie lubiły słuchać jakiejś radiowej szmiry,
 - Boziu oni są boscy! - Emily zaczęła trajkotać - mieli w X factorze 3 miejsce.... ale piosenki miodzio! Uwielbiam ich.. są tacy przystojni... Harry, Louis, Liam, Zayn Niall... po prostu! Oni to Bogowie...
Coś mi świtało te imiona... O kurna!
Za gwałtownie zaparkowałam w garażu i troche nami szarpnęło.
 - Czy ty chcesz nas zabić? - zapiszczała przerażona Emily.
 - Jak ten zespół się nazywa?! - zapytałam gorączkowo.
 - One Direction. - Emily rozpięła sweterek.
Miała koszulkę ze zdjęciem chłopaków, których wczoraj poznałam.
O kurde... Moja siostra za nimi szalała... Boże dobrze, że nie czyta gazet.
 - Znasz Zayna!!! -wy piszczała - byłaś na pierwszych stronach gazet!! Ej załatw mi autograf.... albo nie bilety na ich koncert! Prosze prosze prosze! - zrobila minkę bezdomnego pieska.
Pobiła tym o głowę Louisa.
 - Nie ma mowy! -  zaprzeczyłam - to był przypadek! Ja go nie znam! - broniłam się
 - Załatw mi bilety... albo powiem tacie o imprezie... - to był ewidentny szantaż!
Zrobiłam kiedyś imprezę pod nieobecność taty... a teraz Emily mnie tym szantażuje!
 - Ty mała! - uczeń przerósł mistrza! -zaklęłam pod nosem.- dobra! wygrałaś!
Emily zapiszczała, cmoknęła mnie w policzek i dosłownie wyfrunęła z auta.
Ja natomiast nie miałam innego wyboru.
Wzięłam telefon i wybrałam numer Zayna.
 - Tak? - usłyszałam jego głos w słuchawce...
 - Hej... tu niedoszły agent... - tak zebrało mi się na dowcipy. Zayn parsknął śmiechem. - A w kwestii biletów....



No i kolejny rozdział. Troche długaśny i w niektórych miejscach zalatuje nudą... No ale cóż... Wielkim artystom tez się wena kończy:P
Chciałybyśmy wam wszystkim serdecznie podziękować, że chce wam się czytać naszego bloga:D Jesteśmy wam bardzo wdzięczne:* Dziękujemy wszystkim za komętarze i zachęcamy do dalszego komentowania:D Im więcej komentarzy tym szybciej bd notki:D
Dziękujemy wam serdecznie za ponad 1200 wejść!!!
Jeszcze raz wam dziękujemy, że marnujecie czas czytając naszą opowieść:D
Serdecznie pozdrawiamy!!
Zakręcony Duet:* <3  

7 komentarzy:

  1. Masz fajne pomysły na rozdziały. Zycze weny. Ogólnie opowiadanie moim zdaniem świetne. I jestes na dobrej drodze zeby osiagnac sukces. :)
    zapraszam do komentowania u mnie
    http://69-imagination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny.!!! Kurde "uczeń przerósł mistrza" ; D
    Jestem ciekawa czy da jej te bilety, ale zapewne tak. I niech ona się już do nich przekona, nooo. Proszee. ; p

    Czekam na kolejny ; *** <3

    +zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. hah :p kocham tą Emily ^^ nie no uparta jak osioł jest ta Alex :p no i jak zawsze jest mój ulubiony tekst: Hej.. tu niedoszły agent xp czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się ten blog . Rozdziały i fabuła są świetne , ale robisz mnóstwo błędów co utrudnia czytanie .

    thekaxii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział <3 Hah,no i dobrze sobie z nią poradziła ;P Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hah, Emily to mniejsza kopia Alex ;p Alex świetnie poradziła sobie z tą jędzowatą landrynką.
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super ! Jesteście bossskie < 33

    OdpowiedzUsuń