wtorek, 16 października 2012

Rozdział 42

 - Jak to nie ma zasięgu?! - wydarłam sie na pół lasu - To spraw aby był! Nw... klaśnij w dłonie, stań na uszach, ale zrób ten cholerny zasięg!
Spojrzał na mnie gniewnie:
 - A jak ja niby mam to zrobić? Czarodziejką nie jestem! - bronił się.
 - To chyba się ostatnio w lustrze nie widziałeś! - mruknęłam - och przepraszam... przecie ty nie umiesz żyć bez lustra! Założę się, że zagapiłeś sie w swoje odbicie i dlatego zjechałeś z drogi! 
Poczerwieniał jak burak.
 - Wcale, że nie! - zaprotestował - to ty zawsze musisz znaleźć dziurę w całym! Nie możesz przyjąć do wiadomości, zę było ślisko i wpadłem w poślizg?
Zaśmiałam mu się w twarz:
 - Jak ja bym ci tej wymówki nie podała to byś sam tego nie wymyślił! - prychnęłam - twój mózg jest wielkości orzeszka!Grrrrrr! Jesteś takim bezmyślny! Dlaczego nie patrzałeś na drogę? Teraz wylądowaliśmy w lesie i jeszcze jakiś Pedobear przyjdzie i nas zgwałci.
Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem:
 - Jedne osoby nawet nie muszą na Pedobear;a czekać. Chętnie sie nimi zajmę.
Spojrzałam na niego moim najbardziej morderczym spojrzeniem. Pięć sekund później. Kurwa! To nie działa! On nadal stoi! Dziadostwo...
 - Wiesz... jak na światową gwiazdę to jesteś strasznym lamusem i lamą... nie wspominając już o tym, zę jesteś pedofilskim niewyżydkiem seksualnym, jakiego świat nie wiedział.
Wstałam i wzięłam na ręce małą. Nie chciałam ją po lesie gonić więc wolałam ją nosić. W sumie byłam ciekawa rasy. Moje pojęcie o psach skończyło się na Dogu Niemieckim, Owczarkach Niemieckich, Labradorach, Yorkach, tych takich małych z wyłupiatymi oczami, co się ciągle trzęsą i tych co spadły z czwartego piętra i jamniki.
Tak więc miałam naprawdę małe pojęcie o rasach psów.
Wyszłam na drogę i przystanęłam na poboczu. Może ktoś pojedzie i złapie go a stopa? Tylko abym nie trafiła na jakiegoś gwałciciela.
 - Co ty robisz? - zapytł ten debil.
 - Czekam aż mi chuj wyrośnie aby ci go wsadzić. - odpyskowałam i na tym sprawa zamknęła się.
Stałam tak przez godzinę. Ani jednego zasranego samochodu.
Byłam zmęczona, wściekła, poirytowana, jeszcze bardziej wściekła i zmęczona.
Zeszłam z drogi i usiadam w moim poprzednim miejscu. Dupę tez tam grzał Zayn. A moim postanowieniem było, przyłożyć mu jak się odezwie.
 - Ostatni raz z tobą jechałam! - oświadczyłam.
Uniósł głowę.
 - Nikt ci nie kazał do niego wsiadać. O ile dobrze pamiętam to ty po wejściu do niego zaczęłaś mnie namiętnie całować i nie chciałaś przestać. - wyszczerzył się.
Gdzie jest moja siekiera? Gdzie jest moja siekiera? KURWA! Została w domu. Ma chłopak szczęście! Ale chwila... może ma coś bolesnego w taszce!
 - To było dawno i nieprawda! - zaprotestowałam.
Spojrzał na mnei znacząco:
 - Prosze cię! Nie jesteś oryginalna! Ten twój tekst znam już na pamięć! Zmień go albo wg sie zamknij! - dogryzł.
Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, które do jasnej cholery nie działało!
 - A chcesz sie bliżej poznać z moją pięścią? Naprawdę mogę ci to załatwić! - powiedziałam to nawet nie podnosząc głosu. Wyszło to nawet bardziej złowieszczo.
Na tym skończyła sie nasza jakże o ekscytująca rozmowa.
Powoli się ściemniało, a my nadal tu gniliśmy.
Westchnęłam i wstałam.
 - Gdzie idziesz? - zapytał chłopak również wstając.
 - Nie mam zamiaru tu tkwić całą noc. Może jak wyjdziemy z lasu to najdziemy pomoc.
Cyba uznał to za sensowny pomysł gdyż nie skomentował go.
Przez cały czas szłam pierwsza i miałam niemiłe uczucie, że Malik ciągle gapi się na mój tyłek. Walić to. Jest nie wyżyty niech se popatrzy... Ale to było niebezpieczne... a jak dostanie chcice na spermobombę? Zostałam do odszczału.. fuj...
Nie zważałam na to i szłam dalej. Po jakiś trzech kilometrach zdjęłam botki i sadziłam je do torby. A w tedy co suczka zrobiła? Nawiała do lasu!
 - Goń ją! - Wydarłam się na chłopaka.
        Ten rzucił sie za nią biegiem. wyglądał przekomicznie, ale znacząco zbliżał się do pieska. Piędziesiąt metrów dalej już ich nie widziałam. Po jakieś minucie stając sama na środku drogi uznałam, ze najlepiej będzie ich poszukać... Kurwa... Nienawidzę lasów nocą. Wydaje podejrzliwe dźwięki i nie wiesz z której strony masz się obawiać zagrożenia.... a jeszcze to wszystko rzuca cienie. Zagłębiłam się w las. Słyszałam pohukiwania sowy i od czasu do czasu spłoszyłam jakiegoś ptaka, wtedy odwracałam się w panice.
Nie miałam pojęcia dokąd idę. Było ciemno i dam wiarę, że zabłądziłam.               
 - Spoko Alex... Nie panikuj... Zaraz Zayn wyskoczy z krzaków próbując Cię nastraszyć. Idź na luzie... Bo co się może stać? Spotkasz miłego niedźwiadka, który rozerwie cię na strzępy, albo nie jakiegoś wilka... tak.. wilka... albo nie! Zza krzaków wyskoczy jakiś Pedobear, który wciągnie mnie za krzaki i boleśnie zgwałci. Spoko Alex! Nie masz się czego obawiać.
Coś za moimi plecami strzeliło, a ja wydarłam sie jakby mnie ze skóry obdzierali.
 - Zamknij się! - syknął Zayn zakrywając mi usta.
Z całej siły uderzyłam fo w ramię.
 - Wiesz jak mnie nastraszyłeś?! Myślałam, że mi serce weźnie wstanie i wyjdzie... Dupek. - zakończyłam swój krótki monolog, a chłopak się roześmiał - dupek. - powtórzyłam.
 - Nie mów, że boisz sie ciemności? - zakpił - mam cię potrzymać za rękę?
W samą porę zatrzymał moją dłoń, kóra leciała w stronę jego twarzy.
 - Nerwowa jesteś nawet jak na ciebie. - zgromiłam go za tą wypowiedź spojrzeniem.
Popatrzyłam na niego. Pot się z niego lał ale jakoś suczki nie zauwarzyłam. Palant nie złapał jej... ta  teraz bd ją szukać... O tym marzyłam.
 - Pierdzielony palaczu jakbyś odstawił te zasrane szlugi to byś złapał mała... ma tak straszysz niewinne osoby. - dźgnęłam go łokciem w żebra.
Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem.
 - Ta niewinna, wredna, mała osóbka zajebała mi drogie cygara... Nie mówiąc już o całym zapasie szlug... a co mi dała w zamian? Gumy i plastry antynikotynowe... wielkie dzięki.
Pokazałam mu z satyswakcją język.
        Szliśmy dalej w ciszy. Drzewa rzucały przerażające cienie. Sowy huczały na gałęziach, a wiatr poruszał liśćmi... Nienawidzę chodzić nocą w lesie! Przypomina mi się sytuacja jak byłam z kuzynami w Polsce, i graliśmy w podchody... kuzynka zaprowadziła nas lasem na cmentarz... oczywiście schowaliśmy sie za nagrobkam. Było ciemno jak w dupie u murzyna, zimno jak w chłodni i przerażająco. . Nagle ktoś zaczął na nas wrzeszczeć i gonić za nami z łopatą. JA jeszcze w życiu tak szybko nie biegałam... masakra... nie zapomniene wspomnienia. Wpadliśmy do lasu i wplątaliśmy sie w jakieś sznury... z kuzynostwem zaczęliśmy wrzeszczeć i na zmianę płakać... w końcu po godzinie znaleźli nas roztrzęsionych i wymarzniętych... dziadek dostał hajny, a mama od razu z nami do Brytanii wyleciała. Alan się z tego nabijał ale zawsze był uciszany moją pięścią... Zawsze z niego było homo nie wiadomo... i mięczak... ale w końcu dorósł i jest wzorowym bratem.
         Coś strzeliło a ja prawie wskoczyłam na Zayn'a. Ku jego pełniemu rozbawieniu. Pierdzielony kretyn. Najchętniej to bym mu ten uśmieszek własną ręką starła...
 - Jak chcesz to mogę cię wziąć na ręce. - poczułam jego ciepły głos na moim lodowatym uszku.
Spiorunowałam go wzrokiem.
 - Rękami to się możesz onanizować się. - odgryzłam się pięknym za nadobne.
Spojrzał na mnie lekceważąco.
 - Nudzisz mnie. - zaśpiewał.
Wywróciłam oczami.
 - Pierdziel się! - odparłam.
Szliśmy w ciszy... A moja głupia wyobraźnia fantazjowała na temat Pedobearów wychodzących z lasu... Tak moja psychika jest zboczona.
W oddali zauwarzyłam coś jasnego.
 - ŚWIATŁO! - i puściłam się biegiem w stronę jasnej plamki.
Kurwa. Dwa razy wyskoczyło mi na droge drzewo... coś mi się zdaje, że mój nos wygląda jak rozdeptany pomidor... ale kij z tym! Ja chce do światła!! A mówią, aby nie iść w strone światła...
Za sobą słyszałam krzyki Zayn'a... Może go zgubie? I tak zaraz bd dyszał jak stary dziad... powinien odstawić szlugi. A jak nie to wpierdol.
Przebiegłam ostatnie 200m i wpadłam na polanę.
Odetchnęłam z ulgą wybiegając z lasu... nie nawidzę lasów.Rozejrzałam się po polanie. I co ujrzałam? Merdający ogon, który na mój widok zaczął piszczeć i skomleć. Wzięłam małego urwisa na ręce i spojrzałam na nią.
 - I co ty mały szaleńcu? Musisz wszystkim uciekać? - potarłam jej główkę. - a teraz mi powiedz gdzie jesteśmy...
Rozejrzałam się po okolicy.
W odległości 500 metrów zauważyłam latarnię oświetlającą szosę. A na środku polany, kontury jakiejś starej rozpadającej sie chatki.
Przekrzywiłam głowę w tym samym momencie, kiedy zdyszana masa ciała, zwana potocznie Zaynem Malikiem wturlała się na polanę dysząc niemiłosiernie.
Zlekceważyłam go. Bardziej mnie interesowała ta latarnia.
 - Ja idę na szosę. Moze będzie zasięg - właśnie wpadłam na pomysł - daj mi sznurówkę z buta! - spojrzał na mnie jak na wariatkę. - zrobie prowizoryczną smysz dla niej. Nie patrz tak na mnie!
Zaczęłam na niego wrzeszczeć ale w końcu uległ i dał mi ta sznurówkę. Tak jak mówiłam zrobiłam z niej smycz i już nie musiałam wszędzie nosić małej.
W  tym czasie Malik ogarnął się i wstał z ziemi. Jego oddech słyszałam z odległości 3 metrów... świszczał jakby połknął gwizdek...
Przez cały marsz nie odzywaliśmy się do siebie. Nie miałam o czym z nim rozmawiać i vice versa. On chyba ciągle rozpamiętywał moje słowa...
Kij mu w oko.
         Weszłam na szosę i rozejrzałam się. Nagle znieruchomiałam i wbiłam wzrok w miejsce po prawej stronie szosy.
 - Czy ten świat se kpi czy w kulki leci? - w oddali widziałam zarys  naszego samochodu w drzewie. - jak żeśmy tam byli to było cima jak w dupie a teraz lampy oświecili! - zaczełam bulwersować się.
Zayn spojrzał na mnie jak na wariatkę.
 - Ja myślałem, że bardziej cie zainteresuje fakt, że po lesie kręciliśmy się w kółko... - podrapał się po głowie - jestes zadziwiająca.
 - Chyba bardziej poirytowana! - ofuknęłam go - Co za pierdzielony dzień! - zaczęłam sklinać na czym świat stoi - sprawdź zasięg.
Zaczęłam się rozglądać.
Weszłam na szosę zostawiając Zayna samego. Kurwa! Ani jednego samochodu no!! Pierdzielone zadupie!
        Nie wal głową o jezdnie, nie wal głową o jezdnie... wyżyj się na Zaynie... Czułam się jak Gollum z Władcy Pierścieni, on też wpadł w paranoje i gadał do siebie... tylko że ja konwersację przeprowadzam w myślach... Boże! Musze skończyć przedawkowywać uspokajacze... odbija mi... Jeszcze brakuje mi jednorożcy i misi gwałcących małe dziewczynki... Dobra... kończę.
 - Nie ma zasięgu. - powiedział bezradnie.
 - Tego się spodziewałam geniuszu. - dogryzłam mu.
Spojrzał na mnie tępo
 - To po co kazałaś mi to sprawdzać? - zapytał z kpiną.
Spojrzałam na niego ze znużeniem:
 - Z nudów.
Szybkie ewakuowanie sie z miejsca zanim Zayn wybuchnie... ale ku mojemu niezadowoleniu stał jak jakaś pierdzielona świątynia spokoju. Ja go zaraz rozszarpie...
Tak i jestem poirytowana.
Pokręciłam sie przez chwilę w miejscu myśląc co mam zrobić. W końcu uznałam, że nie ma innego wyjścia i trza zapukać do tego domku jak z horroru.
 - Jedyną nasza nadzieją jest ten domek - w końcu Zayn odważył sie coś powiedzieć.
Musiałam niecętnie przyznać mu racje
 - Prowadź. - rozkazałam - jeśli bd głodni rzucą się na ciebie. Jesteś bardziej mięsisty. - gadałam do jego pleców.
Przystanął, a ja na niego wpadłam.
 - Czy ty coś sugerujesz? - zapytał.
Jakby nie wiedział.
Uśmiechnęłam sie do niego niewinnie:
 - Rozmyślam na głos jakby się ciebie pozbyć... nic więcej - uśmiechnęłam sie do niego.
Westchnął i przewrócił oczami.
 - Zachowujesz się jak dziecko. - podjął marsz w stronę chaty.
Wzruszyłam ramionami.
 - Czyli tak jak zawsze. - mruknęłam pod nosem.

 - Nikogo nie ma. - oznajmił chłopak, kiedy po raz trzeci nikt nie otworzył.
Stałam przed schodami tuląc do siebie suczkę.
Wspominałam, że te domek wygląda 100razy bardziej przerażająco z bliska?
      Dobek był zrobiony z surowego jasnego drewna, które już gniło, a z niektórych stron dało się zauważyć mech.Wszystko się sypało. Okiennice krzywe, okna zasłonięte, dach dziurawy. Nie mówiąc już o tym, że gdy stąpało się p deskach, a te skrzypiały jak w najgorszym horrorze.  
Osobiście nie miałam zamiaru wchodzić na nie. Stałam więc w bezpiecznej odległości, a puściłam na pożarcie Zayna. Jego mi nie szkoda...
Kurwa... muszę przestać tak myśleć.
Odkąd wyznał mi miłość... zaczynam wariować i przy tym czuje się nieswojo... Ja chce do domu!!
Tak tak... przesadziłam z narkotykami... za dużą działkę wzięłam, a że dobre to mi się troche a dużo wzięło... a w sumie mój diler mi postawił dobrą mieszankę...
Dobra... obiecuje pójdę się leczyć.   
 - Zapukaj jeszcze raz morze śpią. - zaproponowałam.
Ten westchnął.
Zapukał.
Czekamy, czekamy, czekamy.
Cisza.
 - Alex to bez sensu. - powiedział poirytowany - wracajmy do samochodu. Za niedługo zaczną nas szukać.
Próbowałam mnie uspokoić. Coś średnio mu to wychodziło.
Jęknęłam:
 - Dobra...
Odwróciłam się.  
Usłyszałam kroki Malika na werandzie. A zaraz po nich coś strzeliło i słyszałam jedynie krzyk bólu i zawodzenie szatyna.
Odwróciłam się szybko.
Chciałam zobaczyć co znów ten pajac zrobił.
Przekrzywiłam głowę w lewą stronę i zastanawiałam sie jak on tam wlazł.
Aż do kolana był uwięziony w werandzie, a reszta jego ciała dziwnie podskakiwała i gibała się we wszystkie strony.
Widząc tą scenkę mimowolnie ryknęłam śmiechem.
 - I o cie bawi? - warknął w moją stronę -  Lepiej mi pomóż!
Naśmiewałam się z niego jeszcze przez kilka długich sekund, zrobiłam mu zdjęcie i podeszłam do niego z pomocną dłonią.
 - Czekaj ja ciągnę, a ty... spróbuj sie uwolnić. - wystękałam. Na nic lepszego nie umiałam wpaść.
Spojrzał na mnie jak na debila ale powstrzymał się od komentarza.
Zaczęłam go ciągnąć za rękę. Ganek okazał się bardziej śliski niż przypuszczałam i co chwile musiałam walczyć z równowaga. Pierdzielone drewno.
W końcu Zayn prawie wyszedł.
Pociągnęłam go jeszcze raz. Poślizgnęłam się na podłodze, wpadłam na drzwi, które swoim ciężarem wyrwałam z zawiasów i przeturlałam sie do środka, wzbijając tumany kurzu.
Zaczełam kaszleć jak stary palacz.
Nie potrafiłam złapać powietrza, a w moich płucach znajdował się chyba tona kurzu. Głupie szczęście.      
Zamrugałam kilka razy, aby odgonić łezki, które mi naleciały wraz z kurzem. Ustawiłam se ostrość i rozejrzałam się po domku.
Najpierw poczułam smród, a później coś włochatego przygniotło mnie do podłogi.     
Zaczęłam sie wydzierać w niebo głosy.
Próbowałam sie jakoś z tego wydostać, ale po pierwsze to byó za ciężkie, a po drugie nie chciałam tego dotykać.
 - ALEX! - usłyszałam krzyk Zayna.
Byłam na skraju załamania nerwowego i już szlochałam.
        Nie miałam pojęcia co mnie przygniotło, ale wystarczyło, że śmierdzi i widziałam, że coś metalowego  z ząbkami dynda mi nad głową. Zaczęłam panikować i głośniej się wydzierać.
W końcu moje modły zostały wysłuchane i w drzwiach pojawiła sie sylwetka chłopaka bez buta. Doskoczył do mnie i po kilku sekundach wyciągnął mnie z pod tego włochatego, czegoś.
Gdy w końcu uwolniłam sie od kupy śmierdzącego futra, zaczęłam to kopać, aż się uspokoiłam... Dopiero wtedy osunęłam się na kolana i próbowałam pozbierać się do kupy.   
 - Do jasnej kurwy nędzy! Co to JEST?! - wskazałam na mase futra.
Chłopak patrzyła na to z bezpiecznej odległości... czyli z dala ode mnie.
 - Na mój gust to wypchany niedźwiedź.
Skakałam wzrokiem to na trupa, to na prawie trupa. Zbytwielkiej różnicy nie było... No tak... Alik sie goli to przez to.
 - Kto jest tak mądry aby coś takiego w domu trzymać? - spytałam bardziej do siebie iż do niego.
Spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem
 - A co ja wróżka? - spytał. Już otwierałam usta aby mu sie odgryźć... - Nie odpowiadaj - uciął.
Jeden debil, drugi debil, trzeci debil... Jestem otoczona samymi debilami!
 - Zapal światło nakazałam.
Zaczął po omacku szukać włącznika. W końcu usłyszałam klik i jedna lampa się zaświeciła. A to co ujrzałam mnie przerażało.
         Na ścianach zawieszone łby jakiś zwierząt, począwszy od saren, dzik, łosi itp. Z sufitu zwisały jakieś metalowe łapki na zwierzęta i narzędzia tortur jak mniemam...  A d tego na ścianach i podłodze stały spreparowane zwierzęta. Jakieś ptaki, ssaki itp. To miejsce wyglądało upiornie.
Usłyszałam skomlenie i z ciemności wyłoniła sie suczka. Za nią ciągnęła się sznurówka Zayn'a. Wzięłam ją aby nie uciekła.
 - Rozejrzyjmy się. - zaproponował chłopak.
Poszedł w stronę jakiś drzwi, przy których siedziała martwa sowa i patrzyła na nas szklanymi oczami. Aż niemiło się robiło. Te oczy zdawały sie upiorne.
Weszliśmy do... KUCHNI?!
Nie no spoko. Domek jak z horroru... brakuje mi jeszcze sai do krojenia trupów i szwaczek co szyją skóry jak w dalmateńczykach... Nawiedzony dom Cruelli de Mon.
W "kuchni" znajdował się tylko: stół, dwa krzesła, lodówka, komoda i piec. To wszystko.
 - Głodny jestem.
Czy on chce oberwać w ryj?
Podszedł sobie od tak do lodówki i otworzył ją.
 - Pierdole! Co to jest?! - wytarł się.
Podeszłam do niego zaciekawiona.
Spojrzałam mu przez ramię.
 W różnych słoikach napełnionych formaliną pływały różne części ciała zwierząt. Uszy, oczy, serca, ogonki itp.Z trudem powstrzymałam mdłości.
 - Weź to zamknij bo inaczej do kolekcji dołączy mój paw.  - skwitowałam.
 - Co to za pierdzielony dom strachów? - spytał Zayn.
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
 - A co ja wróżka?
Wyszczerzył się.
 - Nie...
Przerwał mu odgłos telefonu.
Oboje podskoczyliśmy do sufitu.
Spojrzeliśmy na siebie.
 - Telefon działa, a nie ma zasięgu! - powiedział.
Uniosłam brew.
 - Czuje się jak w Ringu. - zmieniłam tonacje głosu, na gruby i męski - za siedem dni umrzesz... nie sądzisz że to głupota? Sprawdze kto to.
Nie czekając na odpowiedź obiegłam do telefonu.
Usłyszałam za sobą krzyki ale sie nimi nie przejmowałam.
Wzięłam głęboki oddech.
Podniosłam ostrożnie słuchawkę.
 - Nagraj wiadomość. - powiedziałam głosem automatycznej sekretarki.        
Przez chwile nikt po drugiej stronie się nie odezwał... ale po chwili:
 - Znajdujesz się na moim terenie - powiedział gruby, przerażający głos - widzę co robicie, wiem gdzie jesteście... mogę...
 - Niall poco się produkujesz przecież nie odebrali!
Świerszcz, świerszcz, świerszcz.
Naćpałam się kurzu czy właśnie słyszałam głos Styles'a?  
 - Trzymaj mordę! - usłyszałam szept Louiego.
 - Przecież tam nie ma sekretarki! - syknęła Livia.
Usłyszałam jak coś uderzyło i jęk Harrego.
 - Następnym razem będzie mocniej! - zagroziła Danielle.
No chyba nie wytrzymam.
 - Kto chce wpierdol? - warknęłam do słuchawki - Zafunduje wszystkim strzał w głowę jak nas stąd do 2 minut nie zabierzecie! - mój mózg dopiero teraz zaczął kojarzyć fakty. - Wyście są pojebani?
Wszystko się we mnie gotowało a wybuch dopiero miał nastąpić. Oj biada im!



Sorry że tak długo ani widu, ani słychu, ale Liceum to nic łatwego. Po dziękujcie babką z maty i niemca, że siedzę od rana do wieczora nad zeszytami. Pierdzielone przedmioty.
Zdaje sobie sprawę z tego że notka jest słaba.... ale pisałam raz na kilka dni i moje pomysły się traciły i cały sens się ulotnił...
Postaram się dodawać notki raz na tydzień lub w najgorszym wypadku na 2 tyg:P
Pozdrawiam:P 

wtorek, 2 października 2012

Rozdział 41

 Reaktywowałam bloga!! Zapraszam do czytania:D


 - Alex... Kocham Cię....
On se kpi czy na głowę mu siadło? Musiał ćpać i to beze mnie. Coś mi się zdaje, że jednak pozbawię go ojcostwa.       
         Te wa słowa zdziałały więcej niż kubeł zimnej wody wylany na głowę. Odkleiłam sie od niego i odskoczyłam trzy metry do tyłu. Byłam przerażona tym co się stało... kurwa tak nie miało być! Zayn wyglądał na zaskoczonego moją reakcją... i dobrze. Odeszłam jak najdalej od niego  i zaczęłam się poprawiać.
 - Co jest? - uniósł się na rękach.
Próbowałam na niego nie patrzeć.
 - To nieodpowiedni moment.
Ubrałam na siebie szal i poprawiłam włosy.
         Zayn był dość zdezorientowany... tak jak ja. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Jak mu powiedzieć, że nie interesuje mnie? Wcześniej było łatwiej... wiedziałam, że Zayn za mną szaleje bo aż tak ślepa nie byłam... Ale teraz jego wyznanie... Wiem, że zachowuje sie jak wredna suka... Kiedyś taka nie byłam... ale to już zaszło za daleko. Nie byłam na to gotowa i nie wiedziałam co mam zrobić. Najchętniej wybiegłabym z domu i zadzwoniłabym do Livi. Ale nie mogłam tego zrobić.
Chłopak wstał i zaczął się do mnie zbliżać. Odsuwałam się od niego. Wyglądało to dość dziwnie. On robił krok w moją stronę, a ja robiłam krok w tył, bardzo interesując się wyglądem swoich botków.
 - Alex nie bój się... - powiedział łagodnie - to moja wina... pośpieszyłem...
Chwycił mnie za dłoń. Ujął ją w swoje dłonie i zaczął ją delikatnie gładzić.
         Nie miałam serca by mu ją wyrwać... I tak wiem co za chwile nastąpi, a wolałam tego uniknąć... chciałam uciec stąd na swoim jednorożcu, wejść do Hogwartu, upić się soczkiem z Gumijagód i pójść w tan z siedmioma krasnoludkami, a na końcu wejść do szafy, znaleźć sie w Narnii i zabawić się z Aslanem, a później już zostało odnalezienie Atlantydy, po czym znaleźć dziurę białego królika, wpaść do niej i znaleźć się na Marsie w śród chmary mężczyzn, którzy zrobią ze mnie swoją, królową i obdarzą wielkim czarnym smokiem. Tak wiem jestem pojebana. Ale cóż poradzić?
Oderwał jedną dłoń i zaczął muskać palcami mój policzek i usta.
Jego dotyk był magiczny, zaczarowany... aż chciało się więcej.
 - Zayn... - błagałam.
Poczułam jego oddech na szyi.
 - Ciii... Alex... nie psuj tej chwili - wyszeptał mi do ucha, a ja mimowolnie zadrżałam.
Musnął zębami moje uszko, pocałował szyje... Uniósł mi lekko podbródek i  Spojrzał w oczy.
Widziałam w nich wiele uczuć: Podniecenie, pragnienie, miłość... spełnienie... radość...
A ja wiedziałam, że tą krople nadziei, która w nim tkwiła musiałam przerwać. Nie widziałam innego wyboru.
Oderwałam jego dłonie od siebie i ujęłam je.
Uniósł niepewnie brew, zaskoczony moją gwałtownością.
 - Zay... - próbowałam go udobruchać - to nie tak proste... 
 - Z mojego punktu widzenia to jest proste. - wyszarpał mi się i ujął moją twarz w dłonie - Alex kocham Cię. Nie rozumiesz tego?
Znów oderwałam jego dłonie.
 - No właśnie. Nie rozumiem. - westchnęłam i odeszłam od niego - jestem, mała, smarkata, wredna, złośliwa, zła do szpiku kości, dziecinna, niemiła, okrutna, arogancka, leniwa.... mogłabym tego wymieniać przez trzy dni i trzy noce. Przez cały czas ci docinam i obrażam. A Ty mnie kochasz?
Pokiwał głową.
Nie wytrzymałam;
 - Przecież to absurd!
Zakryłam dłońmi twarz.
Nie widziałam reakcji Zayna... ale próbowałam ją sobie wyobrazić. Totalne zdezorientowanie i smutek.
 - Tak ty uważasz. Ja patrze na to z innej strony. - rozszerzyłam palce aby na niego spojrzeć i uniosłam brew.
 - Ćpałeś.
Wyszczerzył się.
 - Nie... Wiesz dla czego cie lubie? - zbił mnie z tropu.
Pokręciłam przecząco głową.
 - Jesteś na swój sposób miła, zabawna, jest w tobie dużo pozytywnej energii, dobrze całujesz, cała twoja postura jest pocieszna... taki mały elf wałęsający się pod nogami. - za te wyrażenie chciałam go zabić... albo mocno okaleczyć... niestety nie znalazłam nic pod ręką... a łóżko było za ciężkie - kochasz samochody i jesteś naprawdę zabawna. - uśmiechnął sie pokrzepująco.
Chcesz poderwać faceta? Znaj się chodź troche na autach!! Logika facetów mnie zadziwia...
 - Zayn ale tu nie o to chodzi. - powiedziałam w końcu.
 - A o co? - uniósł obie brwi.
Założyłam ręce na piersi.
Raz kozie śmierć. Najwyżej bd musiała zadzwonić po ojca aby po mnie przyjechał.
Wzięłam głęboki oddech.
 - Ja.... nie czuje tego samego do ciebie. 
Zamurowało go. Otworzył usta, a później je zamknął i tak na zmianę.
Nim zdążył coś powiedzieć... ja wzięąłm się za dojrzałą gatkę.
 - Może cie i KOCHAM! ale jak starszego brata... a nie chłopaka...
Szczęka mu opadła.
 - Zrozum... - znów podjęłam się monologu - Jak na szesnastolatkę dużo przeszłam. Śmierć mojej mamy odmieniła całe moje życie... - do oczu naleciały łzy, zamrugałam kilka razy zanim zaczęłam -  Jestem inną osobą niż pięć lat temu... Ja... - brakło mi słów - JA po prostu nie jestem gotowa na jakikolwiek związek - teraz wspomnienie Lukasa - Zay... zrozum... ja cie NIE KOCHAM... tak jak ty  mnie... Może jebło mi na głowę, że nie chce chodzić z wielkim Zaynem Malikiem... Tak jestem pojebana ale to już szybciej wiedziałeś.
Odwróciłam się do okna.
Otarłam dłonią łze, która przybłądziła sie na mój policzek.
 - Nie wierze Ci. - Malik wypowiedział to prawie niesłyszalnie.
Odwróciłam się w jego stronę.
 - Jakby tak było, nie całowała byś mnie z takim oddaniem. Nie pieściłabyś mnie tak... A jednak to robisz...
Westchnęłam.
 - Mam opinie wrednej suki... nie zauważyłeś tego? Ludzie czują do mnie respekt i podziw bo dużo osiągnęła... ale w związku z facetami zachowuje się jak wredna suka... JA  nie pasuje do twojego bajkowego świata. Musisz to sobie wreszcie uświadomić Malik. Zrozum w końcu, że jestem niespokojną duszą! Zostanę starą panną z motorem.
Rozbawiła go ta uwaga.
 - Żeby tylko.
Uśmiechnęłam się.
Staliśmy w ciszy.
Nie miałam ochoty znów się odezwać. Więc postanowiłam wyjść... szczerze nie chciałam słyszeć co  Zayn chce mi powiedzieć.. Jakoś ckliwe słowa mnie nie przekonują.
          Przechodząc obok niego, poczułam jak łapie mnie za ramię, z taką siłą, że zrobiłam piruet i wpadłam w jego ramiona. Nasze usta odnalazły się. Byłam zaskoczona ale rozkosz wzięła górę. Rozwarłam językiem jego wargi. Przyciągnęłam go jak najmocniej do siebie, nie wiedząc co robię.  Wplątałam palce do jego czupryny, a on zaczął gładzić mnie po tali. Jeździć po moich krągłościach. Zapewne się nieźle jara. Całował mnie namiętnie. Podobało mi się to.
Naparł na mnie brutalnie ciałem i przywarłam plecami do ściany. Obięłam go jedną nogą, a on zaczął gładzić moje udo i pośladki. Wiedział czego pragnie kobieta. Moje ręce powędrowały za jego koszulkę. Drażniłam jego skórę pleców paznokciami. A miałam zrobioną bardzo ładną zeberkę.
Jego ręka powędrowała pod moją bluzkę. Gładziła moją ciepłą skórę. Pogjarałam się jak przechechał nią po moim płaskim brzuszku. Jego dłoń odnalazła mój stanik. Chwila zawahania z jego strony oprzytomniała mnie. 
Wyrwałam się i trzasnęłam go w twarz.  - Nigdy więcej tak nie rób! - prawie krzyknęłam, chłopak pocierał zbolały policzek - Czy ty nie rozumiesz, ze cie nie kocham? Chcesz zrujnować swoje życie? Opanuj się! Że jesteśmy w fikcyjnym związku to nie oznacza, że tak jest na prawdę! Przejrzyj na oczy! To może zrozumiesz, żę  nic z tego nie będzie!
Widziałam smutek malujący się na jego twarzy.
Odetchnęłam kila razy głęboko. Nie chciałam dalej drążyć tego tematu. Ale musiałam jeszcze coś zrobić aby zostawić sprawę jasno. 
 - JA chce tylko przyjaźni, nic więcej.
Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju.
 
          Po akcji w pokoju Zayn długo się nie pojawiał. Gdy Smith i agentka spostrzegli mnie i zapytali gdzie mój "chłopak" odparłam, że się rozdzieliliśmy i jest w innym skrzydle. Musiałam przemyśleć pare spraw... i chciałabym być sama. Gdy w końcu Malik się pojawił dalej graliśmy zakochaną parę... Ale oboje trzymaliśmy dystans... i było dość niezręcznie.... Coś mi się zdaje, że za mocno uraziłam jego dumę Samca. Cóż... to facet. Przejdzie mu. 

Godzinę później...

 - Podobno potrafisz tańczyć. - zagadnęłam gdy zapinałam pasy.
Chłopak prychnął.
 - Po zdało ci się. 
       Oboje potrzebowaliśmy kilku nastu minut, aby znów traktować siebie za przyjaciół. A za to dziękowałam bogu. Zayn nie okazywał, że jest smutny... Ale ja wiedziałam... znałam go a akurat to nie umknęło mojej uwadze. 
       Chłopak odpalił silnik i wyjechał z parkingu posesji, gdzie Smith już od pół godziny czekał na pomoc drogową. Poprosił nas o pomoc, ale odmówiłam, gdy nie pozwolił na skasowanie zdjęć. Więc zostawiliśmy nic niewiedzącego zgreda na pastwę losu. Może teraz się czegoś nauczy! Dom się nawet spodobał. Pomieściłby wszystkich członków zespołu licząc w tym także, Paula, ochronę i chłopaków którzy grają na instrumentach.  I zostałyby cztery pokoje gościnne, cała pywnica do zagospodarowania, duży salon, dwa mniejsze pokoje dzienne i mnustwo łazienek. Chyba chłopaki się na niego zdecydują. Jeden minus był w tym, że 1D chce mieć basen na podwórku, a tu nie było basenu... niestety.
Ale wróćmy do tematu.
Oparłam kolana o deskę rozdzielczą      
Teraz to ja prychnęłam.
 - Kochany! Emily ciągle napieprza o was jak na kręcona! Wie o was wszystko! Więc jej wierze, a nie tobie!
Spojrzał na mnie z ukosa.
 - Małe dzieci kłamią. - drażnił sie ze mną a wiedział, że to mnie irytuje. Chyba nie jest świadomy swoich poczynań.
Prychnęłam:
 - Ale w tym samochodzie coś śmierdzi - zmarszczyłam nos z odrazą. - I coś czuje, że kłamstwo.
Spojrzał na mnie ze skosa.
 - Nawet jeśli bym umiał to i tak do cb nie zatańczę. - wyszczerzył się.
 - Bingo! - krzyknęłam - nie zaprzeczyłeś więc potrafisz tańczyć! - powiedziałam z triumfem.
Ten prychnął.
 - Ale i tak nie zatańczę.
Szturchnęłam do rozbawiona w ramię. Widziałam, że był speszony.
 - No ale dla mnie! Prosze! - zrobiłam oczy kota ze szreka.
Spojrzał na mnie ze skosa.
 - Nie?
 - Bo?
Przez chwile się zastanawiał.
 - Dobra zatańczę do Ciebie jak ty dla mnie zaśpiewasz!    
 Spojrzałam na niego jak na skończonego idiotę.
Nie, żeby to był cios poniżej pasa. 
 - Ty se kpisz czy o drogę pytasz?
Wzruszył ramionkami.
 - Chcesz stracić słuch? Na poważnie pytam! - dopowiedziałam gdy uwidziałam jego uśmiech.
 - Po prosu słyszałem jak śpiewasz pod prysznicem.
Zrobiłam wielkie oczy.
 - COOO?! COŚ TY POWIEDZIAŁ?! - wydarłam sie i od razu wróciłam no pozycji siedzącej, aby lepiej mu wygarnąć - CO GDZIE JAK?! MO ŻE JESZCZE MI POWIEDZ ŻE MNIE PODGLĄDAŁEŚ!
Był naprawdę rozbawiony całą tą sprawą.
 - A kiedyś Emily mnie wpuściła... Ty jeszcze spałaś... Bawiliśmy się... A później włąmałem sie do twojego pokoju. Akurat się kąpałaś. Miałaś otwarte drzwi.
Patrzyłam na niego morderczym wzrokiem.
 - Łżesz jak pies.
Ten roześmiał się.
Przewróciłam oczami.
Nie wiedziała ile w tym było prawdy wiec wolałam nie zawracać sobie tym głowy.
 - Dobra. Będziesz tańczył tak długo jak ja bd śpiewać! Ok?
Podałam mu rękę.
Uśmiechnął się.
Ujął ją.
Juz miałam je przecinać ale Zayn zaprotestował.
 - Ale gramy fair. Ty nie wyjesz, wrzeszczysz i stękasz, a ja tańcze na prawdę... ok?
 - Kurwa... - jęknęłam, a on sie roześmiał. 
Skubaniec mnie przejrzał. 
Przecięłam.
 - No to dawaj. - ponaglił.
No to zaczęłam.
Wzięłam coś od Patrycji Markowskiej, a mianowicie   " Ostatni ", Wątpię aby zrozumiał słowa. Bardziej się jarał tym językiem. Później coś od Dżemu, Łydka od Happysad'u, Dwie od Linkin Parka. Śpiewałam już dziesięć minut. Ale się tym bawiłam. Próbowałam wyć tak jak Chester ale mi nie wychodziło. 
Spojrzałam przez okno i zauważyłam przed nami na drodze worek na śmieci. Z początku myślałam, że się rusza... Ale przecież, to niemożliwe.Kolejny raz się poruszył.
 - Czy mi sie zdaje czy tan worek na śmieci sie rusza? - Zagadnęłam Zayna.
Zrobił zdziwioną minę.
 - Gdzie?
Wskazałam palcem.
Był oddalony od nas o jakieś dwadzieścia metrów.
Znów sie poruszył.
 - Na serio się rusza. - przytaknął.
 - No nie mów?! - nie zdążyłam się ugryźć w język - Zatrzymaj się obok niego. Podjechał i stanął na środku drogi.
Za bardzo nie przejęliśmy się, że możemy zatamować ruch bo staliśmy na takim zadupiu Londynu, że żywej duszy nie było widać na horyzoncie. Po prawej stronie pole, po lewej las. A Worek na śmieci turlał się na skraju drogi obok lasu.
Wyszłam z samochodu. Podeszłam niepewnie do worka i uklęknęłam przed nim.
Usłyszałam jakiś cichutki dźwięk, ale nie umiałam tego do niczego przypasować. 
Próbowałam odwiązać węzeł, ale był diabelnie mocno zawiązany.
 - Zostaw to bo jeszcze coś na cb wyskoczy. - Powiedział Zayn.
 - Ach przestań! - machnęłam na niego lekcewarząco.
Byłam sfrustrowana. Nie umiałam tego rozwiązać więc rozerwałam worek. Ukazał mi się biały pyszczek, później wielkie oczy, jedno niebieskie, a drugie prawie czarne. Szczeniak zaskomlał.
 - Jaki słodki! - zapiszczałam - MALIK CHODŹ TU!
Nie byliśmy parą, a ja już go pod siebie podporządkowywałam.
 - Co to jest? - zaciekawił się.
Ukląkł obok mnie i oboje napawaliśmy się widokiem szczeniaka.
Miał brązowe przednie łapki, a tylnie były białe. Pod szyją miał biały krawacik, a tak to był czarny. szczeniak ledwie żył. Dziewie się, że mu powietrza nie brakowało.
 - Kto to mógł zrobić? - wściekłam się.
 - Nie wiem. - spiorunowałam go spojrzeniem.  - Nie bij! - zakrył się rekami.
Wzniosłam oczy ku niebu.
 - Jak dziecko.

 - Chłopak czy dziewczynka? - zagadnął Zayn.
Ja napawałam się szczeniakiem podczas jazdy, a Zayn nie mógł. Musiał bawić się w kierowce. Dobrze mu tak. 
Uniosłam ją przed sobą.
 - Nie ma trąbki więc dziewczynka. - powiedziałam fachowo.
Przez moment myślałam, że Zayn wypluje płuca i bd musiała go reanimować. Ale na szczęście się uspokoił.
 - To było... bardzo profesjonalne stwierdzenie. - nadal dławił się ze śmiechu.
Spojrzałam na niego spode łba.
Nie miałam ochoty dyskutować z nim na ten temat. Równie dobrze mogłby się zamknąć. Traktowałam go jak powietrze. 
 I znów niezręczna cisza.
 - Masz już pomysł co z nią zrobisz? - zapytał.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
 - To chyba jasne, że zabiorę ją do domu! Nauczę ją szczuć tą parszywą kupę kłaków, która wala się pod nogami.
Chłopak zaśmiał się
 - Masz tego kota przez pięć dni, a ty już go znienawidziłaś? - posłał mi lobuzerski uśmiech.
 - No yyy raczej?? - powiedziałam z ironią. - Nie lubie kotów. Przypominają mi kim zostanę na starość.
Uniósł pytająco brew.
 - Starą panną z kotem?!
Na te stwierdzenie Zayn roześmiał się.
Bardzo przyjacielskie z jego strony nie ma co.
 - Jestem pewny, że na starość bd miała co najwyżej motor, albo wózek na zdalne sterowanie. Nie wieże by jakaś żywa istota  z tobą przeżyła.
Szturchnęalm go łokciem pod żebra.
 - Zamknij się! - syknęłam.
Rozdrażnił minie.
Nie lubie wysłuchiwać opini innych na mój temat. Drażniło mnie to. A później miałam na jęzkyu pełno kwaśnych ripost, ale kultura nakazywała siedzieć cicho. Och moja dolo!
 - Masz już pomysł jak ją nazwiesz?
Pokręciłam głową.
 - Coś jak Fuks, Bonus, Szczęściarz... - tak wiem idiotyczne - mniej więcej w takim klimacie.
 - Nazwij ją Zayn.
Spojrzałam na niego jak na skończonego debila.
 - Ty aż tak bardzo chcesz dostać w zęby?
Zrobił dziwioną minę, która mu nie wyszła.
 - Naprawdę. Zayn to bardzo ładne imię.
Parsknęłam.
 - Nie wątpię! Jakimś cie musieli obdarzyć! - ofukałam go - Bo tego małego smrodka, którym byłeś musieli jakoś nazwać. Wiem, że dotykali cie poprzez widły, ale no musieli ci jakieś imię dać.
Spojrzał na mnie obojętnie.
 - Widzę, że dobry humor ci wraca.
Już miałam mu odpowiedzieć, ale poczułam jak rzuca samochodem.
        Zaczęłam sie drzeć jak opętana i przygarnęłam do siebie przerażonego pieska. Zjechaliśmy z drogi i jechaliśmy poboczem przy lesie. Poczym ciężar samochodu przeważył i zsuwał się ze skarpki. Zaciągnęłam ręczny. Przy drifcie zawsze pomagało, ale teraz nie byłam pewna.
Teraz oboje z Zaynem wydzieraliśmy się.
Najpierw usłyszałam huk. A potem poczułam jak pasy wrzynają mi się w ciało. Poczułam na twarzy poduszkę powietrzną, która wbiła mnie do fotela.
W samochodzie włączył się alarm.
Dziesięć sekund, dwadzieścia, pięćdziesiąt.  Siedziałam w osłupieni. Przebiłam wytrychem poduszkę powietrzną bo nie dawała mi, a ni szczeniakowi oddychać.
Odpięłam pasy i wyszłam z samochodu łapiąc powietrze.
Miałam zbolałe żebra i szyję.
Ogarnęąłm pieska, ale była tylko troszkę przestraszona. Skutecznie ją zasłoniłam.
 - Co to kurwa było?! - usłyszałam pewną osobę, która wpiepszyła nas w drzewo.
 - Kup se okulary bo ty chyba nie widzisz prostej drogi. - powiedziałam spokojnie. Czyli moje reagowanie na stres. Jak mi szkło przejdzie to zacznę się wydzierać.
 - To nie moja wina! - bronił się.
Miał roztrzepane włosy, był bledszy niż ustawa przewiduje i nabierał lekkiego zielonkawego kolorku. A i jeszcze jego źrenice były strasznie rozszerzone. Pierdzielony ćpun!
 - Postawmy sprawę jasno. - powiedziałam - kierowałeś. Wpadłeś w poślizg!  Chciałeś ominąć drzewo ale ci to nie wyszło.  - luknęłam na samochód. Dobrze, że wjechał w drzewo tylnimi drzwiami od strony kierowcy, bo jakby wjechał przodkiem to by było źle. - masz szczęście, że auto nie zrobiło BUM!
Spojrzął na mnie obrażony.
 - Zdekoncentrowałaś mnie! Przeszkadzałaś w jeździe!
 - JA?! Niby jak? - wkurzył mnie - Trzymaj mordę i mnie nie obwiniaj! Znów nawaliłeś i masz szczęście, że wyszliśmy z tego cało więc skończ się na mnie wydzierać i dzwoń po  pomoc! Jesteś popierdolony wiesz o tym?
Spojrzał na mnie zaskoczony, ale już nic nie powiedział.
Odwrócił się i poszedł zadzwonić. Ja natomiast klapnęła pod drzewem nie wiedząc co mam ze sobą zrobić.
Słyszałam jak psychol sklina pod nosem.
W końcu podszedł i oświadczył:
 - Nie ma zasięgu.


Buhahahaha : D
Tak wiem nakręciłam i to ostro:D Z tej notki jest mały misz masz, ale myśle, że jak jesteście ze mną tyle czasu to się nie potracicie:D
Dzieki za te komentarze pod ostatnią notką:D Nawet nie wiedziałam, ze takie uczucia w was wyzwole:D
Mam nadzieje, że nie macie mi za złe tego co się w notce zdarzyło, bo ja nie jestem zwolenniczką łatwych związków itp. To nie bajka tylko " prawdziwe życie" , które jest cholernie trudne. Amen:P