niedziela, 29 grudnia 2013

Laski!!!



Założyłam nowy blog:D Niestety nie jest o 1D... może jeszcze o nich napisze, albo dodam tu jesze parę rozdziałów... ale to jest bardzo DALEKA przyszłość:D
Tak więc serdecznie zapraszam was na mój nowy blog "Ludzie Umysłu". Kto lubi świat widziany innymi oczami albo moje pisanie może wbić i mi kibicować:D Będę bardzo wdzięczna:D
Bloga pisze z Pegazem i Dzieckiem, które może nie znacie... ale poznacie po przeczytaniu naszej historii :D 
Tak więc serdecznie was zapraszam!!! 



niedziela, 1 grudnia 2013

MAM DO WAS OGROMNĄ PROŚBĘ

Jest sprawa:D
Moja młodsza siostra założyła bloga na którym wstawia różne swoje robótki ręczne :D Dopiero zaczyna więc pojawiły sie na nim dopielo kilka postów na temat ozdób świątecznych:
 - Bombki karczochowe


Więc mam do was OGROMNĄ prośbę :D 
Kto się interesuje takimi rzeczami bądź jest ciekawy jak to wygląda niech wejdzie sobie pod ten link: 

http://moja-pasja-rekodzielo.blogspot.com/


Z Góry dziękuję!
Jesteście wielkie!!! <3 
Bujka <3 <3 <3 

czwartek, 18 lipca 2013

Epilog

Otworzyłam oczy.
Na razie widziałam tylko niewyraźny kształt skaczący po łóżku. Przetarłam kilka razy oczy i obraz sie wyostrzył. Zauwarzyłam ciemną główkę, a później śliczną twarz dziewczynki. Miała oczy po tatusiu i delikatne rysy po mamusi. Skakała po łóżku i radośnie krzyczała, próbując nas obódzić. W końcu kochany tatuś ruszył dupe z posłania i zaczął droczyć się z małą.
 - Zuz, daj mamie jeszcze pospać. - powiedział to biorąc, cureczke na barana i wyszedł z pokoju zamykając drzwi. Ja natomiast prewróciłam się na drógi bok i zakryłam głowe kołdrą aby stłumić odgłosy rumoru w kuchni. Położyłam dłonie na lekkie zagłębienie brzuszka i wyobraziłam sobie jak dzieciaki poruszają się w środku. Będę miała bliźniaki. Boże jeszcze tego mi brakowało!! Już i tak z Zuzą się męczyłam 11 godzin, a potym byłam u kresu sił, a co dopiero z dwójką?! No to będzie istny sajgon. Ja kiegyś go zabije, za tak piekielnie uparte nasienie, ale w koncu trafił swój na swego.
Wsadziłam głowe pod poduszke gdyż usłyszałam odgłos tłuczącego szkła. Nie chciałam wiedzieć co Zuza narobiła, w końcu w dała się w matkę i jakoś kuchnią ją nie polubiła, totalna noga, tak jak ja. Jeśli chodzi o motoryzacje to lepiej się sprawuje bo uwielbia przesiadywać w garażu dziadka i patrzeć co dziwnego mamusia, albo ciocia Mike wyprawia z kupą żelastwa... albo uwielbia gdy sadza sie ją na kolana kierowcy ubraną w kombinezon ochronny i daje się jej władze nad kierownicą. Lecz można powiedzieć, że naprawde zakochana jest w koniach. Uwielbia przebywać w stajni razem z wujkiem Alanem i ciocią Emili i zajmować się końmi, a najbardziej swoimi kucykami. Miałam ochote zamordować Zayna, że kupuje jej kucyki  przy każdej nadarzającej się okazji. Miała już z siedem Kucyków Pony o przeróżnej maści. Tu srokaty, tam w cętki, a ten siwy z czarną grzywą... no Boże!! Za bardzo ją rozpieszcza! Może tym próbuje wyleczyć swoje kompleksy? Gdyż jego córka oświadczyła, że nie bd z nim jździć do pracy gdyż jest za głośno i jej się nie podoba. Zayn załamał się i od tej pory próbuje zmusić Zuzke do przychodzenia na jego próby jako maskotka, ale wtedy ja wkraczam i trzymam jej stronę! W końcu jestem mistrzem rzucania talerzami w tym domu!!
 Kiedy po raz kolejny usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, podniosłam się na łokciach i spojrzałam w stronę zegara, który wisiał nad drzwiami, naszej pięknej, cholernie drogiej sypialni. Wskazywał on 09:20. Obiecuję, że zabiję kiedyś mężczyznę, który śmie nazywać sie moim mężem! Wygrzebałam się spod pościeli i stopami zaczęłam szukać swoich papci, które dostałam od Zuz na urodziny. Białe słodziutkie  króliczki... pamiętajmy, że ona ma dopiero 4 lata i dobrze, że mam chociaż troskliwą córeczkę.
Sięgnęłam jeszcze po szlafrok i wyszłam z sypialni. Pokierowałam się do kuchni, która znajdowała się na parterze. Na półpiętrze zatrzymałam się, żeby wyjrzeć przez okno w nadziei, że chociaż takiego dnia, co dzisiaj rozpogodzi się, ale oczywiście cholerna angielska pogoda nie odpuszcza. Przewróciłam oczami i ruszyłam dalej. W kuchni zastałam Zuz bawiącą się kubeczkiem z kakałem, a Zayn jak co dzień sprzątał potłuczone szkło…
- Wiesz, co? – usiadłam obok córeczki, nakładając na swój talerz jajecznicę. – Już dawno temu powinniśmy się przerzucić na plastikowe nakrycie stołu.
Zayn spojrzał na mnie wilkiem, a ja posłałam mu w powietrzu buziaczek, ale z większym zainteresowaniem zabrałam się za konsumowanie mojego śniadania. Ach, dobrze, że chociaż Malik nauczył się gotować, bo mogłoby z nami być źle. A ta jajecznica, to największy cud w naszej dzielnicy… jak nie kraju.
Kiedy już zjadłam, wzięłam talerzyk i kubek od Zuzy i włożyłam do zmywarki. Zayn stanął obok mnie i popatrzył w oczy.
- Cieszysz się, że ich znowu zobaczysz? – zapytał, parząc sobie poranną kawę. – Trochę nie widzieliśmy już tych - przerwał i zwrócił się do małej kopi siebie - zakryj uszy skarbie! - dziewczynka przestała rysować po meblach i zrobiła to co tatuś kazał. A Zayn mógł spokojnie dokończyć swoją frazę - idiotów.
W jednej chwili na jego twarzy pojawił się grymas. Złapałam go za dłoń i popatrzyłam głęboko w oczy. W ciągu tych kilkunastu lat zmieniłam się… A przede wszystkim stałam się wrażliwa na nieszczęście Zayna oraz Zuz, bo jeżeli chodzi o resztę, to nic się nie zmieniłam… tak myślę. Dobrze wiedziałam jak bardzo tęskni za swoimi przyjaciółmi.
- Nie wiarygodne, że już minęły dwa lata – szepnął. – Ja ciągle mam wrażenie, że dopiero wczoraj poznałem całą czwórkę…
Pocałowałam go w czoło. Sama zagryzłam zęby. Mi przez ostatnie dwa lata wcale nie było łatwo. Jakby nie ciągła opieka nad Zuzą to nie wiem czy psychicznie bym wytrzymała.
- Malik weź się w garść! – skarciłam go. – Powinniśmy tutaj jakoś ogarnąć – spojrzałam na kuchnię, która o dziwo była jak na nas bardzo czysta… Spojrzałam na swojego lubego - wiem to aż dziwne, że usłyszałeś to z moich ust. - przewróciłam oczami - Trzeba na zewnątrz posprzątać... - przez myśl przemknęła mi niezła myśl - a tym zadaniem najlepiej zajmie sie osobnik płci męskiej, który jest taki silny i ... męski.
Chwyciłam swoją córeczke w ramiona i uciekłyśmy z kuchni zaim Zayn wybuch. Na jego miejscu też bym zareagowała... Wspólne mieszkanie nie służy nam... Moje przyzwyczajenia dopadły jego i vice versa. To było kłopotliwe. Chodź mieszkamy ze sobą od jakiś 10 lat, nauczyliśmy się przebywać w swoim towarzystwie i jakoś przez rok naszego małżeństwa nie zauważyłam jakieś wielkiej zmiany... po prostu ślub dał nam to, że mogliśmy się nazywać małżeństwem. 
              NA te lato przenieśliśmy się do rezydencji na plaży, o której bardzo marzyliśmy. Kupiliśmy ten dom z okazji naszego małżeństwa i to w nim odbyła się uroczystość ślubna i to w nie spłodziliśmy moją ciąże. No ale cóż... mam duży dom, jedzenia nie zabraknie więc kolejne dzieci mogą być... tylko pytanie. Czy ja przeżyje kolejny poród? Zapewne bd klnąc jak szewc jak przy poprzednim, ale ten odbywał się w polsce i nawet znieczulenia nie dostałam. Ale teraz nie pełnie tego samego błędu... cóż mam na to jeszcze pół roku, ale i tak zaczęłam moje przygotowania nad porodem.  
            Weszłyśmy do pokoju mojego dziecka, który był beżowy, a jego ściany  zostały oblepione zdjęciami. Tak tak miałam w tym wkład  własny.
- Mamo? – odezwała się mała. Spojrzałam na nią pytająco, a ona się uśmiechnęła. – To będą dziewczynki?
- A chcesz mieć siostrzyczki? – zapytałam i przeczesałam kosmyki jej włosów za ucho.
- Nie! – pokręciła głową. – Chciałabym braciszków.
Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam:
- Dobrze, w takim razie będziesz miała.
Przeniosłam wzrok z niej na mężczyznę, który w deszczu próbował doprowadzić do porządku nasz dwór. Podziwiam jego upór, ja prawdopodobnie już od kilku chwil leżałabym w salonie, mówiąc, że już nie chcę żadnej imprezy z okazji 1-wszej rocznicy ślubu… Jeszcze niedawno odrzucałam jego zaloty, przez co nie raz wpadaliśmy w kłopoty.
Uśmiechnęłam się pod wpływem wspomnień. Opuściłam Zuz na ziemię i podeszłam do jej szafy, znalazłam w niej dwie sukienki… Jedna różowa, którą kupił wujek Alan… Kto jeszcze wybiera taki kolor dla dziecka? Tak tylko mój brat.  Oraz drugą, szmaragdową, którą ja sama kupiłam. Postanowiłam, że chcę aby młoda miała chociaż jedną sukienkę w dzieciństwie, a jeżeli jej się spodobają, to będę zmuszona, żeby zakupić jej więcej, ale jak na razie nie ma takiej potrzeby.
Położyłam sukienkę na krześle obok balerinek tego samego koloru.
- Wolisz dwie kiteczki, czy dobieranego? – zapytałam.
- Hmm… A mogę iść w rozpuszczonych włosach?
Uśmiechnęłam się i połaskotałam małego łobuza, ta zaczęła piszczeć i uciekać. Kochałem tą zabawę. Więc coś z dawnej Alex mi jeszcze zostało. Znęcanie się nad słabszymi. To mi się nigdy nie znudzi.
W końcu mała wygoniła mnie z pokoju pod pretekstem, że chce się sama ubrać! Dałam za wygraną i wyszłam. Na korytarzu spojrzałam na zdjęcie, gdzie byłam ja z każdym członkiem 1D. Przewróciłam oczami i poszłam założyć na siebie strój, w którym będę mogła się pokazać gościom. Chociaż jeszcze parę godzin mam do rozpoczęcia imprezy, ale Niall zaproponował, że przyjedzie wcześniej, żeby nam pomóc przy przygotowaniu dań, a raczej ich pożeraniu, ale każda pomoc dzisiaj się liczy.
Spojrzałam na czarną sukienkę, którą dostałam od Zayna parę dni temu… jak wspomniał, to taki spóźniony prezent urodzinowy. miał wielką nadzieje, ze na nasze święto ubiore się w kiecke?! Niedoczekanie! Takiego zaszczytu może doznać jedynie w swoje urodziny i jakieś śluby czy innego rodzaju przyjęcia tego typu. z szafy wyciągnęłam niebieskie jensy i białą szeroką bluzkę, którą specjalnie kupiłam na tę okazje. Była niewinna i miałam wielką nadzieje, że szeroka bluzka zakryje mój brzuszek zanim obwieścimy radosną nowinę. przeszłam przez garderobe i udałam się do wielkiego lustra. Zrobiłam szybki makijaż i machnęłam czerwoną szminką usta. Włosy postanowiłam również rozpuścić. Wciąż mam je tak gęste jak parę lat temu, przez co nadal jestem taka piękna.
- Dobra, nie podniecaj się tak – mruknęłam do lustra i nałożyłam czerwoną szminkę. – Jeszcze tylko czerwone oczy i będę jak Bella po przemianie.
- Mamo, kto to Bella? – spojrzałam w odbicie swojej córki, która miała na sobie śliczną sukienkę, białe rajstopy i tuliła do siebie misia. To najpiękniejsze, co mogło mnie spotkać.
- Ach, bohaterka takiej sagi sprzed lat – uśmiechnęłam się do niej. – Nic ciekawego.
- Jeżeli nic ciekawego, to dlaczego się do niej porównujesz? Przecież ty nie jesteś nikim ciekawym,  przecież jesteś moją mamą.
Moje dziecko jest geniuszem! Dziękuję Boże za taki dar. Pokręciłam głową z uśmiechem na twarzy i kontynuowałam swoje ‘upiększanie’ przed lustrem, do czasu, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zuz zrobiła wielkie oczy, a po chwili na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Ruszyła w bieg, żeby otworzyć drzwi. Rzuciłam tuszem do koszyczka i ruszyłam za nią. Zastałam ją, próbującą doskoczyć do zamka, ale no cóż, wciąż brakuje jej kilku cm. Szybkim ruchem ręki otworzyłam drzwi za pomocą klucza i zerknęłam na zewnątrz.
Ujrzałam tam uśmiechniętego Horana. Nic się nie zmienił… No może poza tym, że w kącikach pojawiły mu się zaczątki zmarszczek oraz kilka kg, ale wciąż był uroczy jak parę lat temu. W dłoni trzymał białe róże, a w drugiej butelkę wina.
- Witam pana – zaprosiłam go do środka, zabierając od niego prezenty. Szybko włożyłam kwiaty do wazonu, który wcześniej przygotowałam. – Horan! – odwróciłam się w końcu do niego. – Żarłoku, jak ja za tobą tęskniłam, mój kochany idioto, którego i tak do kuchni nie wpuszczę!
Skoczyłam do niego, żeby go przytulić. Okazało się, że zrobiło się z niego kawał chłopa. Ciekawe czy się zdziwi, ja mu obwieścimy, że znów został wujkiem... ale teraz bliźniaków. Przytuliłam się do niego ile miałam sił.mój żarłoczny Niall. Uważam, że mógłby być wspaniałym ojcem. Szkoda tylko, że on i Kasya, jego żona, nie mogą mieć dzieci.
 - Przytyło ci się troche. - usłyszałam tą uwage i momentalnie moja ręka powędrowała z dużą prędkością w strone głowy Nialla. Usłyszałam głuchy trzask.
- Jak zawsze pusto w srodku.
Oderwaliśmy sie od siebie. Policzyłam od jeden do dziesięć tak jak mi nakazywał psycholog i wróciłam do rzeczywistości.
- Wejdź proszę – wskazałam w stronę salonu, gdzie na sofie czekała Zuz. – Pamiętasz moją córkę?
- No nie wierzę, mała kopia Zayna! – w końcu usłyszałam jego boski głos. Wziął małą w ramiona i zaczął ją przytulać jak jakąś laleczkę. – Ale wyrosłaś ślicznotko.
- Ekhem… - uśmiechnęłam się do niego, kiedy na mnie spojrzał. – Przypominam ci, że masz żonę, a moja córka jest dla ciebie za młoda, - zakryłam jej uszy -  pedofilu.
Posłałam mu figlarny uśmieszek.
- Wiesz co? – podniosłam brwi. – Ratuje cię tylko to, że trzymam za zakładnika twoją córke, bo gdyby nie to, to dawno już byś leżała na tej ziemi. A tak w ogóle, który z was wpadł na pomysł, tej całej imprezy? Przypuszczam, że Zayn bo to do cb nie pasuje. - posłał mi sójkę w bok
- No dziękuje bradzo. – usiadłam w fotelu, robiąc przy tym minę oburzonej. – Dlaczego Kasya z tobą nie przyjechała? Pokłóciliście się, czy coś? Nie chciałeś nam nic powiedzieć przez telefon.
Horan usiadł na sofie wciąż trzymając w ramionach Zuz, a jej najwyraźniej się to podobało. W końcu przecież może się przytulić do kogoś prócz mnie lub Zayna.
- Kasya musiała pojechać na rok do Afryki. Zapragnęła pomagać ludziom, a przede wszystkim dzieciom…
- Jakaś poprawa w tej sprawie?
Na twarzy przyjaciela pojawił się smutek, podobny do tego, który się pojawił dzisiaj rano u Zayna. Ach, a może to nie ja się zmieniłam, a ta ciąża to ze mną zrobiła? Wzięłam kilka wdechów i zdecydowałam się podejść do niego i usiąść obok. Złapałam jego dłoń i spojrzałam w oczy.
- Niestety żadnych zmian. Nadal nie możemy mieć dzieci… Kasya pragnie zdecydować się na adopcje, ale ja wciąż się tego boję. Bo, co jeżeli trafimy na jakieś dziecko.. – przerwałam mu.
- Niall, nie ma „jakiś” dzieci… - uśmiechnęłam się. – Gdy poznasz jedno dziecko, które jest ci przeznaczone, to się w nim zakochasz po uszy. Popatrz na mnie. Największa jędza – poruszałam brwiami. – w końcu jest matką, która jest cholernie zakochana w tej małej istotce obok, która mam nadzieję, że nie usłyszała tego przeklęstwa z mych ust i nie będzie tego powtarzać… chociaż w towarzystwa ojca.
Horan pokręcił głową i pocałował mnie w policzek. Poklepałam go po udzie i położyłam swoje nogi na stoliku.
- A jeśli miałbyś jakieś problemy z jego wychowaniem, możesz go przysłać do mnie. Ja mu zrobie porządny obóz surwiwalu.
Spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Nie chciałbym tego. Współczuje Zaynowi, że z tobą mieszka, gdyż zdaje sobie sprawe, że poddałaś go niezłej tresurze.- rozejrzał się po pokoju- a właśnie Zayn na dworze? - pokiwałam twierdząco głową. – Pójdę się przywitać i mu pomóc.
Pokiwałam twierdząco głową i położyłam nogi w miejscu , gdzie przed chwilą siedział. Sięgnęłam po poduszkę i zamknęłam na chwilę oczy, odpływając w inny świat.

Znalazłam się w miejscu, które bardzo dobrze pamiętam. Była to Polska. W końcu przyjechałam tutaj z moim kochanym, żeby pokazać mój drugi dom. Zachwycał się wszystkim, co spotkał na swojej drodze. Ach, no tak, przecież on całe życie wychowywał się w mieście. Lecz kiedy weszliśmy do domu naszych dziadków poczułam strach. Rozejrzałam się po mieszkaniu, nikogo w nim nie było… Nawet Zayna. Weszłam do salonu, gdzie stał tylko telewizor… Z drżącymi rękoma sięgnęłam po pilot, włączając go. Na ekranie pojawiła się znana dziennikarka, która ze smutnym wyrazem twarzy zaczęła mówić:
- Dzisiaj w godzinach porannych na krajowej A2 w wypadku samochodowym zginęło ośmioro ludzi. W tym dwoje wokalistów znanego zespołu One Direction: Louis Tomlinson oraz Liam Payne wraz ze swoją żoną, Danielle – poczułam wielki ból w klatce piersiowej. – Louis Tomlinson zostawił tutaj swoją żonę, która jest w ósmym miesiącu ciąży, a Payne’owie osierocili 6-cio letniego syna.
Upadłam na kolana, krzycząc do utraty sił w płucach, później straciłam przytomność.


Ocknęłam się na sofie, a nade mną stał uśmiechnięty Zayn. Przytuliłam się do niego tak mocno jak tylko mogłam, bojąc się, że go mogę stracić.
- Dziękuję, że tamtego dnia zostałeś ze mną i nie jechałeś tym samochodem – szepnęłam. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła… Zayn, brakuje mi tych idiotów. Na prawde brakuje. 
- Mi też… Codziennie mam nadzieję, że jak się obudzę, to znów ujrzę ich uśmiechnięte mordki…
- I proszącego o kolejną marchewkę Louisa…
- Tak – przeczesał moje włosy i spojrzał w oczy. – Ale wiesz, że Louis nie chciałby widzieć ciebie w takim stanie… - pokiwałam głową. – Chodź, już wszyscy są. Pora powiedzieć im nowinę.
Złapałam jego dłoń i ruszyłam za nim. W korytarzu jeszcze spojrzałam w lustro, poprawiając włosy i ruszyłam ku wyjściu. Zauważyłam, że w końcu przestało padać, a na niebie pojawiło się słońce. Może jednak, to będzie piękny dzień? Wziełam kilka głębokich wdechów i uśmiechnęłam się. Stanęłam przy drzwiach i wtedy ich usłyszałam. Te śmiechy, które otaczały mnie przez lata. Wśród tego usłyszałam płacz dziecka, na który pogłaskałam swój brzuch. Ruszyłam za Zaynem. Widziałam jego radość na twarzy, był szczęśliwy.
- Alex! – usłyszałam swoje imię z ust…
- Livia! – wskoczyłam w ramiona przyjaciółki. – Jak ja za tobą tęskniłam! Twoje cholerne listy i telefony mi nie wystarczyły!
- To moja wina? – odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie. – Ale to chyba ja powinnam być urażona, że od początku wakacji mnie ani razu nie zaprosiłaś! Jędzo jedna!
Zarumieniłam się. Chciałam się odgryźć ale spojrzałam jej przez ramię i zobaczyłam Harry’ego, który bawił się w piasku z Zuz i włąśnie oberwał piaskiem w oczy... Tak moja córka wiedziała kogo ma nie lubić. Livia zaraz poleciał opatrzeć swojego lubego. a zaraz za nią biegł Liam… Nie, to nie był on, to był jego syn, James. To oni go wzięli pod skrzydła. Cieszę się, że chłopak ma się z nimi dobrze. Dan i Liam dobrze wiedzieli komu chcieli przekazać opiekę nad małym, dobrze wiedzieli… Obok niego siedziała Mike, która razem z El rozmawiały. W końcu znalazły wspólny temat, którym są dzieci. Mike i Alan, mój brat od dwóch miesięcy są upieczonymi rodzicami. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Alan jest ojcem, że na jakiś czas oczywiście zrezygnował z koni dla swojego synka. El w ramionach trzymała swoją córeczkę, której dała na imię Isabell, damski odpowiednik imienia Louis. Mała jest podobna do swojej mamy, ale ma po swoim ojcu oczy… I widząc po ubraniu, zapał do marchewek.
- Cieszę się, że przyjechaliście – oznajmiłam.
- Moje piękne oczy! – darł się Harry.
Przewróciłam oczami.
  - Och zamknij się! Jaki przykład dajesz dziecią? Ja wogule nie wiem jak moja przyjaciółka mogła poślubić takiego lalusia!
Tradycją naszych spotkań z Harrym było besztanie się nawzajem, aż Zayn nie wyniesie mnie do innego pokoju. Na szczęście szybko przypomnieliśmy sobie o obecności dzieci i zamknęliśmy się.
Po chwili i tak wszyscy wybuchli śmiechem.
 - A właśnie... - zaczął Alan - Jakiż to cel ma te spotkanie? Bo znając moja siostrę to nie wróży nic dobrego.
Zayn wziął mnie za rękę.
 - No właśnie bo chcielibyśmy coś wam oświadczyć.
Na te słowa wygładziłam bluzke tak, że było widać mój lekki brzuszek.
 - Jestem w ciąży.



Moje kochane stworki, to już koniec przygód Alex, Livi i całego zespołu 1D. Napisanie tego epilogu było dla mnie wielkim wyzwaniem gdyż zaczęłam pisać go w ferie zimowe, a i tak w tym musiała pomóc mi moja kochana KINGA, bez której ten epilog by się nie pojawił^^
Chciałabym serdecznie wszystkim podziękowac za cierpliwość ( wieże, że przez ostatnie pół roku odchodziłyści od zmysłów jak nie pisałm przez prawie 2 miechy ), wytrwałość ( przy moich będach, składniowych, ortograficznych itp. ) i że poprostu byłyście ze mna przez ten rok i kilka miesięcy^^
Jest to moje pierwsze opowiadanie, które doprowadziłam do końca z czego jestem bardzo dumna!!
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali moje wypociny i wspierali mnie. Nie będe wymieniać wszystkich, gdyż ślęczała bym przed kompem do rana. Więc pragnę wam podziękowac ogólnie gdyż boje się, że jak kogoś nie wymienie to poczuje się zraniony. 
 - dziękuje wam za słowa otuchy.
 - dziękuje wam za doping.
 - dziękuje za słowa krytyki.
 - dziękuje, że byłyście/byliście.
 - dziękuje za wsparcie.
 - i po prostu dziękuje wam, że doceniłyście mnie i mój mały świat.
Oczywiście nie zbiore całej chwały i chciałabym wam przypomnieć, że początki bloga należą też dla pewnej upierdliwej osóbki Oliwi, która jest w spół założycielką i poniekąd autorką bloga.
Tak więc w imieniu moim i Oliwi:
DZIĘKUJEMY, ŻE BYLIŚCIE <3

To były moje ostanie słowa w tej opowieści!
Trzymajcie sie!! <3
Wasza:
Bujka!!! <3  

czwartek, 23 maja 2013

!!UWAGA!!

Wiem, że czekacie już ponad 2 miesiące na nową notkę, ale ona dopiero pojawi sie w okolicach wakacji. Mam bardzo dużo zajęć + nauka i nie wyrabiam pisać cokolwiek, a jak już mam czas to spędzam go z bliskimi i z moim kochanym psiakiem, który w niedzielę kończy 4 miechy, ale to nieważne...  Tak wiec na pewno COŚ NAPISZE! więc się o to nie martwcie i musicie czekać az do wakacji, które są tuż tuż:D

Ps. Wiem, że ze mnie jest wielka zołza bo nie powiadamiałam waz wcześniej ale po prostu nie miała siły i chęci do wchodzenia na bloggera:P

Pozdrawiam!!
Bujeczka <3

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 49

 - Pamiętasz mnie?
Miałam problemy ze skupieniem wzroku i kojarzeniem faktów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy co się wokół mnie dzieje. Spojrzałam w twarz napastnika.
 - Kim jesteś? - sapnęłam. Zmarszczyłam brwi aby przypomnieć sobie czy kiedyś się spotkaliśmy - Wybacz ale gdybym kiedykolwiek poznała taki ryj to bym zapamiętała.  
 - Zamknij się suko! - przyparł mnie mocniej do ściany, a ja pisnęłam - trzymaj mordę, albo przedziurawię ci te twoje gardełko.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę co miałam przystawione do gardła i tak jakby oprzytomniałam.
 - Czego ode mnie chcesz? - spytałam roztrzęsionym głosem.
Zaśmiał się.
 - Nie rób z siebie takiej cnotki. - zaczął jeździć nożem po mojej twarzy. 
 - Pieniądze są w torebce! - krzyknęłam - weź je i mnie zostaw! - coraz bardziej zaczęłam piszczeć.
 - Ci, ci, ciiii... - uspokoił mnie przystawiając żelazo do ust.
Uśmiechnął się do mnie ukazując krzywy zgryz.
 - Przez ciebie mój kumpel trafił do pierdla. Za pieprzoną torebkę! - wydarł się.
Skojarzyłam fakty. To był ten dziwny łysol, który dziwnie zachowywał się na degustacji serów. 
Łzy napłynęły mi do oczu i ciurkiem zaczęły spływać, po policzkach. Trzęsłam się cała. Widząc przed sobą faceta z nożem, straciłam rozum.
 - Proszę! nie rób mi krzywdy! - łkałam.
 - Ciii.... nie psuj tej chwili... - odparł przykładając mi palec wskazujący do warg. - Obiecuje nie będzie bolało - odgarnął moje włosy za plecy -  aż tak.
Zaczęłam krzyczeć. Nie chciałam aby mnie zgwałcił!
 - Pomocy! RATUNKU! POMOCY! - wydarłam się co sił w płucach.
Poczułam ból ma policzku i upadłam. Musiał mi walnąć z pięści w mordę.
 - Trzymaj ryj suko!
Nachylił się nade mną, a ja kopnęłam go w krocze. Upadł na mnie i przygniótł mnie. Poczułam przeszywający ból na wysokości obojczyka i ciepło spływającej krwi z rany. Chciałam sprawdzić jak głęboka jest rana ale łysol nie dał mi takiej możliwości. Jęknął i podniósł się trzymając się za klejnoty.
 - Parszywa ździro.
Kopnął mnie w kręgosłup, a zaraz po tym w brzuch. Krzyknęłam i skuliłam się.
 - Zaraz cie nauczę pokory!
Złapał mnie za włosy i zaczął wlec w głąb alejki. Za najmniejszy dźwięk i jęk jaki wydałam obrywałam w twarz albo rzucał mną o kosze na śmieci. W końcu rzucił mną o ścianę za jednym z kontenerów. Skuliłam się tam, prosząc go, aby zostawił mnie w spokoju.
 - Teraz już nie ma odwrotu. - powiedział niby to z rezygnacją.
Szarpnięciem postawił mnie do pionu. Moja bluzka była w strzępach i trzymała się tylko na jednym ramiączku odsłaniając większość mojego ciała.
Jakby mnie nie trzymał pewnie bym upadla. Poczułam jakiś ruch w okolicach moich ud i momentalnie zaczęłam panikować. Zaczęłam się szarpać i wić. Nie chciałam aby mnie zgwałcił! Może i nie jestem cnotką, ale akurat te miejsce jest przeznaczone nie dla niego!
Nawet nie mogę myśleć o tym, ze ON mógłby mi wsadzić!! Blee.... no bez przesady! Fuuujjjj...
 - Zostaw mnie! - zawyłam i wbiłam mu paznokcie do twarzy.
        Akurat o pochwę mogę walczyć jak lwica. To moja świętość i ma tak zostać. Co z tego, że od prawie roku nie jestem dziewicą! Te miejsce ma zostać nienaruszone i koniec kropka!
Poczułam ostry ból w boku i oderwałam się od niego, osuwając się na ziemie. Musiałam oberwać z kolana. Nie potrafiłam wziąć wdechu, a oddech mi się tracił.
         Teraz już mało do mnie dochodziło. Wiem, ze zostałam znów postawiona do pionu i łysol zaczął się siłować z zamkiem od moich spodenek. Mnie już nic nie obchodziło. Stałam z nieprzytomnym wzrokiem wpatrzona w przestrzeń. Pogodziłam się już z tym co się stanie. Za parę sekund zostanę zgwałcona, a najprawdopodobniejszym następstwem będzie poderżnięcie mi gardła... Po jaką cholerę wychodziłam z tego clubu?! Moje życie przeleciało mi przed oczami, moje wspomnienia z mamą, moją pierwszą jazdą na gokardzie, koniu, rejs na hawaje... Przewinęły się w nich osoby, które kochałam: Emily, Tata, Dylan, Livia, Miki, nawet banda gejów... Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że życie jest ulotne... Tyle błędów popełniłam, których już nie naprawię. Ale jedno jest pewne... Tam gdzieś spotkam się z mamą...
 - EJ! - usłyszałam czyiś krzyk.
Byłam na tyle otumaniona, że nie zareagowałam całego starcia.
Pamiętałam, że ktoś przybiegł i powalił jednym ciosem w szczękę gwałciciela. Ja od razu upadłam na ziemię zalewając się łzami rozpaczy i szczęścia. Słyszałam jakieś odgłosy starcia i jak ktoś uderza sobą o podłogę.
Później czyiś niezidentyfikowany głos dzwonił kolejno na policję, a potem na pogotowie. Ja skuliłam się i zakryłam dłońmi twarz. Łkałam jak małe dziecko. Tak dawno nie płakałam, że aż boli.
 - Hej... - usłyszałam czyiś miękki głos. Nie umiałam go dopisać do znajomej osoby. Byłam w zbyt wielkim szoku. - Zaraz przyjedzie policja. Pokarz się. - mężczyzna pomógł oprzeć mi się o ścinę. Byłam całą zasmarkana, a włosy przykleiły mi się do twarzy. Musiałam wyglądać jak kupa nieszczęścia. Poczułam czyjeś dłonie na policzkach - O Jezu! - szepnął chłopak. Więc musiał mnie dość mocno pobić. - Alex, już wszystko dobrze.
Trzęsłam się jak małą przerażona dziewczynka. Nie wiedziałam kto do mnie mówi i skąd mnie zna. Nie potrafiłam go zidentyfikować.
 - Czy... czy.... czy on mniee... - zachlipałam.
 - Ciii...- uciszył mnie. Dopiero teraz poczułam zapach tytoniu. I poznałam w moim wybawcy Zayna.
Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać. Ściskałam go jak najmocniej umiałam i ryczałam. Tylko tyle mogłam zrobić. W końcu uspokoiłam się na tyle, że mogłam mówić.
 - Malik... - pociągnęłam nosem - powiedz mi prawdę... - zdusiłam łkanie - czy on zdążył mnie....
 - Nie! - przerwał mi i zaczął gładzić po włosach - nie myśl teraz o tym. Musze cie stąd zabrać.
Wstał  i zaczął ściągać z siebie bluzę. Przykrył mnie nią i wziął na ręce jakbym była piórkiem. Widać ostatnio chodził na siłkę. Jęknęłam z bólu.
 - Przepraszam. - mruknął.
Objęłam jego szyję i oparłam czoło o jego tors. Chciałam tak schować moją twarz przed światem. Nie chciałam aby ktokolwiek widział mnie płaczącą. To było moje zboczenie, ale tak jest i już.
Usłyszałam jakieś głosy i jakieś inne ręce mnie przejęły. Ktoś podał mi jakieś świństwo do żył i ścięło mnie.
         Obudziłam się w szpitalu. Leżałam na łóżku, a do mojego ciała były przyczepione niezliczone rurki. Byłam cała odrętwiała, a szyją w ogóle nie umiałam ruszać. Przez chwilę byłam otumaniona przez działanie głupiego Jasia, ale po chwili zaczęłam ogarniać sytuację. Przypomniałam sobie wszystko co się wczoraj zdarzyło. Po chwili przyszła pielęgniarka. Daje głowę, że już ja widziałam. Była młodziutka, a jej włosy były koloru orzecha.
 - O, obudziłaś się już. - powiedziała wstrzykując mi coś do kroplówki.
Popatrzyłam na nią tępym spojrzeniem.
 - Jak długo spałam? - wychrypiałam.
 - Niecałe osiem godzin. Jest dziewiąta rano. - posłała mi pogodny uśmiech. - masz dużo szczęścia. - usiadła mi na łóżko jakby nigdy nic - nie zdążył cie zgwałcić. Masz kilka ran powierzchownych i brzydkie rozcięcie na lewym obojczyku, tuż pod szyją. Musisz podziękować swojemu chłopakowi. - westchnęła - czuwał przy tobie tak długo, aż twój ojciec go nie wywalił do łózka. - przerwała zastanawiając się -  zapomniałam się przedstawić. Jestem Mathilde. - podała mi rękę.
Z trudem ujęłam ją:
 - Alex.
 - Wiem. - zaśmiała się - dziś cię wypisujemy więc masz jeszcze parę godzinek spokoju...
Coś zaczęło piszczeć i pielęgniarka spojrzała na małe urządzenie przyczepione do paska.
 - Ja muszę lecieć, a ty wracaj do zdrowia. - puściła mi oczko i wyszła zostawiając mnie z myślami.
Zayn czuwał nade mną całą noc... Był moim wybawcą... a ja go tak okrutnie traktowałam. Napływ myśli naleciał mi do mózgownicy i zaczęłam rozmyślać o moim karygodnym zachowaniu, o związku z Zaynem itp. W końcu uznałam, że Malik robi sobie złudną nadzieję. Ja nie byłam zdolna do uczucia, a ten chłopak nie zasługiwał na mnie.
Sięgnęłam do mojej szyi gdzie aktualnie znajdował się szeroki opatrunek, a nie było śladu po moim ukochanym gotyckim krzyżyku. Spojrzałam na szafkę nocną i tam go zauważyłam. Sięgnęłam po niego i już wiedziałam co mam z nim zrobić.
Posłałam po pielęgniarkę i poprosiłam o wypis ze szpitala, ta zaprotestowała, gdyż nie byłam pełnoletnia i w tej chwili wszedł mój ojciec, który z troską mnie przytulił.
 - Alex! Ostatni raz idziesz na jakiekolwiek urodziny! - zaczął podnosić głos - co ci strzeliło do głowy aby chodzić sama po ty zaułku? Dobrze, że był tam Zayn!
 - Tato. - próbowałam go uspokoić.
 - Boże! - wpadł w histerie - Jak pomyśle co mógł ci zrobić tymi swoimi brudnymi łapskami...
 - Tato. - znów spróbowałam, ale na próżno. 
 - Masz dożywotni szlaban na wychodzenie z pokoju! - wydarł się - Koniec z imprezami, piciem, paleniem i bóg wie co ty tam jeszcze robisz! Siedzisz w domu albo w garażu, a ze szkoły będziesz zawożona przeze mnie, albo przez wujka! Jeszcze by tego brakowało...
 - Tato! - wydarłam się. Ten spojrzał na mnie - zamknij się w końcu. - warknęłam. 
Ten przekrzywił głowę.
 - Widzę, że z tobą już lepiej. - osunął się na fotel zmęczony swoim wybuchem. 
 - Tato. - dotknęłam jego dłoni. - chce jechać do domu. Podpisz mi papiery z wypisem. - poprosiłam. 
Spojrzał na mnie uważnie - i tak mają mnie dziś wypisać. Co za różnica czy dziś czy o 12. - wzruszyłam ramionami.
          Po długiej dyskusji z lekarzem w końcu papiery zostały podpisane i zaczęłam się zbierać do wyjazdu. Rodzina przyniosła mi trochę ciuchów, w które się ubrałam. Była to szara bluza z kapturem, ciemne spodnie i arafatka, która zakrywała mi opuchniętą twarz, rozerwaną wargę i opatrunek na szyi. Te zadrapania to były nic, w porównaniu ze złamanym żebrem, stłuczonymi lędźwiami i przetrąconą łopatką. Ale i tak najbardziej mnie martwił mój stan psychiczny. Tego nie wyleczę. Wyszliśmy ze szpitala gdzie czekała na nas garstka hien. Na całe szczęście Ben przyszedł na odsiecz i paparazzi odczepili się od nas. 
A w domu zakomunikowałam, że chce tempem ekspresowym dostać się do Polski.  
           Oderwałam się od głowy konia i pogłaskałam go po chrapach. Biały ogier stał cierpliwie czekając na moją reakcje co dziś będziemy robić. Pocałowałam go i oparłam się o drzwi z boksu. Już od 9 miesięcy siedziałam w Polsce. Musiałam odpocząć psychicznie od wszystkiego. Alan mówi, że się zmieniłam i bardziej przypominam siebie przed śmiercią mamy. Ja osobiście uważam, że zachowuje się jak niedoszła samobójczyni, ale to nic. Brakuje mi rozrywek w domu dziadków i dlatego połowę dnia spędzam ze swoim bratem w stajni dziadka, jeżdżąc na moim własnym koniu. Nie był jakiś super zajebisty, wręcz przeciwnie. Był wysokim siwym ogierem, który jak do nas przyjechał, był samą skórą i kośćmi. Od razu się w nim zakochałam. Był inny od wszystkich. Miał o wiele za długie nogi, a jego korpus wyglądał na kwadratowy. Trochę przypominał mi jamnika. Co prawda w paszporcie jego imię brzmiało Irek, ale przechrzciłam go na Gandalf. Bardziej do niego pasowało. Taki mój kochany boroczek.
 - No to co? - założyłam ręce na bokach - Jak spędzimy swoje ostatnie popołudnie? - poklepałam go po szyi, a ten trącił mnie nosem w ramie. - jedziemy w teren- zadecydowałam.
Poszłam do siodlarni po ogłowie i wróciłam do mojego wierzchowca. Założyłam mu wędzidło i zapięłam paski ogłowia. Gdy on był gotowy postanowiłam się przygotować. Związałam w kucyk moje włosy, które postanowiłam ściąć. Ledwie sięgały mi do ramienia, gdyż uznałam, że nowy wygląd dobrze mi zrobi. Zapięłam jeszcze do porządku buty i wyprowadziłam go ze stajni, a tam powitało nas palące słońce czerwca. Odetchnęłam kilka razy, czując w nozdrzach zapach świeżo skoszonej trawy i koni. Wskoczyłam na grzbiet konia i spięłam go łydkami aby ruszył polną drogą w stronę jeziora. Jechałam sobie na oklep. Siodła rzadko używałam... jedynie gdy chciałam skakać. Nie wiem dlaczego. Tak było wygodniej i dla mnie, i dla konia.  
         W końcu przeszliśmy kolejno do kłusa, a później do galopu. Cieszyłam się tą jazdą. Ostatnią na długi, długi czas. Dziś wracam do Anglii. Do mojej rodziny i przyjaciół... i do mojej przeszłości. Mój psycholog mówił, że mam przestać myśleć o przeszłości, ale to było niemożliwe. Wspomnienia ciągle do mnie wracały i nie chciały mnie opuścić. W snach widzę tego pedofila, który próbował mnie zgwałcić i budzę się zlana potem. Moja psychika jest bardzo pogwałcona i nic jej nie naprawi.
         W Anglii byłam tylko dwa razy. Pierwszy na rozprawie, gdzie ten sukinsyn dostał 10 lat z przedłużeniem do 13***. A drugi raz na moich urodzinach. Nie spotkałam na nich Livii, gdyż była w trasie razem z całym One Direction. Co prawda tylko z nią korespondowałam... no i może trochę z Miki, ale i tak chłopaki wtrącali swoje trzy grosze. Martwiłam się o Zayna, gdyż po wyjściu ze szpitala wysłałam do niego list, w którym napisałam, że kategorycznie z nim zrywam, bo nie jestem do niego dobrą partią i wyperswadowałam mu robienie sobie nadziei. Do listu przyczepiłam też mój gotycki krzyżyk. Nie wiem po co mu go wysłałam. To był jakiś dziwny impuls. Ale dostał i tyle. Widziałam na zdjęciach jak mu wystaje spod koszulki. Ciągle go nosił i raczej się z nim nie rozstawał. Przy opowieściach Livii byłam na bieżąco np. Ona zaczęła myśleć co z nią i z Harrym, czy razem im wyjdzie i bardzo ciekawej rzeczy, że Zayn znalazł dziewczynę! A była nią wokalistka Little Mix, Perri. Nic o niej nie wiedziałam, ale co mnie to. Ważne, że są ze sobą szczęśliwi i kropka.
Gandzia zwolnił krok i w końcu zatrzymał się.
Spojrzałam na pejzaż malujący się przed moimi oczami:
Hektary pastwisk na których pasły się konie, lasy zamieszkałe przez różne stworzonka leśne i jezioro w którym łatwo można się ochłodzić. Próbowałam jak najdokładniej zapamiętać cały obraz aby towarzyszył mi w Anglii.
 - Gandziula - szepnęłam do konia, który zastrzygł uszami - wracamy do domu.
Spięłam go ponownie , a on poniósł mnie na grzbiecie.


           Szłam spokojnym krokiem w stronę clubu. Za kółkiem nie byłam wieki i jak najszybciej chciałam usłyszeć warkot silnika. Oczywiście tatuś nie pozwolił mi samej jechać więc wybrałam spacer, a  że w Londynie pogoda postanowiła mnie wesoło powitać, mogłam cieszyć się promieniami słońca. Miałam na sobie czarne rurki, tego samego koloru szpilki, szarą bluzkę i marynarkę, a do tego na szyi powiewała mi biała chusta. Z ciemnej torebki wystawały mi białe słuchawki, w których leciała druga płyta Slipknot'a. Szłam przez park uśmiechając się lekko na myśl, że znów zasiądę za kółkiem. Sama byłam na siebie wściekła, gdyż nie pojechałam na najważniejsze turne... Ale mam zamiar wszystko nadrobić.
Jakiś ruch poruszył moje zmysły i odwróciłam się w tamtą stronę. Wprost na mnie biegł potężny czarny pies. Już chciałam się odsunąć, ale ten zaszczekał radośnie i zaczął biegać wokół moich nóg. Zmarszczyłam brwi.
 - Crazy? - zamrugałam zdziwiona. Przecież pamiętam ją jaką mała suczkę, która ledwie sięgała mi do kolana! A teraz stoi obok mnie czarno-brązowo-biały lew! Poznałam ją po śmiesznej skarpetce na przedniej łapce. Ale nie mogłam w to uwierzyć. Zaczęłam ją głaskać i tarmosić. Ta skakała wokół mnie jak ping pong i domagała się jeszcze. W końcu weszła mi pod nogi i przewróciła mnie. - Osz ty! - zaczęłam drapać ją po brzuszku, a ta radośnie merdała ogonem.
Boże! Jaką mi uciechę sprawiła!
W końcu stanęłam na nogi i wzięłam jej smycz, która ciągnęła się za nią. Chodziła na kolczatce, ale się nie dziwie. Takie psisko! No, no!  Malik się postarał aby wyrosła na takiego lwa.
 - Siad! - powiedziałam stanowczo, a suczka zrobiła to co kazałam merdając ogonem. Pogłaskałam ją po tym mądrym łbie. - grzeczna dziewczynka!
 - Przepraszam panią! - usłyszałam zdyszany głos - Nie wiem co się jej pozdało! Nagle coś poczuła i poleciała! - przeciągnął ostatnią sylabę.
Zacmokałam:
 - Może poczuła zapach twoich pet i uciekła? - ni ma lekko.
Odwróciłam się do niego, szeroko się szczerząc.
A on wybałuszył na mnie oczy:
 - Alex? - spytał zaskoczony.
Zauważyłam srebrny krzyżyk, zwisający mu z rzemienia na szyi.
Przewróciłam oczami:
 - Nie, święta krowa.



Pufff... mam tyle. Jest w niej wszystko naraz zagmatwane, jak w jakimś galimatiasie. Ale w końcu jest... ferie mi sie kończą, a ja nie mam nic do szkoły O. o biorę sie za zeszyty bo bd kiepsko. xD
Bujka.       

*** Nie znam się na prawie, a takie lata pasują mi do fabuły:P 

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 48

 - Alex długo jeszcze?! - wydarł się Alan.
         Szybko podeszłam do kolejnej szafki i przetrząsnęłam ją z góry na dół. Nigdzie nie było moich czarnych szortów! Już biede miałam znaleźć moje czarne rajtki! A co dopiero czarne spodenki! A to wszystko przez genialny pomysł mojego kochanego tatuśka, który uznał, że zamówi ekipę sprzątającą... Dorwali się do mojego pokoju. Jedynym plusem było to, że już tumany kurzu nie latają mi po pokoju.... a i przypomniałam sobie jak moje podłoga wygląda. W ogóle okazało się, że ja nie miałam w pokoju dywanu, a byłam święcie przekonana, że mam ciemny dywan. No cóż... miła niespodzianka.
Miałam tu za czysto! I nie umiałam nic znaleźć!
W końcu uznałam, że to wale i poszłam do szafy poszukać czegoś innego. Otworzyłam ją. Znów porządek! Jęknęłam. Zaczęłam przeglądać wieszaki... i co? Spodnie się znalazły! Kto normalny powiesza spodnie? BOŻE!
W tempie expres ubrałam się.
Podeszłam do lustra aby ocenić strój.
Biała bluzeczka z krótkim rękawem, czarne spodenki i tenisówki. Chciałam ubrać szpilki, ale z kostką w stelażu by to śmiesznie wyglądało, a do glanów się nie zmieściłam. Do stroju miałam dobrane biało-czarne dodatki, torebkę i marynarkę. Zrobiłam sobie lekki makijaż z czarnymi kreseczkami na powiekach. Włosy rozmierzwiłam.
Prezentowałam się nie nagannie.
Porwałam jeszcze portfel i najszybciej jak umiałam zeszłam na dół.
 - Dłużej nie szło? - warknął w moją stronę Al.
Był ubrany w czarne rurki, biały T-shirt, a włosy roztrzepał.
Czasem przerażało mnie to, że jesteśmy bliźniakami. Często myślałam, że mamy połączone mózgi. 
Wywróciłam oczami:
 -  Jakby KTOŚ nie posprzątał mi w pokoju - spojrzałam wymownie na ojca, który stał obok mego brata - to z pewnościom byłabym na czas.
Tata posłał mi triumfalny uśmiech.
 - Głupek - mruknęłam.
 - Dobra, dobra przestań sie już boczyć. - mężczyzna uszczypnął mnie w policzek. Udałam, ze próbuje go ugryźć... czyli normalne zachowanie ojciec-córka. - jedziemy.
Machnął mi kluczykami przed nosem.
Odkąd dowiedział się, że na dobre półtorej tygodnia jestem wyautowania z jazdy samochodem to robił mi nazłość. A najgorsze jest to, że pod koniec listopada mam jechać na rajd do Hiszpanii i z moich przygotowań nici.
   

***

 Po 20 minutach bicia sie z Alanem w końcu dojechaliśmy do celu.
         Co prawda byliśmy 2h przed czasem, aby pomóc w przygotowaniach, ale i tak przed klubem zgromadziło się pełno fanek One direction. Tata musiał jeszcze raz objeżdżać club i wysiedliśmy z drugiej strony. Alana obładowałam naszymi prezentami do solenizantów i weszliśmy drzwiami ewakuacyjnymi.
         Nie mogłam w to uwierzyć w clubie panowała cisza... nie licząc wrzasków cioci Małgosi odnośnie dekoracji sali, ale tak było cicho. Nie mogłam uwierzyć, że za niecałą godzinę mury zaczną się trząść od pracy subwooferów. 
         Weszłam do wielkiej sali, która ma pomieścić ponad 200osób... zapewne zwalą się nieproszeni goście czyli liczmy dodatkowe 50 osób + osoby towarzyszące 100, (zapewne moje obliczenia są mylne), więc liczmy, że połowa imprezy przeniesie się do innych pomieszczeń, po dwóch godzinach alkohol wyeliminuje większość gości ( byle bym ja nie wylądowała tuląc kibel), więc zostanie jakieś 100 osób zdolnych do tańca... No całkiem niezły wynik.
Jednym słowem będzie duża banda. 
Już sie boje jak bd wyglądała moja 18-stka. Moi goście + goście od Alana = lepiej nie liczyć.
 - No gdzie z tym tortem?! - wydarła się ciocia. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie było widać mamy Livi. Odkąd pamiętam, zawsze było ją słychac ale nigdy widać. - Śmietana zaraz z niego spłynie! Do kuchni z nim!
Łoho! Ciocia w swoim żywiole.
 - Cześć wam.
Słysząc głos tego małego diabła aż podskoczyłam.
 - Miki?! - wrzasnęłam spanikowana. Jakby Alan nie niósł prezentów pewnie wskoczyłabym na niego.
Brunetka wyłoniła sie z cienia przed nami.
Włosy spięła w koński kok, a kilka kosmyków spadało jej niedbale na twarz. Miała na sobie srebrną, cekinową bluzeczkę, a do tego ciemne czarne rurki i czarne szpilki ( szpileczki! Dlaczego mnie tak los zranił?! ), a do tego wszystkiego dobrała srebrne dodatki. Jej delikatny makijaż podkreślał jej kości policzkowe. Jednogłośnie wyglądała poprostu ślicznie.
 -Nie, Elvis.
 - Hejoo! - przywitał ją Alan.
Ta obdarzyła go słodkim uśmiechem. Potem przeniosła wzrok na mnie.
 - Widzę, że znalazłaś nowego Murzyna. - wyszczerzyła sie w moją stronę.
 - Dzięki - mruknął bliźniak.
Przeszliśmy przez salę i podeszliśmy do baru. Za ladą stało 3 barmanów i 2 barmanki, którzy polerowali szkło.
 - Cześć - przywitałam się - gdzie można znaleźć Panią King?
 - Alex! - usłyszałam głos za mną. JEZU! czy dziś wszyscy chcą mnie zaprowadzić do trumny? - Alan! 
 - Dobry. - przywitała sie Miki. 
Ciocia spojrzała w jej stronę. 
 - Cześć Lilith. - przywitała się. 
Myślałam, że Miki zaraz wybuchnie. Nienawidziła swojego imienia i to bardzo. 
 - Ciociu! - Alan próbował ratować sytuację - gdzie możemy dać prezenty? 
Zostaliśmy odesłani do mamy Horana. Jak będziemy tak cały wieczór chodzić to zwariuje.  
To Mike pierwsza zauważyła kobietę.    
 - Pani Maura! - zawołała.
Niziutka kobieta o blond włosach odwróciła się. Była zajęta rozmową z jakimś facetem z ochrony. Widząc nas przerwała i podeszła do nas. 
 - Ja jestem Miki, to Alex - dziewczyna zaczęła nas przedstawiać - A to Alan. Przyjaźnimy się z pani synem. 
 - Och! Jak miło! 
Przytuliła każdego z osobna. 
 - Mamy takie pytanko. - zaczęłam - gdzie możemy dać prezenty?
 - Ach! Prezenty!  - powiedziała uradowana. - w tamtym kącie jest stół, dajcie to wszystko tam. 
Nam nie trzeba było dwa razy powtarzać. 

***

 - IDĄ! - usłyszałam przejęty głos mamy Horana.
Wszyscy zajęli swoje miejsca,  a mówiąc wszyscy mówię o gościach, którzy przyszli prędzej gdyż takie były plany, na niespodziankę. Tak wiem stare ale jare. Pochowali sie pod stołami, za dekoracjami, a ja skryłam się za laptopem z którego bedę puszczała prezent dla solenizantów.
           Na ten pomysł wpadłam w szpitalu jak opatrywano mi nogę. W tedy przypomniałam sobie jak Liv trafiła na ostry dyżur gdy jej tata uczył ją jazdy na rowerze. Niestety jej ojciec do super nauczyciela nie należy, gdyż puścił ją, a ona wpadła do rowu odzierając sobie łokcie, kolana i brodę, a na jej nieszczęście wpadła na szkło i cały lewy bok sobie poharatała. I właśnie te wspomnienie przyczyniło się na pomysł prezentu dla Livi... a żeby Niallowi nie było przykro to zrobiłam też coś o nim.
 - Ciii! - uciszyła wszystkie odgłosy ciocia Małgosia.
W korytarzu było słychać odgłosy butów.
 - Niewygodnie mi w tej pozycji. - jęknął Harry.
 - Jezus, Maria! - podskoczyłam. Nie wiem co mi dzisiaj było strasznie strachliwa sie zrobiłam, po incydencie z torebką. - Harry ja cie kiedyś uduszę!
Chłopak poprawił swoją dziwną pozycję.
 - Ale co ja zrobiłem? - spojrzał na mnie zdezorientowany.  
 - Ma okres. - odpowiedział mu Zayn.
Spojrzałam na niego gniewnie.
Szturchnęłam go w czoło, a ten zachwiał się i upadł na ziemie. Parsknęłam śmiechem.
Harold tez sie zaśmiał i oberwał po głowie.
 - Dlaczego ja zawsze obrywam?! - pożalił się. - to nie fer! Ty też się śmiałaś! - zarzucił mi.
Spojrzałam na niego z ukosa.
 - Ja to zrobiłam subtelnie.
 - Subtelnie jak traktor. - do gryz mi Zayn.
Jeden ciula, dwa ciule... trzy ciule...
 - Ty se...
Nie zdążyłam mu zagrozić.
Wszyscy zaczęli wrzeszczeć NIESPODZIANKA, a ja z tymi kretynami robiliśmy za echo.
Miny urodzinowych były bezcenne.
           Na pierwszy ogień z życzeniami poleciały matki, których rozpierała duma. Zachowywały się jakby Livia z Niallem mieli wziąć ślub. Jezu! To przecież szesnastka i osiemnastaka... dobra pomińmy to.
Potem reszta ludzi ustawili się w kolejce z życzeniami. A ja siedziałam z chłopakami rozwaleni przy konsoli, popijając martini. Trochę zajęło nim wszyscy poskładali sobie życzenia.
W końcu przyszedł czas na nas. Chłopaki poszli pierwsi dając mi czas na włączenie filmu, kóry wyświetlił się na głównej ścianie.
To był mój prezent. Wspomnienie z całych szesnastu lat przyjaźni. Wyświetlałam zdjęcia jak byłyśmy małe, a do tego dawałam różne śmieszne dopiski. Umieściłam tam występy Nialla w x-factorze, troche zdjęć z jego TT i prywatnego kompa. To Mike z hakowała jego laptop i mam naprawdę świetne fotki.
Po zakończeniu projekcji Livia rozkleiła się, a zaraz po niej ja.
 - Wszystkiego najlepszego Rudzielcu! - powiedziałam przytulając ją do siebie.
 - Idiotko! Przez ciebie się rozmaże! - wyżaliła się.
Odsunęłam ją od siebie.
 - I to niby ja ciągle marudzę?
Zaśmiała sie i znów mnie przytuliła.
 - Kobiece sentymenty. - westchnął Harry.
Później słyszałam tylko jego jęk.
 - Ups. - powiedziała psotnie Liv - No loczek! Gdzie ty kładziesz stopy? Później na nie wchodzę!
Uwielbiałam ta dziewczynę! Ja ją kocham.
 - A mnie to kto przytuli? - spytał urażony Niall.
Otarłam łzy.
 - No już dobre... - przytuliłam go - dziś dzień dobroci dla zwierząt.
Po tych wszystkich formalnościach zaczęła się zabawa!
Liva porwała mnie do tańca. Przetańczyłyśmy dobre dwie godziny, a w tym czasie chyba z 50 razy zmieniłam partnerów. Byłam już lekko wstawiona, więc nie wiedziałam co robię.
Pamiętam konsole, na której grałam w raz z Zaynem i robiłam wszystko alby wygrać. Dwa razy mnie ugryzł gdyż zasłaniałam mu widoczność dłonią.
Jak ja go ugryzę w pewne miejsce to pożałuje!           
Ale i tak najbardziej rozbawiła mnie osoba Louisa. Biedak był skazany na siedzenie obok Eleanor, która nie pozwoliła mu się ruszać. Nie dziwie się jej. Jakby mój chłopak nabawił się wstrząsu mózgu, to też bym go nie odstępowała na krok.
 - Mam zakaz picia, tańca, poruszania się... - żalił się mi przy baże gdy El poszła się bawić. - zakazała mi nawet dobrej zabawy!
 - I oddychania. - jego dziewczyna podeszła do niego od tyłu. Chłopak momentalnie zbladł.
 - Idę do łazienki. - szybko wstał i oddalił się.
A ja zaczęłam się śmiać jak psychiczna.
 - JA go kiedyś uduszę. - jęknęła i osunęła się na poprzednie miejsce Louisa - Czy jestem aż tak straszna?
Robiłam wszystko aby nie roześmiać się jej w twarz. Wyglądała tak słodko. Taki borok, ale dziewczyna na prawdę była sympatyczna.
 - Musze odpowiadać? - spytałam z powagą.
Dziewczyna tylko na mnie spojrzała i już wiedziałam, że mam się ulotnić.
Za szybko wstałam i zakręciło mi się w głowie.
 - Za dużo alkoholu... - jęknęłam. - muszę się przewietrzyć.
Zakomunikowałam i zaczęłam przedzierać się przez ten las spoconych ludzi. Poczułam, że coraz bardziej się zataczam i nie umiem utrzymać się na nogach. Stanęłam na chwile przed drzwiami, aby złapać grawitacje.
Powiew świeżego powietrza podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody, którym od czasu do czasu oblewał mnie ojciec gdy za długo leżałam w łóżku.
Postanowiłam przejść się główną uliczką.
Trzymałam się blisko muru gdyż tylko one dawały mi oparcie. Nie czułam się pewnie na nogach. Coraz słabiej słyszałam odgłos muzyki dochodzącej z clubu.
Nagle mur się zgubił i musiałam iść o własnych siłach.
         Poczułam ostre szarpnięcie z tyłu i upadłam do zaułka. Już chciałam nawrzeszczeć na osobę, która to zrobiła, ale poczułam ból, gdy ktoś szarpnął za moje włosy. Uczepiłam sie paznokciami w skórę napastnika. Co prawda działałam z opóźnieniem gdyż alkohol nie dawał mi myśleć ale wiedziałam, że zaraz stanie się coś złego.
Jednym szarpnięciem zostałam postawiona na nogi. Coś zimnego zostało mi przystawione do szyi. Spojrzałam w twarz napastnika i zbladłam.
 - Pamiętasz mnie?



Co tu dużo mówić? Zostawiam to waszej ocenie:P

Ps. Z góry przepraszam za błędy ;P
Bujka:*

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 47

 - Co kupiłaś Livi na urodziny? - zagadnął Louis gdy oglądaliśmy wystawę u jubilera.
Odwróciłam się niby zaciekawiona jakąś inną rzeczą.
          Głupio mi było powiedzieć, że zapomniałam o urodzinach mojej najlepszej przyjaciółki... Więc grałam na zwłokę. A kompletnie nie miałam pomysłu co by chciała. Miałam perfidną ochotę kupić jej wielki tort z kutasem... ale coś czuje, że się obrazi. Miałam tez do dyspozycji kupić w erotic shopie sexowną bieliznę króliczka... ale w końcu zdecydowałam się kupić jej skarpetki frotowe. W sumie? Z tego byłaby ucieszona! Ale nie no... muszę zaszaleć... może wynajmę jej striptizera? Albo jakiegoś geja? Hmm... Albo załatwię jej bilety na Kings of Leon? W ostateczności poproszę Harrego aby wyskoczył z tortu. Ta... te ostatnie jest nawet sensowne.  
Westchnęłam i zaczęłam przechadzać się po jubilerze.
 - ...Alex czy ty mnie w ogóle słuchasz?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa.
Potrząsnęłam na opamiętanie głową.
 -Co? Wyłączyłam się.- odpowiedziałam odwracając się do niego.
Ten uśmiechnął się do mnie przyjaźnie : 
 -No właśnie widzę- wyszczerzył się.
Przewróciłam oczami.
 -To co mówiłeś zanim bezczelnie przerwałeś mi moje interesujące przemyślenia? - zagadnęłam go.
Zrobił mnie myśliciela:
 -No przyznaj się, że rozmyślałaś sobie o naszych erotycznych gierkach.
Zachłysnęłam się powietrzem. Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
 - Jakich gierkach? - dopytałam się.
 - Oooo to jednak mnie słuchasz. - pokiwał głową z powagą.
Wzniosłam oczy ku niebu.
           Na tym nasza wymiana zdań się skończyła. Znów zaczęłam błądzić bezsensu pomiędzy półkami. Jakoś nic mnie nie zainteresowało... miałam jeszcze parę godzin do imprezy od Horana i Kings... a do ani jednego nie mam prezentu...Kompletnie zapomniałam o ich urodzinach. Mam tyle na głowie... szkoła, warsztat, treningi, jeszcze te bezsensowne wyjścia z Zaynem... Mógłby mnie kiedyś zabrań na jakąś galę gdzie poznam inne gwiazdki... ale NIE... muszę mu to zaproponować. Jedyną pozytywną rzeczą tego związku było to, że załatwił mi bilety i wejściówki v.i.p. na koncert LP.
Nie mogłam się do czekać na ich koncert! Jaram się tym jak Fredka Jeremiaszem.
Podeszłam do jednej z gablotek.
Ujrzałam na jednej z półek śliczną zawieszkę z gitarą. Była ze srebra i obsadzana małymi diamencikami.  Zaraz obok niej zauważyłam śliczna nutkę z jednym diamencikiem i klucz wiolinowy. Zapewne Livi się coś takiego spodoba.
 - LOUIS! - krzyknęłam.
 - Nie drzyj się- podskoczyłam na głos jego głosu - przez cały czas stoję za tobą.
 - Wcale, że się nie drę! - zaprotestowałam - może to cie zainteresuje. - popukałam kilka razy w szybę gablotki. - Proponowałabym tą gitarę, nutę i klucz wiolinowy, ale nie z bransoletką tylko na rzemyku. Ładniej wygląda.
          Wygłosiłam mu całe przemówienie, jak to kawałek skóry ładnie leży na ręce. Skutecznie go przekonałam do kupna tej rzeczy i po jakieś dwudziestu minutach wyszliśmy ze sklepu. On miał prezent dla Livi i był prze szczęśliwy, że nie musi więcej szukać, a ja nabyłam srebrny zegarek. W sumie nie wiem po co go kupiłam. Ładnie wyglądał na wystawie... w sumie może to być mój prezent zapasowy do Livi. Dobry pomysł.
 - Idziemy na rurki? - zaproponował chłopak.
Słysząc to, aż zaświeciły mi się oczy.
 - Prowadź! - za komentowałam.
 - Pozwoli Pani? - Tommo podał mi szarmancko ramię.
Uniosłam brew.
 - A i owszem. - ujęłam go i razem wyszliśmy z centrum. 
Dziś na całe szczęście deszcz nie padał i świeciło słońce.
Skierowaliśmy się do centrum.
 - Eleanor pokazała mi świetną kawiarnię gdzie serwują świetne szejki marchewkowe i rurki z bitą śmietaną! - jarał się Louis. Na samą myśl o rurkach ślinka mi ciekła - Ale wiesz... nie mów nic Horanowi bo wyje im całe zapasy!
Zaśmiałam się.
 - Ta... on jest do tego zdolny.
Przeszliśmy przez plac, na którym odbywała się degustacja serów, co sprawiało, że w powietrzu unosił się zapach brudnych skarpetek.
 - Ale tu śmierdzi! - za komentowałam, zasłaniając ręką nos i usta.
 - Yhym... - mruknął Louis, który tez się zasłonił - chyba wynieśli wszystkie rzeczy z pokoju Harry'ego i Zayn'a.  
Parsknęłam śmiechem, aż łezki mi pociekły.
 - Masz racje! Ale coś czuje, że rzeczy im same z pokoi wypełzły.
Nasze rozmyślenia mogły być trafne, gdyż i Styles i Malik mieli bałagan w pokoju! Nie zdziwiłabym się jakby coś z pod ich łóżka wypełzło i udało by się na światło dzienne... czekaj...  stop. Mam gorszy bajzel w pokoju, niż oni. Dobra, nie było tematu.
 - W sumie jestem cieka... - poczułam szarpnięcie z drugiej strony i zostałam pozbawiona ciężaru torebki - MOJA TOREBKA! - widziałam jak jakaś ciemna postać zaczyna uciekać z moją ulubioną beżową torebką - zajebał mi torebkę!
          Rzuciłam się do pogoni za złodziejem ale wyprzedził mnie Louis, który przepychał się zwinnie przez tłum. Ja natomiast biegłam za nimi z gracją zapaśnika sumo. W końcu wkurwiłam się na 10cm szpilki i zciągnęłam je. Od tego momentu biegłam boso. Przedzierałam się przez tłum jak dzik przez zarośla. Ze trzy razy zgubiłam Louisa, ale jego głos wrzeszczący " Łapać złodzieja! " Skutecznie naprowadzał mnie na trop. Nagle zrobiło się zamieszanie i totalnie straciłam orientacje.
Poczułam ból w kostce i upadłam na ziemie.
Jęknęłam z bólu.
Łezki zaczęły sączyć mi się z oczu.
Spojrzałam na lewą kostkę.
Zaczęła się dziwnie powiększać i sinieć.  
Jakiś uprzejmy pan pozbierał mnie z ziemi i podał buty, które wypadły mi z ręki kiedy upadłam.
 - Nic ci nie jest? - spytał zatroskany.
Bolało mnie siedzenie, miednica, prawa ręka, a z dłoni zaczęła się sączyć krew.
 - Wszystko w porzą... - usłyszałam pisk, huk.
Serce stanęło mi w miejscu.
          Zerwałam się do biegu. Nie zważałam na ból w kostce i ludzi, których popycham. Po prostu biegłam w stronę odgłosu. Im bliżej byłam Louisa, tym coraz ciaśniej się robiło i trudno było się już przedostać przez chmarę ludzi. W końcu przepchałam się przez ludzi i stanęłam twarzą w twarz z tą okropną sceną. A przy okazji wdepnęłam na ser.   
Opisze wam tą scenę:
          Wszędzie ser, DUŻŻOO SERAAA!! Gdzie nie spojrzeć tam jest ser, a w niektórych miejscach pojawiają się też deski. Na środku tego co kiedyś było stoisko do degustacji serów leżał Louis trzymający moją torebkę, a obok niego leżał zakapturzony facet, który próbował się wygrzebać spod desek.
 - SMARKACZE! Nie wychowańce! Gówniarze! Zniszczyliście mi stoisko! - wydzierał się jakiś gruby facet. - Dzwonię na policje!
Nie zważałam na tego tępego faceta. Wlazłam w kupę sera i broczyłam w nim, aż doszłam do Louisa, który majaczył coś o latających marchewkach.
 - Mamo... różowa marchewka... - miał nieprzytomny wzrok i zauważyłam, że na jego głowie zaczął wyrastać guz wielkości połówki ziemniaka.
 - Louis w porządku? - zapytałam z troską.
Ten tylko dziwnie poruszał głową.
 - Niech ktoś zadzwoni po KARETKĘ! - wydarłam się.
Jakaś kobieta z mała dziewczynką wyciągnęła telefon i zadzwoniła po karetkę. Ja natomiast próbowałam ocucić przyjaciela.
 - Zapłacicie mi za szkody! - szarpnął mnie za ramię sprzedawca -  Smarkacze! Biegania się zachciało! - darł japę.
Wyszarpałam się z pod jego uścisku.
 - Idź matole się wypchać serem! Nie widzisz, co się stało? - wydarłam się na niego - Jesteś niespełna rozumu? Ludzie ucierpieli, a ty się martwisz o jakiś cuchnący ser? Skąd tyś się urwał? Weź idź się strać mi z oczu!
         W sumie nie miałam pojęcia co mówiłam. Posklejałam kilka słów w mało sensowne zdanie, ale nie miałam do tego głowy. Bardziej martwiłam się o to, że Eleanor mnie zabije, gdy się dowie, że nie upilnowałam jej chłopaka.
          Kontem oka zauważyłam jakiegoś dziwnego typa, który przedzierał się przez tłum. Był łysy i miał nieprzyjemną twarz, jakby mówiła: " Nie podskakuj gnojku, bo dostaniesz w ryło! ". Mężczyzna zbliżał się do nas, a ja nie chciała już dziś więcej konfrontacji.  
Nagle w zbiegowisku zauważyłam kobietę i mężczyznę ubranych w uniformy policyjne. Na ich widok odetchnęłam z ulgą, a nieprzyjemny typek zniknął.
Policjanci na widok całego zajścia zrobili wielkie oczy.
           Ja sama nie wiedziałam, jak oni mogli rozwalić jedno stoisko i pozostawić je w takim stanie. Jakbym nie wiedziała, co się tu zaszło na pewno podejrzewałabym, że wściekłe zwierzęta uciekły z zoo i zrobiły rozróbę.
Ale mniejsza o to.
 - Co tu się stało? - spytał mnie policjant.
Otwierałam usta aby odpowiedzieć na pytanie, ale grubas, który już dawał mi się we znaki był szybszy:
 - Ja panu powiem co tu się stało! - powiedział przejęty -  Padłem ofiarą napadu i niezwykłego wandalizmu! A ta dziewczyna mi groziła!
No błagam... serio?              
 - Panie władzo proszę mnie trzymać! - warknęłam. Miałam ochotę rzucić się na grubasa i wydłubać mu te świńskie, paciorkowate oczy.
 - Spokojnie! Spokojnie! - mężczyzna stanął pomiędzy nami.
Próbowałam tego faceta zabić w wzrokiem, ale z marnym efektem.
 - Czy  mógłbym się dowiedzieć co tu się stało? - zapytał jeszcze raz tylko jeszcze bardziej stanowczo.
 - Marchewka? - mruknął Louis.
Wszyscy trzej spojrzeliśmy w jego stronę. Aktualnie siedział i zachowywał się jakby zszedł z rollercoaster'a.
 - A temu co? - pierwszy raz odezwała się młodziutka kobietka. 
Spojrzałam w jego stronę.
 - Pozbiera się. Oberwał tylko mocno w głowę. - odpowiedziałam.
Policjantce lekko zadrżał kącik ust.
 - Do rzeczy. - przerwał naszą krótką wymianę zdań partner kobiety - Co tu się stało.
Omiótł ręką całe zajście.
Wskazałam ręką na faceta w czerni:
 - Tak w wielkim skrócie. To złodziej i ukradł mi torebkę, a tamten mamroczący To Louis Tomlinson, który jak supermen rzucił się w pościg za tym chłystkiem. W sumie nie wiem co się stało, ale jak tu przyleciałam to zastałam te stoisko w takim stanie. - z kończyłam moja ambitna wypowiedź.
Policjanci spojrzeli po sobie i zwrócili się w stronę faceta.


***

           Siedziałam sobie od jakiś 20 min przed salą, w której znajdował się mój wybawca torebek Louis. Gdy zostałam opatrzona to zaprowadzono mnie na te niewygodne krzesła i od tej pory siedzę tu i  nudzę się. Najgorsze jest to, że mam skręconą kostkę i nici z szalonej imprezy... chyba, że się tak nachleje, aż przestanie czuć ból. Czyli tak czy siak będę tańczyć. Byłam trochę potłuczona i miałam szpetną ranę na nadgarstku, pomijając jeszcze  kilka zadrapań, byłam cała i zdrowa... w o niebo lepszym stanie niż Lou.
Z sali wyszedł lekarz, a zaraz za nim włóczył się Louis z opatrunkiem na czole. Wstałam aby porozmawiać z mężczyzną w białym kitlu. 
 - Panie doktorze i co z nim? - kiwnęłam głową na zataczającego się chłopaka.
Lekarz westchnął: 
 - Dość mocno oberwał - powiedział młody facet z kozią bródką - ma wstrząs mózgu... - zaczął machać w stronę Louisa, który wyglądał jak przyćpany - sama pani widzi. Dałem mu coś na wrócenie do formy. A tu pani ma receptę - podał mi jakiś zwitek papieru - przepisałem tabletki na wzmocnienie, niech bierze je dwa razy dziennie do dwóch tygodni i proszki przeciwbólowe... Jutro może się czuć... no... wymiętolony.
 - Jak na kacu? - podpowiedziałam. 
Jego kącik powędrował ku górze.    
 - Dokładnie. - westchnął - a do tego zalecam długi odpoczynek bez stresu. To go szybko postawi na nogi. 
Usłyszeliśmy łup i Lou leżał na podłodze. 
Popatrzeliśmy na siebie z lekarzem i poszliśmy na pomoc. 
Chłopak cały kleił się od sera... dokładnie miał ser wszędzie. We włosach, na koszulce i nawet przy chodzeniu mu z nogawek kawałki wylatywały. 
Widząc jak Louis minął się z krzesłem przypomniała mi się scena z Harrego Pottera i Księcia półkrwi, gdy Ron był pod wpływem eliksiru miłosnego. Podobnie się zachowywali... Tylko Louis był w serze. 
 - Powodzenia. - poklepał Tommę po plecach, uśmiechnął się lekko do mnie i odszedł w swoją stronę. 
Usiadłam obok chłopaka i oparłam głowę o ścianę. 
Leki miały zacząć działać dopiero po 15min wiec tak sobie siedzieliśmy z Louisem w ciszy. On w takim stanie nie był zbyt dobrym rozmówcą. W ciągu tych minut próbowałam wyczyścić moją torebkę, ale nadawała się tylko do wyrzucenia. Capiła serem.
Po upływie czasu Lou jęknął. 
 - Czuje się jak po zderzeniu z tirem. - zaczął macać swoje czoło - i mam dość marchewek. Przez cały czas wokół mnie się kręciły. - parsknęłam śmiechem.
 - Cóż... będziesz miał co opowiadać...
 - LOUIS! 
Przerwał mi wrzask bardzo znajomej osoby. 
Spojrzałam wraz z Louisem w stronę dziewczyny. 
 - LOUISIE WILLIAMIE TOMLINSON! JA CIE UDUSZĘ!!
Brązowowłosa piękność przeszła jak furia dzielącą ją odległość do swojego ukochanego. 
 - Zabij mnie... - szepnął chłopak.
Pomodlę się za niego. [*]



 Całą notkę dedykuję mojej rodzonej siostrze Kindze. Gdyby nie Młoda to nigdy bym nie napisała tej notki;) To właśnie ona naprowadziła mnie na ten pomysł, za co jej bardzo dziękuję. Już jej obiecałam gdy następnym razem bd sie tłuc to bd na nią uważać.
Mam nadzieje, że ta notka jest troszkę lepsza od poprzednich.
Czy wam też tak szybko ten weekend leci? 


Bujka:***