czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozdział 14

Spojrzałam na na zegar w NOWEJ komórce... 12,15... masakra... jakoś zgramoliłam się z ciepłego łóżeczka... Jeszcze w koszuli nocnej zeszłam do kuchni. Z kuchni dobiegały głosy Luke, taty, cioci Małgosi, Emily i taty. Chciałam jeszcze zmienić zdanie i iść się przebrać, ale Emily wybiegła z kuchni, a za nią Luke. Zderzyliśmy się na korytarzu.
 - Boże dzieci... co wy wyrabiacie? - powiedział tata wybiegając z kuchni.
 - Mnie sie nie pytaj... Ja ledwie na oczy widze... - wykrztusiłam.
Co tam, że byłam w króciutkich spodenkach, które zasłaniały o wiele mniej niż powinny i białek koszuli nocnej... leżałam teraz plackiem na ziemi, przygniatana przez siostrzyczkę i byłego chłopaka... wprost tak sobie wyobrażałam dzisiejszą pobudkę... 
 - O cześć ALEX! - przywitał minie Luke.
 - Złaźcie ze mnie! - wrzasnęłam.
Emily jakoś się wyślizgnęła... a Luke nadal leżał na mnie... Nie dość, że wyglądałam jak siedem nieszcześć to jeszcze były chłopak u którego myślałam że mam szanse leży na mnie.
Gapiliśmy się na siebie jak w transie.
 - Chłopcze... - upomniał go tata.
Luke wstał jak oparzony.
 - Żenada... - mruknęłam w stronę ojca.
Tata podał mi ręke i pomógł wstać.
Nie miałam siły już wracać się do pokoju, więc usiadłam na białym  krześle barowym i położyłam się na stole. Ktoś podsunął mi pod nos kawę. Podskoczyłam na krześle czując ten cuchnący zapach kawy... FUJ! Nie nawidziłam kawy!
 - Weź odemnie te świństwo! - zwróciłam się do ojca, który stał nademną z perfidnym bananem na ryjku. Wiedział bardzo dobrze, że nie znoszę kawy...  
 - To tak na otrzeźwienie - odparł.
 - O ile wiem wczoraj nie piłam... chyba, że dosypałeś mi do picie tabletkę gwałtu... ale mało prawdopodobne... - odgryzłam się - a tak przy okazji cześć ciociu! - posłałam jej buziaka.
Tak, troche nie miałam ochoty na rozmowę o ich związku... nie chciałam zniszczyć sobie humoru... a  ciocie bardzo lubiłam i nie chciałam aby było jej przykro... z moją gadką i niewyparzoną gębą było bardzo prawdopodobne, że w 3 min zdążyłabym kogoś obrazić... ale cóż.. 
 - Cześć kochanie... tak się cieszę, że juz nie gniewacie się na nas z Livia...
 - Nikt nie powiedział, że się nie gniewamy... obie uważamy to za absurdalny pomysł.. ale cóż jak się kochacie... to JA nie bd stała wam na przeszkodzie... chodź nie macie odemnie błogosławieństwa...
Wszyscy, którzy siedzieli w kuchni wlepili we mnie zdziwione spojrzenia.
 - No co? - odparłam - chyba raz na jakiś czas mogę być miła.. i mieć przebłysk inteligencji...
Wszyscy w kuchni ryknęli śmiechem.
 - Dzięki... mili jesteście - odparłam i również zaczęłam się śmiać.

                   O 13,12 zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to Livia i odruchowo odebrałam nie patrząc na wyświetlacz. 
 - Co byś chciała? - warknęłam do słuchawki.
Aktualnie siłowałam się z Sabą... on chciał jechać ze mną do szpitala i wrył się na siedzenie pasażera, obok kierowcy, a ja ani myślałam go ze sobą zabrać. Więc ja go spychałam z siedzenia, a on jak na złość zapierał się mocniej.
 - No nie wiedziałem, że przez noc zmieniłem płeć - odezwał się w słuchawce Harry.
 - A witam wielmożnego pana. - odparłam - mógł byś zadzwonić za 10 min? Bo aktualnie siłuje się z psem... SABA WYNOŚ SIĘ! - krzyknęłam na psa.
Ten tylko na mnie spojrzał. 
  - Nie wydzieraj się do słuchawki! - wrzasnął Hazza
 - Myyhhyy serio zadzwoń później... - odparłam
 - Chciałem ci tylko powiedzieć, abyś przyjechała do nas. Mamy dla ciebie niespodziankę. - słyszałam jak się podnieca.
 - Harry... chcesz abym wam chate rozniosła... a i tak, po za tym jadę po Livie... i  tak bym do was nie przyjechała, więc cześć! - rozłączyłam się
Spojrzałam na Sabę.
 - Ty wielka śmierdząca mordko... i co ja mam z tobą zrobić? - zaczęłam mówić do psa.
Ten tylko na mnie ziewnął. BLE!
 - FUJ! Umyłbyś zęby! - zaczęłam wachlować się dłonią.
Właśnie wpadłam na pomysł.
Wyszłam z samochodu. Przeszłam przez garaż i weszłam do domu. Otworzyłam na oścież drzwi z kuchni.
Wzięłam miskę Doga i nasypałam do niej karmy.
 - SABA! - krzyknęłam na cały dom - MASZ jedzenie!
Po chwili usłyszałam jak biegnie w stronę kuchni.
JA natomiast usunęłam się mu z drogi.
Gdy wparował do kuchni... ambitnie zamknęłam za nim drzwi i w końcu weszłam do srebrnego forda Puma, autka mojego kochanego tatusia... Musiałam dziś nim jechać bo tata ambitnie wziął jeepa...
W końcu wyjechałam na ulicę. Po pół godzinie byłam już w szpitalu i kierowałam się do sali Livi.
Otworzyłam drzwi.
 - Hej kochanie... - tak szkoda że mówiłam do ściany.
W sali nie było Livi. Łóżko było zaścielone.
Nie dobrze że mnie uprzedzili.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na numer Livi.
Po trzecim sygnale w końcu odebrała:
 - Co ja mam cię w kostnicy szukać? - przywitałam ją - gdziesz ty kurna jesteś?
 - Widzę, że wstałaś lewą nogą...
 - Może nie lewą... ale GDZIE TY JESTEŚ?
Aktualnie mijałam jakąś starszą panię, która dziwnie się na mnie spojrzała.
 - Nie mam pojęcia... Harry ci wyjaśni... - coś zaczęło szuszczeć w słuchawce
 - Livia! Livia! Po co mi do szczęścia Harry?
 - Mówiłem ci, że masz do nas przyjechać! - usłyszałam głos Styles'a
 - Harry... coś ty znowu wymyślił? - jęknęłam
 - Ale mówiłem, abyś do nas przyjechała. - zwiesiłam głowę.
 - Dobra... zaraz bd.
Rozłączyłam się. Miałam ochotę rzucić telefonem o chodnik.
Wsiadłam do samochodu... cała wkurzona i jębłam drzwiami.
Po 40 minutach zaparkowałam bezpiecznie na tyłach domu chłopaków, z dala od rozwrzeszczanych fanek.
Wyszłam z samochodu i skierowałam się do drzwi.
Pod nogami leżały od kogoś buty... kopnęłam je torując sobie przejście.
Zadzwoniłam do drzwi.
 - Żadnym fanką nie otwieramy - usłyszałam głos Malika.
 - Nie jestem fanką... i ty dobrze o tym wiesz... przyjechałam bo Harry coś odemnie chce...
 - Mówiłem, żadnym narwanym fanką nie otwieramy. - powtórzył
 - Pieprz się Malik. - odparłam - wpuść mnie! - byłam zmęczona i nie w humorze...
Widziałam go zza szklanych drzwi. Miał na sobie czarną obcisłą bluzkę, która ładnie upinała jego mięśnie, czarne spodnie troche opuszczone i białe szelki. Jadł akurat marsa i nie miał na sobie butów.  Z kieszeni wypadła mu paczka szlug.
 - Zasrany palacz. - odparłam, na co on się uśmiechnął - wpuść mnie.
 - Nie... chce sobie na ciebie popatrzeć - obdarował mnie perfidnym uśmieszkiem.
 - To zrób sobie zdjęcie. - odparłam
 - Nie... serio ładnie wyglądasz. - wskazał na mnie palcem.
Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie białą bluzkę i czarne krótkie seksowne ogrodniczki, a do tego czarne szpilki, które idealnie dopełniały stroju.
 - Zrób se zdjęcie i mnie wpuść. - odparłam
 - Nie...
Jęknęłam.
Byłam nie wyspana, zmęczona i w złym humorze.
 - Mam twoje buty. - podniosłam białe Nike i potrząsnęłam nimi.
 - I co z tego? - odparł nie wzruszony - kupie sobie nowe
Znów jęknęłam.
Rozejrzałam się po ich białej willi z basenem.
Na podjeździe stały 4 samochody. Czarny Zayna, czerwony kabriolet Louisa, moja Puma i jeszcze jakieś białe Audi a4 Coupe. Spojrzałam na samochód Zayna. I wpadłam na pomysł.
 - Umiem zapalać na styk. - uśmiechnęłam się do niego cwaniacko.  
Zrobił wielkie oczy.
 - Nie odważysz się!
Spojrzałam na niego wyzywająco.
 - A założymy się?
Obróciłam się do niego dupą... co tam, że bd oglądał moje zaplecze...
Podeszłam do jego czarnego samochodu i chwyciłam za klamkę... o dziwo drzwi były otwarte... boże co za baran...
Usadowiłam się wygodnie na miejscu kierowcy.
Zdjęłam obudowe z deski rozdzielczej i zaczęłam szukać odpowiednich kabelków. Po 2 sekundach je znalazłam. Zrobiłam to co była trzeba. Przytaknęłam je do siebie i usłyszałam dźwięk silnika.
Spojrzałam w stronę szklanych drzwi, gdzie stał zdziwiony Zayn, i rozbawiony Niall z Liam'em.
Włączyłam światła.
W tedy drzwi otworzyły się i wybiegł z nich Zayn. Nawet nie wiedziałam, że można tak szybko biegać... ten chłopak coraz bardziej mnie zadziwia.
Otworzył tylnie drzwi i dosłownie wskoczył do auta.
 - Co ty kurwa robisz? - zapytał.
Puściłam to mimo uszu. I ruszyłam.
Wyjechałam na ulicę.
 - Gdzie my jedziemy? - zapytał chłopak wkładając buty.
 - Musze cię zawieść do krainy debilizmem i kretynizmem płynącą. - odparłam - a tak na serio jedziemy po moją siostrę... miałam ją odebrać od cioci.
 - To poco wzięłaś moje auto? - zapytał wtykając głowe pomiędzy siedzenie.
 - Spytaj swojego debilizmu.
 - Co ty okres masz? - dogryzł
 - Co ty mój kalendarz? - odgryzłam się.
 - W ciąży jesteś.
 - Właśnie miałam zapytać cię o to samo. - odparłam.
 - Jesteś niemożliwa. - wzniósł oczy ku niebu.
 - Bo cie wysadzę - odparłam.
Wciągnął powietrze.
 - Nie odważysz się.
 - Odpaliłam twoje auto na styg a ty mi mówisz, że nie odwarze się zatrzymać i wywalić cię z auta?- spojrzałam na niego zdziwiona i jednocześnie rozbawiona.
 - Dziwniejsze rzeczy się widziało... ale muszę powiedzieć, że jesteś niespotykanym okazem. - dogryzł.
 - Gbur.
 - Narwaniec.
 - Palant.
 - Grzybiara.
 - Mówisz o zawodzie swojej matki? - dogryzłam... no już się nie powstrzymałam - sorry... nie umiem być długo miła. - przegięłam i to na całej linii.
 - I ty to nazywasz bycie miłą?  - fuknął.
 - No, a nie? - odparłam.
Przez całe dwadzieścia minut jazdy, nasza rozmowa właśnie tak przebiegała... gnojeniem i bluzganiem się.    
                         Gdy w końcu dojechaliśmy pod biało - czarną wille, na tarasie czekała już Emily, która ambitnie rozmawiała z ciocią. Pipłam klaksonem dwa razy, a Emily niechętnie pożegnała się z ciocią i podbiegła do samochodu. Otworzyła drzwi i wsiadła.
Nawet nie zauważyła Zayna. 
 - Zabierzesz mnie na lody? - zapytała z tym przesłodkim uśmieszkiem - a masz bilety? Załatwiłaś...? No prosze... Bo powiem tacie! - zagroziła
 - No właśnie - zwróciłam się do Malik'a - masz dla mnie te bilety Zayn?
Emily, aż wydała z siebie dziwny odgłos. Zaczęła piszczeć i skakać po siedzeniu.
W końcu się uspokoiła i nie umiała z siebie wydać żadnego odgłosu.
 - Tttyyy... jjjjeessstteśś Zzzaayynnn Mmallliikk! - wydukała i dosłownie rzuciła się na chłopaka.
Ja natomiast nie zważałam na to co działo się na tylnim siedzeniu. Wjechałam na drogę i skierowłam auto do domu.
 - Alex mogłabyś pomóc? - spytał Zayn gdy Emyli wtulała się w niego.
Traktowała go jak jakiegoś misia do przytulania.... słodko razem wyglądali.
 - A załatwiłeś bilety? - spytałam. Chciałam wykorzystać okazję.
 - Są w schowku. - jęknął
Jednocześnie kierując otworzyłam schowek i wyciągnęłam bilety i wejściówki. Schowałam je do kieszeni... Jakby chciał je wziąść to najpierw musiał by mnie obmacać, czego na pewno nie zrobi... Znaczy tak myśle... chyba nie jest aż tak zboczony?
 - Emi siadaj na dupie bo wylecisz przez okno. - warknęłam w stronę młodej
 - Alex... - jęknęła
 - Powiedziałam coś! - próbowałam wyjść na stanowczą.
 - No dobra... - widziałam w lusterku jak odkleja się od Zayna i siada jak najbliżej niego.
A Zayn całą tą sytuacją był speszony.
 - Metr od niego. - powiedziałam spokojnie, ale stanowczo.
 - Ale Alex... - jęknęła
 - Bo cie wyrzucę!
 - Wredna jesteś - załkała.
Próbowała się rozpłakać, ale ja za dobrze znam jej sztuczki.
 - Na to mnie nie nabierzesz. - odparłam.
 - Grrr... - fochnęła się.
 -  Nie zemną te numery - odparłam
Dalsza droga minęła bez przeszkód. Emily grzecznie siedziała i wypytywała chłopaka o przeróżne rzeczy w końcu, wjechałam na podjazd do naszego domu.
 - Emi idź do pokoju. Ja zaparkuje i przyjdziemy. - powiedziałam  
 - A moge zabrać Zayna? - pytała robiąc oczka bezdomnego pieska.
Zayn popatrzył na mnie błagalnie.  A ja postanowiłam się nad nim ulitować.
 - Nie. Mamy dla ciebie niespodziankę więc musisz już iść...
Przerwało mi trzaśnięcie drzwiami.
 - Szybka jest. - powiedział.
 - To ci muszę przyznać. - odparłam zapalając  silnik.
 - Nie mieliśmy przypadkiem iść do twojej siostry? - zapytał
 - Nie dość cię wymęczyła? - odparłam spoglądając na niego.
 - Przekonałaś.
Zayn postanowił zmienić miejsce posiedzenia i nieudolnie próbował przejść do fotel pasażera, oberwałam jego butem... i tym samym prawie wjechałam do hydrantu... ale mam wyczuty refleks jazdą w rajdach i poradziłam sobie... co prawda trochę potrzepało... a nie zapięty Zayn latał jak szmata w samochodzie... ale to nic.
 - Masz jakieś ciekawe płyty? Jak tak to włącz. - zwróciłam  się do niego.
 - Coś mam.
Zaczął grzebać w samochodzie. W końcu wyciągnął płytę Eminema. I włączył.
Słuchałam trochę rapu... a Eminema wprost ubustwiałam...
Zaczęłam jedne kawałki rapować razem z nim... później Zayn się dołączył i już nie było tak fajnie...
 - Fałszujesz wiesz o tym? - dogryzłam mu.
 - Nie zwróciłem uwagi... wiesz.... słuchałem tyle razy mojej płyty i jakoś nie zwróciłem na to uwagi. - odparł zaczepnie.
 - Ty lepiej wykombinuj coś do Emily... wymyśl jakiś prezent czy coś.
Otworzył schowek i zaczął w ni grzebać.
Rzucił mi na kolana wejściówki za kulisy.
 - Masz daj jej to.
 - Yyy spoko.

 ***

Zayn przepuścił mnie w drzwiach. Daje głowę, że chciał popatrzeć sobie na moją dupę... ale kij z tym. Od razu usłyszałam dobiegające z kuchni krzyki i trzaski. 
Po chwili z chyba kuchni... wybiegł Harry cały w mące i jajkach. Przeleciał obok nas, prawie mnie przewracając. 
W odstępie jakiś 5 s. biegł Lou z garnkiem... a wnim, chyba to była czekolada, a zaraz za nim Liam z miską mąki. 
Wszyscy darli się niemiłosiernie. 
Louis widząc nas gwałtownie się zatrzymał, a na niego wpadł Liam. To cho chłopcy mieli w rękach poleciało na mnie i na Zayna... 
 - Jak to się mówi... głupi ma zawsze szczęście. - sama siebie zbluzgałam, otrzepując się z mąki. 
Ja oberwałam z mąki, a Zayn' owi trafiła się czekolada. 
 - O boże! - westchnęła Livia, która właśnie wyszła z kuchni. Była przy dekorowana mąką, a na twarzy miała pojedyńcze kropki z czekolady.
Wyglądała komicznie z nagą w gipsie i o kulach. 
Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju.         
 Szklane drzwi były udekorowane mąką. Na białej płytkowanej podłodze, rozciągała się bezkształtna masa mąki i czekolady. Ściany były w kolorze jasnego beżu. Musze powiedzieć, że wystrój domu robił na nie ogromne wrażenie... no może pomińmy to że na niektórych ścianach wisiały zdjęcia chłopaków. Ale na prawde wszystko inne było śliczne.
 - Ja waz zabije! - uniósł się Zayn.
Oberwał najmocniej... garnek z czekoladą wylądował na jego głowie... no niezbyt miło.
 - Za co? - z jakiegoś pokoju wychyliła się teraz biała lokata głowa.
Omiótł pomieszczenie wzrokiem i ryknął śmiechem.
 - Murzyn i bałwan! dobre! - ryknął.
Leżałam poskładana na ziemi, razem z chłopakami i Livią.
Brzuch od śmiechu strasznie mnie bolał... ale nie umiałam przestać się śmiać!
 - Co wyście narobili? - z kuchni wyszedł Niall z garnkiem pod pachą... aktualnie wylizywał palce z jakiejś żółtej substancji... co za głodomor!
Chłopak wyglądał przesłodko... i najczyściej.
 - Nie wiem. - odparłam  - a jak kulturalna osoba weszłam do domu i oberwałam z mąki.
 - Witaj w naszym patologicznym domu. - przywitał mnie pomagając mi wstać.
 - Od razu mówię - zaczęłam - że ja was nigdy nie wpuszczę do naszego - wskazałam na siebie i Licię - mieszkania.
 - Macie mieszkanie?! - podniecił się loczek.
Liv pokręciła oczami:
 - Jeszcze nie ale za niedługo do tego dojdzie.   
Otrzepałam się i pomogłam przyjaciółce wstać. Chłopcy też już się pozbierali. Zayn uciekł się umyć. Byłam tak umazana, że Liam dał mi bluzkę Danielle do przebrania.
Po 10 minutach ogarnęłam się w łazience Payna i wyszłam do ludzi.
Wszyscy siedzieli w salonie. Biało- beżowe ściany pięknie się dopełniały. NA środku salonu znajdowała się wielka biała skórzana rogówka i kilka foteli. Na przeciwległej ścianie znajdowała się wielka plazma. Wielkie okna otwierały widok na basen i podwórze z boiskiem do siatkówki. Na ścianach wisiały czarno-białe fotografie koni, samochodów i ludzi.
Po prostu ślicznie tu było.
Najbardziej w pokoju rzucał się w oczy biały fortepian... FORTEPIAN?!
 - Macie fortepian?! - prawie krzyknęłam.
Minęłam wszystkich i podbiegłam do niego.
Otworzyłam klapę zasłaniającą klawisze i przyjrzała się instrumentowi.
 - Grasz? - zagadnął Niall
 - Jej dziadek - odpowiedziała za mnie Liv - uczył ją grać... a Alex się nakręciła... i teraz dostaje szajby jak widzi coś z klawiszami. - przyjaciółka pokazała mi język.
 - Danielle coś wspominała - powiedział Liam - podobno dość dobrze ci to idzie.
 - Zagraj coś! - powiedzieli jednocześnie Harry i Lou.
 - Nie musicie dwa razy powtarzać.
Strzeliłam palcami i zaczęłam grać. 
Wybrałam piosenkę Hips Don't Lie od Shakiry. 
Zaczęłam ją grac... Po prostu tak się wczułam, że aż zatraciłam się w melodii... grałam jak szalona, aż przerwał mi krzyk Zayna:
 - CO TO KURWA MA BYĆ?!
Grę na pianinie urwałam w najlepszym momencie. Słyszałam trzask drzwiami i głośnie zbieganie ze schodów.  
Nagle w drzwiach pojawił się wściekły Zayn... miał na sobie tylko jasne spodnie... Najbardziej przyciągały uwagę jego włosy... Po bokach czarne... a reszta marchewkowe...
Nie mam bladego pojęcia czemu... przecież miały wyjść czerwone.
 - A coś ty u fryzjera był? - powiedział Lou krztusząc się ze śmiechu.
 - Ale mam nadzieje, że to nie trwała... - wydukał Liam
 - Ten kolor  ci nie pasuje... - dopowiedział Harry.
 - Marchewka... - rozmarzył się Louis.
Daje głowę, że ślinka mu pociekła...


Ta notka powstała w szczególnej mierze przez Oliwię więc jej dziękujcie. Ona dała pomysł, a to tylko przelałam na klawianturę:D
Tą notkę chciałabym  za dedykować Sandrze... Ty mój kochany narwańcu.
Chciałybyśmy wam podziękować za ponad 3,200 wejść:D Nawet nie marzyłyśmy o takiej liczbie wejść:D
Dziękujemy:***
Kochamy was!!  
Zakręcony Duet <3 <3

wtorek, 24 kwietnia 2012

Rozdział 13

  - Harry! Uświniłeś mi całą umywalkę! - trzepłam go w głowę.
Ślęczeliśmy już godzinę nad naszą akcją podmieniania zawartości żelu... Pierwsze 2 pudełka czerwonej szamponetki  w rękach Harrego szlag trafił... Wypadła za okno albo wylał całą zawartość do umywali " bo on się pomylił! Myślał że to żel"...
Tak... jego głupota mnie zaskakuje...
W końcu wzięłam sprawy w swoje ręce. Po 30 sekundach zakręciłam pudełeczko i pokazałam Harremu... aktualnie miał na sobie moje gogle, które używałam do osłony oczu jak coś w garażu szlifowałam... kuchenny biały fartuch mojego ojca... i czepek kąpielowy. Bo "On chciał się wczuć w klimat"
 - Ale jak ty to tak szybko zrobiłaś? - spytał zaskoczony.
Po prostu jak na niego patrzyłam to tak śmiać mi się chciało, że masakra...
 - Wielka mi to filozofia przelać zawartość saszetki z farbą do dużego pojemniczka po żelu... nie ma co do tej czynności potrzebowałam geniusza...  - odparłam z ironią.
Chłopak zrobił obrażoną minę.
 - A tym geniuszem jestem ja? - odparł
Ryknęłam śmiechem.
 - Weź to zdejmij! - wskazałam na fartuszek i zakryłam sobie oczy - chłopczyku jak myślałeś, że w tym będziesz wyglądać męsko... to się myliłeś!
No i Harry strzelił FOCHA!
 - No.. przepraszam... - klepnęłam go w policzek - zdejmij to i cię odwiozę! -rzuciłam przez ramie.
Wzięłam kluczyki z jeep'a. Czekałam na Harrego w kuchni.
Na prawdę nie miałam pojęcia co on tak długo w moim pokoju robi... ja zdążyłam już nakarmić psa i przejrzeć dzisiejszą gazetę... na stronie poświęconej "gwiazdkom" widniało moje zdjęcie jak siedziałam Harry'emu na plecach, pod tym było zdjęcie jak siedziałam Zayn'owi na kolanach jadąc w kabriolecie. Obok tych zdjęć widniał wielki czerwony znak zapytania i Duży nagłówek " KIM JEST TAJEMNICZA DZIEWCZYNA? KTÓRE SERCE CHŁOPAKÓW PODBIŁA? KTÓREGO WYBIERZE? "
 - Żadnego - mruknęłam.
Potargałam stronę i wyrzuciłam do śmieci.
 - Nie przejmuj się - na głos Harry'ego, aż podskoczyłam - wszystkich tak obsmarowują... Te hieny bazują na czyimś nieszczęściu... nie przejmuj się!. - objął mnie ramieniem.
O dziwo nie odskoczyłam od niego, ani nie strzepłam jego ręki.
 - Nie przejmuje się - o dziwo to była prawda - ale za to moja rodzinka... wierzy we wszystkie brednie, które piszą w szmatławcach. - wskazałam na kosz.
 - Przyzwyczają się... - odparł.
 - Dobra koniec tych sentymentów - odsunęłam się od niego. - muszę cie podstawić pod dom. - chwyciłam kluczyki. Zaczęłam się oddalać od niego i zastygłam w pół kroku - a tak w ogóle, gdzie ty mieszkasz?
Zrobił zdziwioną minę:
 - Serio nie wiesz? - potrząsnęłam głową. - ciekawie bd - posłał mi łobuzerski uśmiech.   
  ***  
                    Musiałam okrążyć całą ulicę chłopaków. Nie umiałam wjechać na plac.. fanek było mnóstwo... dziękowałam bogu, że tatuś zainwestował w przyciemniane szyby... Bo jakby fanki zobaczyły Harrego... to nie wiem czy by coś z tego auta zostało. Wysadziłam go przy " tajnej bramie" jak to mówił Styles.   
Wytłumaczyłam mu jeszcze dwa razy co ma dokładnie zrobić i pożegnaliśmy się. Oczywiście on chciał mnie przytulić... to go wyrzuciłam z auta... tak tak wredna jestem.
 - HARRY! - wydarłam się widząc na fotelu niebieskie pudełeczko z "żelem". Chłopak zatrzymał się w pół kroku. Przekomicznie to wyglądało... -  zapomniałeś o najważniejszej rzeczy! - rzuciłam mu pudełeczko.
 - Dzięki Alex, że pomyślałaś o tym... - mruknął, łapiąc go
 - Ktoś w naszym duecie MUSI myśleć - pokazałam mu język 
 - Ha ha.. bardzo śmieszne. - wzruszyłam ramionami.
Pomachałam mu i zatrzasnęłam drzwi. 
Po 20 minutach siedziałam w domu przed laptopem.
Alan był dostępny na Skype, więc zadzwoniłam.
 - Uuuu masz zaskakujący dobry humor - przywitał mnie mój młodszy brat - kogo dziś zabiłaś?
Puściłam mu chytry uśmieszek
 - Czemu od razu zabiłam? - próbowałam się oburzyć - no.. ale jutro ktoś będzie miał inny kolor włosów!
 - Ty sadystko... - odparł, na co pokazałam mu język - to kto ci się naraził? - westchnął.
 - A ten delikwent, który skrócił mi włosy. - wyszczerzyłam się do niego - a i oberwał dziś odemnie z drzwi... o dziwo nie umyślnie... no ale nie powiem, że żałuje... Zrobiłam mu coś z nosem... ale nadal umi śpiewać... Czy ja KURWA zawsze muszę do siebie mówić? - spytałam Alana przerywając swoją litanię.
Alan zrobił ruch jakby się przed chwilą ocknął i powiedział:
 - Sprawdzałaś ostatnio swojego facebook'a? - uniósł brew
 - Nieee... a co? - zapytałam logując się na portal
 - To lepiej sprawdź.
Miałam 43 powiadomienia i 16 zaproszeń od znajomych.. których nie znałam w ogóle.
Miałam pełno wiadomości a la: Czy naprawdę znam One Direction ( no w końcu zapamiętałam jak się ich zespół nazywa ) itp.
Tak po kolei zaczęłam wszystkie kasować... nawet nie zważałam co piszą te dziewczyny.
Danielle parę postów sama komentowała w mojej obronie - <że przez nią poznałam 1D bo jesteśmy kuzynkami>. Eleanor też się włączyła z tekstem < Boże! dajcie tej dziewczynie święty spokój>              
 - Hehe... fajnie sławna jestem... - zakpiłam.
 - Przerażasz mnie - odparł Alan
 - Podobają mi się anty-fanki ich zespołu...
Braciszek przewrócił oczami.
Gdzieś godzinę zajęło mi kasowanie wszystkich postów.
sama napisałam jeden : " Drogie dziewczyny! Przez przypadek poznałam tych chłopaków... nawet nie pamiętam ich imion. Nie słyszałam, żadnej ich piosenki... proszę przestańcie mnie atakować... Z góry dzięki "
 - Myślisz, że to wystarczy?  - spytał.
 - Nie. Ale może trochę ochłoną... a po za tym nawet mnie to nie interesuje... Ale za to tata ma o mnie głębokie mniemanie.. a nawiasem mówiąc uważa mnie za pierwszą lepszą dziwkę... Czy ty kiedykolwiek zaczniesz mnie słuchać? - Al znów był nieobecny - Ziemia do Alana... Hellow...
 - Sorry po prostu oglądam filmik z tobą i tym lokatym w roli głównej.
Przewróciłam oczami.
 - O ile wiem nie kręciłam żadnego pornosa... - mruknęłam - a właśnie wracając do tematu. SŁUCHAJ MNIE BO ZARAZ CI SZCZELĘ! - upomniałam go
 - Dobra, dobra... - wyprostował się na krześle.
 - Wiedziałeś że tata i ciocia Małgosia kręcą z sobą?
Uniósł brwi
 - Powiedział mi wczoraj, jak z nim gadałem... Nie sądzisz, że to wspaniale? - dopowiedział widząc mój wyraz twarzy.
 - Mi powiedział dziś po południu jak byłam u Liv w szpitalu... Tak... super będziesz mieszkał pod jednym dachem ze swoją NOWĄ dziewczyną... wprost wspaniale... - wiedziałam że tym sformułowaniem  go wkurzę.
 - Ona nawet nie wie, że istnieje... - odparł zawiedziony
 - Och skończ z tym wzdychaniem! Weź sprawy w swoje ręce, a nie siedź w polsce i gnij... ona jest tu a ty tam! Rusz dupe i wracaj!
Zaczęłam tak gestykulować, że lampka z biurka spadła na śpiącego Sabę. Warknął i w popłochu wybiegł z pokoju... oczywiście trafił w drzwi... zrobił przy tym wiele hałasu.
 - Ale to nie było do ciebie! - krzyknęłam za nim
 - Tak... on na prawdę cię posłucha... - odgryzł się
 - Nie pyskuj smarkaczu! - upomniałam go
 - Jestem tylko 2 minuty młodszy! - zaprotestował
 - I co z tego glucie? - uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersiach - jesteś smarkaczem i tylko tyle ci powiem.
 - Mówił ci ktoś, że jesteś wredna? - odparł.
 - A wcale, że nie jestem wredna! Tylko miła...
 - Inaczej? - przerwał mi
 - ... na swój sposób... ale dzięki... miły jesteś. - strzeliłam focha
 - A jak tam Fred i Georg? - spytał.
Przekręciłam głowę.
Nie z czaiłam o co mu chodzi.
 - Jeden nie żyje, a drugi żyje... bodajże założył rodzinę... ale jaśniej proszę o Weasley'ów ci chodzi?
Alan walnął się w głowe dłonią:
 - Baranie! O papugi mi chodzi... miałaś je karmić.
Sparaliżowało mnie!
Zupełnie zapomniałam, że miałam nakarmić papuszki mojego braciszka... Ups...
 - ALEX! - wydarł się.
Wbiegłam do pokoju Alana... Śmierdziało tam ptasimi odchodami. Przy oknie stałą klatka wielkości szafy a w niej siedziały dwie Ary. Miały taki nietypowy kolor... ni to czerwień.. ni to rudy... Mój braciszek był obrońca uciśnionych i zaadoptował te ptaki... Ich poprzedni właściciele w ogóle o ni nie dbali... Pazurów i dziobu im nie obcinali... ale za to lotki obcinali jak najbardziej. Jak je pierwszy raz zobaczyłam 2 lata temu to wątpiłam że przeżyją... No ale przeżyły i miały się dobrze. Piórka im prawie całkiem odrosły...
I nawet żarcie i wode miały!
Otworzyłam klatkę.
Bodajże Fred? Od razu usiadł mi na ramieniu... a Georga... oczywiście musiałam łapać. Zaczął skrzeczeć jak go dorwałam... boże wydzierał się jak bym go z piór obdzierała...
 - Siedź cicho bo do dzioba napcham ci piór !- na pewno ptaszysko tego nie zrozumiało, ale przynajmniej się zamknęło.
Wpadłam do swojego pokoju z ptakami.
 - Patrz! - zwróciłam się do wkurzonego Alana - żyją... i nawet zrobiły sobie bufet...
 - Taaa ciekawe jak...  - fuknął
 - Och przestań się boczyć SMARKACZU! Żadnego poszanowania do starszych nie masz! - odgryzłam się.
 - Yhhhyy... mów do mnie jeszcze... - pokazał mi język
 - Małolat... - fuknęłam -

***

                              Po czterdziestu minutach siedziałam już w garażu i grzebałam w Dodg'erze. Przykręcałam już ostatnie śrubki... i inne duperele. W końcu skończyłam!!! Zamknęłam maskę i poszłam go odpalić... tak.... najpierw musiałam znaleźć kluczyki. Ale szlag je trafił. Przekopałam prawie całe stanowisko 13... czołgałam się po ziemi i klnęłam jak szewc... 
 - Tego szukasz? - usłyszałam znajomy głos Luke 
Spojrzałam na niego... aktualnie leżałam  na ziemi więc komicznie to powinno wyglądać...  
Trzymał w ręce kluczyki do Dodg'era... wstałam jak oparzona sięgnęłam po kluczyki. 
 - Dawaj je! - próbowałam je chwycić.
Luke musiał mieć inne plany z wiązane z kluczami bo uniósł rękę, a ja tego cholerstwa nie umiałam dosięgnąć... Tak, bo muszę być niska...   
 - Dawaj te kluczyki! - warknęłam skacząc jak małpa aby je dosięgnąć.
 - Nie ma mowy! Najpierw buziak! - zrobił dzióbek.
Spojrzałam na niego spode łba.
 - Dawaj je! Albo pozbawię cie ojcostwa! - zagroziłam
Jak oparzony rzucił mi kluczyki.     
 - Nie bij! - zakrył się rękami.
 - Baran... - fuknęłam.
Podeszłam do samochodu. Usiadłam. Wsadziłam kluczyki. ODPALIŁ!!
Z gardła wyrwał mi się okrzyk radości!
 - KOCHANI! - wybiegłam z garażu i zawołałam do chłopaków - ODPALIŁ! DODG'ER ODPALIŁ!
Skakałam jak jakiś pojebaniec.
Wszyscy składali mi gratulacje... no cóż... poskładałam sobie pierwsze autko... JUHU!!
Ben uniósł mnie i przytulił... a tata nawet zamówił pizze...
Luke zaczął się do mnie przymilać...
No morze coś z tego jeszcze bd - pomyślałam.
 - Alex! - zawołał mnie tata - wiesz że Luke bd tu pracować od jutra?
Rozpromieniłam się.
 - Na prawde? - zwróciłam się do Luke
 - No tak... przecież wiesz jak kocham samochody. - odparł mrugając
 - To gratuluje... ciesze się że bd razem pracować - miałam ochote go pocałować ale tylko tyle wykrztusiłam... A i podałam mu rękę...
 - No weź - odparł, przytulając mnie.
Może coś z tego bd - pomyślałam znowu...


No i kolejny rozdział... Nie jestem z niego zadowolona:/ Nie wyszedł mi i to widać... Jest nudny jak flaki z olejem:/ Życzcie nam powodzenia z jutrzejszym dniem! Piszemy Ścisłego... i obie jesteśmy z niego lewe... MASAKRA!
Kolejny rozdział przewiduje na za niedługo :D

Kochamy was!! <3
Miłej lekturki... przyda się... 
Zakręcony duet! <3 

sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 12

Nacisnęłam na klamkę. Poczułam jakiś opór z drugiej strony...
ŁUP
i jęk.
Mimowolnie się skuliłam i ostrożnie wyszłam z sali. Za drzwiami stała zgięta w pół postać, która trzymała się za nos.
Zapomniałam już nawet, że byłam wściekła na Styles'a.
Podeszłam do poszkodowanemu... którą ku mojemu zadowoleniu był nie kto inny jak Zayn Malik.
 - No proszę, proszę... kogo ja tu widzę. - odezwałam się. Zayn spojrzał na mnie zdziwiony.
Wyprostował się i dopiero teraz zauważyłam, że twarz miał umazaną we krwi.. UPS...
 - To znowu ty? - wskazał na mnie palcem - ty jesteś jakieś FATUM!
 - I vice versa. - odparłam. - Po jaką cholerę ryjesz się na drzwi, które właśnie ktoś wściekły otwiera? - podałam mu chusteczkę.
Wziął ją.
 - Tak... masz racje. - wyciągnął rękę w moją stronę. Nie miałam bladego pojęcia o co chodzi - Cześć jestem wróżka.. i wiem co się stanie za 10 sekund. - powiedział to z ironią...
 - O ile wiem wróżki są przystojne... więc się do nich nie zaliczasz. - spojrzałam na niego z ukosa.
 - Jesteś okropna - westchnął.
 - Cóż... taki już mój urok... - wzniosłam oczy ku niebu.
 - Ale wierz, że to nie był komplement? - uniósł brew.
Walnęłam się dłonią w czoło.
 - Człowieku czy ty odróżniasz sarkazm?
Przewrócił oczami.
Przyłożył chusteczkę do nosa i odchylił głowę w tył.
 - Baranie, czy ty chcesz się zadławić krwią? - podeszłam do niego. Może i nie lubiłam tego kolesia, ale nie chciałam mieć go na sumieniu - Gdy ci krew z nosa leci strumieniami powinieneś pochylić głowę do przodu... - pochyliłam jego głowę. -o tak... i jeszcze jakiś zimny okład z lodem, na szyję... tak przynajmniej uczyli nas na EDB. - westchnęłam
 - Na czym? - spojrzał mi w oczy. Cholera! Miał takie bajeczne ciemne oczy....
 - Na jednym idiotycznym przedmiocie, którego uczyłam się w Polsce... Edukacja dla bezpieczeństwa...
Podeszła do nas jedna z pielęgniarek. Dziwiło mnie to, że wcześniej żadna się nie zjawiła...
 - Co tu się stało?
Była niziutką, murzynką... z burzą afro na głowie... no była dość.. puszysta. Miała zadziorny wyraz twarzy.
 - Aaaa... kolega wpadł na drzwi. - odpowiedziałam uśmiechając się.
 - Trzeba było kogoś zawołać! - skarciła mnie. Czułam się jak mała dziewczynka. - Choć kochanieńki opatrzę cię.
Dosłownie postawiła Zayna na nogi. Wzięła go pod łokieć i zaczęła się z nim oddalać.
Chłopak rzucił mi bezdźwięczne " pomocy ", na co ja odpowiedziałam " niema mowy ".
No i zniknęli zza zakrętem.
 - Znokautowałaś Zayn'a? - aż podskoczyłam na dźwięk głosu Styles'a.
 - Boże Harry... - westchnęłam, chwytając się za sreducho -  STYLES! Coś ty zrobił z moim telefonem?! 
Wydarłam się.
Chłopak odsunął się odemnie.
 - Alex... to było przez przypadek... naprawdę! - wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście - odkupiłem ci nowy! Paczaj na niego! - Wyciągnął Komórkę dotykową z kieszeni - a nawet lepszy! Z różnymi nowymi bajerami...
 - Harry.. on jest taki sam jak twój. - powiedziałam z anielskim spokojem.
 - No wiem! - powiedział z uśmieszkiem małego dziecka - będziemy mieli takie same telefony.. czy to nie wspaniale?
Zamknęłam oczy.
Próbowałam nie wybuchnąć.
 - Masz dziesięć sekund... a później cie uduszę. - o dziwo mówiłam to spokojnie. - dziesięć.. dziewięć.. osiem...
 - Alex ale ty  na poważnie? - zapytał przerażony.
 - ... siedem... sześć... pięć...
Usłyszałam człapanie. Otworzyłam oczy.
 - Cztery, trzy dwa jeden!
Pobiegłam za chłopakiem.
Dopadłam go przy windzie. Kretyn czekał na nią zamiast zbiec po schodach.
 - Alex ja cię naprawdę przepraszam... - skrzyżował ręce.
 - Ale ja cie rozumie... naprawdę... ja nie chce ci zrobić krzywdy... - próbowałam wyglądać na godną zaufania.
 - Ty masz jakiś przerażający błysk w oczach! - pisnął.
 - Naprawdę? Jakoś nie zauważyłam. - powiedziałam chytrze.
Wepchnęłam go do pustej windy.
Teraz trzymał mnie za nadgarstki i siłowaliśmy się.
Nagle winda zrobiła " DZYŃ" , a ja odskoczyłam od niego.
Uśmiechnęłam się do niego chytrze i pociągnęłam go do wyjścia ze szpitala,  gdzie stała... może z 30 osobowa grupa fanek.
 - Alex! Prowadzisz minie na pewną śmierć! - pisnął loczek.
 - Yhhy.. te dziewczyny nawet cie nie zauważą...
I miałam rację. Wprowadziłam go prawie w sam środek fun clubu, a dziewczyny nawet go nie zauważyły. Musiałam im trochę pomóc:
 - Aaaaaa to Harry STYLES! - puściłam jego rękę i szybko wślizgnęłam się do szpitala.              
Słyszałam za sobą piski fanek, krzyk Harry'ego i jego wzrok błagający o pomoc..
Pokazałam mu jeszcze język i drzwi windy się zamknęły.         
                      Weszłam do sali Livi. Dziewczyna pokładała się ze śmiechu, Louis leżał na sąsiadującym łóżku dla pacjentów i nie mógł zapanować nad łóżkiem. Musiał się bawić pilotem od łóżka... i popsuł łóżko.
 - PPPOMMOOOCCY! - jęczał.
Trzymał się kurczowo łóżka. A ono chodziło we wszystkie strony świata: góra, dół, prawo, lewo, przód, tył.
 - Lou, coś ty narobił? - spytałam.
Stałam z założonymi rękami i patrzyłam na niego z rozbawieniem.
 - Bo ja chciałem, aby było mi wygodnie... no wiesz... dopasować sobie łóżko.. i mi nie wyszło. - powiedział.
Nagle łóżko stanęło i chłopak trochę zaskoczony rozróżnił uścisk... i to był błąd.
Łóżko podskoczyło i szelek wylądował na ziemi.
Livia ryknęła jeszcze głośniejszym śmiechem.
Podeszłam najpierw do łóżka i wyłączyłam je z prądu... o dziwo to była ta wtyczka... bo szarpnęłam za pierwszą z brzegu.
Podeszłam do Louisa i podałam mu rękę.
Co tam że tarzał się ze śmiechu.
Ja też byłam rozśmieszona całą  sytuacją.
                 Do pokoju wszedł w całej okazałości Zayn z tamponami w nosie. Spojrzałam na niego i nie wytrzymałam. Kolana się podemną ugięły usiadłam obok Louisa i razem się śmialiśmy z Zayn'a.
- Tak śmiejcie się. - mruknął 
 - Cccoo... coś ty zrobił? - wydukał Lou krztusząc się ze śmiechu.
 - JA?! - powiedział z wyrzutem - Jak jak porządny człowiek chciałem otworzyć drzwi, a tu ta wariatka - wskazał na mnie - rąbnęła mnie nimi i voila!
 - Och wypraszam sobie! Ja nie jestem wariatką... co prawda mam krzywą psychikę ale nie wariatką!! To nie ja wchodzę na drzwi, które ktoś otwiera!
 - Yyhhy... uwarzaj bo ci uwierzę... - rozejrzał się po pokoju. -  na chwile was zostawić a wy już rospierdzielacie cały pokój. - mruknął.   
Na co ja ryknęłam śmiechem.
 - O przepraszam! Ja tu sytuację uratowałam! - broniłam się. - To Lou rozwalił łóżko...
 - Kto go włączy będzie miał niespodziankę! - powiedziała Livia.
Ja już oddychać nie umiałam. A brzuch mnie bolał ze śmiechu.
 - Ludzie ja was nie ogarniam! - westchnął i usiadł na łóżku.
Nie umiałam się powstrzymać.
Jakoś doczołgałam się do wtyczki i włączyłam.
Łóżko zaczęło wariować zabierając Zayn'a w ekscytującą przejażdżkę! Nagle wylądował na ziemi, a tampony poturlały się po ziemi.
Na szczęście Zayn też się śmiał.
 - Ty wariatko! - powiedział - Nie chce mieć z tobą nic wspólnego!
Widziałam jak łzy ściekają mu po policzkach.
Wszyscy śmialiśmy się.
W końcu ochłonęłam i znów dezaktywowałam łóżko.
 - Zayn usiadł i plask! - Livia śmiała się.
Znów pokój rozbrzmiał naszym śmiechem.
BUM!
Drzwi do sali zostały otworzone z impetem. Stał w  nich Harry.
Włosy miał całe potargane, o koszulce nie wspomnę... Nie miał na sobie szarej marynarki. Ale za to na policzku widniała odcisk czerwonych ust.
 - ALEX! - wrzasnął na mnie.
Skuliłam się za plecami Louisa.
 - Nie ma tu takiej! - odpowiedziałam piskliwym głosikiem i od razu parsknęłam śmiechem.          
 - Alex! Jak mogłaś mi to zrobić? - podszedł do mnie,
Wyglądał naprawdę żałośnie...
Livia parsknęła śmiechem:
 - Coś ty zrobiła? - zapytała
 - JA? - powiedziałam niewinnie. - nic... tylko odegrałam się za telefon. - pokazałam loczkowi język.
 - TAK! Zostawiła mnie w samym środku fan-clubu naszego zespołu! - powiedział z wyrzutem.
Zayn i Lou parsknęli śmiechem.
Nawet Harry zaczął się śmiać.
 - Zayn.. - powiedziałam pięć minut później gdy już uspokoiliśmy się na dobre. - po co przyjechałeś? Bo chyba mnie  nie śledzisz? - uniosłam brew.
Nagle chłopak się poderwał:
 - Cholera! Zapomniałem! - wskazał na mnie palcem - to przez ciebie! Walnęłaś mnie drzwiami i zapomniałem po co tu przyszedłem!
 - Tak.. najlepiej zaraz zwalić na mnie. - mruknęłam.
 - Ale o co chodzi? - spytał Lou.
 - Próba dźwiękowa . - powiedział Zayn - miałem was przywieść na próbe dźwiękową.
Loczek i szelek poderwali się z miejsca.
 - O ja pierdziele! - krzyknął Harry
 - Eeee... chłopaki... - zaczął Lou. - próba się skończyła... jest 17,46 - zabrzmiało to nadzwyczaj poważnie.
Styles odetchnął z ulgą...
Wszyscy na niego popatrzyliśmy.
 - Aaa... to nie w tym momencie...
Puknęłam się dłonią w czoło.
 - Z kim ja żyję? - wzniosłam oczy ku niebu, co wywołało salwę śmiechu.

***

 - Miałem kupić Zayn'owi żel do włosów. - westchnął Harry gdy staliśmy w markecie na dziale mydełek i dezodorantów. 
 - Yhhymm.. -mruknęłam
Oglądałam właśnie odżywki do włosów i rozjaśniające maseczki do włosów. 
 - Dał ci w końcu te bilety? - spytał Harry 
Oderwałam oczy od etykietki i uniosłam brew. 
 - Skąd wiesz o biletach? - spytałam. 
 - Mówił... a dokładnie podsłuchałem jego rozmowę telefoniczną z menagerem. - posłał mi chytry uśmieszek.
 - Cwaniaczek... - odparłam
 - Nie wiedziałem, że lubisz nasz zespół... a wręcz...
 - Nie lubie waszego zespołu - ucięłam - moja młodsza siostra mnie zaszantażowała... ona was po prostu wielbi.
Widziałam jak twarz chłopaka rozpromienia się:
 - Masz młodszą siostrę? A ona LUBI nasz zespół?! - miał taki słodki zaciesz na mordce...
 - Nie podniecaj się. - uspokoiłam go - ma 5 lat. I ona nie lubi waszego zespołu. Ona go czci! - odparłam ku jeszcze większej zacieszy Styles'a
 - Ona musi być PRZECIWIEŃSTWEM ciebie. - odparł tańcząc taniec radości.
Jakaś kobieta z dzieckiem dziwnie na nas patrzyła.
 - Czemu tak sądzisz? - byłam ciekawa co odpowie
 - Na pewno jest słodka, milsza, no i oczywiście uwielbia NASZ zespół. - odparł.
 - Uwierz... różnimy się tylko tym, że ona uwielbia was i ma jasne włosy... akurat charakterek ma po mnie... - odparłam.
Chłopak teraz stał w zadumie.
 - Zrobiłaś sobie dziecko z własnym ojcem?! - wrzasnął Hazza na pół sklepu.
Jakiś starszy pan na nas.. znaczy na mnie dziwnie spojrzał.
 - Kretynie! - położyłam mu dłoń na ustach - nie drzyj mordy na cały sklep! - druga ręką trzepnęłam go w głowę - i nie zrobiłam sobie dziecka z własnym ojcem! - wycedziłam - po prostu Emily za dużo czasu ze mną spędzała i nabyła mój charakter!
Puściłam go.
 - Ja się ciebie boje! - pokazał mnie palcem.
 - I dobrze. - rzuciłam mu cytry uśmieszek - a bać to się ma Zayn. Ciągle kombinuje nad zemstą.
Harry uniósł brew:
 - Jeszcze ci nie przeszło? - zapytał - Ale mój pomysł był naprawdę dobry! - fochnął się.
 - Tak... tylko, że twój pomysł obejmował to, że mamy wynieść jego łóżko na dach, a potem je popchnąć tak aby wpadło do basenu... na prawde  twój pomysł zasłużył na nagrodę nobla...
Westchnęłam.
Właśnie miałam w rękach pudełeczko z maseczką rozjaśniającą.
Nad moją głowa zaświeciła żaróweczka.
Wpadłam na POMYSŁ!
 - Harry! - zawołałam go do siebie - a co byś powiedział jakby Zayn zmienił kolor włosów?


  
Chciałybyśmy bardzo podziękować za te ponad 2600! Naprawdę! Dziękujemy że jesteście z nami i chcecie czytać te nasze pierdoły.
Chciałabym serdecznie podziękować moim przyjaciółką: Kindze, Oli i Natalii
Dziewczyny kocham was!!
Serdecznie zapraszam do czytania ich blogów:D Wspaniale piszą!!
Pozdrawiamy!!! <3


czwartek, 19 kwietnia 2012

Rozdział 11

                         Czerwony kabriolet z piskiem opon zahamował i wykonał manewr tak, że oddzielał mnie i Harre'go od tłumu rozwrzeszczanych fanek.
Bez namysłu otworzyłam drzwi samochodu, wrzuciłam do niego zakupy i Harry'ego. Ja sama zostałam na parkingu bo musiałam wrócić się po jeepa... a nie miałam zamiaru siedzieć loczkowi na kolanach...
Zatrzasnęłam drzwi.
Kierowca z piskiem opon odjechał, mijając przestraszone i zawiedzione fanki.
Tyle mi wystarczyło na wślizgnięcie z powrotem do sklepu.
Wpadłam jeszcze na jakąś babcię.
 - Przepraszam panią bardzo... - powiedziałam ze współczującym uśmiechem.
Oberwałam z jej torebki:
 - Co za niesforne dzieci! - warknęła okładając mnie torbą.
 - Aaaa... - krzyknęłam - przepraszam!
I uciekłam z miejsca zbrodni.
Przechadzałam się wzdłuż półek sklepowych. Nie miałam torebki. Musiałam ją wrzucić do samochodu razem z Harrym. Miałam przy sobie tylko kluczyki z samochodu i nic więcej...
No pięknie...
Nie chciałam wyjść do rozwrzeszczanych fanek... miałam dziwne uczucie, że jakbym wyszła napewno zaczepiły by mnie...
Same problemy.
Po jakiś 10, 20, 40 minutach wyszłam ze sklepu.
I to był błąd.
Fanki dosłownie okrążyły mnie wrzeszcząc:
 - Znasz Harry'ego? Jaki on jest...
 - Jesteś jego dziewczyną...
 - Czy Zayn dobrze całuje...?
 - Poznałaś One direction?
Piszczały i wrzeszczały...
 - Przepraszam... - mówiłam przeciskając się przez tłum - Przepraszam! Chciała bym się dostać do samochodu! - próbowałam je przekrzyczeć.
Nie udolnie próbowałam przepchać się do jeppa... stał 20m odemnie, a czułam jakby to było 200m.
 - ALEX! - jakiś męski głos krzyknął moje imię.
Nagle zostałam objęta silnym ramieniem...

<< Oczami Harry'ego >>  
                        
                           Gdy usłyszałem krzyki fanek wiedziałem, że już po nas. Znajdowaliśmy się kilka metrów od wejścia do marketu... ale i tak była to za duża odległość... A do wozu Alex było jeszcze dalej... Nie mieliśmy szans na przedarcie się do jeepa. 
Widziałem przerażenie i zaskoczenie w jej oczach. 
Usłyszałem pisk opon. 
Odskoczyłem w tył robiąc trochę miejsca szalonemu Louisowi, w czerwonym kabriolecie. 
Alex rzuciła zakupy dosłownie na Louisa i popchnęła mnie do samochodu. 
Poczułem bul padając niewygodnie na fotel. Później słyszałem trzask drzwiczek samochodowych i pisk opon. 
Jakoś zdołałem obrócić się na fotelu i zapiąć pasy. 
Nie słyszałem już pisku fanek. 
Rozejrzałem się po samochodzie:
 - Gdzie Alex? - zapytałem towarzysza. 
 - Bo ja wiem... - mruknął zaapsorwowany jazdą - wepchała cię, a później wbiegła do sklepu...
 - Przecież one ją ZJEDZĄ! - zacząłem panikować. 
Czułem wiatr w swoich niesfornych lokach. Obróciłem się w fotelu aby spojrzeć na ulicę za nami. 
TRZASK! 
Coś pod moim tyłku trzasnęło. 
Lou podskoczył na fotelu. 
 - Coś ty złamał?! - prawie wrzasnął. 
Sięgnąłem po ta, rzecz. 
Znaczy najpierw wyciągnąłem torebkę Alex z pod tyłka, rozpiąłem ją i wywaliłem  z niej wszystkie rzeczy.
 - O cholera! Ona mnie zabije! 
Podniosłem jej nowy telefon. 
Cała szybka była popękana. 
 - O stary! - zaczął Lou dławiąc się ze śmiechu - szykować ci już grup? Znając jej charakterek jest do tego zdolna... 
Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. 
 - Ej... ale to nie jest śmieszne... ona może mnie zabić... dziś rano kupiła ten telefon... 
Lou parsknął głośnym śmiechem. 
Nagle telefon Alex zadzwonił. 
 - Ej! Czy on w takim stanie może działać? - zapytałem przyjaciela. 
Chłopak spojrzał na telefon zdziwiony. 
 - Raczej nie... ale wszystko jest możliwe... - widziałem błysk w oku kumpla - ejj! Odbierz i sprawdź czy działa! 
Uniosłem brew. 
W sumie... niezły pomysł... a jak to bd Livia? przynajmniej pogadam z nią ... 
Nacisnąłem słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha. 
 - Halo? - powiedziałem 
W słuchawce strasznie chrzęszczało. Ale rozpoznałem głos Livi... 
 - Ale ty nie jesteś Alex! - strasznie jej głos przerywał...  jakby ktoś kosiarkę włączył.     
 - Trafnie. Z tej strony Harry. Alex... powiedzmy uratowała mnie przed fankami, a teraz nie wiem gdzie jest? 
 - CO?! powoli jeszcze raz powiedz mi całość! - zażądała dziewczyna.
 Noto jej powiedziałem:
 - ... i tak Bóg jeden wie gdzie ona teraz jest. - zakończyłem swój monolog. 
Przez chwile słyszałem tylko jej oddech. 
 - Czy chcesz mi w ten sposób przekazać, że Alex szlag trafił?!
 - Tak ale zaraz tam podjedziemy i ją wyswobodzimy! - odpowiedziałem szybko, dziewczyna była wściekła. 
 - No chyba cie pojebało! - mruknął Lou - w sam środek bitwy? No nie! - sprzeciwił się. 
 - No ja myślę! Macie mi ją zaraz odstawić pod moją salę! Ale już! - powiedziała władczo.   
 - Tak jest! - zasalutowałem do niewidzialnej osoby na co Louis parsknął śmiechem. 
Coś huknęło w słuchawce i przerwało rozmowę.
 - To gdzie jedziemy mój drogi? - zapytał przyjaciel. 
 - Lepiej zawieź mnie do jakiegoś sklepu z komórkami... jestem zbyt młody i piękny, aby umierać..! - mruknąłem osuwając się głębiej w fotel. 
Louis parsknął śmiechem...

<< Oczami Alex >>

 - Panienki co tu się dzieje? - spytał bardzo znajomy mi głos mojego byłego chłopaka. 
Objął mnie ramieniem. 
                         Nie widzieliśmy się od pół roku... przed wyjazdem do Polski zerwałam z nim... oboje uznaliśmy, że nie chcemy zrywać ze sobą przez internet... nie miał mi za złe tego, że z nim zerwałam... znaczy się tak myślałam. 
Z Luke'm Noonan. Wysoki blondyn o kakaowych oczach... Przystojny w cholerę! Jego niesforna grzywka spadała mu na czoło. Umierał się jak każdy miejscowy nastolatek... no może miał ciuchy zalatujące ameryką... Jego matka tam mieszkała i nieraz do niej jeździł,  a ona sama przysyłam mu jakieś ciuszki... 
Chłopak był odemnie 2 lata starszy i wyższy. Zawsze mnie komplementował, że jak na przeciętną dziewczynę jestem wysoka... cóż miałam te 168cm... ale i tak byłam najniższa w klasie... Livia gdy się wyprostowała to miała 180... co najmniej! 
Był naprawdę kochany... 
I nadal czułam coś do niego... Teraz gdy patrzyłam w jego kakaowe oczy uświadomiłam to sobie. 
 - Luke... - szepnęłam . 
 - Nie wypadaj z roli. - upomniał mnie całując w usta. 
Poczułam jego ciepłe wargi na swoich.
Myślałam, że ten pocałunek trwał wieczność...
Oderwał się odemnie ZA szybko.
Byłam nie zadowolona. 
 - Jak widzicie... ta dama - wskazał na mnie - jest przezemnie ZAJĘTA! Proszę nas przepuścić. 
Na twarzach dziewczyn malowało się zaskoczenie. 
Luke zaczął prowadzić mnie stanowczym krokiem w stronę jeepa... 
oooo... jeszcze pamiętał jakim autem jeździłam... oooo - pomyślałam 
Gdy w końcu doszliśmy do samochodu rzuciłam się chłopakowi na szyję. 
 - Boże jak ja za tobą tęskniłam! - przytuliłam go do siebie mocno.
W napływie emocji pocałowałam go w usta. 
Odwzajemnił pocałunek. 
Wplątałam mu palce we włosy i przyciągnęłam do siebie. 
Luke nie został obojętny. 
Jego ciepłe ręce wędrowały po moich plecach. Przyciskał mnie do siebie mocno...
W końcu oderwaliśmy się od siebie, dysząc ciężko.
Oparłam się plecami o drzwi z jeep'a.
Byłam wpatrzona w niego jak w obrazek... zmienił się... wydoroślał.
On też na mnie patrzył... miał coś takiego w oczach...
 - Przecież między nami wszystko skończone... - Luke uśmiechnął się łobuzersko.
 - Chciałam sobie tylko przypomnieć jak to było... - pokazałam mu język.
Chłopak nie potrzebował zachęty. Złapał mnie i zaczął łaskotać.
Znaczy... bardziej by pasowało "macanie po żebrach i brzuszku" bo ja łaskotek nie posiadałam.
Stałam na niego i gapiłam się jak na idiotę.
W końcu przestał robić z siebie pajaca i puknął się ręką w czoło:
 - Tak... zapomniałem, że nie posiadasz łaskotek! - zrobił zawiedzioną minkę, która mu totalnie nie wyszła bo zaczął się lachać.
 - A idź odemnie baranie. - lekko szturchnęłam go w tą tępą palice.
 - A tak sobie pogrywasz?!
W jednej chwili przewiesił mnie sobie przez ramie i zaczął skakać jak pojebany,
 - Wariacie przestań! - krzyczałam dławiąc się śmiechem - ludzie patrzą!
Jak na rozkaz postawił mnie na ziemi.
Podeszłam do samochodu i otworzyłam go.
 - Jedziesz ze mną? - rzuciłam przez ramię.
Luke uniósł brew.
 - A gdziesz to się wybierasz?
 - Liv jest w szpitalu i jade ją odwiedzić... a przy okazji chce odzyskać moje rzeczy, które ma Styles...
 - Livia jest w SZPITALU?! - zdziwił się.
 - No. Ma złamanie z przemieszczeniem. - odparłam - jedziesz?
Uniosłam brew.
 - Pytanie! - wskoczył na miejsce pasażera.

                          Po 20 min byliśmy na miejscu. Luke zarzucił sobie rękę na moje ramie i tak weszliśmy do szpitala. Gdy dosłownie wskoczyłam do sali Livi...
Zobaczyłam mojego tate obejmującego ciocię Małgosię ( mamę Livi )?!
Małgosia Kosińska nie była na prawdę moją ciocią... tylko przyszywaną... tak samo jak Livia była moją przyszywaną siostrą.
Ciocia Małgosia. 39letnia blondynka o krótkich włosach i niebieskich oczach. Livia miała wzrost po cioci. Pracowała w laboratorium kosmetycznym... ( zawsze dostawałyśmy jakieś darmowe próbki kosmetyków ). Była przyjaciółką mojej mamy... ale nie sądziłam, że blisko przyjaźnie się z moim tatą...
Stanęłam dosłownie jak wryta.
Widziałam po minie Livi, iż ona też nie jest zadowolona całą tą sytuacją.
 - Co tu się dzieje? - zapytałam podchodząc do Livi i całując ją w policzek.
 - O jak dobrze, że jesteś kochanie. - odparła całkiem spokojnie Małgosia - nie chciałam zostawiać Livi samej...
 - Tak Młoda... - zaczął tata - chcieliśmy wam tylko przekazać... że jak wy to mówicie... Ja z Małgosią chodzimy ze sobą...
Wyszczerzył się do mnie.
  - CO?! - powiedziałyśmy równocześnie. - zostawić was samych na pół roku, a tu już związek?! Wy sobie kpicie czy o drogę pytacie?! - zwróciłam się do nich.
Tata westchnął poirytowany:
 - Chodź Małgosiu... zabieram cie na obiad... Niech dziewczyny trochę ochłoną... - wziął ją za rękę i pociągnął do drzwi.
Ciocia przytuliła mnie.
 - Alex... zrozum...
 - Ale wy.. - ugryzłam się w język.
Kochałam ciocię i nie chciałam aby się na mnie zawiodła... Ale jednocześnie chiałam im wygarnąć to, że jeśli sobie myślą, że mama nie żyje a oni mogą się cieszyć życiem... to ja tego nie popieram... Byłam surowa dla nich... ale ja jeszcze nie pogodziłam się ze śmiercią mamy...
Wyszli.
Nie zauważyłam Luka w pokoju.
Musiał się wyślizgnąć gdy zaczęliśmy się kłócić... cwaniaczek.        
 - Jakoś cała ta sprawa niezbyt mi się podoba - powiedziała Livia.
Zrobiła mi miejsce na łóżku, a ja się położyłam.
 - No... Chciałam im wygarnąć co o nich myślę... ale w ostatniej chwili się powstrzymałam - zakryłam dłońmi twarz.
 - Wiem, widziałam... Myślałam, że wybuchniesz. - przytuliła mnie.
 - Mało brakowało... - odparłam
 - Pan pedałek nawet się nie przywitał. - spojrzała na mnie z ukosa.
 - No ejjj.. weź przestań... - nie lubiłam jak na niego mówiła per "pedał" - pocałowałam go...
Liv wydała z siebie dziwny odgłos.
 - No co ty? Ale przecież skończyłaś z nim ewidentnie!
 - Wiem.. impuls.. - pokazałam jej język
Usłyszałam trzask drzwi i do sali wpadł loczek w asyście tachającego zakupu Louisa.
 - Witam naszą drogą Panią... - zaczął Harry, gdy mnie zobaczył zrobił wielkie oczy - ALEX!
 - No witam drogich panów.
Usiadłam na łóżku. Loczek wyściskał mnie, próbowałam się wyszarpać, ale chucherko miało dużo więcej siły odemnie.
 - Styles! Puść mnie! Bo ci krzywdę zrobię. - zagroziłam
No i puścił. Ale zaraz przejął mnie Louis. Też mnie wyściskał.
Ale puścił o wiele szybciej niż Harry. Nawet nie zdążyłam się na niego wydrzeć.        
 - To kiedy wychodzisz ze szpitala, połamańcu? - spytał Harry podając Liv żelka.
Szturchnęła go w ramię.
 - Słyszałam! Jutro rano! Nareszcie... nawet nie wiecie jak tu nudno...
Uniosłam brew.
 - Z gitarą i laptopem jeszcze ci nudno? - zapytałam.
 - Nooo... A właśnie Alex  dzwoniła do ciebie i odebrał Harry... mogła byś mi to wyjaśnić?
Lou parsknął śmiechem.
 - Co w tym śmiesznego? - zapytałam go.
Nagle spoważniał.
 - Nic... Hazza oddaj Alex telefon. - popatrzył na niego.
Nie rozumiałam ich.. Czy ja się zrobiłam głupsza czy oni gadali szyfrem?
Harry zaczął mi bezczelnie grzebać w torebce.
Nagle rzucił mi moją Xperie.
Spojrzałam na ekran.
 - HARRY! - wydarłam się.
Ekran był cały popękany.
 - Przez przypadek Harry swoim seksownym tyłeczkiem usiadł na twój telefon! - Lou krztusił się śmiechem.
 - HARRY!
 - Lou gdzie jest ten nowy telefon?! - pytał błagalnie przyjaciela.
Wstałam i zaczęłam się do niego powoli zbliżać... Próbowałam go zabić spojrzeniem.
Chłopak zbladł.
 - Mówiłem ci baranie, że nie masz go wkładać do schowka! - Lou tarzał się po ziemi.
Livia też się śmiała. Łezki ciekły jej po twarzy.
 - HARRY... jak on ma na 2 imie? - zapytałam Lou.
 -Edward Styles... - wykrztusił.
 - HARRY EDWARDZIE STYLES!  Coś ty zrobił z moim TELEFONEM?!
 - Alex... aja naprawdę odkupiłem ci telefon! Przysięgam! Zaraz po niego skoczę!
Rzucił we mnie torebką i wybiegł z sali trzaskając drzwiami
Rzuciłam torebkę na ziemię. Zaczęłam biec w stronę drzwi. Zahaczyłam o torby z zakupami i przewróciłam się na nocną szafkę.
W końcu pozbierałam się.
Otworzyłam drzwi.
ŁUP
i jęk...


  
 No i w końcu Rozdział 11:D Troszkę nudny... Nie jestem z niego aż tak zadowolona... poprawiałam go trzy razy... i takie coś wyszło ;(  Chciałybyśmy wam gorąco podziękować, za 2400 wejść! ( nawet nie wiecie jak się tym jaramy!!) I te wasze komentarze:D Może i dla was to niewiele, ale dla nas każdy nowy komentarz, daje kopa do szybszego pisania kolejnej notki;P
Następną notkę przewidujemy na sobotę lub niedzielę :P
Niestety do egzaminów zostało tylko kilka dni, a my musimy się do nich chodź trochę przygotować ;(
Kochamy was!! <3 
Zakręcony Duet <3

wtorek, 17 kwietnia 2012

Rozdział 10

Obudziły mnie cholerne promienie słońca wpadające do pokoju. Spojrzałam na zegar 12,03... nie tak źle... zaczynam wyrabiać normę.
Rozejrzałam się po moim burdelu. Nie miałam ochoty tego sprzątać i nikomu tego nie życzyłam. Mój czerwony stanik wisiał na klamce od okna, ciuchy leżały dosłownie wszędzie... płyty też, a o książkach już nie wspomnę... Wczoraj zostawiłam tu istne pobojowisko. 
Zmusiłam się wstać z łóżka. Odruchowo sięgnęłam po telefon. Ale go nie było... A tak... przecież, przez Bena jest teraz w kawałkach... biedny Samsung Delphi...
                    Dziś postanowiłam się ubrać na wesoło... jak na mój styl. Białe spodnie z opuszczonym lekko kroczem, czarna nietoperkę z flagą Brytanii i czarny kapelutek. Nie chciało mi się nic robić  z włosami... nawet ich nie poczesałam... Roztrzepałam jej jeszcze bardziej... no teraz wszyscy pomyślą, że układałam je godzinę... - pomyślałam
Wzięłam białą torebkę i białe tenisówki, sięgnęłam jeszcze po okulary przeciwsłoneczne, które pięknie dopełniały strój... Miałam ochotę odwiedzić Liv w szpitalu, ale najpierw musiałam kupić nowy telefon.
Zeszłam do kuchni aby zjeść śniadanie.   
                   Tata zostawił kartkę na lodówce z napisem " Jedź po telefon ".
Zjadłam szybko płatki, wzięłam klucze z jeep'a i otworzyłam drzwi.
Poczułam coś twardego. Zachwiałam się ale, ktoś mnie przytrzymał, ratując tym samym przed upadkiem i przytulił do siebie.
Gdy w końcu otrząsnęłam się z szoku spojrzałam na delikwenta.
A był to nie kto inny jak Harry Styles.
 - Mógłbyś mnie już puścić? - zapytałam wyszarpując się z jego objęć.
On tylko zcisnął mnie mocniej.
 - Boże! Myślałem, że nie trafiłaś do domu i cie porwano... zgwałcono... zabito i wrzucono do pierwszego lepszego śmietnika! - w końcu puścił mnie. Na jego twarzy malowała się troska i gniew - Czemu nie odbierasz telefonu?! - prawie krzyknął
Zakryłam mu dłonią usta.
 - Baranie! Nie drzyj się! sąsiedzi patrzą! - spojrzałam w stronę łososiowego domu.
Stała tam staruszka, która patrzyła na nas z odrazą.
 - Dzień dobry pani Smith! - krzyknęłam do niej.
Była to najbardziej upierdliwa baba, którą w życiu z potkałam... no nie licząc naszej nauczycielki Hiszpańskiego... Boże ta baba jest narwana...
Ale wróćmy do tematu.
Pani Smith 80 staruszka... pani jakaś tam profesor... jakiejś tam medycyny... myślała, że pozjadała wszystkie rozumy. Zawsze gdy z braciszkiem robię imprezy to ona nasyła na nas policje... Wprost ją kocham. Najchętniej udusiła bym ją na miejscu... i pogrzebała w jej własnym zafajdanym ogródku  z jej wszystkimi krasnalami ogrodowymi.
Smith obróciła się i weszła do swojego łososiowego domu.
 - Telefon mam w kawałkach dlatego nie odbierałam. - wyciągłam z torebki części z mojego fona.
 - Aaaaa to dla tego nie odbierałaś... - normalnie widziałąm jak mu się lampka nad jego czuprynką zaświeciła.
 - Brawo... a rozważałeś inne opcje niż gwałt i zabójstwo? - zapytałam kierując się do jeep'a
Pokręcił swoimi loczkami.
 - Po co ja pytałam? - wzniosłam oczy ku niebu.
Chłopak parsknął śmiechem.
Otworzyłam drzwi z samochodu.
 - Gdzie jedziesz? - spytał loczek ładując swoje szanowne cztery litery do wozu.
 - Widzie że jedziesz ze mną... - mruknęłam - musze kupić nowy telefon... a później jade do Liv...
 - Mogę jechać z tobą? - zapytał robiąc minke bezdomnego psiaka.
 - Już i tak siedzisz... ooo i nawet się zapiąłeś... - myśle, że zrozumiał ten sarkazm.
Odpaliłam samochód i obrałam drogę do centrum Londynu.
Harry przez całą drogę nadawał. Po prostu nie umiał się zamknąć...
Na całe szczęście zaczął mnie rozśmieszać.
Już nie miałam doła po tym jak sobie poprzedniej nocy uświadomiłam, że przy mojej koordynacji nie moge zostać szpiegiem.
Po 30min jeździe w końcu zatrzymałam się przy sklepie z telefonami.
Harry postanowił mi towarzyszyć.
Weszliśmy do sklepu.
Przy ladzie stał młodziutki mężczyzna w dredach. Ślęczał właśnie nad laptopem... po odgłosach poznałam że grał w Bubble.
Na nasz widok uśmiechnął się.
 - W czym moge pomóc? - zapytał.
 - Ja chciałabym kupić jakiś nowy telefon. - odparłam
Chłopak odwrócił sie od nas i zaczął grzebać coś w szafie. W końcu wyciągnął jakiś katalog z telefonami.
Zaczęłam go przeglądać.
Chłopak miał na imię Drew, był bardzo chętny do pomocy. W końcu wybrałam Samsunga Xperia. Zapłaciłam chłopakowi:
 - Aaaa - przypomniałam sobie - czy można jakoś z tego odzyskać pamięć? - wyciągnęłam szczątki mojego starego telefonu z torebki - bo bardzo by mi zależało na pewnym filmiku...
Drew popatrzył na telefon.
Na jego twarzy malowało się takie zdziwienie i złość, że szybko ewakuowałam się ze sklepu zostawiając mój numer komórki.
 - Mówiłem abyś wzięła ten drugi. - powiedział Harry wchodząc do samochodu.   
 - Ale ja chciałam ten. - uparłam się, wymachując mu przed nosem telefonem. 
W sklepie odstawił scenkę obrażonego dziecka, na co Drew, że on by nie mógł niańczyć swojej dziewczyny tak jak ja niańczę Harry'go.
W ciągu tygodnia kolejna osoba myśli, że chodze z pierwszym lepszym chłopakiem... Czy ludzie nie wiedzą, że istnieje coś takiego jak przyjaźń damsko-męska?
Niekiedy świat mnie przytłacza.
 - Ale tamten był lepszy! - uparł się.
 - Bo ty masz taki? - zapytałam
Chłopak zrobił niewinną minkę.
Pokręciłam głową.
Nagle Styles wydał z siebie dość dziwny odgłos... nie wiem czy z mojego aparatu gębowego, umiała bym coś takiego wydobyć.
Zaczął skakać na fotelu pasażera jak pojebaniec:
 - Ty masz tatuaż! - wskazał na mój nadgarstek.
 - Tak! Aż 4 tatuaże! Juhu! też się ciesze... - powiedziałam z ironią.
Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie.
 - Pokaż, pokaż, pokaż! - prosił, robiąc maślane oczka.
Westchnęłam i wyciągnęłam przed siebie rękę.
Harry od razu zaczął po czarnych liniach jeździć palcem.
Uniósł brew :
 - Co to znaczy? - wskazał na napis na moim nadgarstku.
 - To jest polskie zdanie. W przetłumaczeniu na angielski, to dosłownie oznacza: - odchrząknęłam do lepszego efektu - W życiu piękne są tylko chwile. Taki sam ma Livia - uśmiechnęłam się do niego.
 - Fajnie! - jego uśmiech był strasznie promienny. Kurde! MA seksi dołeczki! - A jakie jeszcze masz?
Wskazałam na palec serdeczny. Dokładnie z boku miałam napisane : "Upadłeś - Powstań..." - po angielsku.
Odsunęłam włosy z szyi i odsłoniłam tatuaż z kluczem wiolinowym i nutkami. Też miałam taki z Livi. Nie pamiętałam jak go sobie robiłam... miałyśmy 14 lat i byłyśmy pijane... a później każde z nas miało przejebane u rodziców...
 - Nie zauważyłem go jak cię Emma obcinała. - powiedział.
Spojrzałam na niego rozbawiona.
 - O ile pamiętam byłeś zajęty, albo wcinaniem żelek, albo patrzeniem na tyłek Em! - pokazałam mu język
Harry zarumienił się:
 - No co? - powiedział broniąc się - jestem przecież facetem!
 - Nie zaprzeczę - pokazałam mu język...
 - Jakie jeszcze masz? - boże strasznie był dociekliwy.
 - Mam jeszcze wydziaranego na lewej łopatce czarnego konia w galopie... EJ no!
Chary dosłownie zaczął się do mnie dobierać. Odepchnęłam go i usadowiłam na miejsce.
 - Do jasnej cholery Styles! Mógłbyś się do mnie nie dobierać, z łaski swojej?
Trzymałam go za nadgarstki uniemożliwiając jaki kolwiek ruch.
 - Alex! Przecież ja chciałem tylko zobaczyć! No daj obaczyć! PROSZĘ! - zrobił minkę bezdomnego pieska. I tak nie przebił mojej siostry.
Emily w tym była nie do pokonania.
Postanowiłam się nad nim ulitować.
 - No dobra... - puściłam go.
Coś mi mówiło, że bd tego żałować.
I miałam racje.
Harry chciał się lepiej przypatrzeć konikowi i postanowił przetransportować się na siedzenie za mną. W efekcie czego oberwałam z jego buta w głowę.
Obiecał kupić mi moje ulubione żelki.
Miałam na sobie nietoperkę, dzięki czemu nie musiał mi powijać bluzki. Tylko naciągnął mi kołnierzyk...
Czułam jego ciepłe dłonie jak błądzą po łopatce. W końcu się napatrzył i przetransportował się na siedzenie pasażera.
 - Mam zamiar zrobić sobie jeszcze jeden... - powiedziałam, gdy wyjeżdżałam z parkingu - ale zamknięto moje kochane studio tatuażów i nie mam bladego pojęcia gdzie jeszcze jest jakieś dobre w Londynie...
Harry wyciągnął telefon i zadzwonił.
Kiwał głową gdy słuchał czasoumilacza i podśpiewywał sobie:
 - Harry już raz mówiłam i powtórzę znowu: zamknij się fałszujesz! - dogryzłam mu.
Poznałam  go trochę i wiedziałam, że nie lubi krytyki. Chciałam się troszeczkę nad nim poznęcać i mieć coś z tego dnia.
Chłopak tylko pokazał mi język... Dosłownie wyglądał jak dziecko.
 - Hej Zayn tu loczek
Loczek... trzeba zapamiętać - pomyślałam
 - Słuchaj mam sprawę, gdzie w Londynie jest jakieś dobre studio tatuażu? - wsłuchał się w głos Zayn'a, niekiedy kiwał loczkami. - a nie... jestem z Alex... ach przestań! ... yhymm, no mówiłeś, że ją nie zgwałcili... - zrobił zawiedziony wyraz twarzy - tak, tak, tak... mogłem cie posłuchać... no dobra... ale gdzie jest te studio? - znów zaczął kiwać swoimi loczkami - a dzięki wielkie. no Ok. Do zobaczenia! - schował telefon do kieszeni cały rozpromieniony.
 - No to gdzie jest te studio? - zapytałam na światłach.
 - A tu niedaleko! - zamyślił się - przynajmniej tak mi się zdaje...
Puknęłam się dłonią w czoło.
 - Boże...
***
                    Po 20min błądzenia w końcu zaparkowałam przed studiem do tatuażu. Wysiedliśmy z samochodu. Po prostu czułam się dowartościowana jak Styles otworzył mi drzwi... i nawet mnie przepuścił! 
Całe pomieszczenie było udekorowane na skejtowo. Mini rampy stały pod ścianami. Zamiast krzeseł były deski na, które mogłaś usiąść. Deskorolki wisiały na ścianach. 
Bardzo mi się wnętrze podobało. 
Podeszłam do jednej z lad i zadzwoniłam. Dzwoneczek taki jaki w hotelach mają, złoty, mosiężny zrobił "dzyń". 
Harry był zaapsorwowany dzwoneczkiem i dzyńdzał w niego bez przerwy, aż w końcu z zaplecza wyszła, wytatuowana dziewczyna. 
Miała ciemne włosy zaplecione w warkoczyki. 
Ręce miała całe w tatuażach. Na policzku miała wytatuowaną łzę. Pięknie podkreślała jej ciemne włosy i cholernie ciemne oczy... Boże ja też takie chce! 
 - Dzień dobry - przywitała nas promiennym uśmiechem - w czym mogę pomóc?   
 - Dzień dobry! -rozpromienił się Harry - moja przyjaciółka - wskazał kciukiem na mnie, akurat oglądałam wzory na deskorolkach. Pomachałam im - chciała by sobie zrobić tatuaż. 
Dziewczyna wyszła zza lady i podeszła do mnie, wyciągnęła rękę i powiedziała: 
 - Kat - uśmiechnęła się
 - Alex. Miło mi cię poznać - ujęłam jej rękę. 
 - A ja jestem Harry! - dosłownie pojawiła się nad nami jego postać 
 - Kojarze cię z X factora. - powiedział Kat. - zajęliście z zespołem 3 miejsce jak mniemam. - uniosła brew. 
 - Oj tam... nagraliśmy płytę - bronił się - i nasza kariera się toczy...   
 - Błędnym kołem? - dopowiedziała 
Obie krztusiłyśmy się ze śmiechu. 
Chłopak zrobił obrażoną minkę i się odwrócił: 
 - Jesteście wredne! 
 - No Harry. Przestań... kupie ci żelki! 
Chłopak rozpromienił się. 
 - Masz już jakiś pomysł na tatuaż? - zapytała Kat, sięgając po katalog. 
 - Myślałam o jakimś chińskim znaku wolności lub wolnym ptaku.
Dziewczyna tworzyła katalog i wskazała parę wzorów. 
Najbardziej podobały mi się chińskie znaki. 
W końcu wybrałam jeden. 
Kat zaprosiła mnie do poczekalni i zaczęła szkicować coś na kalce. 
Po 5 min przyszła i pokazała mi wzór tatuażu. Był śliczny...
Od razu się w nim zakochałam. 
Chciałam mieć go na żebrach więc ściągnęłam bluzkę. 
No tak Harry nawet się nie pofatygował na odwrócenie się. 
Patrzył tylko na mnie i szczerzył jak jakiś pedał. Dosłownie!
 - Gotowa? - zapytała dziewczyna. 
 - Jasne. 
Zaprowadziła mnie do innego pomieszczenia. Oczywiście Styles szedł za nami.
Usiadłam na fotelu. 
Kat założyła rękawiczki i przygotowała maszynkę. 
W końcu poczułam bul, jakby szpilki wbijały mi się w żebra.
Zaczęłyśmy rozmawiać z Kat. 
Harry nagle wyszedł i go nie widziałam więcej. 
Gdy dziewczyna skończyła robotę przegadałyśmy jeszcze inne tatuaże... i gadałyśmy o zespołach muzycznych, okazało się że mamy podobne gusty muzyczne. 
Po równej godzinie wyszłyśmy z pomieszczenia. Chciałam pokazać dzieło Kat, Harr'emu i nie założyłam koszulki. 
Gdy weszłam do studia zobaczyłam że Harry stał przed lustrem wcinając żelki, a obok niego stał Zayn bez koszulki, podziwiający nowy tatuaż.
Stanęłam jak wryta.
Miał taki sam znak jaki ja sobie wytatuowałam. W obwódkach na skórze, miał jeszcze czerwone!
Mieliśmy taki sam tatuaż... ale w innych miejscach.
Stałam jak idiotka w staniku i gapiłam sie na nich.
 - Alleee... aleee... jak? - w końcu wydukałam wskazując na nowy tatuaż Zayna.
Chłopcy odwrócili się w moją stronę.
Harry miał perfidny uśmieszek:
 - STYLES! - wydarłam się.
 - Co?! - spojrzał na mnie niewinnie odgryzając głowę żelkowemu wężowi.
 - Czemu mi nie powiedziałeś, że Alex robi sobie taki sam? - teraz zaczął Zayn - Jeszcze do niego mnie nakłaniałeś!
Obydwoje byliśmy wściekli na Styles'a.
 - Sorry nie wiedziałem... - uśmiechnął się cwaniacko - nie mam pamięci do takich rzeczy...
 - Boże ja cie kiedyś uduszę! - powiedziałam
Złapałam Kat za rękę i wciągnęłam ją z powrotem do pomieszczenia, porwałam jeszcze katalog z lady:
 - Chodź dorobisz mi jeszcze parę... - usiadłam na krzesło.
Kat tylko sie do mnie uśmiechała i nic nie mówiła.
Wszystko się we mnie gotowało! Byłam wściekła!
W końcu wybrałam jeszcze parę innych tatuaży, mianowicie: Chiński znak miłości, nadziei i wiary. Kat postanowiła zrobić je jeden pod drugim.
Po kolejnej godzinie siedzenia na bardzo wygodnym fotelu. Poszłam podziwiać swoje nowe nabytki. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam sie do lustra.
Tatuaże wyglądały bosko!
No ni mogłam! Naprawdę ślicznie.
Nawet nie byłam już zła na Harre'go.
 - No, no... ładnie. - powiedział Styles podchodząc do mnie.
 - Dzięki. - powiedziałam z promiennym uśmieszkiem.
 - Podobają mi się. - usłyszałam za sobą głęboki głos Zayna.
Odwróciłam się.
 - Dzięki mi też...
Spojrzałam w jego oczy.
Super, że nie były skierowane na moje... tylko niżej... i nie mam tu na myśli o szyi, ani tatuażu.
Bezczelnie patrzył mi się na biust!
Miałam ochotę walnąć mu z liścia
  - Ja nic nie mówie, ale było by miło jakbyś patrzył mi się na oczy lub tatuaż, a nie na biust!
Harry parsknął śmiechem, a zaraz za nim Kat.
Zayn zrobił się czerwony i odwrócił się.
Ja z westchnieniem ubrałam bluzkę.
Zapłaciłam tatuażystce i razem z chłopakami wyszłam ze studia.
Pożegnaliśmy się z Zayn'em i  wsiedliśmy do jeep'a.
 ***
 - Kup jej misia! - zawodził Harry w sklepie spożywczym. 
 - Po raz piąty mówię, że nie kupie jej misia. - odparłam ze spokojem. 
Samokontrola... powtarzałam sobie te durne słowo przez cały dzień od kąt Harry pojawił sie przed moim domem. A nawiasem mówiąc podejrzewam, że ma ADHD.   
 - To kup jej żelki. - droczył się za mną. 
 - Dobra kupie jej te pieprzone żelki! Teraz ić szukaj jakiś słodyczy, które mogę wsadzić do kosza... - i już go nie było 
Przez całe 5 min sama błądziłam po sklepowych alejkach z wózkiem. Mi się tam podobało. Do wózka wrzuciłam  wszystkie, rzeczy, które Livia kochała. Nawet nutelle.
Harry zaś przyszedł obładowany żelkami, chipsami itp.
 - Tyś cały sklep obkupił? - powiedziałam na jego widok. 
 - Nie - pokazał mi język 
Poszliśmy zapłacić do kasy. 
Harry ubiegł mnie i zapłacił. Uniosłam brew. 
 - Nie musisz oddawać. 
Uśmiechnęłam się tylko do niego. 
Wyszliśmy ze sklepu i usłyszeliśmy krzyki, piski i cały tułum fanek zaczął biec w naszą stronę. 
Oboje byliśmy obładowani. 
Nie umieliśmy biec. 
Na 100% nie dobiegniemy do samochody  - pomyślałam. 
Nagle usłyszałam pisk opon... 


I 10 rozdział za nami:D 
Troszeczkę nudny... ca co was bardzo przepraszam. I przepraszam, za to, że tak długo mósiałyście na niego czekać... Mam teraz dość sporo na głowę... egzaminy, bierzmowanie i inne pierdułki. Bd dodawała rozdziały tak szybko jak bd mogła:D 
Obiecuje! 
Ps. Jak wam się podobał? Chcecie abym coś zmieniła? 
Mam do was pytanie: 
Kto uratuje Harrego i Alex? 
Odp. w komentarzach :P 
                  Pozdrawiamy :*** <3 
Zakręcony duet <3 <3

sobota, 14 kwietnia 2012

Rozdział 9

Harry zaraz na starcie zatarasował drogę Lou, a ten nie wychamował i przewrócił się z El, która krzyknęła:
 - Ej! To nie fair!
 - Przepraszam! Ale ściąga mnie na waszą stronę! - krzyknął Harry
Przebiegliśmy całę kółko bez większych przeszkód... no ale oczywiście Styles przed metom musiał się wywalić, przyczyniając się tym wygraniem Eleanor i Louis'owi.
Ale na szczęście para ma ogromne poczucie humoru i nie wzięła tego małego incydentu do siebie. Kazali nam się przewieść na barana dwa okrążenia.
Mi się trafił Louis.
Na szczęście uznał, że jestem za "drobniutka" aby go unieść i kazał wskoczyć sobie na barana i to on odbywał moją "kare".
Dostał odemnie buziaka.
Szaleliśmy z chłopakami jeszcze przez 2h. Aż w końcu dosłownie przyszedł po mnie ojciec.
                    Akurat tarzaliśmy się po ziemi, bo chłopcy łaskotali mnie i Eleanor. Nagle poczułam mokry pysk Saby, a później usłyszałam zatroskany głos taty:
 - Alex! telefon się ze sobą bierze...
Harry dosłownie odskoczył na widok wielkiej mordki Saby.
Psisko dosłownie na mnie usiadło.
 - Jak bym miała telefon w jedne części to bym go wzięła!
Wysapałam...
Ale siara... własny ojciec musiał po mnie przyjść... Bozi... Na sto procent chciał mnie upokorzyć...
 - Alex szukamy cie od godziny... - powiedział ojciec
 - Trudno jest jeszcze wcześnie. - odparłam kąśliwie.
 - Pogadamy w domu. - powiedział tata i zaczął się oddalać.
A Saba został.
Podniosła się i wzięłam smycz od psa.
 - Przepraszam was za tą scenkę. - zwróciłam się do kolegów.
 - Spoko.... nie przejmuj się... my też mamy rodziców - uśmiechnął się do mnie Lou.
 - Jaki... DUŻY pies - powiedziała El wskazując na biało-czarnego psa.
 - To jest Saba. Pies mojej pięcioletniej siostry. - uśmiechnęłam się.
Harry pogłaskał psa po mordzie.
 - Strasznie się ślini. - stwierdził
 - Tak, to jego największa wada... i to że jest największym tchórzem jakiego widziałam.
Wszyscy zrobilie wielkie oczy:
 - Serio?! - zapytał Lou.
 - Nie wygląda. - powiedziała Eleonor
Roześmiałam się:
 - Zobaczymy jak zobaczy kota. - pociągnęłam psa za zmysz aby wstał. - wstawaj bydlaku!
Pies ani rusz. Obrócił tylko do mnie głowę i wywalił jęzor.
 - Hehe... stawia ci się! - powiedział rozbawiony Harry.
 - Saba no nie rób scen! - zwróciłam się do psa szarpiąc go mocniej.
Pies tylko spojrzał na mnie leniwym wzrokiem i rozłożył się całkiem na ziemi, ku uciesze gapiów.
Eleanor zaoferowała swoją pomoc. We dwie też nie potrafiłyśmy zmusić go do wstania.
Harry zaczął wywijać przed nimi żelkami, ale pies tylko na niego spoglądał.
Później już wszyscy ciągnęliśmy go za smycz aby wstał. A ten jeszcze mocniej się zaparł. 
 - Boziu co  za uparte stworzenie. - stwierdziłam
 - Ma humorki takie jak ty. - stwierdził Lou.
 - Dzięki - mruknęłam.
Nagle zza krzaka wyskoczył czarny kot.
Saba poderwał się spłoszony i zaczął uciekać. Tym samym przewracając nas.
Ja leżałam na Harrym, na mnie leżał Louis, a Eleanor miała się najwygodniej bo to ona na nas leżała. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
 - A nie mówiłam, że Saba to tchórz? - zaśmiałam się.
 - Tak... my się z nim siłujemy przez 10min, a jeden kot zrobił to w mgnieniu oka. - zaśmiała się El.
 - Możecie z łaski swojej ze mnie zejść?! - wydarł mi się loczek do ucha.
 - Nie drzyj mordy, Styles! - krzyknęłam mu do ucha
 - Oboje nie drzyjcie się! - uciszył nas Lou.
 - Tak... tato... - odparłam równocześnie z Harrym po czym ryknęliśmy śmiechem.
W końcu zgramoliliśmy się z Harrego, ku jego niezmiernej uciesze.
Zaczęliśmy szukać Saby.
Zapewne ten tchórz pobiegł do domu więc obraliśmy kierunek przez park.
Nie długo go musieliśmy szukać bo aktualnie gonił jakiegoś kolesia.
Po sylwetce poznałam, że tym kolesiem był Zayn i ryknęłam śmiechem.
Nawet nie wiedziałam, że można tak szybko biegać. Chłopak na pewno pobił kilkanaście rekordów.
Harry i Louis leżeli popłakanie ze śmiechu... A ja z Eleonor podpierałyśmy się plecami aby nie upaść. Ta sytuacja na prawdę była śmieszna.
Łzy ściekały mi strumieniami, a brzuch bolał ze śmiechu.
W końcu Saba złapał Zayn. Ten skulił się na ziemi osłaniając wrażliwe miejsca.
Saba wydawał się naprawde rozbawiony tą sytuacją...
Potrącał chłopaka jakby to była jakaś żywa zabawka.
W końcu pozbierałam się i podbiegłam do nich.
Bogłaskałam psa za uszami i powiedziałam:
 - Dobra głupia psinka! - powiedziałam
Malik był przerażony. Spojrzał na mnie.
 - Weź go odemnie!
Popatrzyłam na niego z pogardą. Chciałam się odwdzieczyć za ten szantaż.
 - Weznę jak dasz mi bilety. - powiedziałam z tryjumfem.
 - Nie! Dałem ci warunki!
 - Nie, to nie - zaczęłam się oddalać.
Lou i Harry też przybiegli na miejsce. Eleanor jeszcze tarzał się ze śmiechu.
 - No dobra dobra! Obiecuje ci je dać! - krzyknął gdy Saba zaczął się z nim "bawić".
 - Obiecaj na was zespół - odwróciłam się z tryumfalnym uśmiechem.
 - No obiecuje! Proszę! Zabierz go... - chciałam się jeszcze nad nim poznęcać, ale się powstrzymałam.
Saba tak ładnie trącał go łapą... 
 - Saba do mnie! Ale już!- zażądałam głosem nie znającym sprzeciwu.
Pies jak na żądanie podszedł do mnie i zaczął się łasić.
Chwyciłam za pasek od smyczy i podałam rękę Zayn'owi, pomagając mu wstać.
Chłopak niechętnie ją ujął.
Wstał i stanął jak najdalej od psa.
 - O co chodzi z tymi biletami? - zapytał Harry głaszcząc, Doga za uszami.
Spojrzał na mnie i Zayna.
 - Eeemmm... Zayn? Może ty wyjaśnisz? - spojrzałam na niego, a on zarumienił się. Nie był zbyt dobrym aktorem.
 - Po prostu Alex poprosiła mnie o bilety i tyle - obojętnie
 - Lubisz nasz zespół? - zapytał podejrzliwie Lou.
Zaśmiałam.
 - NIE! Ja nawet nie słyszałam waszej piosenki...
Harry właśnie zaczął coś pod nosem nucić. Spojrzałam na niego jak na debila i pięścią uderzyłam w jego tors.
 - Zamknij się! Fałszujesz. - chłopak zrobił urażoną minę.
 - Milionom fanek się podoba! - zwiesił, zawiedziony głowę.
 - Cóż ja do nich nie należę... - odparłam.
 - HEJ! A my was szukamy! - wydarł się blondyn... bodajże Niall'e
Saba poderwał się i zaczął biec. Instynktownie puściłam smycz, aby mi pies barku nie wybił.
Dog biegł dosłownie na tarana w stronę Niall'a     
Chłopak zrobił wystraszoną minę i zaczął uciekać.
 - Czemu go puściłaś?! - wydarł się na mnie Zayn.
 - Bo nie chciałam aby mi bark wybił! - wydarłam się na niego.
 - Zawołaj!
 - Przecież on go zje! - krzyknął Harry.
Louis popatrzył na przyjaciela jak na debila i powiedział rzeczowym głosem:
 - Ale kto kogo?
Spojrzeliśmy na niego jak na idiotę.
Harry i Zayn ryknęli śmiechem.
Eleanor, która zaczęła się do nas zbliżać patrzyła na nas jak na bandę nie zrównoważonych dzieciaków. Podchwyciłam jej wzrok, puknęłam się ręką w głowę i pokazałam jej na Naill'a.
Zrozumiała mnie bez słów spojrzała w stronę uciekającego chłopaka i znów znalazła się na ziemi, dusząc ze śmiechu.
 - Naill... - zaczęła dukać Eleanor - wwyyyrzuućć ttee żaarcciee!
O dziwo chłopak ją dosłyszał i wyrzucił wszystko co miał pod bluzą: Cheezburger'a, żelki, 7 day.
Saba rzucił się na jedzenie. Chłopak, gdy zorientował się, że pies go nie goni. Padł ze zmęczenia na ziemię.
Wszyscy podbiegli do niego, a ja jako jedyna podeszłam do psa i zaczęłam go ciągnąć.
Pies był uparty ale w końcu gdy napotkał mów morderczy wzrok, zapiszczał i poszedł za mną do kolegów.
Naill był czerwony jak burak i ledwie nabierał powietrza.
Zobaczył Sabe i wskoczył za plecy Zayna i osłonił się nim.
 - Bierz go! - potrząsnął Zayn'em - On jest mniej kościsty! - wrzeszczał.              
 - Dzięki stary... - powiedział brunet.
Wszyscy razem ryknęliśmy śmiechem.
Gdy w końcu się uspokoiliśmy Naill, spojrzał na mnie sztyletującym wzrokiem i powiedział:
 - Odkupujesz mi jedzenie! Ta bestia mi wszystko zjadła! - wskazał na psa, który właśnie pałaszował chezzburgera.
 - To nie bestia! - sprzeciwiłam się. - to jest moja kochana psinka! - pocałowałam psa w nos.
 - Ta z której strony... - odparł Lou.
Uniosłam brew.
 Gadałam jeszcze z nimi przez 10 min. Później Eleanor uznała, że ma ochote na prysznic, na co Louis, że chętnie jej pomoże umyć "plecki".
Na co ja, że jest zboczony.
Pożegnałam się z wszystkimi, przytuliłam El, na co Harry:
 - Ej a ja? - zrobił urażoną minkę.
Uniosłam brew:
 - Na odległość. - odparłam, Harry spojrzał na mnie niezrozumiale, ale w końcu z czaił.
Wyciągnęłam przed siebie ręce, on też i nie dotykając się zaczęliśmy się tulić.
Musiało to komicznie wyglądać, ponieważ wszyscy tarzali się ze śmiechu.
Odwróciłam się i na pożegnanie pomachałam iść:
 - Cześć! - powiedziałam
Chłopcy rzucili, krótkie "hej" i pobiegłam truchcikiem do domu, ciągnąć za sobą psa.

Weszłam do domu.
O dziwo było ciemno i nie było słychać odgłosu zabawy Emily.
Poszłam do kuchni i wzięłam szklankę wody. Zegar wskazywał 1,32.
To już wiem czemu tatuś mnie szukał... Ups... Pewnie mi się oberwie.
Spuściłam Sabe ze smyczy i poszłam do pokoju.
Oczywiście wywaliłam się na pierwszej rzeczy, którą napotkałam na swojej drodze, a były to czarne szpilki. Rąbnęłam sobą o szafkę nocną, po czym spadła lampka i głośnik z wieży. Narobiłam tym wiele huku:
 - Tak... a miałam wejść dyskretnie. - mruknęłam do siebie, rozcierając obolałą głowe.
Na 100% bd miała siniaka!
Usłyszałam trzask drzwi i do pokoju wpadł tata, cały potargany w piżamie, trzymający w ręku lampkę z lawą, która była na jego szafce nocnej.
 - Serio? - wskazałam na lampkę - chciałeś zaatakować zbira lampką nocna... serio? - zmarszczyłam czoło.
 - Alex! Boże! Nie strasz mnie więcej! - opuścił swoją " morderczą broń zagłady" - coś ty narobiła?
Wstałam otrzepując się.
 - Powiem ci szczerze... chciałam wejść do pokoju dyskretnie... ale przy mojej koordynacji nie nadaje się na szpiega...- powiedziałam załamana.
Mojemu ojcu dosłownie opadły ramiona i powiedział:
 - Piłaś?
Zrobiłam wielkie oczy:
 - Tak najpierw dziwka, później pijaczka...  masz o mnie dobre zdanie... - powiedziałam urażona.
Popatrzył na mnie.
 - Idź spać... jutro jedź kupić sobie nowy telefon...
Nie dokończył bo z mojego gardła wydarł się okrzyk radości.
 - Dzięki, dzięki, dzięki!
Zaczęłam tańczyć z radości i rąbnęłam o drzwi z łazienki.
 - Alex... Boże dziecko! Nic ci nie jest? - próbował mnie podnieść.
Gdy znowu  pozbierałam się z podłogi, weszłam spokojnie do łazienki.                       

czwartek, 12 kwietnia 2012

Rozdział 8

 - Co już przekonałaś się co do naszego zespołu? - zapytał podejrzliwie
 - Nie słyszałam nawet waszej piosenki w całości. - odparłam
 - To po cholere ci są bilety? - odparł. Skubaniec droczył się za mną.
 - To po kija o nich wspominałeś?
 - Nie wiem palnąłem pierwszą lepszą głupotę... - i tu sie zakopał.
 - Na biłeś sobie dupnego plusa... - powiedziałam z ironią - a wracając do sprawy... załatwisz mi dwa bilety na najbliższy koncert?
 - Jak powiesz po co i do kogo. - odparł
 - Z rękom na sercu obiecuje ich nie sprzedać... - nie chciałam mu powiedzieć, że dałam się pokonać młodszej siostrze.
 - Jakoś ci nie wierze! - zaśmiał się
 - Ej! To mój tekst! To ja przecież jestem agentem! - odparłam
Zayn parsknął śmiechem.
 - Dobra załatwię ci te bilety... pod warunkiem!
 - Jasne! - ucięłam - proś o co chcesz!
 - Umówisz się za mną na randkę.
Przez pierwszą chwilę nie wiedziałam co powiedział ale gdy w końcu to przeanalizowałam to jakoś próg od jeepa gdzieś się zgubił pod moją nogą i wylądowałam na tyłku.
 - Mowy nie ma! - odparłam z wyrzutem
 - Nie masz wyjścia. - odparł ze satysfakcją w głosie.
 - Bez łaski po proszę Harrego - odparłam
 - Wyczerpał już limit.
 - Louis...
 - Zgubił.
 - Niall
 - Przecież jest na cb fochnięty... a szybko mu nie przejdzie - powiedział z tryiumfem
 - Zapomniałam - odparłam, ale nie poddawałam się! Zostały mi jeszcze dwie osoby - Liama...
 - Nie ma.
 - Danielle...
 - Idzie z koleżankami...
 - No kurde przestań! - uniosłam się. Wszystkie moje koła ratunkowe zostały wyczerpane - Jesteś denerwujący! Obiecuje ci wybaczyć za ostatnie dni... - ledwie te słowa wyszły mi z ust.
 - Nie ma mowy! Strasznie ci jakoś zależy na tych biletach... - odparł z satysfakcją. - randka. Koniec kropka. Takie są moje warunki.
 - Jesteś wrednym bobkiem który myśli, że jest zajebisty! Masz Ego wielkości... dobra dalej nie powiem, bo nie mam pojęcia z czym by ci sie to skojarzyło... nie połapałam się jeszcze w umysłach gejów.
 - A ja myślałem, że już ci wyperswadowałem że nie jestem gejem. - na te wspomnienie niedobrze mi sie zrobiło. 
 - Fuj! Nawet mi nie przypominaj tego OHYDNEGO pocałunku! Normalnie jakbyś tu stał dostałbyś w pysk! - przechodziłam akurat przez stanowiska. Pracownicy taty dziwnie sie na mnie patrzyli.
 - Au! - krzyknął Zayn do słuchawki. - masz naprawdę mocnego prawego siepa! - nie wiem czy ja jestem taka tempa, że tego nie zrozumiałam czy on powinien trafić do psychiatryka? - Nie mówiłeś, że masz zdolności telepatyczne.
 - Baranie to jest telekineza, a nie telepatia... - odparłam.
Właśnie szłam obok stanowiska Ben'a .
Benyamin Caballero. Był przyjacielem mojego taty. Chodzili razem do klasy w liceum. Ben, był pierwszym pracownikiem tatusia. Miał bardzo rozbudowany mięsień piwny, był wysokim, barczystym mężczyzną. Miał korzenie hiszpańskie i mówił po hiszpańsku.  Mieliśmy takie zboczenie. Zawsze gdy sie widzieliśmy gnoiliśmy sie w naszych ojczystych językach.
Ben nie znał polskiego, a ja byłam tak tempa z hiszpańskiego, że tak czy siak nic nie rozumiałam.
 - Też na "T" , to jedno.
 - Kuźwa tak... dwa słowa o całkiem innym znaczeniu to jedno... masz stu procentowa racje. - odparłam z ironią. - uwierz głupota niektórych ludzi mnie poraża i ty... AU!!
Poczułam ból najpierw na brzuchu, później na całym torsie, ręce w której trzymałam telefon i w końcu głowie.
Oberwałam drzwiami z samochodu.
Telefon wypadł mi z ręki i roztrzaskał sie na podłodze.
I tak oto moja namiętna rozmowa z Malikiem została ewidentnie skończona.
 - Cholera jasna! - wydarłam się.
Nie kto inny, ale właśnie Ben rąbnął mnie drzwiami.
 - To się uważa jak chodzi. - powiedział z perfidnym uśmiechem.
 - Zrobiłeś to specjalnie! - uderzyłam go rękom w ramie. To było jasne, że zrobił to specjalnie. To już nasz rytuał jak sie widzimy, krzywdzimy się albo fizycznie albo psychicznie.
 - Musze nadrobić całe pół roku, które cie nie widziałem! - odparł odsłaniając swoje żółte zęby.       
 - Ale nie w taki sposób! Mógłbyś mnie zaprosić na lody... szejka! ! A nie waląc mnie drzwiami! - przekomarzałam się z nim.
 - Widzę, że bardzo dbasz o mój brzuch. - zaczął go jeszcze bardziej eksponować.
Uwielbiałam re nasze rozmowy w których jeździliśmy po sobie równo, a  później przytulaliśmy sie i szliśmy w swoja stronę.
 - No a jak - uśmiechnęłam się -  ty stary Capie - to powiedziałam po polsku.
Ben zaś powiedział całą litanie po hiszpańsku z czego nie z rozumiałam nic.
Livia zawsze gdy nas słuchała płakała ze śmiechu. Ona uwielbiała hiszpański i wszystko rozumiała co Ben na mój temat mówił.
A ja nie... bo kuźwa hiszpańskie jest do mnie czarną magią a za to Francuskim operuje tak dobrze jak angielski czy polskim... takie mam w życiu szczęście.
Uznałam że to co powiedział było obraźliwe i odwdzięczyłam się po polsku:
 - Tu grubasie zbaraniały, który zębów nie myje od 20 lat! Pedofilu! Który ogląda się za każdym ładnym chłopcem! Pedale jebany! Na stos z tobą! Ty męska dziwko, który dupy daje w każdej uliczce! Ty zgrzybiały idioto do potęgi...
 - ALEX! - wydarł się na mnie tata.
Ups.
No to teraz mam przesrane.
Co prawda tata nie mówił dobrze po polsku ale na pewno połowę z tego zrozumiał...
 - Alex! Za trzy sekundy w moim gabinecie! - wydarł się.
 - I widzisz co narobiłeś? - zwróciłam się do Bena z udawaną urazą.
 - Spokojnie! wszystko wy tłumacze Tomowi. Idź do siebie. - Ben przytulił mnie.
 - Dzięki! - cmoknęłam go w policzek - zarosły wiepszek! - krzyknęłam zbierając resztki telefonu.
Przebiegłam obok taty:
 - To jego wina!
Już po chwili byłam w domu. Przedarłam się jakoś do swojego pokoju.
Przebrałam się w luźny dres i usiadłam przed komputerem.
Sprawdziła face... Boże 20 wiadomości. Całe ogarnienie face zajęło mi godzine... Bo tu ktoś do mnie napisał... zaczepił... i tak to się ciągnęło.
W końcu weszłam na skype.     
Akurat dostępny buł mój braciszek Alan więc zadzwoniłam do niego:
 - Cześć Ala! moja droga siostrzyczku! - zawołałam gdy jego mordkę zobaczyłam na ekranie.
 - Witaj Olafie - moje imie po polsku brzmiało Ola ( nie lubiłam go ), a mój braciszek wolał męską formie - mój ty braciszku!
Uwielbiałam ta naszą gre słów.
 - Co tam porabiasz? Tysiące kilometrów odemnie? - zapytałam
 - Chwilowo jem czekoladę.
 - I się za mną nie podzieliłeś?! FOCH! - udałam że się obrażam - nie odzywaj się do mnie!
Alan ryknął śmiechem.
 - No już dobrze nie obrażaj się! Czekaj łap! Rzucam ci kostkę...! - uał że się zamachnął i żucił czekoladę do kamerki - złapałaś?
 - Trafiłeś między oczy. - odparłam... - ymmmm jaki smak?
 - Mleczna z malinami. - odpowiedział pokazując mi język
 - Uwielbiam... - udałam, że ją jem - mniam!
 - Hehe ciesze się że ci smakuje... COŚ TY ZROBIŁA Z WŁOSAMI?! - wydarł się do mikrofonu, a ja aż ściągnęłam z uszu słuchawki.
 - NIE DRZYJ MORDY! - ryknęłam do mikrofonu. Alan aż podskoczył - zaraz ci wszystko opowiem.
Więc opowiedziałam mu dosłownie o wszystkim. Na końcu ryknął głośnym śmiechem.
 - Dwa dni w kraju! - pokazał dwa palce - DWA! - powiedział z niedowierzaniem. - a wy już trafiłyście na ostry dyżur. Pozdrów tam Liv, ok?
 - Jasne... -wiedziałam jego wyraz twarzy.
Szalał za tą dziewczyną, a ona nawet tego nie zauważała. Troche było mi go szkoda... Liv nie odwzajemniała jego uczuć.
 - I kup jej kosz słodycz! - powiedział.
 - Jasne... miesią... i odrazu nawa gitarę elektryczną... ta już mnie rwie... CHRISTOPHER!
Zobaczyłam kochającą mordkę mojego starszego brata przed ekranem i aż się ucieszyłam.
 - Coś ty z włosami zrobiła? - powiedział.
Był w cholerę wysokim brunetem z bródką. Prowadził swoją własną firmę projektancką... on odziedziczył najwięcej talentów po mamie.
Znów opowiedziałam całą historię.
i do pokoju wpadła Emily z Sabą!
 - ALAN! CHRISTOPHER! ale się za wami stęskniłam! - wzięłam mała na kolana, a ona zaczęła trajkotac jak najęta.
Akurat miała koszulkę z zespołem chłopaków więc braciom pokazałam z jakimi to pedałami mam do czynienia.
Później wszedł tata.
 - Alex ja cie kiedyś udusze... CHŁOPCY! - wydarł się mi do ucha.
Byłam zmuszona opuścić mój fotel... dokładnie zostałam z niego zepchnięta przet tatusia. Włączyłam głośniki aby mogli sobie pogadać spokojnie.
Nie chciało mi się słuchać co JA znowu zrobiłam... więc ubrałam strój do biegania wzięłam iPoda i wyszłam na dwór.     
                    Spokojnym truchcikiem wybrałam się do parku. Słońce było już nisko nag horyzontem, ale do nocy zostały jeszcze dobre 1,5h, które chciałam wykorzystać na bieganie, później miałam plany iść do garażu i skończyć w końcu moje kochane autko!
Właśnie leciał "Fire" od Linkign Park'a. Przy tej piosence dobrze mi sie biegało.
Mijałam znajome twarze sąsiadów, dzieci bawiących się z psami... czasem nawet znajomych, do których podchodziłam serdecznie się witając... no w końcu nie widziałam ich pół roku.
Nagle zobaczyłam dwie postacie tarzające się w trawie.
Podbiegłam troche bliżej.
Dwóch chłopaków się "biło" i wyzywało od najgorszych kutw. Ciemnowłosa dziewczyna stała nad nimi z miną mordercy.
Nagle poznałam tych dwóch debili.
Był to nie kto inny jak Louis od szelek i Harry od loczków.
 - Nie ma to jak wyjść na chwile z domu i spotkać dwóch pojebańców tarzających się po trawie. - powiedziałam, wprost nie mogłam się powstrzymać.
Dziewczyna podskoczyła przestraszona, a chłopcy tylko na mnie spojrzeli.
 - Alex! - wydarł się Harry.
Wyplątał się z uścisku Louisa i dosłownie wziął mnie w ramiona. Próbowałam się wyszarpać ale był zbyt silny... Może wyglądał jak chucherko, ale miał troche masy mięśniowej.
 - Harry z łaski swojej puść mnie! - odepchnęłam go w końcu - śmierdzisz!
 - Myślałem, że ucieszysz sie na mój widok... - poprawił swoje niesforne loczki.
 - Ucieszyłam się... - widziałam jak się rozpromienił - ale zaraz mi dupy nie urwie na twój widok.
Do bezpieczeństwa wystawiłam przed siebie ręce powstrzymując loczka, od powtórnego powiszenia się na mnie.
 - Eleanor - teraz mówił Louis - poznaj tą  delikwentkę, która prowadząc nie rozważnie motor - spojrzał na mnie z perfidnym uśmiechem - wpadła pod koła wozu Zayna. Przedstawiam ci Alex.
 - Wprost pięknie mnie przedstawiłeś... - mruknęłam.
Podałam dziewczynie dłoń:
 - Eleanor - ujęła ją.
 - Alex - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
 - Nie przejmuj sie tym pajacem, który stoi obok mnie - wskazała na Louisa, który zrobił urażoną minkę - Danielle już mi o wszystkim opowiedziała i ciesze się że w końcu mogę poznać tą przez, którą Zayn nie śpi po nocach w obawie przed... jak to mówi " zemstą ".
Rozśmieszyła mnie wiadomość, że Zayn prze zemnie nie śpi. Jestem ciekawa co mu Harry naopowiadał.
 - Dobrze mu tak! Same problemy przez niego... - odparłam. Eleanor zaśmiała się - A nigdy mu nie wybaczę tego, że mnie podpalił.
Dziewczyna zdziwiła się.
 - Tego jeszcze nie słyszałam.
Chłopcy zostawili nas w spokoju i dalej kontynuowali przerwany sparing.
 - Widzę, że biegałaś... masz może ochotę na dodatkowe kilka kółek? Te dwa pajace są bardziej zajęci sobą niż nami. - wskazałam na tarzających się chłopaków.
 - Jasne musisz mi opowiedzieć to o włosach. - odparła dziewczyna.
Zaczęłyśmy więc biegać.
Okazała się naprawdę miłą osóbką i była naprawdę śliczna ( no w końcu była modelką ). Była troszeczkę starsza odemnie. Dbała o swoją figurę, ale na szczęście nie miała lepszej kondychy odemnie.
Dowiedziałam się, że zostanie w Londynie do końca wakacji. Przyjaźniła się z chłopakami i Danielle.
Szybko znalazłyśmy wspólny język.
Eleanor opowiedziała mi kilka pikantnych szczegółów z życia chłopaków. Np. Tomlinson miał świra na punkcie marchewek, Niall był wiecznie głodny, Liam najchętniej to zamieszkał by w sklepie z zabawkami i nielubi łyżek ( akurat to dość dziwna fobia ), Malik nie umiał pływać, a Styles miał hopla na punkcie swojej fryzurki. I wiele wiele innych mniej i bardziej wstydliwych.
                     Eleanor gustowała w AC/DC więc biegałyśmy słuchając ich płyty. Zdziwiłam się, że nie mówiła na temat muzyki chłopaków. Ale nawet do mnie to było lepiej... nie lubiłam popu.
Robiło się już ciemno, a mi się naprawdę dobrze gadało z El.
Nagle dwóch wariatów wyskoczyło zza drzew.
Oczywiście ja się nie skapnęłam, że to Był Tomlinson i Styles, i moim pierwszym odruchem było wymachiwanie łapami gdzie popadnie. W efekcie Louis miał podbite oko, a Harry przebitą wargę.
Ale na szczęście chłopaki mieli duże poczucie humoru i wybaczyli mi po drugim szejku, który im kupiłam.
 - Ej serio was przepraszam... - zaczęłam już seny raz
 - Alex! - zaczął Lou - skończ już bo wyleje na ciebie resztę szejka!
 - Dobra! - ustawiłam ręce w obronnym geście.  
Harry miał symptom ADHD. Co chwile musiał coś robić. Najczęściej bawił się moimi włosami. Miałam przeróżne warkoczyki... i inne pierdoły... Coś mi się zdaje, że ich nie rozczeszę.
W końcu zajęłam go rozmową na temat Kings of Leon, która zeszła na temat mojego psiaka... po czym obgadywaliśmy Malika... Później opowiadałam jak jest w polsce... a rozmowa skończyła się na tym, że pozwolę Harremu przewieźć się na motorze.
Spotkaliśmy kilka nachalnych fanek , ale szybko się z nimi chłopcy uwinęli. W końcu Harry nie wytrzymał tej bezradności i powiedział:
 - Robimy zawody! Ja z Alex, na was dwóch - pokazał na naszych gołąbków.
 - No dobra ale na jakiej zasadzie? - odpytała się Eleanor.
 - To tak bierzemy dziewczyny na barana i  biegniemy od tamtej ławki - wskazał na ławeczkę po lewej - całe okrążenie. Która para przegra będzie musiała zrobić zadanie wymyślone przez wygraną parę, ok?
                      Nie specjalnie mi się ten pomysł podobał. Bo jak niby te chucherko miało z 54 kilogramami ( czyli ze mną ) przebiec całe okrążenie? No chyba nie...
No ale w końcu się zgodziłam.
Stanęliśmy na wyznaczonych miejscach i wskoczyłam na barana Styles'owi.
 - Nie jesteś wcale taka ciężka. - stwierdził.
 - Dzięki. - powiedziałam - czuje się dowartościowana.
Parsknął śmiechem.
Louis poprosił dwie fanki o sędziowanie.
Jedna zaczęła jak byliśmy już ustawieni:
 - Do biegu... gotowi... - zawiesiła na chwilę głos - START!
I ruszyliśmy...


I kolejna notka za nami! Cholernie wam dziękujemy za ponad 1500 wejść:D Nawet nie wiecie jak się czujemy dowartościowane:D I mamy wielką nadzieje, że nasz blog was nie nudzi:D
Chcemy was serdecznie zaprosić do odwiedzenia nowego bloga prowadzonego przez Kingę i block.character.  adres: http://look--after--you.blogspot.com/.
Życzymy miłej lekturki :* <3
Zakręcony duet :* <3