środa, 4 kwietnia 2012

Rozdział 2


 - Porysowałyście mi wóz! - krzyknął
 - Wesz... jak dla mnie było lepiej porysować wóz niż zderzyć się z nim czołowo! - warknęłam.
 - To po jaką cholerę ryjesz mi się pod koła?! - odparł chłopak.
Czułam, że trace panowanie nad sobą.  Podeszłam do chłopaka i stanęłam przed nim.
 - Patrzy Harry! zaraz wskoczą sobie do gardeł! - usłyszałam szept tego w szelkach.
 - Tak jak na Animal Planet?! - powiedział loczek.
Spojrzałam w ciemnobrązowe oczy chłopaka.
 - O ile się orientuję to JA miałam zielone światło! - warknęłam, ale teraz już dużo bardziej spokojnie (uwielbiam ciemny kolor oczu!).
 - Przestańcie się kłuci... AU!!
Na krzyk przyjaciółki odwróciłam się. Livia leżała na ziemi trzymając się za nogę. Mniej więcej na środku łydki było widać bruzdę, która nie pasowała do proporcji ciała.
 - Liv co jest? - zapytałam, podbiegając. Dopiero teraz zauważyłam, że z jej nogawki spływa krew.
 - Kurwa!- przeklęła   po polsku, (zawsze w kryzysowych sytuacjach, mówiłyśmy w naszym ojczystym języku... po prostu taki nawyk ) - boli!
 - Co ona powiedziała? - zapytał się chłopak Dnielle.
 - Pierwszego nie powtórzę... - mruknęłam - ale w drugim, że ją boli! - przetłumaczyłam.
 - Ona krwawi! - zapiszczał Niall
 - Poważnie?! Jakoś nie zauważyłam... - Boże! jego głupota mnie dobija!
 - Pokaż! Doktor Styles zaraz ją obejrzy. - powiedział laczek kucając obok mnie.
Chłopcy i Danielle  wybuchnęli śmiechem.  Jak oni w takiej sytuacji mogli się śmiać?! - pomyślałam.
Przez chwile chłopak dziwnie przyglądał się Livi. Widziałam jak spływają jej łzy po policzkach. Otarłam je dłonią. Chłopak popatrzył na mnie poważnie.
 - Ma złamaną nogę.
Wybuchłam śmiechem. Cała ta sytuacja mnie mocno irytowała.
 - No nie... Nobla ci! Odkryłeś Amerykę! - powiedziałam ironicznie. - tyle to ja sama wiem!
 - Alex... zrób coś boli! ... proszę... - jęczała Liv.
Nagle obok mnie znalazł się Zayn. Wziął Livie na ręce jakby była lekka jak piórko i zaniósł ją na tylnie siedzenie samochodu.
 - Lepiej będzie jeśli ja będe prowadzić! - powiedziałam. Nie chciałam po drodze do szpitala zaliczyć kolejnego wypadku.
 - Mam cie tu zostawić? - zmierzył mnie spojrzeniem - Jadę z dziewczynami do szpitala. - powiedział chłopak siadając przed kierownicą.
 - Taaa... wszystko pięknie - zaczął szelek - A co z nami?! 
 - Zostaniecie tu. - odparł  szatyn zamykając drzwi.
 - Danielle! - zawołałam siadając obok Livi - zadzwoń po mojego ojca! Wytłumacz mu co sie stało...! - chłopak ruszył gdy miałam jeszcze otwarte drzwi - on was odwiezie! - krzyknęłam, trzasnęłam umyślnie drzwiami.
Zapięłam pas Livi i sobie. No nie powiem, że chłopak jechał przepisowo. Licznik wskazywał ponad 150km/h. Livia leżała i jęczała. Nie umiałam ją pocieszyć, a jej ból mnie dobijał. Więc postanowiłam nawiązać niewinną rozmowę z chłopakiem:
 - Zayn... tak? - zapytałam
 - yhyymm- mruknął zaabsorbowany jazdą.
 - Gdzie zdawałeś na prawo jazdy?
 - W Bradford, a co? - zapytał.
 - Bo chce wiedzieć, gdzie mam jechać jechać, ochrzaniać urzędników za to, że dają nieodpowiedzialnym dzieciakom prawo jazdy.
 - A ty czasem nie jesteś za młoda na jazdę na motorze, dziewczyneczko? - zapytał mnie.
 - Bardziej bym się obawiała o twoją jazdę. Mówisz właśnie z  najlepszą zawodniczką klubu rajdowego w Londynie. - warknęłam.
Liv wbijała mi paznokcie w ręce. W niektórych miejscach widziałam już krew.
 - A klub składa sie tylko z ciebie? - powiedział zgryźliwie.
No i nerwy mi puściły.
 - Czysty pedał z ciebie, że bardziej się przejąłeś wgnieceniem w aucie, niż żywymi ludźmi! 
Poczułam, szarpnięcie i wrzynający się w skórę pas bezpieczeństwa. Samochód zatrzymał sie na środku drogi. Bogu dzięki, że żadne go auta nie było na drodze. Chłopak wysiadł z samochodu i otworzył drzwi z mojej strony.
 - Wysiadaj. - powiedział to zirytowany.
 - No chyba cie pojebało! - warknęłam
 - Zayn... prosze... jedźmy już! - jęknęła Liv.
                   Chłopak zdenerwowany trzasnął drzwiami. Wsiadł do wozu i dalej jechaliśmy w milczeniu.
Rozumiałam, że chłopak sie zdenerwował, ale żeby od razu wywalać mnie z auta?! Jeszcze tak daleko od głównej drogi? No dobra to fakt, że gdy jestem zła trudno ze mną wytrzymać, ( czasem ja nie umiałam z sobą wytrzymać ) ale to nie moja wina! Taką już mnie Bóg stworzył i raczej się nie z mienie!          
 - Alex... długo jeszcze? - zapytała Liv.
 - Nie... już dojeżdżamy. - o dziwo jak na kłamstwo powiedziałam to spokojnie.
W końcu wjechaliśmy na główną ulice. Cholernie była zatłoczona. Staliśmy w korku przez dobre 5min, a ja już nie wytrzymywałam psychicznie. Wszystko mnie bolało i teraz, jak juz adrenalina spadła świat zaczął wirować mi przed oczami.
 - Długo jeszcze?! - jęknęła Liv.
Nie umiałam na nią patrzeć. Widziałam jak cierpi, a ja nie mogłam jej pomóc Czułam się tak jak przy mamie, Wróciłam myślami pięć lat przed jej śmiercią... pamiętam jak leżała w łóżku i krzyczała o zwiększenie ilości morfiny, bo ta już jej nie wystarczała. Ja stałam bezradnie przy jej łóżku. Nie mogłam nic zrobić. Do teraz pamiętam jak patrzyłam, na nią kiedy konała i mówiła do mnie " abym była dzielna, spełniała swoje marzenia i cieszyła się życiem".
Nie wytrzymałam.
 - Zanieś ją do szpitala! - prawie krzyknęłam - znajduje sie dwie przecznice dalej. JA do was do jadę!
O dziwo chłopak się za mną nie kłócił i nie uznał za szalona. Co prawda dziwnie sie mi przyglądał, ale skiną ł głową. Wysiadł z wozu i wziął Livie na ręce jakby była piórkiem. Co prawda była chudzielcem... ale ta woda w jej ciele gdzieś musiała być. Dała bym głowę, że chłopak ma niezły kaloryfer jak na taki chucherko.
 - Poradzisz sobie? - zapytał.
 - Jeżdżę na torach wyścigowych, a na zwykłej ulicy bym sobie nie poradziła? - powiedziałam wychodząc z samochodu. Chłopak niechętnie podał mi kluczyki. - widzimy się w szpitalu.
 - Na razie. - bąknął chłopak.
I pobiegł w siną dal z moją przyjaciółką.
Piętnaście minut później biegłam już po sterylnym korytarzu szukając wzrokiem Zayna i Livi. Miałam już niezłą zadyszkę. Postanowiłam zasięgnąć pomocy u jednej z sióstr. 
 - Przepraszam - spytałam niziutką, brunetkę z dużymi niebieskimi oczami. Była po prostu śliczna. Uśmiechała sie do mnie serdecznie - szukam dziewczyny ze złamaną nogą, została tu przyniesiona przez mojego kolegę... nie wiem czy pani kojarzy z takiego zespołu... - no i tu mnie ma, z jakiego zespołu? nie mam pojęcia! - ... ma na imię Zayn... yyy Magik... - palłam pierwszą lepszą, rzecz, która przyszła mi do głowy. Nie miałam pojęcia jak nazywa się ich zespół... ja ledwie znałam jego imię!
 - Rozchodzi ci się o Zayn'a Malika? - powiedziała
 - Tak! tak! Właśnie! Malika.... nie żadnego Magika! - czułam, że jeszcze bardziej się pogrążam.
 - Jeszcze przed chwilą widziałam go jak zanosił taką dziewczynę z czerwonymi włosami do sali 219. To jest na pierwszym pietrze tymi schodami - wskazała na schody na końcu korytarza - trzecie drzwi na lewo.
 - Dzięki! - krzyknęłam, znów biegnąc.
Gdy w końcu dostałam się na 2 piętro w drzwiach zderzyłam się z czarnoskórym pielęgniarzem, który wiózł na łóżku Livie. Wszystkie najczarniejsze myśli przeleciały mi przez głowę.
 - Gdzie ją zabieracie? - zapytałam się.
 - Do sali operacyjnej ma złamanie z przemieszczeniem! - odparł czarny.
 - Co?! Ale jjakto?! Livia?!
 - Spokojnie! - odparła, była sto razy bardziej opanowana niż ja - zadzwoń do mojej mamy! Nie martw się będzie dobrze!
 - To chyba ja to miałam powiedzieć! - mruknęłam.
Tymi ostatnimi słowami poprawiła mi troche humor.
 - Pani to za pewnie kolejna delikwentka z wypadku? - zapytał sie mnie mężczyzna po trzydziestce z pankiem na głowie. Jego strój wskazywał na lekarza.
Nie odezwałam się. Byłam totalnie zbita z tropu.
Nagle z za pleców lekarza wyszedł Zayn z perfidnym uśmiechem na twarzy. No i wszystko się wyjaśniło.
 - Panią się zaraz ktoś zajmie - spojrzał na Zayna - ale nie myślę o paniczu. - czy właśnie lekarz zasugerował, że ON miał się mną zająć? Ten dzień już nie może być bardziej zwariowany. - zaraz przyślę tu lekarza dyżurnego, a tymczasem wy posiedźcie tu sobie gołąbeczki.
 - Gołąbeczki? - zapytałam, Zayn tak jak ja zrobił się czerwony na twarzy.
 - Ups... a to jeszcze nie ten etap ... uuu... jak to młodzi ludzie mówią, wtopa! - po tych słowach lekarz odszedł.
Miałam ochote cisnąć za nim czymś ciężkim.
Usiadłam jak grzeczna dziewczynka na ławce, ponieważ nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Obok mnie usiadł Zayn. Siedzieliśmy w milczeniu. W końcu Zayn wypalił:
 -  Zachowujesz się jak diwa.... ileż można się dąsać? Może chcesz autograf?! no wiesz taka okazja może ci się już nie trafić, możesz przestać udawać, że  nie znasz  mnie i całego zespołu.
Popatrzyłam na niego jak na wariata. Miałam ochote mu przemodelować jego piękną buźkę, ale się powstrzymałam w ostatnim momencie!
 - Palant. - warknęłam - Wież co? Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz! Pierwszy raz cie na oczy dziś widziała! Mówią, że pierwsze wrażenie jet najważniejsze, a ty właśnie je zjebałeś! Jesteś cholernym lalusiem... może i nawet gejem... nie rozumiem jak normalna osoba może się ciągle przeglądać w lustrze...! I znowu to robisz! - słowa wypadły mi z ust samoczynnie.
Chłopak zaczerwienił się. Widziałam po jego twarzy, że nie wiedział co powiedzieć.
Nagle podeszła do nas kobieta gdzieś po 50 - ce, która była bardzo podobna do tej siostry którą pytałam się o drogę. Dała by głowę, że są rodziną.
 - Zapraszam do gabinetu. - uśmiechnęła się i wskazała gestem abym weszła.
                Zdziwiłam się, bo Zayn także wszedł do gabinetu. Lekarka kazała usiąść mi na kozetce i tak tez zrobiłam. Zrobiła mi różne badania, a świecenie mi latarką po oczach średnio mi się podobało.
 - Jak się nazywasz? - zapytała mnie wypisując kartotekę.
 - Aleksandra Wasilewska, ale może napisać pani Wesley - powiedziałam.
Zayn i lekarka zrobili wielkie oczy. Widziałam, że Zayn powstrzymuje się od ryknięcia śmiechem
 - To nie jest Brytyjskie nazwisko.
 - Nazwisko mam po mamie która była polką i nazywała się Wasilewska. - wytłumaczyłam.
 - Wasi... Jak? - zapytał chłopak, próbując wypowiedzieć moje nazwisko po polsku.
 - Zamknij się! - warknęłam
Chłopak spoważniał, ale i tak na jego twarzy pojawił sie uśmieszek.
Lekarka znów podeszła do mnie oglądając mnie uważnie.
 - Nie masz wstrząśnienia mózgu... ale musisz zdjąć bluzkę musze cię obejrzeć czy nie masz jakiś złamań.
 - Ale na prawde czuje się dobrze...
 - Ja cie rozumię... -odparła lekarka - ale są pewne reguły, które musze przestrzegać, a więc zdejmuj bluzkę.
 Już zabierałam się do ściągnięcia bluzki, gdy przypomniałam sobie, że w gabinecie znajduje się nieproszona osoba.
 - A ty masz zamiar stać tu cały dzień? - spytałam Zayna
Chłopak zaczerwienił sie i odwrócił.
 - Będe na korytarzu - mruknął wychodząc.



I juz drugi rozdział za nami! I jak wam sie podobało?  Spróbuje jeszcze dziś wstawić kolejną notke!!
Pozdrawiam!! :* <3 <3 <3

8 komentarzy:

  1. genialne :* podoba mi się:) czekam na nextaa i zapraszam do siebie :)i błagam dodajcie rozdział szybko :p

    OdpowiedzUsuń
  2. super :) niall jest uroczy ;d
    zapraszam do komentowania u mnie
    http://69-imagination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny i boski to mało od początku jest zajebiście ! :D

    me gusta twój blog ! <3

    gratuluję + zapraszam do nas our-love-1d.blogspt.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahah xp Boskie!!! Dzisiaj??? To dodawaj :D

    OdpowiedzUsuń
  5. aaaaaaa! to jest cudne. Podoba mi się to, że Alex nie jaest taka jak wszystkie laski które od razu by leciały do Zayna :)Ogółem fajnie wymyślona historia. czekam na rozwinięcie dalszych wątków i mam nadzieję, że Livi nic poważnego się nie stało
    Pozdrawiam
    Nika :*:*

    OdpowiedzUsuń
  6. O booże ! Kocham to opowiadanie !! < 3 I dziękuje za czytanie mojego bloga !! Jesteś kochana ! xxx

    OdpowiedzUsuń
  7. Supcio opowiadanie...
    Zapraszam do mnie
    http://blondynka12.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Swieetne <3 Wasilewska ? Czyzby autorka byla fanka Pamietnikow wampirow ? A moze to tylko moja wyobraznia ;)

    OdpowiedzUsuń