czwartek, 19 kwietnia 2012

Rozdział 11

                         Czerwony kabriolet z piskiem opon zahamował i wykonał manewr tak, że oddzielał mnie i Harre'go od tłumu rozwrzeszczanych fanek.
Bez namysłu otworzyłam drzwi samochodu, wrzuciłam do niego zakupy i Harry'ego. Ja sama zostałam na parkingu bo musiałam wrócić się po jeepa... a nie miałam zamiaru siedzieć loczkowi na kolanach...
Zatrzasnęłam drzwi.
Kierowca z piskiem opon odjechał, mijając przestraszone i zawiedzione fanki.
Tyle mi wystarczyło na wślizgnięcie z powrotem do sklepu.
Wpadłam jeszcze na jakąś babcię.
 - Przepraszam panią bardzo... - powiedziałam ze współczującym uśmiechem.
Oberwałam z jej torebki:
 - Co za niesforne dzieci! - warknęła okładając mnie torbą.
 - Aaaa... - krzyknęłam - przepraszam!
I uciekłam z miejsca zbrodni.
Przechadzałam się wzdłuż półek sklepowych. Nie miałam torebki. Musiałam ją wrzucić do samochodu razem z Harrym. Miałam przy sobie tylko kluczyki z samochodu i nic więcej...
No pięknie...
Nie chciałam wyjść do rozwrzeszczanych fanek... miałam dziwne uczucie, że jakbym wyszła napewno zaczepiły by mnie...
Same problemy.
Po jakiś 10, 20, 40 minutach wyszłam ze sklepu.
I to był błąd.
Fanki dosłownie okrążyły mnie wrzeszcząc:
 - Znasz Harry'ego? Jaki on jest...
 - Jesteś jego dziewczyną...
 - Czy Zayn dobrze całuje...?
 - Poznałaś One direction?
Piszczały i wrzeszczały...
 - Przepraszam... - mówiłam przeciskając się przez tłum - Przepraszam! Chciała bym się dostać do samochodu! - próbowałam je przekrzyczeć.
Nie udolnie próbowałam przepchać się do jeppa... stał 20m odemnie, a czułam jakby to było 200m.
 - ALEX! - jakiś męski głos krzyknął moje imię.
Nagle zostałam objęta silnym ramieniem...

<< Oczami Harry'ego >>  
                        
                           Gdy usłyszałem krzyki fanek wiedziałem, że już po nas. Znajdowaliśmy się kilka metrów od wejścia do marketu... ale i tak była to za duża odległość... A do wozu Alex było jeszcze dalej... Nie mieliśmy szans na przedarcie się do jeepa. 
Widziałem przerażenie i zaskoczenie w jej oczach. 
Usłyszałem pisk opon. 
Odskoczyłem w tył robiąc trochę miejsca szalonemu Louisowi, w czerwonym kabriolecie. 
Alex rzuciła zakupy dosłownie na Louisa i popchnęła mnie do samochodu. 
Poczułem bul padając niewygodnie na fotel. Później słyszałem trzask drzwiczek samochodowych i pisk opon. 
Jakoś zdołałem obrócić się na fotelu i zapiąć pasy. 
Nie słyszałem już pisku fanek. 
Rozejrzałem się po samochodzie:
 - Gdzie Alex? - zapytałem towarzysza. 
 - Bo ja wiem... - mruknął zaapsorwowany jazdą - wepchała cię, a później wbiegła do sklepu...
 - Przecież one ją ZJEDZĄ! - zacząłem panikować. 
Czułem wiatr w swoich niesfornych lokach. Obróciłem się w fotelu aby spojrzeć na ulicę za nami. 
TRZASK! 
Coś pod moim tyłku trzasnęło. 
Lou podskoczył na fotelu. 
 - Coś ty złamał?! - prawie wrzasnął. 
Sięgnąłem po ta, rzecz. 
Znaczy najpierw wyciągnąłem torebkę Alex z pod tyłka, rozpiąłem ją i wywaliłem  z niej wszystkie rzeczy.
 - O cholera! Ona mnie zabije! 
Podniosłem jej nowy telefon. 
Cała szybka była popękana. 
 - O stary! - zaczął Lou dławiąc się ze śmiechu - szykować ci już grup? Znając jej charakterek jest do tego zdolna... 
Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. 
 - Ej... ale to nie jest śmieszne... ona może mnie zabić... dziś rano kupiła ten telefon... 
Lou parsknął głośnym śmiechem. 
Nagle telefon Alex zadzwonił. 
 - Ej! Czy on w takim stanie może działać? - zapytałem przyjaciela. 
Chłopak spojrzał na telefon zdziwiony. 
 - Raczej nie... ale wszystko jest możliwe... - widziałem błysk w oku kumpla - ejj! Odbierz i sprawdź czy działa! 
Uniosłem brew. 
W sumie... niezły pomysł... a jak to bd Livia? przynajmniej pogadam z nią ... 
Nacisnąłem słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha. 
 - Halo? - powiedziałem 
W słuchawce strasznie chrzęszczało. Ale rozpoznałem głos Livi... 
 - Ale ty nie jesteś Alex! - strasznie jej głos przerywał...  jakby ktoś kosiarkę włączył.     
 - Trafnie. Z tej strony Harry. Alex... powiedzmy uratowała mnie przed fankami, a teraz nie wiem gdzie jest? 
 - CO?! powoli jeszcze raz powiedz mi całość! - zażądała dziewczyna.
 Noto jej powiedziałem:
 - ... i tak Bóg jeden wie gdzie ona teraz jest. - zakończyłem swój monolog. 
Przez chwile słyszałem tylko jej oddech. 
 - Czy chcesz mi w ten sposób przekazać, że Alex szlag trafił?!
 - Tak ale zaraz tam podjedziemy i ją wyswobodzimy! - odpowiedziałem szybko, dziewczyna była wściekła. 
 - No chyba cie pojebało! - mruknął Lou - w sam środek bitwy? No nie! - sprzeciwił się. 
 - No ja myślę! Macie mi ją zaraz odstawić pod moją salę! Ale już! - powiedziała władczo.   
 - Tak jest! - zasalutowałem do niewidzialnej osoby na co Louis parsknął śmiechem. 
Coś huknęło w słuchawce i przerwało rozmowę.
 - To gdzie jedziemy mój drogi? - zapytał przyjaciel. 
 - Lepiej zawieź mnie do jakiegoś sklepu z komórkami... jestem zbyt młody i piękny, aby umierać..! - mruknąłem osuwając się głębiej w fotel. 
Louis parsknął śmiechem...

<< Oczami Alex >>

 - Panienki co tu się dzieje? - spytał bardzo znajomy mi głos mojego byłego chłopaka. 
Objął mnie ramieniem. 
                         Nie widzieliśmy się od pół roku... przed wyjazdem do Polski zerwałam z nim... oboje uznaliśmy, że nie chcemy zrywać ze sobą przez internet... nie miał mi za złe tego, że z nim zerwałam... znaczy się tak myślałam. 
Z Luke'm Noonan. Wysoki blondyn o kakaowych oczach... Przystojny w cholerę! Jego niesforna grzywka spadała mu na czoło. Umierał się jak każdy miejscowy nastolatek... no może miał ciuchy zalatujące ameryką... Jego matka tam mieszkała i nieraz do niej jeździł,  a ona sama przysyłam mu jakieś ciuszki... 
Chłopak był odemnie 2 lata starszy i wyższy. Zawsze mnie komplementował, że jak na przeciętną dziewczynę jestem wysoka... cóż miałam te 168cm... ale i tak byłam najniższa w klasie... Livia gdy się wyprostowała to miała 180... co najmniej! 
Był naprawdę kochany... 
I nadal czułam coś do niego... Teraz gdy patrzyłam w jego kakaowe oczy uświadomiłam to sobie. 
 - Luke... - szepnęłam . 
 - Nie wypadaj z roli. - upomniał mnie całując w usta. 
Poczułam jego ciepłe wargi na swoich.
Myślałam, że ten pocałunek trwał wieczność...
Oderwał się odemnie ZA szybko.
Byłam nie zadowolona. 
 - Jak widzicie... ta dama - wskazał na mnie - jest przezemnie ZAJĘTA! Proszę nas przepuścić. 
Na twarzach dziewczyn malowało się zaskoczenie. 
Luke zaczął prowadzić mnie stanowczym krokiem w stronę jeepa... 
oooo... jeszcze pamiętał jakim autem jeździłam... oooo - pomyślałam 
Gdy w końcu doszliśmy do samochodu rzuciłam się chłopakowi na szyję. 
 - Boże jak ja za tobą tęskniłam! - przytuliłam go do siebie mocno.
W napływie emocji pocałowałam go w usta. 
Odwzajemnił pocałunek. 
Wplątałam mu palce we włosy i przyciągnęłam do siebie. 
Luke nie został obojętny. 
Jego ciepłe ręce wędrowały po moich plecach. Przyciskał mnie do siebie mocno...
W końcu oderwaliśmy się od siebie, dysząc ciężko.
Oparłam się plecami o drzwi z jeep'a.
Byłam wpatrzona w niego jak w obrazek... zmienił się... wydoroślał.
On też na mnie patrzył... miał coś takiego w oczach...
 - Przecież między nami wszystko skończone... - Luke uśmiechnął się łobuzersko.
 - Chciałam sobie tylko przypomnieć jak to było... - pokazałam mu język.
Chłopak nie potrzebował zachęty. Złapał mnie i zaczął łaskotać.
Znaczy... bardziej by pasowało "macanie po żebrach i brzuszku" bo ja łaskotek nie posiadałam.
Stałam na niego i gapiłam się jak na idiotę.
W końcu przestał robić z siebie pajaca i puknął się ręką w czoło:
 - Tak... zapomniałem, że nie posiadasz łaskotek! - zrobił zawiedzioną minkę, która mu totalnie nie wyszła bo zaczął się lachać.
 - A idź odemnie baranie. - lekko szturchnęłam go w tą tępą palice.
 - A tak sobie pogrywasz?!
W jednej chwili przewiesił mnie sobie przez ramie i zaczął skakać jak pojebany,
 - Wariacie przestań! - krzyczałam dławiąc się śmiechem - ludzie patrzą!
Jak na rozkaz postawił mnie na ziemi.
Podeszłam do samochodu i otworzyłam go.
 - Jedziesz ze mną? - rzuciłam przez ramię.
Luke uniósł brew.
 - A gdziesz to się wybierasz?
 - Liv jest w szpitalu i jade ją odwiedzić... a przy okazji chce odzyskać moje rzeczy, które ma Styles...
 - Livia jest w SZPITALU?! - zdziwił się.
 - No. Ma złamanie z przemieszczeniem. - odparłam - jedziesz?
Uniosłam brew.
 - Pytanie! - wskoczył na miejsce pasażera.

                          Po 20 min byliśmy na miejscu. Luke zarzucił sobie rękę na moje ramie i tak weszliśmy do szpitala. Gdy dosłownie wskoczyłam do sali Livi...
Zobaczyłam mojego tate obejmującego ciocię Małgosię ( mamę Livi )?!
Małgosia Kosińska nie była na prawdę moją ciocią... tylko przyszywaną... tak samo jak Livia była moją przyszywaną siostrą.
Ciocia Małgosia. 39letnia blondynka o krótkich włosach i niebieskich oczach. Livia miała wzrost po cioci. Pracowała w laboratorium kosmetycznym... ( zawsze dostawałyśmy jakieś darmowe próbki kosmetyków ). Była przyjaciółką mojej mamy... ale nie sądziłam, że blisko przyjaźnie się z moim tatą...
Stanęłam dosłownie jak wryta.
Widziałam po minie Livi, iż ona też nie jest zadowolona całą tą sytuacją.
 - Co tu się dzieje? - zapytałam podchodząc do Livi i całując ją w policzek.
 - O jak dobrze, że jesteś kochanie. - odparła całkiem spokojnie Małgosia - nie chciałam zostawiać Livi samej...
 - Tak Młoda... - zaczął tata - chcieliśmy wam tylko przekazać... że jak wy to mówicie... Ja z Małgosią chodzimy ze sobą...
Wyszczerzył się do mnie.
  - CO?! - powiedziałyśmy równocześnie. - zostawić was samych na pół roku, a tu już związek?! Wy sobie kpicie czy o drogę pytacie?! - zwróciłam się do nich.
Tata westchnął poirytowany:
 - Chodź Małgosiu... zabieram cie na obiad... Niech dziewczyny trochę ochłoną... - wziął ją za rękę i pociągnął do drzwi.
Ciocia przytuliła mnie.
 - Alex... zrozum...
 - Ale wy.. - ugryzłam się w język.
Kochałam ciocię i nie chciałam aby się na mnie zawiodła... Ale jednocześnie chiałam im wygarnąć to, że jeśli sobie myślą, że mama nie żyje a oni mogą się cieszyć życiem... to ja tego nie popieram... Byłam surowa dla nich... ale ja jeszcze nie pogodziłam się ze śmiercią mamy...
Wyszli.
Nie zauważyłam Luka w pokoju.
Musiał się wyślizgnąć gdy zaczęliśmy się kłócić... cwaniaczek.        
 - Jakoś cała ta sprawa niezbyt mi się podoba - powiedziała Livia.
Zrobiła mi miejsce na łóżku, a ja się położyłam.
 - No... Chciałam im wygarnąć co o nich myślę... ale w ostatniej chwili się powstrzymałam - zakryłam dłońmi twarz.
 - Wiem, widziałam... Myślałam, że wybuchniesz. - przytuliła mnie.
 - Mało brakowało... - odparłam
 - Pan pedałek nawet się nie przywitał. - spojrzała na mnie z ukosa.
 - No ejjj.. weź przestań... - nie lubiłam jak na niego mówiła per "pedał" - pocałowałam go...
Liv wydała z siebie dziwny odgłos.
 - No co ty? Ale przecież skończyłaś z nim ewidentnie!
 - Wiem.. impuls.. - pokazałam jej język
Usłyszałam trzask drzwi i do sali wpadł loczek w asyście tachającego zakupu Louisa.
 - Witam naszą drogą Panią... - zaczął Harry, gdy mnie zobaczył zrobił wielkie oczy - ALEX!
 - No witam drogich panów.
Usiadłam na łóżku. Loczek wyściskał mnie, próbowałam się wyszarpać, ale chucherko miało dużo więcej siły odemnie.
 - Styles! Puść mnie! Bo ci krzywdę zrobię. - zagroziłam
No i puścił. Ale zaraz przejął mnie Louis. Też mnie wyściskał.
Ale puścił o wiele szybciej niż Harry. Nawet nie zdążyłam się na niego wydrzeć.        
 - To kiedy wychodzisz ze szpitala, połamańcu? - spytał Harry podając Liv żelka.
Szturchnęła go w ramię.
 - Słyszałam! Jutro rano! Nareszcie... nawet nie wiecie jak tu nudno...
Uniosłam brew.
 - Z gitarą i laptopem jeszcze ci nudno? - zapytałam.
 - Nooo... A właśnie Alex  dzwoniła do ciebie i odebrał Harry... mogła byś mi to wyjaśnić?
Lou parsknął śmiechem.
 - Co w tym śmiesznego? - zapytałam go.
Nagle spoważniał.
 - Nic... Hazza oddaj Alex telefon. - popatrzył na niego.
Nie rozumiałam ich.. Czy ja się zrobiłam głupsza czy oni gadali szyfrem?
Harry zaczął mi bezczelnie grzebać w torebce.
Nagle rzucił mi moją Xperie.
Spojrzałam na ekran.
 - HARRY! - wydarłam się.
Ekran był cały popękany.
 - Przez przypadek Harry swoim seksownym tyłeczkiem usiadł na twój telefon! - Lou krztusił się śmiechem.
 - HARRY!
 - Lou gdzie jest ten nowy telefon?! - pytał błagalnie przyjaciela.
Wstałam i zaczęłam się do niego powoli zbliżać... Próbowałam go zabić spojrzeniem.
Chłopak zbladł.
 - Mówiłem ci baranie, że nie masz go wkładać do schowka! - Lou tarzał się po ziemi.
Livia też się śmiała. Łezki ciekły jej po twarzy.
 - HARRY... jak on ma na 2 imie? - zapytałam Lou.
 -Edward Styles... - wykrztusił.
 - HARRY EDWARDZIE STYLES!  Coś ty zrobił z moim TELEFONEM?!
 - Alex... aja naprawdę odkupiłem ci telefon! Przysięgam! Zaraz po niego skoczę!
Rzucił we mnie torebką i wybiegł z sali trzaskając drzwiami
Rzuciłam torebkę na ziemię. Zaczęłam biec w stronę drzwi. Zahaczyłam o torby z zakupami i przewróciłam się na nocną szafkę.
W końcu pozbierałam się.
Otworzyłam drzwi.
ŁUP
i jęk...


  
 No i w końcu Rozdział 11:D Troszkę nudny... Nie jestem z niego aż tak zadowolona... poprawiałam go trzy razy... i takie coś wyszło ;(  Chciałybyśmy wam gorąco podziękować, za 2400 wejść! ( nawet nie wiecie jak się tym jaramy!!) I te wasze komentarze:D Może i dla was to niewiele, ale dla nas każdy nowy komentarz, daje kopa do szybszego pisania kolejnej notki;P
Następną notkę przewidujemy na sobotę lub niedzielę :P
Niestety do egzaminów zostało tylko kilka dni, a my musimy się do nich chodź trochę przygotować ;(
Kochamy was!! <3 
Zakręcony Duet <3

7 komentarzy:

  1. łup i jęk?? co to ma oznaczać :D ? No dobra ale wracając: uuu^^ uwielbiam Alex i wgl wszystko się pozmieniało... jej stary chłopak i wgl :( Ciekawe jak to dalej będzie... I Livia w końcu wyjdzie ze szpitala :D me gusta hehe <3
    Pozdrawiam '
    Nika:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha nie no ten Hazza to niezdara ! :D Rozdział zajebiaszczy , noo ! < 33 Biedna Alex jak zawsze ucierpi ;p No ale cóż .. Jestem ciekawa co będzie dalej ! :) Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  3. "jestem zbyt młody i piękny, aby umierać..!" - hahahah ;q Tekst rozdziału :D Luke? Jakoś złe mam wspomnienia z tym imieniem ( ekhem... Percy Jackson jakby co)! Harry, Harry, Harry! Ty to masz po prostu talent :D" Przez przypadek Harry swoim seksownym tyłeczkiem usiadł na twój telefon!" ;q uuu..."ŁUP
    i jęk..." Ciekawe kto ucierpiał? ;q ( oczywiście ja tak mówię, żeby było bo ja wiem :D )Świetny, świetny, świetny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. hahahaha xD zawsze jak to czytam to się śmieje ;D Super ;* ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahaha, świetny, przez cały czas się śmiałam ;) Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny.!!!! Jestem ciekawa kto ucierpiał. Hehe. O Boże ten nasz niezdarny Harry, oj ta nasza Alex ma się na kim wyrzywać. ; D ; D
    Czekam na nexta. ; ****
    <3

    Całuski.. Nusia. ; *

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze świetny rozdział ;)

    Zapraszam też do mnie

    http://so-what-i-am-young.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń