sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 49

 - Pamiętasz mnie?
Miałam problemy ze skupieniem wzroku i kojarzeniem faktów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy co się wokół mnie dzieje. Spojrzałam w twarz napastnika.
 - Kim jesteś? - sapnęłam. Zmarszczyłam brwi aby przypomnieć sobie czy kiedyś się spotkaliśmy - Wybacz ale gdybym kiedykolwiek poznała taki ryj to bym zapamiętała.  
 - Zamknij się suko! - przyparł mnie mocniej do ściany, a ja pisnęłam - trzymaj mordę, albo przedziurawię ci te twoje gardełko.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę co miałam przystawione do gardła i tak jakby oprzytomniałam.
 - Czego ode mnie chcesz? - spytałam roztrzęsionym głosem.
Zaśmiał się.
 - Nie rób z siebie takiej cnotki. - zaczął jeździć nożem po mojej twarzy. 
 - Pieniądze są w torebce! - krzyknęłam - weź je i mnie zostaw! - coraz bardziej zaczęłam piszczeć.
 - Ci, ci, ciiii... - uspokoił mnie przystawiając żelazo do ust.
Uśmiechnął się do mnie ukazując krzywy zgryz.
 - Przez ciebie mój kumpel trafił do pierdla. Za pieprzoną torebkę! - wydarł się.
Skojarzyłam fakty. To był ten dziwny łysol, który dziwnie zachowywał się na degustacji serów. 
Łzy napłynęły mi do oczu i ciurkiem zaczęły spływać, po policzkach. Trzęsłam się cała. Widząc przed sobą faceta z nożem, straciłam rozum.
 - Proszę! nie rób mi krzywdy! - łkałam.
 - Ciii.... nie psuj tej chwili... - odparł przykładając mi palec wskazujący do warg. - Obiecuje nie będzie bolało - odgarnął moje włosy za plecy -  aż tak.
Zaczęłam krzyczeć. Nie chciałam aby mnie zgwałcił!
 - Pomocy! RATUNKU! POMOCY! - wydarłam się co sił w płucach.
Poczułam ból ma policzku i upadłam. Musiał mi walnąć z pięści w mordę.
 - Trzymaj ryj suko!
Nachylił się nade mną, a ja kopnęłam go w krocze. Upadł na mnie i przygniótł mnie. Poczułam przeszywający ból na wysokości obojczyka i ciepło spływającej krwi z rany. Chciałam sprawdzić jak głęboka jest rana ale łysol nie dał mi takiej możliwości. Jęknął i podniósł się trzymając się za klejnoty.
 - Parszywa ździro.
Kopnął mnie w kręgosłup, a zaraz po tym w brzuch. Krzyknęłam i skuliłam się.
 - Zaraz cie nauczę pokory!
Złapał mnie za włosy i zaczął wlec w głąb alejki. Za najmniejszy dźwięk i jęk jaki wydałam obrywałam w twarz albo rzucał mną o kosze na śmieci. W końcu rzucił mną o ścianę za jednym z kontenerów. Skuliłam się tam, prosząc go, aby zostawił mnie w spokoju.
 - Teraz już nie ma odwrotu. - powiedział niby to z rezygnacją.
Szarpnięciem postawił mnie do pionu. Moja bluzka była w strzępach i trzymała się tylko na jednym ramiączku odsłaniając większość mojego ciała.
Jakby mnie nie trzymał pewnie bym upadla. Poczułam jakiś ruch w okolicach moich ud i momentalnie zaczęłam panikować. Zaczęłam się szarpać i wić. Nie chciałam aby mnie zgwałcił! Może i nie jestem cnotką, ale akurat te miejsce jest przeznaczone nie dla niego!
Nawet nie mogę myśleć o tym, ze ON mógłby mi wsadzić!! Blee.... no bez przesady! Fuuujjjj...
 - Zostaw mnie! - zawyłam i wbiłam mu paznokcie do twarzy.
        Akurat o pochwę mogę walczyć jak lwica. To moja świętość i ma tak zostać. Co z tego, że od prawie roku nie jestem dziewicą! Te miejsce ma zostać nienaruszone i koniec kropka!
Poczułam ostry ból w boku i oderwałam się od niego, osuwając się na ziemie. Musiałam oberwać z kolana. Nie potrafiłam wziąć wdechu, a oddech mi się tracił.
         Teraz już mało do mnie dochodziło. Wiem, ze zostałam znów postawiona do pionu i łysol zaczął się siłować z zamkiem od moich spodenek. Mnie już nic nie obchodziło. Stałam z nieprzytomnym wzrokiem wpatrzona w przestrzeń. Pogodziłam się już z tym co się stanie. Za parę sekund zostanę zgwałcona, a najprawdopodobniejszym następstwem będzie poderżnięcie mi gardła... Po jaką cholerę wychodziłam z tego clubu?! Moje życie przeleciało mi przed oczami, moje wspomnienia z mamą, moją pierwszą jazdą na gokardzie, koniu, rejs na hawaje... Przewinęły się w nich osoby, które kochałam: Emily, Tata, Dylan, Livia, Miki, nawet banda gejów... Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że życie jest ulotne... Tyle błędów popełniłam, których już nie naprawię. Ale jedno jest pewne... Tam gdzieś spotkam się z mamą...
 - EJ! - usłyszałam czyiś krzyk.
Byłam na tyle otumaniona, że nie zareagowałam całego starcia.
Pamiętałam, że ktoś przybiegł i powalił jednym ciosem w szczękę gwałciciela. Ja od razu upadłam na ziemię zalewając się łzami rozpaczy i szczęścia. Słyszałam jakieś odgłosy starcia i jak ktoś uderza sobą o podłogę.
Później czyiś niezidentyfikowany głos dzwonił kolejno na policję, a potem na pogotowie. Ja skuliłam się i zakryłam dłońmi twarz. Łkałam jak małe dziecko. Tak dawno nie płakałam, że aż boli.
 - Hej... - usłyszałam czyiś miękki głos. Nie umiałam go dopisać do znajomej osoby. Byłam w zbyt wielkim szoku. - Zaraz przyjedzie policja. Pokarz się. - mężczyzna pomógł oprzeć mi się o ścinę. Byłam całą zasmarkana, a włosy przykleiły mi się do twarzy. Musiałam wyglądać jak kupa nieszczęścia. Poczułam czyjeś dłonie na policzkach - O Jezu! - szepnął chłopak. Więc musiał mnie dość mocno pobić. - Alex, już wszystko dobrze.
Trzęsłam się jak małą przerażona dziewczynka. Nie wiedziałam kto do mnie mówi i skąd mnie zna. Nie potrafiłam go zidentyfikować.
 - Czy... czy.... czy on mniee... - zachlipałam.
 - Ciii...- uciszył mnie. Dopiero teraz poczułam zapach tytoniu. I poznałam w moim wybawcy Zayna.
Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać. Ściskałam go jak najmocniej umiałam i ryczałam. Tylko tyle mogłam zrobić. W końcu uspokoiłam się na tyle, że mogłam mówić.
 - Malik... - pociągnęłam nosem - powiedz mi prawdę... - zdusiłam łkanie - czy on zdążył mnie....
 - Nie! - przerwał mi i zaczął gładzić po włosach - nie myśl teraz o tym. Musze cie stąd zabrać.
Wstał  i zaczął ściągać z siebie bluzę. Przykrył mnie nią i wziął na ręce jakbym była piórkiem. Widać ostatnio chodził na siłkę. Jęknęłam z bólu.
 - Przepraszam. - mruknął.
Objęłam jego szyję i oparłam czoło o jego tors. Chciałam tak schować moją twarz przed światem. Nie chciałam aby ktokolwiek widział mnie płaczącą. To było moje zboczenie, ale tak jest i już.
Usłyszałam jakieś głosy i jakieś inne ręce mnie przejęły. Ktoś podał mi jakieś świństwo do żył i ścięło mnie.
         Obudziłam się w szpitalu. Leżałam na łóżku, a do mojego ciała były przyczepione niezliczone rurki. Byłam cała odrętwiała, a szyją w ogóle nie umiałam ruszać. Przez chwilę byłam otumaniona przez działanie głupiego Jasia, ale po chwili zaczęłam ogarniać sytuację. Przypomniałam sobie wszystko co się wczoraj zdarzyło. Po chwili przyszła pielęgniarka. Daje głowę, że już ja widziałam. Była młodziutka, a jej włosy były koloru orzecha.
 - O, obudziłaś się już. - powiedziała wstrzykując mi coś do kroplówki.
Popatrzyłam na nią tępym spojrzeniem.
 - Jak długo spałam? - wychrypiałam.
 - Niecałe osiem godzin. Jest dziewiąta rano. - posłała mi pogodny uśmiech. - masz dużo szczęścia. - usiadła mi na łóżko jakby nigdy nic - nie zdążył cie zgwałcić. Masz kilka ran powierzchownych i brzydkie rozcięcie na lewym obojczyku, tuż pod szyją. Musisz podziękować swojemu chłopakowi. - westchnęła - czuwał przy tobie tak długo, aż twój ojciec go nie wywalił do łózka. - przerwała zastanawiając się -  zapomniałam się przedstawić. Jestem Mathilde. - podała mi rękę.
Z trudem ujęłam ją:
 - Alex.
 - Wiem. - zaśmiała się - dziś cię wypisujemy więc masz jeszcze parę godzinek spokoju...
Coś zaczęło piszczeć i pielęgniarka spojrzała na małe urządzenie przyczepione do paska.
 - Ja muszę lecieć, a ty wracaj do zdrowia. - puściła mi oczko i wyszła zostawiając mnie z myślami.
Zayn czuwał nade mną całą noc... Był moim wybawcą... a ja go tak okrutnie traktowałam. Napływ myśli naleciał mi do mózgownicy i zaczęłam rozmyślać o moim karygodnym zachowaniu, o związku z Zaynem itp. W końcu uznałam, że Malik robi sobie złudną nadzieję. Ja nie byłam zdolna do uczucia, a ten chłopak nie zasługiwał na mnie.
Sięgnęłam do mojej szyi gdzie aktualnie znajdował się szeroki opatrunek, a nie było śladu po moim ukochanym gotyckim krzyżyku. Spojrzałam na szafkę nocną i tam go zauważyłam. Sięgnęłam po niego i już wiedziałam co mam z nim zrobić.
Posłałam po pielęgniarkę i poprosiłam o wypis ze szpitala, ta zaprotestowała, gdyż nie byłam pełnoletnia i w tej chwili wszedł mój ojciec, który z troską mnie przytulił.
 - Alex! Ostatni raz idziesz na jakiekolwiek urodziny! - zaczął podnosić głos - co ci strzeliło do głowy aby chodzić sama po ty zaułku? Dobrze, że był tam Zayn!
 - Tato. - próbowałam go uspokoić.
 - Boże! - wpadł w histerie - Jak pomyśle co mógł ci zrobić tymi swoimi brudnymi łapskami...
 - Tato. - znów spróbowałam, ale na próżno. 
 - Masz dożywotni szlaban na wychodzenie z pokoju! - wydarł się - Koniec z imprezami, piciem, paleniem i bóg wie co ty tam jeszcze robisz! Siedzisz w domu albo w garażu, a ze szkoły będziesz zawożona przeze mnie, albo przez wujka! Jeszcze by tego brakowało...
 - Tato! - wydarłam się. Ten spojrzał na mnie - zamknij się w końcu. - warknęłam. 
Ten przekrzywił głowę.
 - Widzę, że z tobą już lepiej. - osunął się na fotel zmęczony swoim wybuchem. 
 - Tato. - dotknęłam jego dłoni. - chce jechać do domu. Podpisz mi papiery z wypisem. - poprosiłam. 
Spojrzał na mnie uważnie - i tak mają mnie dziś wypisać. Co za różnica czy dziś czy o 12. - wzruszyłam ramionami.
          Po długiej dyskusji z lekarzem w końcu papiery zostały podpisane i zaczęłam się zbierać do wyjazdu. Rodzina przyniosła mi trochę ciuchów, w które się ubrałam. Była to szara bluza z kapturem, ciemne spodnie i arafatka, która zakrywała mi opuchniętą twarz, rozerwaną wargę i opatrunek na szyi. Te zadrapania to były nic, w porównaniu ze złamanym żebrem, stłuczonymi lędźwiami i przetrąconą łopatką. Ale i tak najbardziej mnie martwił mój stan psychiczny. Tego nie wyleczę. Wyszliśmy ze szpitala gdzie czekała na nas garstka hien. Na całe szczęście Ben przyszedł na odsiecz i paparazzi odczepili się od nas. 
A w domu zakomunikowałam, że chce tempem ekspresowym dostać się do Polski.  
           Oderwałam się od głowy konia i pogłaskałam go po chrapach. Biały ogier stał cierpliwie czekając na moją reakcje co dziś będziemy robić. Pocałowałam go i oparłam się o drzwi z boksu. Już od 9 miesięcy siedziałam w Polsce. Musiałam odpocząć psychicznie od wszystkiego. Alan mówi, że się zmieniłam i bardziej przypominam siebie przed śmiercią mamy. Ja osobiście uważam, że zachowuje się jak niedoszła samobójczyni, ale to nic. Brakuje mi rozrywek w domu dziadków i dlatego połowę dnia spędzam ze swoim bratem w stajni dziadka, jeżdżąc na moim własnym koniu. Nie był jakiś super zajebisty, wręcz przeciwnie. Był wysokim siwym ogierem, który jak do nas przyjechał, był samą skórą i kośćmi. Od razu się w nim zakochałam. Był inny od wszystkich. Miał o wiele za długie nogi, a jego korpus wyglądał na kwadratowy. Trochę przypominał mi jamnika. Co prawda w paszporcie jego imię brzmiało Irek, ale przechrzciłam go na Gandalf. Bardziej do niego pasowało. Taki mój kochany boroczek.
 - No to co? - założyłam ręce na bokach - Jak spędzimy swoje ostatnie popołudnie? - poklepałam go po szyi, a ten trącił mnie nosem w ramie. - jedziemy w teren- zadecydowałam.
Poszłam do siodlarni po ogłowie i wróciłam do mojego wierzchowca. Założyłam mu wędzidło i zapięłam paski ogłowia. Gdy on był gotowy postanowiłam się przygotować. Związałam w kucyk moje włosy, które postanowiłam ściąć. Ledwie sięgały mi do ramienia, gdyż uznałam, że nowy wygląd dobrze mi zrobi. Zapięłam jeszcze do porządku buty i wyprowadziłam go ze stajni, a tam powitało nas palące słońce czerwca. Odetchnęłam kilka razy, czując w nozdrzach zapach świeżo skoszonej trawy i koni. Wskoczyłam na grzbiet konia i spięłam go łydkami aby ruszył polną drogą w stronę jeziora. Jechałam sobie na oklep. Siodła rzadko używałam... jedynie gdy chciałam skakać. Nie wiem dlaczego. Tak było wygodniej i dla mnie, i dla konia.  
         W końcu przeszliśmy kolejno do kłusa, a później do galopu. Cieszyłam się tą jazdą. Ostatnią na długi, długi czas. Dziś wracam do Anglii. Do mojej rodziny i przyjaciół... i do mojej przeszłości. Mój psycholog mówił, że mam przestać myśleć o przeszłości, ale to było niemożliwe. Wspomnienia ciągle do mnie wracały i nie chciały mnie opuścić. W snach widzę tego pedofila, który próbował mnie zgwałcić i budzę się zlana potem. Moja psychika jest bardzo pogwałcona i nic jej nie naprawi.
         W Anglii byłam tylko dwa razy. Pierwszy na rozprawie, gdzie ten sukinsyn dostał 10 lat z przedłużeniem do 13***. A drugi raz na moich urodzinach. Nie spotkałam na nich Livii, gdyż była w trasie razem z całym One Direction. Co prawda tylko z nią korespondowałam... no i może trochę z Miki, ale i tak chłopaki wtrącali swoje trzy grosze. Martwiłam się o Zayna, gdyż po wyjściu ze szpitala wysłałam do niego list, w którym napisałam, że kategorycznie z nim zrywam, bo nie jestem do niego dobrą partią i wyperswadowałam mu robienie sobie nadziei. Do listu przyczepiłam też mój gotycki krzyżyk. Nie wiem po co mu go wysłałam. To był jakiś dziwny impuls. Ale dostał i tyle. Widziałam na zdjęciach jak mu wystaje spod koszulki. Ciągle go nosił i raczej się z nim nie rozstawał. Przy opowieściach Livii byłam na bieżąco np. Ona zaczęła myśleć co z nią i z Harrym, czy razem im wyjdzie i bardzo ciekawej rzeczy, że Zayn znalazł dziewczynę! A była nią wokalistka Little Mix, Perri. Nic o niej nie wiedziałam, ale co mnie to. Ważne, że są ze sobą szczęśliwi i kropka.
Gandzia zwolnił krok i w końcu zatrzymał się.
Spojrzałam na pejzaż malujący się przed moimi oczami:
Hektary pastwisk na których pasły się konie, lasy zamieszkałe przez różne stworzonka leśne i jezioro w którym łatwo można się ochłodzić. Próbowałam jak najdokładniej zapamiętać cały obraz aby towarzyszył mi w Anglii.
 - Gandziula - szepnęłam do konia, który zastrzygł uszami - wracamy do domu.
Spięłam go ponownie , a on poniósł mnie na grzbiecie.


           Szłam spokojnym krokiem w stronę clubu. Za kółkiem nie byłam wieki i jak najszybciej chciałam usłyszeć warkot silnika. Oczywiście tatuś nie pozwolił mi samej jechać więc wybrałam spacer, a  że w Londynie pogoda postanowiła mnie wesoło powitać, mogłam cieszyć się promieniami słońca. Miałam na sobie czarne rurki, tego samego koloru szpilki, szarą bluzkę i marynarkę, a do tego na szyi powiewała mi biała chusta. Z ciemnej torebki wystawały mi białe słuchawki, w których leciała druga płyta Slipknot'a. Szłam przez park uśmiechając się lekko na myśl, że znów zasiądę za kółkiem. Sama byłam na siebie wściekła, gdyż nie pojechałam na najważniejsze turne... Ale mam zamiar wszystko nadrobić.
Jakiś ruch poruszył moje zmysły i odwróciłam się w tamtą stronę. Wprost na mnie biegł potężny czarny pies. Już chciałam się odsunąć, ale ten zaszczekał radośnie i zaczął biegać wokół moich nóg. Zmarszczyłam brwi.
 - Crazy? - zamrugałam zdziwiona. Przecież pamiętam ją jaką mała suczkę, która ledwie sięgała mi do kolana! A teraz stoi obok mnie czarno-brązowo-biały lew! Poznałam ją po śmiesznej skarpetce na przedniej łapce. Ale nie mogłam w to uwierzyć. Zaczęłam ją głaskać i tarmosić. Ta skakała wokół mnie jak ping pong i domagała się jeszcze. W końcu weszła mi pod nogi i przewróciła mnie. - Osz ty! - zaczęłam drapać ją po brzuszku, a ta radośnie merdała ogonem.
Boże! Jaką mi uciechę sprawiła!
W końcu stanęłam na nogi i wzięłam jej smycz, która ciągnęła się za nią. Chodziła na kolczatce, ale się nie dziwie. Takie psisko! No, no!  Malik się postarał aby wyrosła na takiego lwa.
 - Siad! - powiedziałam stanowczo, a suczka zrobiła to co kazałam merdając ogonem. Pogłaskałam ją po tym mądrym łbie. - grzeczna dziewczynka!
 - Przepraszam panią! - usłyszałam zdyszany głos - Nie wiem co się jej pozdało! Nagle coś poczuła i poleciała! - przeciągnął ostatnią sylabę.
Zacmokałam:
 - Może poczuła zapach twoich pet i uciekła? - ni ma lekko.
Odwróciłam się do niego, szeroko się szczerząc.
A on wybałuszył na mnie oczy:
 - Alex? - spytał zaskoczony.
Zauważyłam srebrny krzyżyk, zwisający mu z rzemienia na szyi.
Przewróciłam oczami:
 - Nie, święta krowa.



Pufff... mam tyle. Jest w niej wszystko naraz zagmatwane, jak w jakimś galimatiasie. Ale w końcu jest... ferie mi sie kończą, a ja nie mam nic do szkoły O. o biorę sie za zeszyty bo bd kiepsko. xD
Bujka.       

*** Nie znam się na prawie, a takie lata pasują mi do fabuły:P 

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 48

 - Alex długo jeszcze?! - wydarł się Alan.
         Szybko podeszłam do kolejnej szafki i przetrząsnęłam ją z góry na dół. Nigdzie nie było moich czarnych szortów! Już biede miałam znaleźć moje czarne rajtki! A co dopiero czarne spodenki! A to wszystko przez genialny pomysł mojego kochanego tatuśka, który uznał, że zamówi ekipę sprzątającą... Dorwali się do mojego pokoju. Jedynym plusem było to, że już tumany kurzu nie latają mi po pokoju.... a i przypomniałam sobie jak moje podłoga wygląda. W ogóle okazało się, że ja nie miałam w pokoju dywanu, a byłam święcie przekonana, że mam ciemny dywan. No cóż... miła niespodzianka.
Miałam tu za czysto! I nie umiałam nic znaleźć!
W końcu uznałam, że to wale i poszłam do szafy poszukać czegoś innego. Otworzyłam ją. Znów porządek! Jęknęłam. Zaczęłam przeglądać wieszaki... i co? Spodnie się znalazły! Kto normalny powiesza spodnie? BOŻE!
W tempie expres ubrałam się.
Podeszłam do lustra aby ocenić strój.
Biała bluzeczka z krótkim rękawem, czarne spodenki i tenisówki. Chciałam ubrać szpilki, ale z kostką w stelażu by to śmiesznie wyglądało, a do glanów się nie zmieściłam. Do stroju miałam dobrane biało-czarne dodatki, torebkę i marynarkę. Zrobiłam sobie lekki makijaż z czarnymi kreseczkami na powiekach. Włosy rozmierzwiłam.
Prezentowałam się nie nagannie.
Porwałam jeszcze portfel i najszybciej jak umiałam zeszłam na dół.
 - Dłużej nie szło? - warknął w moją stronę Al.
Był ubrany w czarne rurki, biały T-shirt, a włosy roztrzepał.
Czasem przerażało mnie to, że jesteśmy bliźniakami. Często myślałam, że mamy połączone mózgi. 
Wywróciłam oczami:
 -  Jakby KTOŚ nie posprzątał mi w pokoju - spojrzałam wymownie na ojca, który stał obok mego brata - to z pewnościom byłabym na czas.
Tata posłał mi triumfalny uśmiech.
 - Głupek - mruknęłam.
 - Dobra, dobra przestań sie już boczyć. - mężczyzna uszczypnął mnie w policzek. Udałam, ze próbuje go ugryźć... czyli normalne zachowanie ojciec-córka. - jedziemy.
Machnął mi kluczykami przed nosem.
Odkąd dowiedział się, że na dobre półtorej tygodnia jestem wyautowania z jazdy samochodem to robił mi nazłość. A najgorsze jest to, że pod koniec listopada mam jechać na rajd do Hiszpanii i z moich przygotowań nici.
   

***

 Po 20 minutach bicia sie z Alanem w końcu dojechaliśmy do celu.
         Co prawda byliśmy 2h przed czasem, aby pomóc w przygotowaniach, ale i tak przed klubem zgromadziło się pełno fanek One direction. Tata musiał jeszcze raz objeżdżać club i wysiedliśmy z drugiej strony. Alana obładowałam naszymi prezentami do solenizantów i weszliśmy drzwiami ewakuacyjnymi.
         Nie mogłam w to uwierzyć w clubie panowała cisza... nie licząc wrzasków cioci Małgosi odnośnie dekoracji sali, ale tak było cicho. Nie mogłam uwierzyć, że za niecałą godzinę mury zaczną się trząść od pracy subwooferów. 
         Weszłam do wielkiej sali, która ma pomieścić ponad 200osób... zapewne zwalą się nieproszeni goście czyli liczmy dodatkowe 50 osób + osoby towarzyszące 100, (zapewne moje obliczenia są mylne), więc liczmy, że połowa imprezy przeniesie się do innych pomieszczeń, po dwóch godzinach alkohol wyeliminuje większość gości ( byle bym ja nie wylądowała tuląc kibel), więc zostanie jakieś 100 osób zdolnych do tańca... No całkiem niezły wynik.
Jednym słowem będzie duża banda. 
Już sie boje jak bd wyglądała moja 18-stka. Moi goście + goście od Alana = lepiej nie liczyć.
 - No gdzie z tym tortem?! - wydarła się ciocia. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie było widać mamy Livi. Odkąd pamiętam, zawsze było ją słychac ale nigdy widać. - Śmietana zaraz z niego spłynie! Do kuchni z nim!
Łoho! Ciocia w swoim żywiole.
 - Cześć wam.
Słysząc głos tego małego diabła aż podskoczyłam.
 - Miki?! - wrzasnęłam spanikowana. Jakby Alan nie niósł prezentów pewnie wskoczyłabym na niego.
Brunetka wyłoniła sie z cienia przed nami.
Włosy spięła w koński kok, a kilka kosmyków spadało jej niedbale na twarz. Miała na sobie srebrną, cekinową bluzeczkę, a do tego ciemne czarne rurki i czarne szpilki ( szpileczki! Dlaczego mnie tak los zranił?! ), a do tego wszystkiego dobrała srebrne dodatki. Jej delikatny makijaż podkreślał jej kości policzkowe. Jednogłośnie wyglądała poprostu ślicznie.
 -Nie, Elvis.
 - Hejoo! - przywitał ją Alan.
Ta obdarzyła go słodkim uśmiechem. Potem przeniosła wzrok na mnie.
 - Widzę, że znalazłaś nowego Murzyna. - wyszczerzyła sie w moją stronę.
 - Dzięki - mruknął bliźniak.
Przeszliśmy przez salę i podeszliśmy do baru. Za ladą stało 3 barmanów i 2 barmanki, którzy polerowali szkło.
 - Cześć - przywitałam się - gdzie można znaleźć Panią King?
 - Alex! - usłyszałam głos za mną. JEZU! czy dziś wszyscy chcą mnie zaprowadzić do trumny? - Alan! 
 - Dobry. - przywitała sie Miki. 
Ciocia spojrzała w jej stronę. 
 - Cześć Lilith. - przywitała się. 
Myślałam, że Miki zaraz wybuchnie. Nienawidziła swojego imienia i to bardzo. 
 - Ciociu! - Alan próbował ratować sytuację - gdzie możemy dać prezenty? 
Zostaliśmy odesłani do mamy Horana. Jak będziemy tak cały wieczór chodzić to zwariuje.  
To Mike pierwsza zauważyła kobietę.    
 - Pani Maura! - zawołała.
Niziutka kobieta o blond włosach odwróciła się. Była zajęta rozmową z jakimś facetem z ochrony. Widząc nas przerwała i podeszła do nas. 
 - Ja jestem Miki, to Alex - dziewczyna zaczęła nas przedstawiać - A to Alan. Przyjaźnimy się z pani synem. 
 - Och! Jak miło! 
Przytuliła każdego z osobna. 
 - Mamy takie pytanko. - zaczęłam - gdzie możemy dać prezenty?
 - Ach! Prezenty!  - powiedziała uradowana. - w tamtym kącie jest stół, dajcie to wszystko tam. 
Nam nie trzeba było dwa razy powtarzać. 

***

 - IDĄ! - usłyszałam przejęty głos mamy Horana.
Wszyscy zajęli swoje miejsca,  a mówiąc wszyscy mówię o gościach, którzy przyszli prędzej gdyż takie były plany, na niespodziankę. Tak wiem stare ale jare. Pochowali sie pod stołami, za dekoracjami, a ja skryłam się za laptopem z którego bedę puszczała prezent dla solenizantów.
           Na ten pomysł wpadłam w szpitalu jak opatrywano mi nogę. W tedy przypomniałam sobie jak Liv trafiła na ostry dyżur gdy jej tata uczył ją jazdy na rowerze. Niestety jej ojciec do super nauczyciela nie należy, gdyż puścił ją, a ona wpadła do rowu odzierając sobie łokcie, kolana i brodę, a na jej nieszczęście wpadła na szkło i cały lewy bok sobie poharatała. I właśnie te wspomnienie przyczyniło się na pomysł prezentu dla Livi... a żeby Niallowi nie było przykro to zrobiłam też coś o nim.
 - Ciii! - uciszyła wszystkie odgłosy ciocia Małgosia.
W korytarzu było słychać odgłosy butów.
 - Niewygodnie mi w tej pozycji. - jęknął Harry.
 - Jezus, Maria! - podskoczyłam. Nie wiem co mi dzisiaj było strasznie strachliwa sie zrobiłam, po incydencie z torebką. - Harry ja cie kiedyś uduszę!
Chłopak poprawił swoją dziwną pozycję.
 - Ale co ja zrobiłem? - spojrzał na mnie zdezorientowany.  
 - Ma okres. - odpowiedział mu Zayn.
Spojrzałam na niego gniewnie.
Szturchnęłam go w czoło, a ten zachwiał się i upadł na ziemie. Parsknęłam śmiechem.
Harold tez sie zaśmiał i oberwał po głowie.
 - Dlaczego ja zawsze obrywam?! - pożalił się. - to nie fer! Ty też się śmiałaś! - zarzucił mi.
Spojrzałam na niego z ukosa.
 - Ja to zrobiłam subtelnie.
 - Subtelnie jak traktor. - do gryz mi Zayn.
Jeden ciula, dwa ciule... trzy ciule...
 - Ty se...
Nie zdążyłam mu zagrozić.
Wszyscy zaczęli wrzeszczeć NIESPODZIANKA, a ja z tymi kretynami robiliśmy za echo.
Miny urodzinowych były bezcenne.
           Na pierwszy ogień z życzeniami poleciały matki, których rozpierała duma. Zachowywały się jakby Livia z Niallem mieli wziąć ślub. Jezu! To przecież szesnastka i osiemnastaka... dobra pomińmy to.
Potem reszta ludzi ustawili się w kolejce z życzeniami. A ja siedziałam z chłopakami rozwaleni przy konsoli, popijając martini. Trochę zajęło nim wszyscy poskładali sobie życzenia.
W końcu przyszedł czas na nas. Chłopaki poszli pierwsi dając mi czas na włączenie filmu, kóry wyświetlił się na głównej ścianie.
To był mój prezent. Wspomnienie z całych szesnastu lat przyjaźni. Wyświetlałam zdjęcia jak byłyśmy małe, a do tego dawałam różne śmieszne dopiski. Umieściłam tam występy Nialla w x-factorze, troche zdjęć z jego TT i prywatnego kompa. To Mike z hakowała jego laptop i mam naprawdę świetne fotki.
Po zakończeniu projekcji Livia rozkleiła się, a zaraz po niej ja.
 - Wszystkiego najlepszego Rudzielcu! - powiedziałam przytulając ją do siebie.
 - Idiotko! Przez ciebie się rozmaże! - wyżaliła się.
Odsunęłam ją od siebie.
 - I to niby ja ciągle marudzę?
Zaśmiała sie i znów mnie przytuliła.
 - Kobiece sentymenty. - westchnął Harry.
Później słyszałam tylko jego jęk.
 - Ups. - powiedziała psotnie Liv - No loczek! Gdzie ty kładziesz stopy? Później na nie wchodzę!
Uwielbiałam ta dziewczynę! Ja ją kocham.
 - A mnie to kto przytuli? - spytał urażony Niall.
Otarłam łzy.
 - No już dobre... - przytuliłam go - dziś dzień dobroci dla zwierząt.
Po tych wszystkich formalnościach zaczęła się zabawa!
Liva porwała mnie do tańca. Przetańczyłyśmy dobre dwie godziny, a w tym czasie chyba z 50 razy zmieniłam partnerów. Byłam już lekko wstawiona, więc nie wiedziałam co robię.
Pamiętam konsole, na której grałam w raz z Zaynem i robiłam wszystko alby wygrać. Dwa razy mnie ugryzł gdyż zasłaniałam mu widoczność dłonią.
Jak ja go ugryzę w pewne miejsce to pożałuje!           
Ale i tak najbardziej rozbawiła mnie osoba Louisa. Biedak był skazany na siedzenie obok Eleanor, która nie pozwoliła mu się ruszać. Nie dziwie się jej. Jakby mój chłopak nabawił się wstrząsu mózgu, to też bym go nie odstępowała na krok.
 - Mam zakaz picia, tańca, poruszania się... - żalił się mi przy baże gdy El poszła się bawić. - zakazała mi nawet dobrej zabawy!
 - I oddychania. - jego dziewczyna podeszła do niego od tyłu. Chłopak momentalnie zbladł.
 - Idę do łazienki. - szybko wstał i oddalił się.
A ja zaczęłam się śmiać jak psychiczna.
 - JA go kiedyś uduszę. - jęknęła i osunęła się na poprzednie miejsce Louisa - Czy jestem aż tak straszna?
Robiłam wszystko aby nie roześmiać się jej w twarz. Wyglądała tak słodko. Taki borok, ale dziewczyna na prawdę była sympatyczna.
 - Musze odpowiadać? - spytałam z powagą.
Dziewczyna tylko na mnie spojrzała i już wiedziałam, że mam się ulotnić.
Za szybko wstałam i zakręciło mi się w głowie.
 - Za dużo alkoholu... - jęknęłam. - muszę się przewietrzyć.
Zakomunikowałam i zaczęłam przedzierać się przez ten las spoconych ludzi. Poczułam, że coraz bardziej się zataczam i nie umiem utrzymać się na nogach. Stanęłam na chwile przed drzwiami, aby złapać grawitacje.
Powiew świeżego powietrza podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody, którym od czasu do czasu oblewał mnie ojciec gdy za długo leżałam w łóżku.
Postanowiłam przejść się główną uliczką.
Trzymałam się blisko muru gdyż tylko one dawały mi oparcie. Nie czułam się pewnie na nogach. Coraz słabiej słyszałam odgłos muzyki dochodzącej z clubu.
Nagle mur się zgubił i musiałam iść o własnych siłach.
         Poczułam ostre szarpnięcie z tyłu i upadłam do zaułka. Już chciałam nawrzeszczeć na osobę, która to zrobiła, ale poczułam ból, gdy ktoś szarpnął za moje włosy. Uczepiłam sie paznokciami w skórę napastnika. Co prawda działałam z opóźnieniem gdyż alkohol nie dawał mi myśleć ale wiedziałam, że zaraz stanie się coś złego.
Jednym szarpnięciem zostałam postawiona na nogi. Coś zimnego zostało mi przystawione do szyi. Spojrzałam w twarz napastnika i zbladłam.
 - Pamiętasz mnie?



Co tu dużo mówić? Zostawiam to waszej ocenie:P

Ps. Z góry przepraszam za błędy ;P
Bujka:*