niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 44

         W dość szybkim tępię z Livią dostałyśmy się do mojego domu. Ruda zajęła łazienkę, a ja spakowałam rzeczy od suni, którą z Zaynem znaleźliśmy w worku na śmiecie. Z Malikiem podzieliliśmy się obowiązkami, on kupił jej wszystkie akcesoria, a żarcie i kosz do spania. Dziś miał się nią zająć Zayn, więc musiałam ją całą spakować i mu ja zawieść.
Chłopak zaangażował się w opiekę nad pieskiem i zasięgnął rady eksperta co do jej rasy. Okazała sie Berneńskim psem Pasterskim. Podobno kiedyś moja mama takiego miała. Mieszkał w stajni z końmi, a wokół niej kręciły się wszystkie psy od sąsiadów.
         Maluszka nazwaliśmy Crazy. Imię idealnie do niej pasowało. Jest niezłym rozrabiakom. Ja myślałam, że do tej pory miałam bajzel w pokoju... Po zamknięciu ją w moim królestwie... noo... dużo z niego nie zostało. Szafa całkiem opustoszała, wszystkie moje płyty leżały rozwalone na podłodze, gitara jakimś dziwnym trafem straciła wszystkie struny... Nie byłam zbyt zadowolona wchodząc do pokoju. Tak więc szczeniak przybrał imię Crazy.
 - Wolne! - Liv wyszła z łazienki ubrana w ręcznik. Po jej włosach ściekała woda.
 - W końcu!! - wstałam z podłogi i rzuciłam się do łazienki.
Po pół godzinie byłam odświeżona i umalowana.
Wyszłam z łazienki w samej bieliźnie.
Pierwsze co zrobiłam to wskoczyłam na łóżko, gdyż Kotka Emily z sykiem przeleciała mi pod nogami, a zaraz za nią szczekająca Crazy.
 - Boże jaki zwierzyniec! - wzniosłam oczy do nieba. - Crazy daj popalić tej kupie sierści! - zaczełam kibicować suczce. I tak ten kocur mnie nie lubił, a mi nie zrobi różnicy jak wyjdzie bez ucha albo bez ogona.
Livia ślęczała przed lustrem również w samej bieliźnie  i malowała się.
 - Puszek! - Usłyszałam piskliwy głos Emily.
Cos małego i lukatego wleciało do mojego pokoju.
 - Puka się. - warknęłam.
Dziewczynka wzięłam kota z szafy. Odwróciła sie do nas. Przekrzywiła głowę.
 - Ale wy jesteście grube. - spojrzała na mnie i zaczęła wskazywać palcem - tam ci się wylewa, tu masz za dużo, tam celuid. I jak ty mozesz chodzić z Zaynem? - wzniosła oczy do nieba i wyszła z mojego pokoju trzaskając drzwiami.
Spojrzałyśmy na siebie.
Podeszłam do Livi, która stała przed lustrem, które zasłaniało pół mojej ściany. Obie stanęłyśmy przed nim i zaczęłyśmy oglądać swoje tyłki. 
 - Jaka ja gruba jestem. - spanikowała Liv.
Spojrzałam na tego patyka. Nie dość, że jest wysoka to chuda, a ja takie małe coś, wyglądam przy niej jak dziecko. Oczywiście miałam swoje walory, które Livi brakowało ale jednak, byłam od niej szersza.
Spojrzałam na nią jak na debila:
 - Jak ty jesteś gruba, to ja przy tobie jestem zapaśnik sumo!

 

 - Witam wszystkich! - wchodząc przez drzwi przywitałam się uradowana. Byłam tu po raz pierwszy odkąd wykręciłam wszystkim numery... a raczej zemstę.
Wypuściłam pieska z objęć, który od razu pobiegł do kuchni. Zabije Zayna, że ją rozpieszcza. Za niedługo to bd jedna wielka kupa sierści, która bd leżeć i zdychać.  
Usłyszałam kilka głosów entuzjazmu i biegnącego Nialla po schodach.
 - Misiu! Nie uciekaj mi!! Mam dla ciebie CIASTO!! - wydarłam się i zaczęłąm za nim biec jak pogłupawa.
Tak tak jestem wredna. 
 - Nic od ciebie nie chce! - odkrzyknął spanikowany. 
 - Ale Nialluś! No czekoladowe! - próbowałam go zachęcić, ale usłyszałam trzaśniecie drzwiami.
Zaśmiałam sie jak wariatka i poszłam do salonu pękając ze śmiechu.
 - Cześć wszystkim! - przywitałam się i wcisłąm się na kanape pomiędzy Louim, a Liamem. - jak tam dzień mija?
Nie uszło mojej uwadze, że obaj pseudo mężczyźni oddalili się ode mnie.
 - Jakoś leci... - odparł Li.
Uśmiechnęłam się.
 - No tak Liamku... ta fryzura ci nie pasuje. - po głodziłam jego prawie łysą czachę.   
Gwałtownie wyrwał mi się obrażany i wyszedł.
Louis parsknął śmiechem.
 - Wiesz, że Danielle go prawie zabiła? A cb to już w ogóle.
Wzruszyłam ramionami.
 - Jakbyście nas nie zamknęli w jakimś ciulatym domku to by nie było żadnych skutków ubocznych tego czynu. - zamrugałam uwodzicielsko rzęsami.
Ten wywrócił oczami.
 - Na mnie to nie działa. Idź to Zayna.
Zaczęłam się lachać.
 - A tak właściwie to gdzie się schował mój luby? - zapytałam rozejrzawszy się po pokoju.
Nie widziałam nigdzie tego idioty, któremu jeszcze mózg się przed głupotą broni, ale widać już pierwsze oznaki kretynizmu po nieudanej blond pasemce.
 - Poszedł zapalić na ganek. - odpowiedział Harrry, który oberwał z poduszki od Louisa.
 - Dobry z ciebie kumpel - mruknął tamten  - miałeś jej nic nie mówić!
Chłopak wstał od stolika przy którym siedział z Livią.
 - Wybacz! Ale ja się jej boje! - wskazał oskarżycielsko na mnie.
Louis zrobił Face plam.
 - Co za ciućmo...
Zostawiła kłócących się małżonków z Livią ( może niczego nie rozwalą ) i udała się w poszukiwania mojego lubego!
Próbowałam skradać się ja kot, ale już po moim pierwszym ruchu z parapetu spadła doniczka z kwiatkiem i zniszczyła cały efekt. Chłopak odwrócił sie w moją stronę. Jego oczy rozszerzyły się i prawie połknął szluge wciągając.
Zaczął kaszleć i zrobił się zielony.
Zaczełam klepać go po plecach, a przy okazji mówiłam jakim to on debilem i idiotom nie jest.
Zrzucił oplutą szluge na ziemie i przydeptał ją ze złości.
 - Mówiłam że szkodliwe.
Spojrzał na mnie nienawistnym wzrokiem.
 - Fete połknąłem. - zaczął się tłumaczyć.
Przewróciłam oczami.
 - Sam jesteś sobie winien.  - wzrószyłam ramionami - A czy ja czasem nie dała ci szlaban na szlugi? - zapytałam niewinnie.
Ten zrobił cwany uśmiech:
- Nie przypominam sobie.
Zacmokałam kilka razy.
Wyciągnęłam w jego stronę dłoń:
 - Dawaj je.
Chłopak podwinął dolną wargę w podkówkę. Sięgnął do tylniej kieszeni i wyręczył mi jakiś papier do rąk.
Uniosłam pytająco brwi.
 - To mi nie wygląda na paczkę szlug.
Zaczęłam zniecierpliwiona tupać nogą.
Chłopak klepnął się otwartą dłonią w czoło.
 - No tak! To przecież bilety na Jesienny koncert metalowy w Anglii... - Wyciągnął po nie ręke.
Zrobiłam wielkie oczy. Wypowiedział te słowa, a mi sie żarówa zaświeciła. Przygarnęłam bilety do siebie.
 - Tam ma grać Linkin Park!!!!! - wydarłam sie, a chłopak był zmuszony zasłonić sobie uszy.
Wzrószył ramionami:
 - I kilka innych zespołów... System, Metallica, The Rasmus, My Chemical Romance...
 - Wiem kto tam występuje. - ucięłam groźnie - dałeś mi na to bilety? - zapytałam podejrzliwie.
Pokiwał głowa.
 - A dokładnie bilet i wejściówki dla Vip'a.
Oczy jeszcze bardzie mis ie zaświeciły.
 - A gdzie haczyk? - zmrużyłam oczy.
Wzruszył ramionami.
 - Prezent na urodziny.
Zmarszczyłam czoło.
 - Mam dopiero w Lutym.
 - Więcej nie dostaniesz... - uśmiechnął  się perfidnie.
Posłałam mu całuska.
 - Ale...
 - Kurwa... - zaklęłam... zawsze musi być jakieś pieprzone ale.
 - Ale pójdziesz ze mną. 
Jęknęłam... Czy moje życie musi być aż tak skomplikowane?
 - No... No... - nie umiało mi to przejść przez gardło - no dobra...- uśmiechnął się z satysfakcją. Miałam ochotę strzeć mu tę uśmieszek z twarzy. P ochwili znalazła się okazja. - wszystko pięknie i wg, a teraz dawaj te pieprzone papierosy.
Uniósł brwi zaskoczony.
 - Jeszcze sie taki nie narodził co by tobie dogodził.
Machnęłam lekceważąco rękom.  
 - Taaaa tata powtarza mi to co dzień, przy śniadaniu.



  - Za każde dobrze zrobione zadanie dostaniesz cukierka - Livia zaczęła mu wymachiwać cuksem pudrowym przed twarzą. - zrozumiałeś?
Chłopak patrzył na cuksa anielskim spojrzeniem. Dam głowę, ze ślinka mu pociekła! Pokiwał dwa razy głową i nadal wpatrywał sie w cukierka rozanielonym wzrokiem.
 - To bobrze.
Dziewczyna zaczęła mu coś tłumaczyć z matematyki, a ja wróciłam do lektury. Leżała rozłożona na kanapie i czytałam sobie ostatnią część zwiadowców po polsku. Louis za mną siedziała i zgadywał jakie słowo co oznacza. Trafił w każde imię... po prostu geniusz.
 - Usadów się na siedzeniu, bo cos ci zrobie. - zagroziłam.
Moja cierpliwość była na skraju wyczerpania.
 - Zależy co? - powiedział głębokim głosem.
Spojrzałam na niego z ukosa, po czym wzniosłam oczy ku niebu.
 - Jeden idiota, drugi idiota, trzeci idiota... - zaczełam liczyć na uspokojenie.
 - To  ja koleżance zrobie rozluźniający masaż. - zaproponował.
W sumie? Pomysł nie najgorszy.  
 - Później zdam relacje Eli - uśmiechnęłam się do niego.
 - Ją to dzisiaj czeka. - powiedział chłopak.
Usadowiłam się na ziemi tak, aby on miał do mnie wygodny odstęp.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
 -  Czyli ja królik doświadczalny? - sptałam niby urażona.
 - Dokładnie.
Zaczął mnie masować, a ja wróciłam do lektury.
Jego dłonie rozluźniały każdy mój mięsień. Było to przyjemne uczucie. Poczułam się całkowicie rozluźniona i wg. Cały stres i złość uszły ze mnie. Wraz z oderwaniem jego ciepłych rąk od mojej skóry skończyła się przyjemność.
 - A ty gdzie? - warknęłam niezadowolona.
 - Po oliwkę zaraz przyjdę!
Zniknął za drzwiami.
Wzruszyłam ramionami i wróciłąm do lektury.
Co chwile dochodziły mnie odgłosy podniesionego głosu Livi. Straciła już totalnie cierpliwość i zaczęła się wydzierać na chłopaka, który ciągle nie ogarniał prostych rzeczy... miał takie braki w edukacji, że aż bolało patrzeć... a tym bardziej bolało patrzeć na jego oceny z maty... zupełnie jak z moim hiszpańskim. Też jadę aby przeżyć... A jakby nie Livi, która pisze mi kartkówki i spr to bym leżała.
Poczułam jak chłopak usadawia się na miejscu za mną i znów zaczyna mnie masować.
 - Cos długo cie nie było. - skarciłam go.
 - Sorry Mam bajzel w łazience.
Prychnęłam. 
 - Ta... tłumacz się.
Znów wróciłam do lektury.
Długo se nie poczytałam gdyż Livia zrobiła protest.
 - JA nie mam siły! ALEX! Weź mu to wytłumacz. - spojrzała w naszą stronę i zastygła.
Przekręciłam głowę i spojrzałam na nią.
NA jej twarzy malowało się wiele. Zdziwienie, zaskoczenie, i iskierka rozbawienia.
Spojrzałam za siebie i...
ZWAŁ!
MASOWAŁ MNIE ZAYN, A LUIS STAŁ OBOK NIEGO!
A najlepsze było to że MAlik miał na sobie ciuchy Louiego i na odwrót!
Pierońskie Szwaby! Wrobili mnie!
Wyrwałam sie mu i zaczęłam się wydzierać.
Poczułam jak czerwienie się po twarzy...
 - Chrońcie swoje genitalia! - krzyknęłam i rzuciłam się na nich. 
           Po dwóch sekundach zostałam unieruchomiona. Zayn na mnie siedział i unieruchamiał mi nogi, a Louis próbował unieruchomić mi ręce ale trudno mu było mnie złapać jak na nim leżałam. Miotałam się jak jakiś demon i próbowałam kogoś bardziej uszkodzić. W rezultacie Liam wleciał do salonu i zaczął sie na nas wydzierać, a gdy oblali mnie wodą to się uspokoiłam. Tak wiem mam coś z głową. I tak wiem, że mam załatwione miejsce w psychiatryku. 
Po pół godzinie " izolatki " jak to błyskotliwie Harry nazwał, zostałam wypuszczona, aby pouczyć Styles'a.
Weszłam do salonu i zgromiłam chłopaków spojrzeniem.
Przysiadłam obok Harrego i spojrzałam na podręcznik.
 - Wyłączanie czynnika niewymierności z mianownika? Serio? - pokiwał z powagą głową - jak można tego nie umieć?! 
Chłopak zrobił urażoną minę.
 - Normalnie! Nie jestem tak inteligenty jak ty. - próbował się usprawiedliwić.
No nie mogłam się nie odgryźć.
 - No w to nie wątpię. - westchnęłam - a teraz się skup - przybrałam surowy ton - powiem to raz i tylko raz. Nie mam zamiaru sie powtarzać. - postukałam palcem w podręcznik, a później wzięłam ołówek i zaczęłam mu tłumaczyć - dobra a teraz zrób to...
Dałam mu przykład do zrobienia.
 - A za dobry przykład bd cuks? - zrobił oczka kota ze Szreka.
 - Nie - odparłam twardo - nie bd się w takie pierdy bawić.
Chłopak zrobił smutną minkę.
 - JA się tak nie bawię.
Trzepnęłam go w głowę.
 - To zacznij. - warknęłam - albo coś ucierpi - spojrzałam na jego krocze, na niego i znów na jego krocze.
Chłopak kapnął się o co chodzi i z przerażeniem, wziął się za obliczanie, a ja rozłożyłam się na ziemi i wróciłam do mojego Willa. Po jakiś pięciu? do piętnastu kartek, Harry w końcu dał mi przykład do sprawdzenia.
Cóż... pominąć to, że się wyżył artystycznie na tej kartce i przykład był zły... to nieźle karykaturował.
Trzasnęłam go w ten pusty łeb.
 - Źle. Przyjrzyj się przykładowi jeszcze raz. Kapniesz się co źle zrobiłeś. - pocieszyła go na swój sposób.
Chłopak podwiną wargę i wziął kartkę.
Ja natomiast znów poczytałam kilkanaście kartek im on dał mi przykład do sprawdzenia.
 - Źle. - zamachnęłam się, ale powstrzymałam się widząc jak się zasłania. Zrobiłam jakiś dziwny teatralny gest i wzięłąm ołówek do ręki. - czy to aż tak trudno pojąć?- wzniosłam oczy do nieba.
Po jakiejśc godzinie chłopak miał dość dużego guza na głowie ale kapnął temat. Więc przeszliśmy do nowego. Ja się męczyłam z Loczkiem, a Livia pomagała Liamowi i Zaynowi w hiszpańskim. Myślmy wszystko przerobiły w polskiej szkole więc uchodziłyśmy za geniuszy.
 - Dobra Alex... ja tylko pójdę do łazienki. - Harry zaczął się wykręcać - przyjdę za chwilę.
 - Jak chcesz. - przeciągnęłam się.
Po jakiś 15 minutach wrócił.
Spojrzałam na niego.
 - Harry idioto czy mógłbyś mi powiedzieć co ty masz na sobie?   
Spojrzał na siebie.
 - Bo ja nie chce mieć pokaleczonej mojej pięknej twarzy.
Walnęłam głową o szklany stolik.
 - Gdzie ty kuźwa widzisz piękno? - powiedziałam sarkastycznie.
Harry miał na sobie, tak: Na nogach glany ( nie mam pojęcia z kąt je wziął ), na łydkach ochraniacze piłkarskie, na udach miał ochraniacze do hokeja, na klacie jakąś deske przywiązaną sznurkiem, na rękach znów ochraniacze go hokeja i na głowie wielki kask.
 - Stary coś ty na siebie włożył?! - podszedł do niego Liam i zaczął oglądać jakby był eksponatem w muzeum.
 - Sprawdźmy czy skuteczne. - Zayn pociągnął chłopakowi z pięści w brzuch.
 - To bolało! - krzyknął loczek.
Malik potarł swój zbolały nadgarstek.
 - Głupek. To nie miało prawa cie zaboleć.
Przez cały ich bezsensowny monolog Livia śmiała się jak pogłupawa. Miałam dość tej sieczki.
 - Siadaj. - warknęłam odklejając swoje czoło od stolika.
 - Zapomniałam o ochraniaczu na wrażliwe miejsce!! - wydarł się.
 - To masz pecha! - powiedział Zayn.
Z Liamem wzięli go pod ramię i siłą usadowili go obok mnie.
 - Chłopaki! Ja chce mieć dzieci! - zawodził.    
Cała sytuacja bardzo przypadła mi do gustu. Postanowiłam się troszkę nad niem poznęcać.
 - Wzór na  skrócone mnożenie?
Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem.
 - Nie... Niee... Ni-ee... Nie wiem! - wyjąkał w końcu.
Spojrzałam na jego przyrodzenie, znów na niego, na przyrodzenie... Chłopak krzyknął.
Uwielbiam znęcać się nad ludźmi.


***
WRÓCIŁAM!!! Cieszycie się? 

Chciałabym życzyć wam Zdrowych, wesołych Świąt, Mokrej choinki, karpia z ośćmi, kośćmi... wszystko jedno, gruzu pod choinką i dojścia do domu po sylwestrze xd 

To takie krótkie życzenia ode mnie xd   

A teraz troche smędzenia jak na mnie przystało. 
Nie wyszło z góry przepraszam, to jest bezsensu i wg... przepraszam, ze jestem do bani, ale muszę nabrać pomysłów... co tam że to co teraz napisałam wymyśliłam przed wakacjami ;P Haha 

Wesołych!!
Bujka:**