czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozdział 14

Spojrzałam na na zegar w NOWEJ komórce... 12,15... masakra... jakoś zgramoliłam się z ciepłego łóżeczka... Jeszcze w koszuli nocnej zeszłam do kuchni. Z kuchni dobiegały głosy Luke, taty, cioci Małgosi, Emily i taty. Chciałam jeszcze zmienić zdanie i iść się przebrać, ale Emily wybiegła z kuchni, a za nią Luke. Zderzyliśmy się na korytarzu.
 - Boże dzieci... co wy wyrabiacie? - powiedział tata wybiegając z kuchni.
 - Mnie sie nie pytaj... Ja ledwie na oczy widze... - wykrztusiłam.
Co tam, że byłam w króciutkich spodenkach, które zasłaniały o wiele mniej niż powinny i białek koszuli nocnej... leżałam teraz plackiem na ziemi, przygniatana przez siostrzyczkę i byłego chłopaka... wprost tak sobie wyobrażałam dzisiejszą pobudkę... 
 - O cześć ALEX! - przywitał minie Luke.
 - Złaźcie ze mnie! - wrzasnęłam.
Emily jakoś się wyślizgnęła... a Luke nadal leżał na mnie... Nie dość, że wyglądałam jak siedem nieszcześć to jeszcze były chłopak u którego myślałam że mam szanse leży na mnie.
Gapiliśmy się na siebie jak w transie.
 - Chłopcze... - upomniał go tata.
Luke wstał jak oparzony.
 - Żenada... - mruknęłam w stronę ojca.
Tata podał mi ręke i pomógł wstać.
Nie miałam siły już wracać się do pokoju, więc usiadłam na białym  krześle barowym i położyłam się na stole. Ktoś podsunął mi pod nos kawę. Podskoczyłam na krześle czując ten cuchnący zapach kawy... FUJ! Nie nawidziłam kawy!
 - Weź odemnie te świństwo! - zwróciłam się do ojca, który stał nademną z perfidnym bananem na ryjku. Wiedział bardzo dobrze, że nie znoszę kawy...  
 - To tak na otrzeźwienie - odparł.
 - O ile wiem wczoraj nie piłam... chyba, że dosypałeś mi do picie tabletkę gwałtu... ale mało prawdopodobne... - odgryzłam się - a tak przy okazji cześć ciociu! - posłałam jej buziaka.
Tak, troche nie miałam ochoty na rozmowę o ich związku... nie chciałam zniszczyć sobie humoru... a  ciocie bardzo lubiłam i nie chciałam aby było jej przykro... z moją gadką i niewyparzoną gębą było bardzo prawdopodobne, że w 3 min zdążyłabym kogoś obrazić... ale cóż.. 
 - Cześć kochanie... tak się cieszę, że juz nie gniewacie się na nas z Livia...
 - Nikt nie powiedział, że się nie gniewamy... obie uważamy to za absurdalny pomysł.. ale cóż jak się kochacie... to JA nie bd stała wam na przeszkodzie... chodź nie macie odemnie błogosławieństwa...
Wszyscy, którzy siedzieli w kuchni wlepili we mnie zdziwione spojrzenia.
 - No co? - odparłam - chyba raz na jakiś czas mogę być miła.. i mieć przebłysk inteligencji...
Wszyscy w kuchni ryknęli śmiechem.
 - Dzięki... mili jesteście - odparłam i również zaczęłam się śmiać.

                   O 13,12 zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to Livia i odruchowo odebrałam nie patrząc na wyświetlacz. 
 - Co byś chciała? - warknęłam do słuchawki.
Aktualnie siłowałam się z Sabą... on chciał jechać ze mną do szpitala i wrył się na siedzenie pasażera, obok kierowcy, a ja ani myślałam go ze sobą zabrać. Więc ja go spychałam z siedzenia, a on jak na złość zapierał się mocniej.
 - No nie wiedziałem, że przez noc zmieniłem płeć - odezwał się w słuchawce Harry.
 - A witam wielmożnego pana. - odparłam - mógł byś zadzwonić za 10 min? Bo aktualnie siłuje się z psem... SABA WYNOŚ SIĘ! - krzyknęłam na psa.
Ten tylko na mnie spojrzał. 
  - Nie wydzieraj się do słuchawki! - wrzasnął Hazza
 - Myyhhyy serio zadzwoń później... - odparłam
 - Chciałem ci tylko powiedzieć, abyś przyjechała do nas. Mamy dla ciebie niespodziankę. - słyszałam jak się podnieca.
 - Harry... chcesz abym wam chate rozniosła... a i tak, po za tym jadę po Livie... i  tak bym do was nie przyjechała, więc cześć! - rozłączyłam się
Spojrzałam na Sabę.
 - Ty wielka śmierdząca mordko... i co ja mam z tobą zrobić? - zaczęłam mówić do psa.
Ten tylko na mnie ziewnął. BLE!
 - FUJ! Umyłbyś zęby! - zaczęłam wachlować się dłonią.
Właśnie wpadłam na pomysł.
Wyszłam z samochodu. Przeszłam przez garaż i weszłam do domu. Otworzyłam na oścież drzwi z kuchni.
Wzięłam miskę Doga i nasypałam do niej karmy.
 - SABA! - krzyknęłam na cały dom - MASZ jedzenie!
Po chwili usłyszałam jak biegnie w stronę kuchni.
JA natomiast usunęłam się mu z drogi.
Gdy wparował do kuchni... ambitnie zamknęłam za nim drzwi i w końcu weszłam do srebrnego forda Puma, autka mojego kochanego tatusia... Musiałam dziś nim jechać bo tata ambitnie wziął jeepa...
W końcu wyjechałam na ulicę. Po pół godzinie byłam już w szpitalu i kierowałam się do sali Livi.
Otworzyłam drzwi.
 - Hej kochanie... - tak szkoda że mówiłam do ściany.
W sali nie było Livi. Łóżko było zaścielone.
Nie dobrze że mnie uprzedzili.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na numer Livi.
Po trzecim sygnale w końcu odebrała:
 - Co ja mam cię w kostnicy szukać? - przywitałam ją - gdziesz ty kurna jesteś?
 - Widzę, że wstałaś lewą nogą...
 - Może nie lewą... ale GDZIE TY JESTEŚ?
Aktualnie mijałam jakąś starszą panię, która dziwnie się na mnie spojrzała.
 - Nie mam pojęcia... Harry ci wyjaśni... - coś zaczęło szuszczeć w słuchawce
 - Livia! Livia! Po co mi do szczęścia Harry?
 - Mówiłem ci, że masz do nas przyjechać! - usłyszałam głos Styles'a
 - Harry... coś ty znowu wymyślił? - jęknęłam
 - Ale mówiłem, abyś do nas przyjechała. - zwiesiłam głowę.
 - Dobra... zaraz bd.
Rozłączyłam się. Miałam ochotę rzucić telefonem o chodnik.
Wsiadłam do samochodu... cała wkurzona i jębłam drzwiami.
Po 40 minutach zaparkowałam bezpiecznie na tyłach domu chłopaków, z dala od rozwrzeszczanych fanek.
Wyszłam z samochodu i skierowałam się do drzwi.
Pod nogami leżały od kogoś buty... kopnęłam je torując sobie przejście.
Zadzwoniłam do drzwi.
 - Żadnym fanką nie otwieramy - usłyszałam głos Malika.
 - Nie jestem fanką... i ty dobrze o tym wiesz... przyjechałam bo Harry coś odemnie chce...
 - Mówiłem, żadnym narwanym fanką nie otwieramy. - powtórzył
 - Pieprz się Malik. - odparłam - wpuść mnie! - byłam zmęczona i nie w humorze...
Widziałam go zza szklanych drzwi. Miał na sobie czarną obcisłą bluzkę, która ładnie upinała jego mięśnie, czarne spodnie troche opuszczone i białe szelki. Jadł akurat marsa i nie miał na sobie butów.  Z kieszeni wypadła mu paczka szlug.
 - Zasrany palacz. - odparłam, na co on się uśmiechnął - wpuść mnie.
 - Nie... chce sobie na ciebie popatrzeć - obdarował mnie perfidnym uśmieszkiem.
 - To zrób sobie zdjęcie. - odparłam
 - Nie... serio ładnie wyglądasz. - wskazał na mnie palcem.
Spojrzałam na siebie. Miałam na sobie białą bluzkę i czarne krótkie seksowne ogrodniczki, a do tego czarne szpilki, które idealnie dopełniały stroju.
 - Zrób se zdjęcie i mnie wpuść. - odparłam
 - Nie...
Jęknęłam.
Byłam nie wyspana, zmęczona i w złym humorze.
 - Mam twoje buty. - podniosłam białe Nike i potrząsnęłam nimi.
 - I co z tego? - odparł nie wzruszony - kupie sobie nowe
Znów jęknęłam.
Rozejrzałam się po ich białej willi z basenem.
Na podjeździe stały 4 samochody. Czarny Zayna, czerwony kabriolet Louisa, moja Puma i jeszcze jakieś białe Audi a4 Coupe. Spojrzałam na samochód Zayna. I wpadłam na pomysł.
 - Umiem zapalać na styk. - uśmiechnęłam się do niego cwaniacko.  
Zrobił wielkie oczy.
 - Nie odważysz się!
Spojrzałam na niego wyzywająco.
 - A założymy się?
Obróciłam się do niego dupą... co tam, że bd oglądał moje zaplecze...
Podeszłam do jego czarnego samochodu i chwyciłam za klamkę... o dziwo drzwi były otwarte... boże co za baran...
Usadowiłam się wygodnie na miejscu kierowcy.
Zdjęłam obudowe z deski rozdzielczej i zaczęłam szukać odpowiednich kabelków. Po 2 sekundach je znalazłam. Zrobiłam to co była trzeba. Przytaknęłam je do siebie i usłyszałam dźwięk silnika.
Spojrzałam w stronę szklanych drzwi, gdzie stał zdziwiony Zayn, i rozbawiony Niall z Liam'em.
Włączyłam światła.
W tedy drzwi otworzyły się i wybiegł z nich Zayn. Nawet nie wiedziałam, że można tak szybko biegać... ten chłopak coraz bardziej mnie zadziwia.
Otworzył tylnie drzwi i dosłownie wskoczył do auta.
 - Co ty kurwa robisz? - zapytał.
Puściłam to mimo uszu. I ruszyłam.
Wyjechałam na ulicę.
 - Gdzie my jedziemy? - zapytał chłopak wkładając buty.
 - Musze cię zawieść do krainy debilizmem i kretynizmem płynącą. - odparłam - a tak na serio jedziemy po moją siostrę... miałam ją odebrać od cioci.
 - To poco wzięłaś moje auto? - zapytał wtykając głowe pomiędzy siedzenie.
 - Spytaj swojego debilizmu.
 - Co ty okres masz? - dogryzł
 - Co ty mój kalendarz? - odgryzłam się.
 - W ciąży jesteś.
 - Właśnie miałam zapytać cię o to samo. - odparłam.
 - Jesteś niemożliwa. - wzniósł oczy ku niebu.
 - Bo cie wysadzę - odparłam.
Wciągnął powietrze.
 - Nie odważysz się.
 - Odpaliłam twoje auto na styg a ty mi mówisz, że nie odwarze się zatrzymać i wywalić cię z auta?- spojrzałam na niego zdziwiona i jednocześnie rozbawiona.
 - Dziwniejsze rzeczy się widziało... ale muszę powiedzieć, że jesteś niespotykanym okazem. - dogryzł.
 - Gbur.
 - Narwaniec.
 - Palant.
 - Grzybiara.
 - Mówisz o zawodzie swojej matki? - dogryzłam... no już się nie powstrzymałam - sorry... nie umiem być długo miła. - przegięłam i to na całej linii.
 - I ty to nazywasz bycie miłą?  - fuknął.
 - No, a nie? - odparłam.
Przez całe dwadzieścia minut jazdy, nasza rozmowa właśnie tak przebiegała... gnojeniem i bluzganiem się.    
                         Gdy w końcu dojechaliśmy pod biało - czarną wille, na tarasie czekała już Emily, która ambitnie rozmawiała z ciocią. Pipłam klaksonem dwa razy, a Emily niechętnie pożegnała się z ciocią i podbiegła do samochodu. Otworzyła drzwi i wsiadła.
Nawet nie zauważyła Zayna. 
 - Zabierzesz mnie na lody? - zapytała z tym przesłodkim uśmieszkiem - a masz bilety? Załatwiłaś...? No prosze... Bo powiem tacie! - zagroziła
 - No właśnie - zwróciłam się do Malik'a - masz dla mnie te bilety Zayn?
Emily, aż wydała z siebie dziwny odgłos. Zaczęła piszczeć i skakać po siedzeniu.
W końcu się uspokoiła i nie umiała z siebie wydać żadnego odgłosu.
 - Tttyyy... jjjjeessstteśś Zzzaayynnn Mmallliikk! - wydukała i dosłownie rzuciła się na chłopaka.
Ja natomiast nie zważałam na to co działo się na tylnim siedzeniu. Wjechałam na drogę i skierowłam auto do domu.
 - Alex mogłabyś pomóc? - spytał Zayn gdy Emyli wtulała się w niego.
Traktowała go jak jakiegoś misia do przytulania.... słodko razem wyglądali.
 - A załatwiłeś bilety? - spytałam. Chciałam wykorzystać okazję.
 - Są w schowku. - jęknął
Jednocześnie kierując otworzyłam schowek i wyciągnęłam bilety i wejściówki. Schowałam je do kieszeni... Jakby chciał je wziąść to najpierw musiał by mnie obmacać, czego na pewno nie zrobi... Znaczy tak myśle... chyba nie jest aż tak zboczony?
 - Emi siadaj na dupie bo wylecisz przez okno. - warknęłam w stronę młodej
 - Alex... - jęknęła
 - Powiedziałam coś! - próbowałam wyjść na stanowczą.
 - No dobra... - widziałam w lusterku jak odkleja się od Zayna i siada jak najbliżej niego.
A Zayn całą tą sytuacją był speszony.
 - Metr od niego. - powiedziałam spokojnie, ale stanowczo.
 - Ale Alex... - jęknęła
 - Bo cie wyrzucę!
 - Wredna jesteś - załkała.
Próbowała się rozpłakać, ale ja za dobrze znam jej sztuczki.
 - Na to mnie nie nabierzesz. - odparłam.
 - Grrr... - fochnęła się.
 -  Nie zemną te numery - odparłam
Dalsza droga minęła bez przeszkód. Emily grzecznie siedziała i wypytywała chłopaka o przeróżne rzeczy w końcu, wjechałam na podjazd do naszego domu.
 - Emi idź do pokoju. Ja zaparkuje i przyjdziemy. - powiedziałam  
 - A moge zabrać Zayna? - pytała robiąc oczka bezdomnego pieska.
Zayn popatrzył na mnie błagalnie.  A ja postanowiłam się nad nim ulitować.
 - Nie. Mamy dla ciebie niespodziankę więc musisz już iść...
Przerwało mi trzaśnięcie drzwiami.
 - Szybka jest. - powiedział.
 - To ci muszę przyznać. - odparłam zapalając  silnik.
 - Nie mieliśmy przypadkiem iść do twojej siostry? - zapytał
 - Nie dość cię wymęczyła? - odparłam spoglądając na niego.
 - Przekonałaś.
Zayn postanowił zmienić miejsce posiedzenia i nieudolnie próbował przejść do fotel pasażera, oberwałam jego butem... i tym samym prawie wjechałam do hydrantu... ale mam wyczuty refleks jazdą w rajdach i poradziłam sobie... co prawda trochę potrzepało... a nie zapięty Zayn latał jak szmata w samochodzie... ale to nic.
 - Masz jakieś ciekawe płyty? Jak tak to włącz. - zwróciłam  się do niego.
 - Coś mam.
Zaczął grzebać w samochodzie. W końcu wyciągnął płytę Eminema. I włączył.
Słuchałam trochę rapu... a Eminema wprost ubustwiałam...
Zaczęłam jedne kawałki rapować razem z nim... później Zayn się dołączył i już nie było tak fajnie...
 - Fałszujesz wiesz o tym? - dogryzłam mu.
 - Nie zwróciłem uwagi... wiesz.... słuchałem tyle razy mojej płyty i jakoś nie zwróciłem na to uwagi. - odparł zaczepnie.
 - Ty lepiej wykombinuj coś do Emily... wymyśl jakiś prezent czy coś.
Otworzył schowek i zaczął w ni grzebać.
Rzucił mi na kolana wejściówki za kulisy.
 - Masz daj jej to.
 - Yyy spoko.

 ***

Zayn przepuścił mnie w drzwiach. Daje głowę, że chciał popatrzeć sobie na moją dupę... ale kij z tym. Od razu usłyszałam dobiegające z kuchni krzyki i trzaski. 
Po chwili z chyba kuchni... wybiegł Harry cały w mące i jajkach. Przeleciał obok nas, prawie mnie przewracając. 
W odstępie jakiś 5 s. biegł Lou z garnkiem... a wnim, chyba to była czekolada, a zaraz za nim Liam z miską mąki. 
Wszyscy darli się niemiłosiernie. 
Louis widząc nas gwałtownie się zatrzymał, a na niego wpadł Liam. To cho chłopcy mieli w rękach poleciało na mnie i na Zayna... 
 - Jak to się mówi... głupi ma zawsze szczęście. - sama siebie zbluzgałam, otrzepując się z mąki. 
Ja oberwałam z mąki, a Zayn' owi trafiła się czekolada. 
 - O boże! - westchnęła Livia, która właśnie wyszła z kuchni. Była przy dekorowana mąką, a na twarzy miała pojedyńcze kropki z czekolady.
Wyglądała komicznie z nagą w gipsie i o kulach. 
Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju.         
 Szklane drzwi były udekorowane mąką. Na białej płytkowanej podłodze, rozciągała się bezkształtna masa mąki i czekolady. Ściany były w kolorze jasnego beżu. Musze powiedzieć, że wystrój domu robił na nie ogromne wrażenie... no może pomińmy to że na niektórych ścianach wisiały zdjęcia chłopaków. Ale na prawde wszystko inne było śliczne.
 - Ja waz zabije! - uniósł się Zayn.
Oberwał najmocniej... garnek z czekoladą wylądował na jego głowie... no niezbyt miło.
 - Za co? - z jakiegoś pokoju wychyliła się teraz biała lokata głowa.
Omiótł pomieszczenie wzrokiem i ryknął śmiechem.
 - Murzyn i bałwan! dobre! - ryknął.
Leżałam poskładana na ziemi, razem z chłopakami i Livią.
Brzuch od śmiechu strasznie mnie bolał... ale nie umiałam przestać się śmiać!
 - Co wyście narobili? - z kuchni wyszedł Niall z garnkiem pod pachą... aktualnie wylizywał palce z jakiejś żółtej substancji... co za głodomor!
Chłopak wyglądał przesłodko... i najczyściej.
 - Nie wiem. - odparłam  - a jak kulturalna osoba weszłam do domu i oberwałam z mąki.
 - Witaj w naszym patologicznym domu. - przywitał mnie pomagając mi wstać.
 - Od razu mówię - zaczęłam - że ja was nigdy nie wpuszczę do naszego - wskazałam na siebie i Licię - mieszkania.
 - Macie mieszkanie?! - podniecił się loczek.
Liv pokręciła oczami:
 - Jeszcze nie ale za niedługo do tego dojdzie.   
Otrzepałam się i pomogłam przyjaciółce wstać. Chłopcy też już się pozbierali. Zayn uciekł się umyć. Byłam tak umazana, że Liam dał mi bluzkę Danielle do przebrania.
Po 10 minutach ogarnęłam się w łazience Payna i wyszłam do ludzi.
Wszyscy siedzieli w salonie. Biało- beżowe ściany pięknie się dopełniały. NA środku salonu znajdowała się wielka biała skórzana rogówka i kilka foteli. Na przeciwległej ścianie znajdowała się wielka plazma. Wielkie okna otwierały widok na basen i podwórze z boiskiem do siatkówki. Na ścianach wisiały czarno-białe fotografie koni, samochodów i ludzi.
Po prostu ślicznie tu było.
Najbardziej w pokoju rzucał się w oczy biały fortepian... FORTEPIAN?!
 - Macie fortepian?! - prawie krzyknęłam.
Minęłam wszystkich i podbiegłam do niego.
Otworzyłam klapę zasłaniającą klawisze i przyjrzała się instrumentowi.
 - Grasz? - zagadnął Niall
 - Jej dziadek - odpowiedziała za mnie Liv - uczył ją grać... a Alex się nakręciła... i teraz dostaje szajby jak widzi coś z klawiszami. - przyjaciółka pokazała mi język.
 - Danielle coś wspominała - powiedział Liam - podobno dość dobrze ci to idzie.
 - Zagraj coś! - powiedzieli jednocześnie Harry i Lou.
 - Nie musicie dwa razy powtarzać.
Strzeliłam palcami i zaczęłam grać. 
Wybrałam piosenkę Hips Don't Lie od Shakiry. 
Zaczęłam ją grac... Po prostu tak się wczułam, że aż zatraciłam się w melodii... grałam jak szalona, aż przerwał mi krzyk Zayna:
 - CO TO KURWA MA BYĆ?!
Grę na pianinie urwałam w najlepszym momencie. Słyszałam trzask drzwiami i głośnie zbieganie ze schodów.  
Nagle w drzwiach pojawił się wściekły Zayn... miał na sobie tylko jasne spodnie... Najbardziej przyciągały uwagę jego włosy... Po bokach czarne... a reszta marchewkowe...
Nie mam bladego pojęcia czemu... przecież miały wyjść czerwone.
 - A coś ty u fryzjera był? - powiedział Lou krztusząc się ze śmiechu.
 - Ale mam nadzieje, że to nie trwała... - wydukał Liam
 - Ten kolor  ci nie pasuje... - dopowiedział Harry.
 - Marchewka... - rozmarzył się Louis.
Daje głowę, że ślinka mu pociekła...


Ta notka powstała w szczególnej mierze przez Oliwię więc jej dziękujcie. Ona dała pomysł, a to tylko przelałam na klawianturę:D
Tą notkę chciałabym  za dedykować Sandrze... Ty mój kochany narwańcu.
Chciałybyśmy wam podziękować za ponad 3,200 wejść:D Nawet nie marzyłyśmy o takiej liczbie wejść:D
Dziękujemy:***
Kochamy was!!  
Zakręcony Duet <3 <3

13 komentarzy:

  1. Boski <3 Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pieprz się. NIe jestem narwana. Ja ci zaraz pokaże co to znaczy narwana osoba. Wrrr...A swoją drogą moja matka ostatnio kupiła przepyszne marchewki :D Mniam. Nwm jakim cudem zrobiłaś z czarnych włosów rude. Nawet najlepsze farby do włosów tego nie potrafią....Albo chociaż ja nie słyszałam o takiej...Nevermind. I powtarzam. Dla twojej wiadomości nie jestem narwana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KAżdy wie że nie jesteś narwana:P
      Tylko za bardzo szczęśliwa:P
      A po za tym nie wiem czy wiesz ale w tej szamponetce grzebał Harry a to taki czarodziej, że wszystko jest możliwe:PP

      Usuń
    2. Nawet jemu by się nie udało... Jestem pojebanym Pankowcem jakby to Grabaż powiedział:D Ale nie jestem narwana. Mam zbyt wysoki poziom cukru we krwi...

      Usuń
    3. A to już nie moja wina... To się nie żre cukru garściami:P

      Usuń
    4. Nie jem cukru garściami. Nawet nie wiesz jakie to trudne... Ale cukierkami, żelkami, babeczkami, ciastkami i wszelkim innym kalorycznym łakociom nie odmówię mojego towarzystwa :D A właśnie chcesz trochę snaków?

      Usuń
    5. A bardzo chętnie:Rzucaj może złapie:PP Przestań spamować i napisz na GG:P

      Usuń
  3. Świetny <3 Hahaha, Saba i Emily rządzą ;d Miałam nadzieję, że włosy Zayn'a zrobią się różowe, ale marchewkowy tez może być :) Ale on będzie wściekły, już nie mogę się doczekać kolejnej kłótni z Alex!
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. hah xd zajebiste po prostu. Zawsze jak widzę, że dodałyście nowego posta wręcz nie mogę się doczekać żeby go przeczytać <3
    hahah ;P uwielbiam!
    Pozdrawiam
    Nika :*:*

    OdpowiedzUsuń
  5. hahahah :D Marcheweczka ^.^ Uuu.... jak ja lofciam siostrzyczkę, a ta akcja z butami i samochodem :D pieski są słodkie ^.^ aa... to nie ta bajka xq dobra, jam czekac na ciag dalszy :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny blog! Zapraszam do mnie

    Vanessa razem ze swoją przyjaciółką Alexis wyjeżdżają na wycieczkę na Jamajkę. Poznają tam Ziggiego i Billego, z którymi się wiążą. Przeżywają mnóstwo przygód i postanawiają wybrać się na kolejną wycieczkę z chłopakami. Lecą do słonecznej Brazylii, miasta Santos. Po przyjeździe Vanessa czyta sms'a Ziggiego, w którym tajemniczy "nikt" prosi o spotkanie. Van postanawia śledzić swojego chłopaka i zauważa kłótnie połączoną z namiętnymi pocałunkami, to oznacza koniec ich w związku. Wracając do pokoju na schodach spotyka Billego, który mówi jej, że Alexis zdradzała go z Ziggym. Vanessa błąkając się po ulicach Santosu spotyka Neymara, piłkarza tamtejszej drużyny. Czy ich przyjaźń doprowadzi do czegoś większego?... czytaj! http://najamajke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za komentarz na moim blogu, ukazał się już kolejny rozdział. Zapraszam do komentowania! Co ty na to, abym ogłosiła jakiś konkurs? : ) http://najamajke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń