- Co kupiłaś Livi na urodziny? - zagadnął Louis gdy oglądaliśmy wystawę u jubilera.
Odwróciłam się niby zaciekawiona jakąś inną rzeczą.
Głupio mi było powiedzieć, że zapomniałam o urodzinach mojej najlepszej przyjaciółki... Więc grałam na zwłokę. A kompletnie nie miałam pomysłu co by chciała. Miałam perfidną ochotę kupić jej wielki tort z kutasem... ale coś czuje, że się obrazi. Miałam tez do dyspozycji kupić w erotic shopie sexowną bieliznę króliczka... ale w końcu zdecydowałam się kupić jej skarpetki frotowe. W sumie? Z tego byłaby ucieszona! Ale nie no... muszę zaszaleć... może wynajmę jej striptizera? Albo jakiegoś geja? Hmm... Albo załatwię jej bilety na Kings of Leon? W ostateczności poproszę Harrego aby wyskoczył z tortu. Ta... te ostatnie jest nawet sensowne.
Westchnęłam i zaczęłam przechadzać się po jubilerze.
- ...Alex czy ty mnie w ogóle słuchasz?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa.
Potrząsnęłam na opamiętanie głową.
-Co? Wyłączyłam się.- odpowiedziałam odwracając się do niego.
Ten uśmiechnął się do mnie przyjaźnie :
-No właśnie widzę- wyszczerzył się.
Przewróciłam oczami.
-To co mówiłeś zanim bezczelnie przerwałeś mi moje interesujące przemyślenia? - zagadnęłam go.
Zrobił mnie myśliciela:
-No przyznaj się, że rozmyślałaś sobie o naszych erotycznych gierkach.
Zachłysnęłam się powietrzem. Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- Jakich gierkach? - dopytałam się.
- Oooo to jednak mnie słuchasz. - pokiwał głową z powagą.
Wzniosłam oczy ku niebu.
Na tym nasza wymiana zdań się skończyła. Znów zaczęłam błądzić bezsensu pomiędzy półkami. Jakoś nic mnie nie zainteresowało... miałam jeszcze parę godzin do imprezy od Horana i Kings... a do ani jednego nie mam prezentu...Kompletnie zapomniałam o ich urodzinach. Mam tyle na głowie... szkoła, warsztat, treningi, jeszcze te bezsensowne wyjścia z Zaynem... Mógłby mnie kiedyś zabrań na jakąś galę gdzie poznam inne gwiazdki... ale NIE... muszę mu to zaproponować. Jedyną pozytywną rzeczą tego związku było to, że załatwił mi bilety i wejściówki v.i.p. na koncert LP.
Nie mogłam się do czekać na ich koncert! Jaram się tym jak Fredka Jeremiaszem.
Podeszłam do jednej z gablotek.
Ujrzałam na jednej z półek śliczną zawieszkę z gitarą. Była ze srebra i obsadzana małymi diamencikami. Zaraz obok niej zauważyłam śliczna nutkę z jednym diamencikiem i klucz wiolinowy. Zapewne Livi się coś takiego spodoba.
- LOUIS! - krzyknęłam.
- Nie drzyj się- podskoczyłam na głos jego głosu - przez cały czas stoję za tobą.
- Wcale, że się nie drę! - zaprotestowałam - może to cie zainteresuje. - popukałam kilka razy w szybę gablotki. - Proponowałabym tą gitarę, nutę i klucz wiolinowy, ale nie z bransoletką tylko na rzemyku. Ładniej wygląda.
Wygłosiłam mu całe przemówienie, jak to kawałek skóry ładnie leży na ręce. Skutecznie go przekonałam do kupna tej rzeczy i po jakieś dwudziestu minutach wyszliśmy ze sklepu. On miał prezent dla Livi i był prze szczęśliwy, że nie musi więcej szukać, a ja nabyłam srebrny zegarek. W sumie nie wiem po co go kupiłam. Ładnie wyglądał na wystawie... w sumie może to być mój prezent zapasowy do Livi. Dobry pomysł.
- Idziemy na rurki? - zaproponował chłopak.
Słysząc to, aż zaświeciły mi się oczy.
- Prowadź! - za komentowałam.
- Pozwoli Pani? - Tommo podał mi szarmancko ramię.
Uniosłam brew.
- A i owszem. - ujęłam go i razem wyszliśmy z centrum.
Dziś na całe szczęście deszcz nie padał i świeciło słońce.
Skierowaliśmy się do centrum.
- Eleanor pokazała mi świetną kawiarnię gdzie serwują świetne szejki marchewkowe i rurki z bitą śmietaną! - jarał się Louis. Na samą myśl o rurkach ślinka mi ciekła - Ale wiesz... nie mów nic Horanowi bo wyje im całe zapasy!
Zaśmiałam się.
- Ta... on jest do tego zdolny.
Przeszliśmy przez plac, na którym odbywała się degustacja serów, co sprawiało, że w powietrzu unosił się zapach brudnych skarpetek.
- Ale tu śmierdzi! - za komentowałam, zasłaniając ręką nos i usta.
- Yhym... - mruknął Louis, który tez się zasłonił - chyba wynieśli wszystkie rzeczy z pokoju Harry'ego i Zayn'a.
Parsknęłam śmiechem, aż łezki mi pociekły.
- Masz racje! Ale coś czuje, że rzeczy im same z pokoi wypełzły.
Nasze rozmyślenia mogły być trafne, gdyż i Styles i Malik mieli bałagan w pokoju! Nie zdziwiłabym się jakby coś z pod ich łóżka wypełzło i udało by się na światło dzienne... czekaj... stop. Mam gorszy bajzel w pokoju, niż oni. Dobra, nie było tematu.
- W sumie jestem cieka... - poczułam szarpnięcie z drugiej strony i zostałam pozbawiona ciężaru torebki - MOJA TOREBKA! - widziałam jak jakaś ciemna postać zaczyna uciekać z moją ulubioną beżową torebką - zajebał mi torebkę!
Rzuciłam się do pogoni za złodziejem ale wyprzedził mnie Louis, który przepychał się zwinnie przez tłum. Ja natomiast biegłam za nimi z gracją zapaśnika sumo. W końcu wkurwiłam się na 10cm szpilki i zciągnęłam je. Od tego momentu biegłam boso. Przedzierałam się przez tłum jak dzik przez zarośla. Ze trzy razy zgubiłam Louisa, ale jego głos wrzeszczący " Łapać złodzieja! " Skutecznie naprowadzał mnie na trop. Nagle zrobiło się zamieszanie i totalnie straciłam orientacje.
Poczułam ból w kostce i upadłam na ziemie.
Jęknęłam z bólu.
Łezki zaczęły sączyć mi się z oczu.
Spojrzałam na lewą kostkę.
Zaczęła się dziwnie powiększać i sinieć.
Jakiś uprzejmy pan pozbierał mnie z ziemi i podał buty, które wypadły mi z ręki kiedy upadłam.
- Nic ci nie jest? - spytał zatroskany.
Bolało mnie siedzenie, miednica, prawa ręka, a z dłoni zaczęła się sączyć krew.
- Wszystko w porzą... - usłyszałam pisk, huk.
Serce stanęło mi w miejscu.
Zerwałam się do biegu. Nie zważałam na ból w kostce i ludzi, których popycham. Po prostu biegłam w stronę odgłosu. Im bliżej byłam Louisa, tym coraz ciaśniej się robiło i trudno było się już przedostać przez chmarę ludzi. W końcu przepchałam się przez ludzi i stanęłam twarzą w twarz z tą okropną sceną. A przy okazji wdepnęłam na ser.
Opisze wam tą scenę:
Wszędzie ser, DUŻŻOO SERAAA!! Gdzie nie spojrzeć tam jest ser, a w niektórych miejscach pojawiają się też deski. Na środku tego co kiedyś było stoisko do degustacji serów leżał Louis trzymający moją torebkę, a obok niego leżał zakapturzony facet, który próbował się wygrzebać spod desek.
- SMARKACZE! Nie wychowańce! Gówniarze! Zniszczyliście mi stoisko! - wydzierał się jakiś gruby facet. - Dzwonię na policje!
Nie zważałam na tego tępego faceta. Wlazłam w kupę sera i broczyłam w nim, aż doszłam do Louisa, który majaczył coś o latających marchewkach.
- Mamo... różowa marchewka... - miał nieprzytomny wzrok i zauważyłam, że na jego głowie zaczął wyrastać guz wielkości połówki ziemniaka.
- Louis w porządku? - zapytałam z troską.
Ten tylko dziwnie poruszał głową.
- Niech ktoś zadzwoni po KARETKĘ! - wydarłam się.
Jakaś kobieta z mała dziewczynką wyciągnęła telefon i zadzwoniła po karetkę. Ja natomiast próbowałam ocucić przyjaciela.
- Zapłacicie mi za szkody! - szarpnął mnie za ramię sprzedawca - Smarkacze! Biegania się zachciało! - darł japę.
Wyszarpałam się z pod jego uścisku.
- Idź matole się wypchać serem! Nie widzisz, co się stało? - wydarłam się na niego - Jesteś niespełna rozumu? Ludzie ucierpieli, a ty się martwisz o jakiś cuchnący ser? Skąd tyś się urwał? Weź idź się strać mi z oczu!
W sumie nie miałam pojęcia co mówiłam. Posklejałam kilka słów w mało sensowne zdanie, ale nie miałam do tego głowy. Bardziej martwiłam się o to, że Eleanor mnie zabije, gdy się dowie, że nie upilnowałam jej chłopaka.
Kontem oka zauważyłam jakiegoś dziwnego typa, który przedzierał się przez tłum. Był łysy i miał nieprzyjemną twarz, jakby mówiła: " Nie podskakuj gnojku, bo dostaniesz w ryło! ". Mężczyzna zbliżał się do nas, a ja nie chciała już dziś więcej konfrontacji.
Nagle w zbiegowisku zauważyłam kobietę i mężczyznę ubranych w uniformy policyjne. Na ich widok odetchnęłam z ulgą, a nieprzyjemny typek zniknął.
Policjanci na widok całego zajścia zrobili wielkie oczy.
Ja sama nie wiedziałam, jak oni mogli rozwalić jedno stoisko i pozostawić je w takim stanie. Jakbym nie wiedziała, co się tu zaszło na pewno podejrzewałabym, że wściekłe zwierzęta uciekły z zoo i zrobiły rozróbę.
Ale mniejsza o to.
- Co tu się stało? - spytał mnie policjant.
Otwierałam usta aby odpowiedzieć na pytanie, ale grubas, który już dawał mi się we znaki był szybszy:
- Ja panu powiem co tu się stało! - powiedział przejęty - Padłem ofiarą napadu i niezwykłego wandalizmu! A ta dziewczyna mi groziła!
No błagam... serio?
- Panie władzo proszę mnie trzymać! - warknęłam. Miałam ochotę rzucić się na grubasa i wydłubać mu te świńskie, paciorkowate oczy.
- Spokojnie! Spokojnie! - mężczyzna stanął pomiędzy nami.
Próbowałam tego faceta zabić w wzrokiem, ale z marnym efektem.
- Czy mógłbym się dowiedzieć co tu się stało? - zapytał jeszcze raz tylko jeszcze bardziej stanowczo.
- Marchewka? - mruknął Louis.
Wszyscy trzej spojrzeliśmy w jego stronę. Aktualnie siedział i zachowywał się jakby zszedł z rollercoaster'a.
- A temu co? - pierwszy raz odezwała się młodziutka kobietka.
Spojrzałam w jego stronę.
- Pozbiera się. Oberwał tylko mocno w głowę. - odpowiedziałam.
Policjantce lekko zadrżał kącik ust.
- Do rzeczy. - przerwał naszą krótką wymianę zdań partner kobiety - Co tu się stało.
Omiótł ręką całe zajście.
Wskazałam ręką na faceta w czerni:
- Tak w wielkim skrócie. To złodziej i ukradł mi torebkę, a tamten mamroczący To Louis Tomlinson, który jak supermen rzucił się w pościg za tym chłystkiem. W sumie nie wiem co się stało, ale jak tu przyleciałam to zastałam te stoisko w takim stanie. - z kończyłam moja ambitna wypowiedź.
Policjanci spojrzeli po sobie i zwrócili się w stronę faceta.
Siedziałam sobie od jakiś 20 min przed salą, w której znajdował się mój wybawca torebek Louis. Gdy zostałam opatrzona to zaprowadzono mnie na te niewygodne krzesła i od tej pory siedzę tu i nudzę się. Najgorsze jest to, że mam skręconą kostkę i nici z szalonej imprezy... chyba, że się tak nachleje, aż przestanie czuć ból. Czyli tak czy siak będę tańczyć. Byłam trochę potłuczona i miałam szpetną ranę na nadgarstku, pomijając jeszcze kilka zadrapań, byłam cała i zdrowa... w o niebo lepszym stanie niż Lou.
Całą notkę dedykuję mojej rodzonej siostrze Kindze. Gdyby nie Młoda to nigdy bym nie napisała tej notki;) To właśnie ona naprowadziła mnie na ten pomysł, za co jej bardzo dziękuję. Już jej obiecałam gdy następnym razem bd sie tłuc to bd na nią uważać.
Mam nadzieje, że ta notka jest troszkę lepsza od poprzednich.
Czy wam też tak szybko ten weekend leci?
Odwróciłam się niby zaciekawiona jakąś inną rzeczą.
Głupio mi było powiedzieć, że zapomniałam o urodzinach mojej najlepszej przyjaciółki... Więc grałam na zwłokę. A kompletnie nie miałam pomysłu co by chciała. Miałam perfidną ochotę kupić jej wielki tort z kutasem... ale coś czuje, że się obrazi. Miałam tez do dyspozycji kupić w erotic shopie sexowną bieliznę króliczka... ale w końcu zdecydowałam się kupić jej skarpetki frotowe. W sumie? Z tego byłaby ucieszona! Ale nie no... muszę zaszaleć... może wynajmę jej striptizera? Albo jakiegoś geja? Hmm... Albo załatwię jej bilety na Kings of Leon? W ostateczności poproszę Harrego aby wyskoczył z tortu. Ta... te ostatnie jest nawet sensowne.
Westchnęłam i zaczęłam przechadzać się po jubilerze.
- ...Alex czy ty mnie w ogóle słuchasz?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Louisa.
Potrząsnęłam na opamiętanie głową.
-Co? Wyłączyłam się.- odpowiedziałam odwracając się do niego.
Ten uśmiechnął się do mnie przyjaźnie :
-No właśnie widzę- wyszczerzył się.
Przewróciłam oczami.
-To co mówiłeś zanim bezczelnie przerwałeś mi moje interesujące przemyślenia? - zagadnęłam go.
Zrobił mnie myśliciela:
-No przyznaj się, że rozmyślałaś sobie o naszych erotycznych gierkach.
Zachłysnęłam się powietrzem. Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- Jakich gierkach? - dopytałam się.
- Oooo to jednak mnie słuchasz. - pokiwał głową z powagą.
Wzniosłam oczy ku niebu.
Na tym nasza wymiana zdań się skończyła. Znów zaczęłam błądzić bezsensu pomiędzy półkami. Jakoś nic mnie nie zainteresowało... miałam jeszcze parę godzin do imprezy od Horana i Kings... a do ani jednego nie mam prezentu...Kompletnie zapomniałam o ich urodzinach. Mam tyle na głowie... szkoła, warsztat, treningi, jeszcze te bezsensowne wyjścia z Zaynem... Mógłby mnie kiedyś zabrań na jakąś galę gdzie poznam inne gwiazdki... ale NIE... muszę mu to zaproponować. Jedyną pozytywną rzeczą tego związku było to, że załatwił mi bilety i wejściówki v.i.p. na koncert LP.
Nie mogłam się do czekać na ich koncert! Jaram się tym jak Fredka Jeremiaszem.
Podeszłam do jednej z gablotek.
Ujrzałam na jednej z półek śliczną zawieszkę z gitarą. Była ze srebra i obsadzana małymi diamencikami. Zaraz obok niej zauważyłam śliczna nutkę z jednym diamencikiem i klucz wiolinowy. Zapewne Livi się coś takiego spodoba.
- LOUIS! - krzyknęłam.
- Nie drzyj się- podskoczyłam na głos jego głosu - przez cały czas stoję za tobą.
- Wcale, że się nie drę! - zaprotestowałam - może to cie zainteresuje. - popukałam kilka razy w szybę gablotki. - Proponowałabym tą gitarę, nutę i klucz wiolinowy, ale nie z bransoletką tylko na rzemyku. Ładniej wygląda.
Wygłosiłam mu całe przemówienie, jak to kawałek skóry ładnie leży na ręce. Skutecznie go przekonałam do kupna tej rzeczy i po jakieś dwudziestu minutach wyszliśmy ze sklepu. On miał prezent dla Livi i był prze szczęśliwy, że nie musi więcej szukać, a ja nabyłam srebrny zegarek. W sumie nie wiem po co go kupiłam. Ładnie wyglądał na wystawie... w sumie może to być mój prezent zapasowy do Livi. Dobry pomysł.
- Idziemy na rurki? - zaproponował chłopak.
Słysząc to, aż zaświeciły mi się oczy.
- Prowadź! - za komentowałam.
- Pozwoli Pani? - Tommo podał mi szarmancko ramię.
Uniosłam brew.
- A i owszem. - ujęłam go i razem wyszliśmy z centrum.
Dziś na całe szczęście deszcz nie padał i świeciło słońce.
Skierowaliśmy się do centrum.
- Eleanor pokazała mi świetną kawiarnię gdzie serwują świetne szejki marchewkowe i rurki z bitą śmietaną! - jarał się Louis. Na samą myśl o rurkach ślinka mi ciekła - Ale wiesz... nie mów nic Horanowi bo wyje im całe zapasy!
Zaśmiałam się.
- Ta... on jest do tego zdolny.
Przeszliśmy przez plac, na którym odbywała się degustacja serów, co sprawiało, że w powietrzu unosił się zapach brudnych skarpetek.
- Ale tu śmierdzi! - za komentowałam, zasłaniając ręką nos i usta.
- Yhym... - mruknął Louis, który tez się zasłonił - chyba wynieśli wszystkie rzeczy z pokoju Harry'ego i Zayn'a.
Parsknęłam śmiechem, aż łezki mi pociekły.
- Masz racje! Ale coś czuje, że rzeczy im same z pokoi wypełzły.
Nasze rozmyślenia mogły być trafne, gdyż i Styles i Malik mieli bałagan w pokoju! Nie zdziwiłabym się jakby coś z pod ich łóżka wypełzło i udało by się na światło dzienne... czekaj... stop. Mam gorszy bajzel w pokoju, niż oni. Dobra, nie było tematu.
- W sumie jestem cieka... - poczułam szarpnięcie z drugiej strony i zostałam pozbawiona ciężaru torebki - MOJA TOREBKA! - widziałam jak jakaś ciemna postać zaczyna uciekać z moją ulubioną beżową torebką - zajebał mi torebkę!
Rzuciłam się do pogoni za złodziejem ale wyprzedził mnie Louis, który przepychał się zwinnie przez tłum. Ja natomiast biegłam za nimi z gracją zapaśnika sumo. W końcu wkurwiłam się na 10cm szpilki i zciągnęłam je. Od tego momentu biegłam boso. Przedzierałam się przez tłum jak dzik przez zarośla. Ze trzy razy zgubiłam Louisa, ale jego głos wrzeszczący " Łapać złodzieja! " Skutecznie naprowadzał mnie na trop. Nagle zrobiło się zamieszanie i totalnie straciłam orientacje.
Poczułam ból w kostce i upadłam na ziemie.
Jęknęłam z bólu.
Łezki zaczęły sączyć mi się z oczu.
Spojrzałam na lewą kostkę.
Zaczęła się dziwnie powiększać i sinieć.
Jakiś uprzejmy pan pozbierał mnie z ziemi i podał buty, które wypadły mi z ręki kiedy upadłam.
- Nic ci nie jest? - spytał zatroskany.
Bolało mnie siedzenie, miednica, prawa ręka, a z dłoni zaczęła się sączyć krew.
- Wszystko w porzą... - usłyszałam pisk, huk.
Serce stanęło mi w miejscu.
Zerwałam się do biegu. Nie zważałam na ból w kostce i ludzi, których popycham. Po prostu biegłam w stronę odgłosu. Im bliżej byłam Louisa, tym coraz ciaśniej się robiło i trudno było się już przedostać przez chmarę ludzi. W końcu przepchałam się przez ludzi i stanęłam twarzą w twarz z tą okropną sceną. A przy okazji wdepnęłam na ser.
Opisze wam tą scenę:
Wszędzie ser, DUŻŻOO SERAAA!! Gdzie nie spojrzeć tam jest ser, a w niektórych miejscach pojawiają się też deski. Na środku tego co kiedyś było stoisko do degustacji serów leżał Louis trzymający moją torebkę, a obok niego leżał zakapturzony facet, który próbował się wygrzebać spod desek.
- SMARKACZE! Nie wychowańce! Gówniarze! Zniszczyliście mi stoisko! - wydzierał się jakiś gruby facet. - Dzwonię na policje!
Nie zważałam na tego tępego faceta. Wlazłam w kupę sera i broczyłam w nim, aż doszłam do Louisa, który majaczył coś o latających marchewkach.
- Mamo... różowa marchewka... - miał nieprzytomny wzrok i zauważyłam, że na jego głowie zaczął wyrastać guz wielkości połówki ziemniaka.
- Louis w porządku? - zapytałam z troską.
Ten tylko dziwnie poruszał głową.
- Niech ktoś zadzwoni po KARETKĘ! - wydarłam się.
Jakaś kobieta z mała dziewczynką wyciągnęła telefon i zadzwoniła po karetkę. Ja natomiast próbowałam ocucić przyjaciela.
- Zapłacicie mi za szkody! - szarpnął mnie za ramię sprzedawca - Smarkacze! Biegania się zachciało! - darł japę.
Wyszarpałam się z pod jego uścisku.
- Idź matole się wypchać serem! Nie widzisz, co się stało? - wydarłam się na niego - Jesteś niespełna rozumu? Ludzie ucierpieli, a ty się martwisz o jakiś cuchnący ser? Skąd tyś się urwał? Weź idź się strać mi z oczu!
W sumie nie miałam pojęcia co mówiłam. Posklejałam kilka słów w mało sensowne zdanie, ale nie miałam do tego głowy. Bardziej martwiłam się o to, że Eleanor mnie zabije, gdy się dowie, że nie upilnowałam jej chłopaka.
Kontem oka zauważyłam jakiegoś dziwnego typa, który przedzierał się przez tłum. Był łysy i miał nieprzyjemną twarz, jakby mówiła: " Nie podskakuj gnojku, bo dostaniesz w ryło! ". Mężczyzna zbliżał się do nas, a ja nie chciała już dziś więcej konfrontacji.
Nagle w zbiegowisku zauważyłam kobietę i mężczyznę ubranych w uniformy policyjne. Na ich widok odetchnęłam z ulgą, a nieprzyjemny typek zniknął.
Policjanci na widok całego zajścia zrobili wielkie oczy.
Ja sama nie wiedziałam, jak oni mogli rozwalić jedno stoisko i pozostawić je w takim stanie. Jakbym nie wiedziała, co się tu zaszło na pewno podejrzewałabym, że wściekłe zwierzęta uciekły z zoo i zrobiły rozróbę.
Ale mniejsza o to.
- Co tu się stało? - spytał mnie policjant.
Otwierałam usta aby odpowiedzieć na pytanie, ale grubas, który już dawał mi się we znaki był szybszy:
- Ja panu powiem co tu się stało! - powiedział przejęty - Padłem ofiarą napadu i niezwykłego wandalizmu! A ta dziewczyna mi groziła!
No błagam... serio?
- Panie władzo proszę mnie trzymać! - warknęłam. Miałam ochotę rzucić się na grubasa i wydłubać mu te świńskie, paciorkowate oczy.
- Spokojnie! Spokojnie! - mężczyzna stanął pomiędzy nami.
Próbowałam tego faceta zabić w wzrokiem, ale z marnym efektem.
- Czy mógłbym się dowiedzieć co tu się stało? - zapytał jeszcze raz tylko jeszcze bardziej stanowczo.
- Marchewka? - mruknął Louis.
Wszyscy trzej spojrzeliśmy w jego stronę. Aktualnie siedział i zachowywał się jakby zszedł z rollercoaster'a.
- A temu co? - pierwszy raz odezwała się młodziutka kobietka.
Spojrzałam w jego stronę.
- Pozbiera się. Oberwał tylko mocno w głowę. - odpowiedziałam.
Policjantce lekko zadrżał kącik ust.
- Do rzeczy. - przerwał naszą krótką wymianę zdań partner kobiety - Co tu się stało.
Omiótł ręką całe zajście.
Wskazałam ręką na faceta w czerni:
- Tak w wielkim skrócie. To złodziej i ukradł mi torebkę, a tamten mamroczący To Louis Tomlinson, który jak supermen rzucił się w pościg za tym chłystkiem. W sumie nie wiem co się stało, ale jak tu przyleciałam to zastałam te stoisko w takim stanie. - z kończyłam moja ambitna wypowiedź.
Policjanci spojrzeli po sobie i zwrócili się w stronę faceta.
***
Siedziałam sobie od jakiś 20 min przed salą, w której znajdował się mój wybawca torebek Louis. Gdy zostałam opatrzona to zaprowadzono mnie na te niewygodne krzesła i od tej pory siedzę tu i nudzę się. Najgorsze jest to, że mam skręconą kostkę i nici z szalonej imprezy... chyba, że się tak nachleje, aż przestanie czuć ból. Czyli tak czy siak będę tańczyć. Byłam trochę potłuczona i miałam szpetną ranę na nadgarstku, pomijając jeszcze kilka zadrapań, byłam cała i zdrowa... w o niebo lepszym stanie niż Lou.
Z
sali wyszedł lekarz, a zaraz za nim włóczył się Louis z opatrunkiem na
czole. Wstałam aby porozmawiać z mężczyzną w białym kitlu.
- Panie doktorze i co z nim? - kiwnęłam głową na zataczającego się chłopaka.
Lekarz westchnął:
-
Dość mocno oberwał - powiedział młody facet z kozią bródką - ma wstrząs
mózgu... - zaczął machać w stronę Louisa, który wyglądał jak przyćpany -
sama pani widzi. Dałem mu coś na wrócenie do formy. A tu pani ma receptę
- podał mi jakiś zwitek papieru - przepisałem tabletki na wzmocnienie,
niech bierze je dwa razy dziennie do dwóch tygodni i proszki
przeciwbólowe... Jutro może się czuć... no... wymiętolony.
- Jak na kacu? - podpowiedziałam.
Jego kącik powędrował ku górze.
- Dokładnie. - westchnął - a do tego zalecam długi odpoczynek bez stresu. To go szybko postawi na nogi.
Usłyszeliśmy łup i Lou leżał na podłodze.
Popatrzeliśmy na siebie z lekarzem i poszliśmy na pomoc.
Chłopak
cały kleił się od sera... dokładnie miał ser wszędzie. We włosach,
na koszulce i nawet przy chodzeniu mu z nogawek kawałki wylatywały.
Widząc
jak Louis minął się z krzesłem przypomniała mi się scena z Harrego
Pottera i Księcia półkrwi, gdy Ron był pod wpływem eliksiru miłosnego.
Podobnie się zachowywali... Tylko Louis był w serze.
- Powodzenia. - poklepał Tommę po plecach, uśmiechnął się lekko do mnie i odszedł w swoją stronę.
Usiadłam obok chłopaka i oparłam głowę o ścianę.
Leki
miały zacząć działać dopiero po 15min wiec tak sobie siedzieliśmy z
Louisem w ciszy. On w takim stanie nie był zbyt dobrym rozmówcą. W ciągu tych minut próbowałam wyczyścić moją torebkę, ale nadawała się tylko do wyrzucenia. Capiła serem.
Po upływie czasu Lou jęknął.
Po upływie czasu Lou jęknął.
- Czuje się
jak po zderzeniu z tirem. - zaczął macać swoje czoło - i mam dość
marchewek. Przez cały czas wokół mnie się kręciły. - parsknęłam
śmiechem.
- Cóż... będziesz miał co opowiadać...
- LOUIS!
Przerwał mi wrzask bardzo znajomej osoby.
Spojrzałam wraz z Louisem w stronę dziewczyny.
- LOUISIE WILLIAMIE TOMLINSON! JA CIE UDUSZĘ!!
Brązowowłosa piękność przeszła jak furia dzielącą ją odległość do swojego ukochanego.
- Zabij mnie... - szepnął chłopak.
Pomodlę się za niego. [*]Całą notkę dedykuję mojej rodzonej siostrze Kindze. Gdyby nie Młoda to nigdy bym nie napisała tej notki;) To właśnie ona naprowadziła mnie na ten pomysł, za co jej bardzo dziękuję. Już jej obiecałam gdy następnym razem bd sie tłuc to bd na nią uważać.
Mam nadzieje, że ta notka jest troszkę lepsza od poprzednich.
Czy wam też tak szybko ten weekend leci?
Bujka:***
Hahahaha weź. Ledwo oddycham przez ten śmiech. Ser, striptizer, tort, Hazza, pokój Stylesa i Malika, policjant, grubas, twoje teksty i jeszcze nasza rozmowa na gg. Sikam i nie moge przestać XD
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest chyba naj. <3 Kocham go. Modlimy się za Lou. Ku naszej pamięci [*]
Rozdział świetny ;) Nie mogła wyrobić ze śmiechu przez Lou... chociaż mu współczuje. Sama spadłam kiedyś (chyba rok temu) ze schodów i nabawiłam się wstrząsu mózgu. Moje zachowanie było BARDZO podobne do zachowania Lou które swoją drogą świetnie opisałaś. Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńhahaha świetny i już czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńExtra rozdział! Już nie mogę doczekać się następnego ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnee! Wiesz, co! Dodawaj kolejny rozdział! [*]
OdpowiedzUsuńświetny!!! ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Nominowałam Cię do Blog Awards --> http://remember-true-love-is-only-one.blogspot.com/2013/01/blog-awords-d.html
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ps prosze jak napiszesz nowy rozdział poinformuj mnie na tt @JustinePayne81
Przeczytałam dopiero 2 rozdziały , ale już uwielbiam to opowiadanie ; ))
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie . http://arewefriendorarewemore.blogspot.com/
Kocham ten rozdział!!! Ser, Hazza wyskakujący z tortu, striptizer, gej, -Marchewa?, ten grubas, pokój chłopców,haha :D Nie no nie mogę.. Dawaj dalej xx :D Zapraszam do mnie aww <3
OdpowiedzUsuńSiostra wie co robi oby tak dalej kochana
OdpowiedzUsuńZapraszam!!!!!
http://onedirectionandmyworld.blogspot.com/
genialne .
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://wlasnietutaj.blogspot.com/