Harry dorwał się do mojego pamiętnika... tyle dobrze, że pisałam go po polsku ni nic z niego nie rozumiał. A Emily nie rozczyta mojego pisma... ledwie umi czytać... a co dopiero rozczytać moje bazgroły!
- Twoja świnka się popsuła. Dostał jeść i pić... i nadal piszczy... a teraz coś z niej leci... FUJ!
- Harry... - próbowałam mówić spokojnie, ale jak boga kocham z tym chłopakiem nie można po ludzku - zwierzęta też mają potrzeby fizjologiczne... chyba uczyłeś sie na tym na biologi...
- Livia przyjedź tu bo zaraz do głowy dostanę... - nagle urwał - Co z niej wychodzi?! - powiedział przerażony.
- Harry jesteś obrzydliwy! - rozłączyłam się.
Danielle patrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- Co te dziecko znowu natworzyło?
- A te dziecko nie uczy sie z biologii i nie wie, że zwierzęta muszą robić psipsi i kaka...
Dziewczyna uniosła brew:
- Psipsi i kaka? Mówisz jak Emily...
- Tak wiem.
Znów rozdźwięczał się mój telefon.
Kurwa i znów Harry.
- I on tak przez 24 na h? - jęknęłam - nie da się go włączyć?
Danielle parsknęła śmiechem.
- Uwierz... próbowałam... ale ciesz się , że to nie Lou... ten to ma ADHD!
- Myślałam, że gorzej już być nie może - mruknęłam - CO?! - warknęłam do słuchawki.
- Bo wyszło z niej takie 2 różowe kuki z oczami... Czy mam sie bać? - zapytał - bo to mi na kosmitów wygląda.
- Czekaj, czekaj... jakie różowe kulki z oczami? Co ty gadasz?
- Czekaj wyślę ci zdjęcie.
Rozłączył się.
- Według Harry'ego, mam inwazje kosmitów w domu...
Dan westchnęła.
- Powinien odstawić cukier.
- Też tak sądzę. - potaknęłam.
Usłyszałam melodyjkę.
Wzniosłam oczy ku niebu.
- Jak to znów Harry przysłał mi jakieś moje zdjęcie z dzieciństwa... albo co gorsza swoje zdjęcie... To osobiście pofatyguje się do Alex po jakiś pomysł powolnej i bardzo bolesnej śmierci! - wypowiedziałam to przez zaciśnięte zęby.
- Teraz to raczej Alex obmyśla jakiś zabójczy plan na zemszczenie się na tobie i Harry'm... a znając życie, my czyli Ja, Emily, Eleanor i chłopaki też oberwiemy... - sprostowała Danielle
- Nie będzie, aż tak źle... chyba.
W samochodzie rozdźwięczał melodyjka, mojego telefonu.
Zaklęłam w duchu.
Otworzyłam wiadomość.
Wyświetliło się zdjęcie.
W klatce była moje Mikusia, a obok niej leżały różowe kuleczki. Przyjrzałam się im bliżej. Było widać zarysy oczu, nosku i łapek.
Ale to nie możliwe!
Przecież Mikusia nie mogła być w ciąży! Niby kiedy? Na pewno mama by mi o tym powiedział!
W samochodzie rozdźwięczył melodyjka.
O wilku mowa.
- Znaleźliście ich? - nawet nie dałam mamie zacząć.
- Tak.... są cali i zdrowi... no prawie... - usłyszałam w jej głosie nutkę troski.
- Powiedz mi, że nie złamała nic Zayn'owi... - jęknęłam.
- I co? Żyją? - dopytywała się lokata.
- Cichaj! - syknęłam do Danielle i zakryłam palcami usta.
- Nie nie nie! - uspokoiła mnie mama - raczej Alex... cała fioletowa i wg....
- Co?! Pobił ją?! - prawie krzyknęłam, na co Danielle gwałtownie skręciła. Ciulnęłam głową o szybę pasażera.
- CO?! - krzyknęła dziewczyna.
- Cichaj! - próbowałam ją uspokoić. I tak ledwie co mamę słyszałam bo w tle Alex z Zayn'em kłócili się o jakąś pierdołę... Są gorsi od dzieci! - Mamo! Ucisz tamtą dwójkę bo cie nie słyszę!
Przez chwilę słyszałam stłumioną rozmowę. A później znów głos mamy:
- Co ja mówiłam? - zapytała
- Zayn pobił Alex? - byłam co raz bardziej ciekawa...
Osobiście sądziłam, że Alex jest skłonna do pobicia... No przecież załatwiła nos Megan w pierwszej klasie... Ale aby Zayn? Oczywiście Alex jest cholernie upierdliwa i nachalna... no ale chyba mu aż tak za skórę nie zalazła!
- A nie nie nie! Broń Boże! To chyba szybciej ona jego by pobiła!
- CIOCIU! - usłyszałam krzyk Alex.
Wyobraziłam sobie jej minę i uśmiechnęłam się.
- Kochanie wszyscy wiedzą, że jesteś do tego zdolna! Siedź cicho i daj mi spokojnie porozmawiać z córką! - ofuknęła ją mama.
- Ciocia to by się lepiej na drodze skupiła, a nie na gadaniu z Livią!
- Alex bo cie wyrzucę! - zagroziła mama - Przypominam ci, że jesteś na mojej łasce i mogę zrobić co chce!
- MAMO! Wróć do mnie! - przypomniałam, jej o mojej obecności.
- Z Alex wszystko w porządku! Jest nieznośna jak zwykle...
- Ale co mówiłaś, że jest sina? - dociekałam.
- Bo siedzi tu w za krótkich spodenkach, w bluzce, która nie powinna nazywać się bluzką i...
- Mówisz tak jak tata! - usłyszałam głos przyjaciółki
-... jest opatulona - mama puściła uwagę mimo uszu i kontynuowała - bluzą tego uroczego Zayn'a.
- Uroczego? Nie wiem co w nim ciocia uroczego widzi... - znów Alex podjęła monolog
- Jak podrośniesz to inaczej będziesz śpiewać! - upomniała ją.
Czułam się jak jakiś podsłuchiwacz.
Nie chciałam przerywać ich rozmowy, ale przypomniałam sobie o Mikusi.
- Momo! mogłabyś mi to wyjaśnić, że Mikuśka się okociła? - walnęłam z grubej rury
I zaległa głucha cisza.
- Ty kpisz sobie i o drogę pytasz?
- Nie kpie. - ucięłam - Harry przysłał mi właśnie zdjęcie! I jak wół tak są małe świnki... i dużo krwi... Momo! Coś ty z nią zrobiła w czasie mojej nieobecności? - wyrzuciłam z siebie
- No... No bo Mikusia była taka samotna jak ciebie nie było... zabrałam ją raz do koleżanki... ale jestem przekonana, że ona mówiła, że to ona, a nie on!
- MAMO!
- Livia! Pogadamy w domu! - powiedziała szybko i rozłączyła się.
Miałam ochotę cisnąć telefonem.
Danielle kazała opowiedzieć wszystkie szczegóły.
Więc tak zrobiłam.
***
- Zostawić cię na chwilę sam na sam ze świnką to już jej dzieci zrobiłeś!- dokuczył Harry'emu, Louis
- Ja jej nawet nie dotknąłem! - zaprotestował loczek - to Emily zaczeła ją głaskać i nagle zaczeła wyć...- Tak jak ty? - dogryzła mu Alex.
- Siedź cicho bo znów zamknę cie z Zayn'em w jednym pokoju! - odfuknął.
Widocznie jeszcze nie wiedział, że kłócenie się z Alex nie wyjdzie mu najlepiej.
- Czy ty naprawdę chcesz sie pożegnać z męskością? - Alex uniosła brew - mogę ci to załatwić w 2 minuty!
Chłopak zakrył swoje czułe miejsce, z przerażeniem w oczach.
- Nie zbliżaj się do mnie! - zaczął oddalać się od skrzata.
- Ale czemu? Przecież ja cie nie zamknęłam na kilka godzin do małej klitki z osobą, z którą najchętniej byś się pobił... I niby jaki masz argument do obrony?
Harry miał głupi wyraz twarzy.
Czasem myślę, że ta kobieta mogła by być prawnikiem... ale wywalali by ja z sądów za używanie łaciny kuchennej.
- Louis! Powiedz jej coś! - Harry schował się za przyjacielem, ale ten go odepchnął.
- A co ja mam jej powiedzieć? Ja nie chce zostać znokautowany! - gdy na potkał wzrok Alex, chłopak schował sie za swoją dziewczyną - El obroń mnie! Ona ci nic nie zrobi!
- JA cie obronie Kochany, mój! - A teraz Emily weszła do akcji.
Stanęła pomiędzy Alex i kryjącym sie za Eleanor, Louisem. Wyglądało to przekomicznie. Emii w różowej sukieneszce i dwoma kucykami z zadziorną miną. i Alex, która próbowała pohamować śmiech... marnie jej to wychodziło.
- Emily! Bo pójdziesz spać! - zagroziła jej starsza siostra.
- Nie boje się ciebie! - zaprotestowała i skrzyżowała ręce na piersiach.
- A powinnaś! - Starsza siostra zaczęła się do niej zbliżać.
Ale Liam porwał Emily z podłogi i przerzucił ją sobie przez ramię, ratując całą sytuację. Ta zaczęła wierzgać i okładać go małymi piąstkami.
- Zostaw! Ja muszę chronić mojego Louiego! ZOSTAW! - darła się jak opentana.
A na chłopaku nie robiło to najmniejszego wrażenia.
Nagle do salonu wkroczyła mama i opanowała sytuację.
- Kto pomoże mi przy ciasteczkach? Specjalnie dla Emily CZEKOLADOWE!
Dziewczynka przestałą się szamotać i pisnęła radośnie.
- JA pomogę! - zgłosił się Niall.
- I ja! - potaknął Zayn, szturchnął blondyna w ramię - będę pierwszy!
I zniknął za drzwiami w kuchni. Blondyn z bojowym krzykiem poleciał za nim.
- Jak dzieci! -westchnęła, Alex i wzniosła oczy ku niebu.
Mimowolnie parsknęłam.
- Chłopaki! Czekajcie na MNIE! - loczek przebiegł obok mnie.
Ale ja nie miałam zamiaru go puszczać! Najpierw miał mi wyjaśnić, co on zrobił Mikusi.
Chwyciłam go za koszulkę.
On poślizgnął się na kafelkach i wylądował na stoliku.
- Fajtułapa! - dokuczyła mu Alex
- Zamknij mordę! - uciął chłopak .
- Marzysz! - pokazała mu język.
Boże ta dwójka tak się dopełniała!
W salonie zostałam tylko ja Alex, która pilnowała aby lokaty nie uciekł... lepszej fuchy nie mogłam jej znaleźć. Lou i Eleanor, którzy zajmowali się sobą na kanapie, a reszta z moją mamą na czele robiła ciasteczka w kuchni.
- Harry! opowiedz mi jeszcze raz co się stało ze świnką! - zażądałam.
- No.. zaczęła kwiczeć... dałem jej marchewę.. a później z niej coś takiego wyskoczyło. - wyrecytował.
- Tyle w tym szczegółów było, że o cholera! - zakpiła Alex.
- No powiedziałem w skrócie!
- Ten skrót to sobie możesz wsadzić! - ucięłam.
Ambitnie miałam 3 małych świnek... jakoś mi sie nie uśmiechało to wszystko hodować...
Po jakieś godzinie, Emily zasnęła na kolanach Louiego.
- Patrz jaka słodka! - podniecała się El.
- No nie? I jeszcze ma świra na moim punkcie! - powiedział chłopak
- Ale spójrz na nią! Jakie ma słodkie loczki... uśmiech.. i wg cała jest słodka! - Eleanor skakała na sofie jak pojebana.
- Jak chcecie to możecie ją sobie wziąć! - ożywiła się Alex - załatwię nawet papiery adopcyjne! Tata na pewno się zgodzi! A młoda bd w niebie! - Mówiła to z taką nadzieją w głosie, że prawie w to uwierzyłam.
- Co z ciebie za siostra?! - oburzył się Zayn.
- Ja mam na myśli dobro dziecka! - powiedziała to jak jakaś babka z kiczowatych seriali, która odbiera rodzicom dzieci, bo za mało zarabiają...
- A coś ty się taka wielkoduszna zrobiła?! - drażnił się z nią!
- W małym ciele, wielki duch! - uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Chyba chciałaś powiedzieć w mikroskopijnym ciele, wredny duch! - pokazał jej język i odrazu oberwał z poduszki.
- Ja ci zaraz dam wredny!
Zaczęła go gonić po domu. Nagle wbiegli do kuchni i przez chwile nie było ich ani słychać ani widać. Ale nagle rozległ się paniczny krzyk Zayn'a... i nieprawdopodobnie szybko wybiegł z kuchni. A zaraz za nim Alex z patelnią.
Chłopak wskoczył za sofę kryjąc się przed małym skrzatem z wielką patelnią!
- Co ty wyrabiasz?
Krzyknęłam do przyjaciółki. Miała niebezpieczny obłęd w oczach.
- ALEX! W tej chwili PROSZĘ odłożyć tą PATELNIĘ! Bo ZADZWONIĘ do twojego OJCA! - krzyknęła mama.
Alex w pół kroku stanęła.
Opuściła patelnię i zrobiła niewinną minkę.
- Ale mogę raz! Obiecuje! Raz go walnę i odłożę! Proszeeee.... - zrobiła paczydłami jak kot ze Szreka.
- Liczę do trzech! Raz...! Dwa...!
No i Alex zniknęła w kuchni. Aby po chwili pojawić się z wielkim tasakiem w ręku!
- ALEX! - krzyknęła mama.
- Ale nie mówiłaś nic o nożach! - zaprotestowała.
- Dzwonię do ojca! - blondynka wyciągnęła telefon i kliknęła raz.
- Ty go już masz na szybkim wybieraniu? - zakpiła Alex, ale od razu pożałowała tych słów.
Mama zrobiła się cała czerwona.
- ALEXANDRO DAJANO WASILEWSKA! Nie odnoś się tak do mnie! I odłóż tan nóż!
No i Alex znów zniknęła w kuchni.
Wróciła z bananem na ryjku.
Klapnęła obok mnie. Ale po chwili spojrzała na Emily i wstała.
- Dobra ja się już zbieram i zabieram Emily na chatę.
- Nieeeeeee! - krzyknęła równocześnie para.
- Cicho! Zabieram ją do łóżka! - ucięła.
Wzięła torebkę.
Podałam jej klucze od samochody, a ona spiorunowała mnie spojrzeniem.
Wzięła Emmily na ręce i wyszła z domu.
- Poszła już? - szepnął Zayn.
- Teren czysty możesz wyjść. - powiedział Liam.
- To co? - zaczeła El - my tez się już zbieramy?
Popatrzyła na swojego mena.
- TAK! - przytaknął Liam - nie będziemy dłużej wam na głowie siedzieć!
- KURWA! KTO WYLAŁ COLE NA SIEDZENIE MOJEGO WOZU?! - ryknęła Alex.
Harry mimowolnie pobladł.
- Macie tylne wyjście? - zwrócił się do mojej mamy.
- Och kochany! - zaczeła - nawet tylne wyjście nie pomoże ci w ucieczce przed Alex... Już ci współczuję biedaku!
Harry zrobił się jeszcze bledszy.
***
Obudziły mnie budzik.
Wstałam z łóżka.
Wzięłam, ubrania i do skakałam do łazienki.
Uciągnęłam na siebie czarne spodenki, białą bluzkę. Z przodu miała napis: " I Love Fencing ", a z tyłu szermierza w wypadzie. Założyłam na to szelki. Rozpuściłam włosy i roztrzepałam je.
Zeszłam do kuchni i zjadłam śniadanie złożone z grzanek z dżemem.
Dałam Mikusi świeżą wodę i siano. Zobaczyłam jeszcze jak tam ma się jej potomstwo. W nocy przybyły na świat jeszcze dwie. Nie mam pojęcia co z nimi zrobie jak podrosną! Chyba wyśle je dziadkowi Alex, który ma bzika na punkcie zwierząt!
Spojrzałam na kalendarz: 27 sierpień... za 5 dni przyjeżdżają bracia od Alex, a za 7 dni rocznica śmierci mamy Alex....15 dni moje urodzinki, nie szykowałam zbyt wielkiej imprezy...
Ale znając życie co najmniej pół szkoły zwali mi się na głowę... jak co roku... No i w końcu przyjedzie tatuś... po prostu cieszyłam japę... najchętniej to bym uciekła.
Albo po prosze Alex aby jako prezent załatwiła mi bilet na Hawaje! Albo gdziekolwiek indziej!
Albo lepiej! Naciągnę ojca aby zafundował mi i Alex krótkie wakacje w tropikach! Skrzat napewno się zgodzi pod pretekstem, że się wysmaży i trochę urośnie!
Dobra! Koniec z marzeniami! - skarciłam się.
Spojrzałam na zegarek 9,47
Mama już do godziny jest w pracy...
Alex jeszcze śpi...
Jak inni moi znajomi...
Nie miałam co z sobą zrobić...
Dopiero na 11,00 byłam umówiona z trenerem na konsultację... musiałam mu wyjaśnić, że nie wystartuje na najbliższych zawodach szermierczych bo jestem w gipsie.. Dokładnie nie wystartuje w żadnych zawodach do dwóch miesięcy!
Wzięłam torebkę i wyszłam na miasto.
Poszłam na przystanek autobusowy.
Centralnie zdążyłam na autobus do Londynu. Kupiłam bilet i wsiadłam do piętrusa.
Poszłam na samą górę podziwiać widoki.
Po 20 min wysiadłam i skierowałam się do centrum handlowego.
Połaziłam trochę po galerii.
Kupiłam sobie waniliowego Sheyka i poszłam usiąść na ławce.
Nagle usłyszałam znajome głosy. Odwróciłam się w tamtą stronę.
Stał tam Luke... i obściskiwał się z jakąś różową lafiryndą...
Czekaj czekaj! Ja znam te farbowane włosy i sztuczny nos!
Luke leciał w ślinkę z Megan! Z naszym największym wrogiem!
Ten lalusiowaty pedał z piekła rodem, który chodził z Alex... teraz obściskiwał się z różową ropuchą, bijącą dzieci i sztucznym nosem.. a jestem pewna, że na swoje urodziny zrobi sobie operację plastyczną!
Alex się załamie.. ale przecież z nim zerwała... ale ona znów coś do niego czuje... Kuźwa! Zaraz pozbawię go ojcostwa!
Wstałam z miejsca.
Zaczęłam do nich podchodzić ale nagle mój telefon zadzwonił.
Odebrałam:
- Dzwonie i dzwonie, a ciebie nie ma! Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Stylesa
- Harry? O kurcze! Która godzina?!
Byłam z nim umówiona na 10,20 pod moim domem. Miał mnie zawieźć do trenera! Kompletnie o tym zapomniałam!
- 10,34 gdzie ty jesteś? Deszcz pada a ja stoje jak jakiś Romeo...
- Harry... kompletnie zapomniałam! Jestem teraz w Londynie w centrum handlowym! Mógłbyś po mnie przyjechać?
- Kobieto! Ty się zdecyduj! grrr... dobra zaraz bd czekaj tam na mnie! - i rozłączył się.
Schowałam telefon i odwróciłam się w stronę całującej się parki.
Ale ich nie było..
No ładnie.
Wyszłam z galerii.
No ładnie leje deszcz.
Witam w Londynie! 3/4 roku leje deszcz 1/4 świeci słońce... Bosko!
Nie miałam przy sobie, ani płaszcza, ani parasola... jak wychodziłam nie zapowiadało się na deszcz...
Weszłam do jakiegoś sklepu i wybrałam beżowy płaszcz z kapturem.
Przymierzyłam go, zapłaciłam kartą, oderwałam metkę i założyłam go na siebie.
Ślicznie komponował się z czarną torebką i czarnymi botkami.
Wyszłam z centrum prosto do białego kabriolety ( na szczęście zamkniętego! ), który prowadził Harry. Miał na sobie dżinsy, szarą koszulkę z tekstem piosenki jakiegoś zespołu i czarną marynarkę i czapkę " kondona".
- Cześć! - powitał mnie.
- Hej! - cmoknęłam go w policzek na powitanie - malowałeś się pudrem?!
Chłopak zaczerwienił się.
- Nie wiem czy wiesz.. ale moja twarz wczoraj spotkała się z nogą Alex! Kto ją wg puścił na Kapuera'ę?
Zaśmiałam się.
- Wykupiłam jej na to kurs dwa lata temu! - wyszczerzyłam się.
- Dzięki wielkie! Przez ciebie mam pół twarzy sine i rozwaloną wargę! - pożalił się.
- To po jaką cholerę ci ta czapka, która odkrywa ci twarz? - powiedziałam ironicznie.
- Bo mi Zayn powiedział, że puder ma się wysuszyć!
Ryknęłam jeszcze głośniejszym śmiechem.
- Powiedz mi od kiedy puder się suszy? - postukałam go po głowie
- ZAYN! Jak ja go dorwę! - wydarła się
- Lepiej tego kondona zdejmij!
Zerwałam mu czapkę z włosów.
- O wiele lepiej! - roztrzepałam mu jeszcze loki.
Harry bardzo nie lubi jak ktoś bawi się jego włosami! Zaczął się awanturować i sam zrobił sobie fryz.
- A tak wg to gdzie jedziemy? - zapytał gdy staliśmy na skrzyżowaniu.
- Do Hali Sportowej w Londynie.
- A gdzie to jest?
- Niech Bóg ma w opiece twoją małą duszyczkę! - wyrecytowałam fraze, którą zawsze babcia mi powtarza i wzniosłam oczu ku niebu.
O 11,20 byliśmy na miejscu... Harry trochę pobłądził i musieliśmy pytać się o droge przechodniów... a później Harry pozował do kilku zdjęć.W końcu dotarliśmy do ziemi obiecanej!
Wyskakałam z samochodu i poczłapałam do sali.
Harry szedł tuż za mną i odganiał sie od fanek.
W końcu zatrzasnęłam za nami drzwi w sali.
Akurat wpadliśmy na trening i cztery plansze były zajęte przez szermierzy, którzy walczyli ze sobą. Od czasu do czasu zapalały się lampki sygnalizujące punkt zawodnika. Dźwięk uderzanych o siebie kling był niesamowity... uwielbiałam go... mogłam się w nim zatracić. OD czasu do czasu ktoś krzyknął.
Na najbliższej planszy rozpoznałam moje dwie kumpele walczące pomiędzy sobą.
Wzięłam torebkę i wyszłam na miasto.
Poszłam na przystanek autobusowy.
Centralnie zdążyłam na autobus do Londynu. Kupiłam bilet i wsiadłam do piętrusa.
Poszłam na samą górę podziwiać widoki.
Po 20 min wysiadłam i skierowałam się do centrum handlowego.
Połaziłam trochę po galerii.
Kupiłam sobie waniliowego Sheyka i poszłam usiąść na ławce.
Nagle usłyszałam znajome głosy. Odwróciłam się w tamtą stronę.
Stał tam Luke... i obściskiwał się z jakąś różową lafiryndą...
Czekaj czekaj! Ja znam te farbowane włosy i sztuczny nos!
Luke leciał w ślinkę z Megan! Z naszym największym wrogiem!
Ten lalusiowaty pedał z piekła rodem, który chodził z Alex... teraz obściskiwał się z różową ropuchą, bijącą dzieci i sztucznym nosem.. a jestem pewna, że na swoje urodziny zrobi sobie operację plastyczną!
Alex się załamie.. ale przecież z nim zerwała... ale ona znów coś do niego czuje... Kuźwa! Zaraz pozbawię go ojcostwa!
Wstałam z miejsca.
Zaczęłam do nich podchodzić ale nagle mój telefon zadzwonił.
Odebrałam:
- Dzwonie i dzwonie, a ciebie nie ma! Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Stylesa
- Harry? O kurcze! Która godzina?!
Byłam z nim umówiona na 10,20 pod moim domem. Miał mnie zawieźć do trenera! Kompletnie o tym zapomniałam!
- 10,34 gdzie ty jesteś? Deszcz pada a ja stoje jak jakiś Romeo...
- Harry... kompletnie zapomniałam! Jestem teraz w Londynie w centrum handlowym! Mógłbyś po mnie przyjechać?
- Kobieto! Ty się zdecyduj! grrr... dobra zaraz bd czekaj tam na mnie! - i rozłączył się.
Schowałam telefon i odwróciłam się w stronę całującej się parki.
Ale ich nie było..
No ładnie.
Wyszłam z galerii.
No ładnie leje deszcz.
Witam w Londynie! 3/4 roku leje deszcz 1/4 świeci słońce... Bosko!
Nie miałam przy sobie, ani płaszcza, ani parasola... jak wychodziłam nie zapowiadało się na deszcz...
Weszłam do jakiegoś sklepu i wybrałam beżowy płaszcz z kapturem.
Przymierzyłam go, zapłaciłam kartą, oderwałam metkę i założyłam go na siebie.
Ślicznie komponował się z czarną torebką i czarnymi botkami.
Wyszłam z centrum prosto do białego kabriolety ( na szczęście zamkniętego! ), który prowadził Harry. Miał na sobie dżinsy, szarą koszulkę z tekstem piosenki jakiegoś zespołu i czarną marynarkę i czapkę " kondona".
- Cześć! - powitał mnie.
- Hej! - cmoknęłam go w policzek na powitanie - malowałeś się pudrem?!
Chłopak zaczerwienił się.
- Nie wiem czy wiesz.. ale moja twarz wczoraj spotkała się z nogą Alex! Kto ją wg puścił na Kapuera'ę?
Zaśmiałam się.
- Wykupiłam jej na to kurs dwa lata temu! - wyszczerzyłam się.
- Dzięki wielkie! Przez ciebie mam pół twarzy sine i rozwaloną wargę! - pożalił się.
- To po jaką cholerę ci ta czapka, która odkrywa ci twarz? - powiedziałam ironicznie.
- Bo mi Zayn powiedział, że puder ma się wysuszyć!
Ryknęłam jeszcze głośniejszym śmiechem.
- Powiedz mi od kiedy puder się suszy? - postukałam go po głowie
- ZAYN! Jak ja go dorwę! - wydarła się
- Lepiej tego kondona zdejmij!
Zerwałam mu czapkę z włosów.
- O wiele lepiej! - roztrzepałam mu jeszcze loki.
Harry bardzo nie lubi jak ktoś bawi się jego włosami! Zaczął się awanturować i sam zrobił sobie fryz.
- A tak wg to gdzie jedziemy? - zapytał gdy staliśmy na skrzyżowaniu.
- Do Hali Sportowej w Londynie.
- A gdzie to jest?
- Niech Bóg ma w opiece twoją małą duszyczkę! - wyrecytowałam fraze, którą zawsze babcia mi powtarza i wzniosłam oczu ku niebu.
O 11,20 byliśmy na miejscu... Harry trochę pobłądził i musieliśmy pytać się o droge przechodniów... a później Harry pozował do kilku zdjęć.W końcu dotarliśmy do ziemi obiecanej!
Wyskakałam z samochodu i poczłapałam do sali.
Harry szedł tuż za mną i odganiał sie od fanek.
W końcu zatrzasnęłam za nami drzwi w sali.
Akurat wpadliśmy na trening i cztery plansze były zajęte przez szermierzy, którzy walczyli ze sobą. Od czasu do czasu zapalały się lampki sygnalizujące punkt zawodnika. Dźwięk uderzanych o siebie kling był niesamowity... uwielbiałam go... mogłam się w nim zatracić. OD czasu do czasu ktoś krzyknął.
Na najbliższej planszy rozpoznałam moje dwie kumpele walczące pomiędzy sobą.
- Ta po lewej, która właśnie zrobiła wypad do moja przyjaciółka Kaya, a ta druga to Sabrina trenują od szóstego roku życia. O właśnie obopólny!
- Co to znaczy? Te ostatnie? - zapytał chłopak.
- Że dubel.
- Że co?
Irytował mnie!
- Że punk to każdej zawodniczki!
- To trzeba było od razu! A ty mi z jakimiś cukierkami wyskakujesz...
- Harry! Trzasne cię w ten głupi łeb!
- Ejj a co one teraz robią?
Wskazał na planszę gdzie zawodniczki żegnały się.
- Dziękują sobie za walkę. Ty nigdy nie widziałeś jak sie walczy w szermierce?
- Ja nawet tego powiedzieć nie umiem. - usprawiedliwił się.
- No fakt. - odparłam.
- No proszę, proszę! Kogo tu nogi niosą? - usłyszałam za sobą głos Kayi.
Odwróciłam się i zobaczyłam ją w pełnym białym mundurku, zlana potem, z maską i szpadą na rękach.
- Jak widzisz jedna noga! - wskazałam na gips.
- Coś ty kurwa zrobiła?! Sezon się zaczyna a ty w gipsie wylądowałaś? - zbulwersowała się - Pogięło cię?
- Opowiadaj! - Dołączyła do nas Sabrina
Również w całym stroju szermierczym.
- Przyjaciel tego pana - wskazałam na Harrego, który wpatrywał się w dziewczyny z zaciekawieniem - wziął i prawie nas potrącił na jezdni. Alex zrobiła skręt ratując nas od śmierci... ale zostałam w gipsie.
- A Alex nie chce wrócić na stare śmieci? - zapytała Sabrina.
- Jakby dzień był dłuższy to by walczyła... ale wiesz... tu club.. samochody, garaż kapuera.. ona już tego za dużo ma... przecież pamiętacie jak rozpaczała odchodząc...
- W sumie racja... - Kaya spojrzała na lokatego - Ej Sari! - zwróciła się do Sabriny Kaya - czy to nie ten chłopczyk z tego zespołu?
- Ej no! Rzeczywiście! - potaknęła.
Czy tylko ja z Alex na całej kuli ziemskiej nie znamy ich zespołu?
Wyrwał mnie z rozmyśleń Harry:
- Liv może nasz przedstawisz?
- A... jasne! - opamiętałam się - Harry poznaj Kaye i Sabrinę! - pokazałam na ciemnoskórą i białaskę - dziewczyny poznajcie tego porywacza ze szpitalnych łóżek, który oberwał od dziewczyny... - zamilkłam na podkając jego wzrok - yyymm.... Panie poznajcie Harrego Stylesa... - po prawiłam się.
- Miło mi waz poznać drogie panie! - ujął od każdej dłoń i pocałował.
Miałam wrażenia, że dziewczyny się zaraz roztopią.
- CO TO MA BYĆ ZA OBIJANIE SIĘ?! - usłyszałam głos trenera... zawsze go słychać a później widać - JUŻ WSKAKIWAĆ NA PLANSZĘ! SMITH! JAKSON! MAM WAM WYSŁAĆ SPECJALNE ZAPROSZENIE? - dziewczyny, aż stanęły na baczność.
- My jesteśmy po walce! Zaraz przyjdziemy! - odkrzyknęła Sabrina
- Trenerze! Ktoś do trenera przyszedł! - krzyknęła Kaya!
Skubana chciała się mną wybronić! Nie daruje jej tego!
- A KTO TO? - teraz trener wyłonił się w całej okazałości.
Niski mężczyzna... nawet niższy od Alex, posiwiały z brodą i bardzo dobrze rozwiniętym mięśniem piwnym, w okolicy gdzie kiedyś - z pół wieku temu! - znajdował sie kaloryfer.
Stefan Alberten, kawaler po 50 - siątce.
Budził postrach w swoich adeptach.
- Dobry trenerze! - pisnęłam.
Ucieszyłam się widząc tego staruszka... przez prawie rok.. masakra.
- O witam panienko! Mam nadzieje, że ostro trenowałaś u tych pijaków! - powitał mnie zgryźliwością.
- Polska to nie jest naród pijaków... to tylko nasi politycy są pojebani! - zaczęłam się z nim wykłócać.
Ten tylko się zaśmiał.
Nagle z poważniał.
- Mam nadzieje, że to tylko ozdoba! - wskazał na gips.
- O tuż nie. Ściągają mi to coś pod koniec miesiąca, a później i tak przez miesiąc nie bd mogła ćwiczyć... Ale bd walczyć na wózku, aby nie wyjść z wprawy! - widząc minę trenera poprawiłam się.
- NO TO NA CO CZEKASZ? JUŻ PRZEBIERAJ SIĘ! - zwrócił się do reszty - A WY CO? JUŻ WALCZYĆ! A CHŁOPAK TEZ MA SIĘ PRZEBRAĆ I ĆWICZYĆ! NA MOJEJ SALI NIE BD OBIJANIA! NO JUŻ!
Cała nasza grupka rozpierzchła się.
- Liv... ale ja nie mam nic na zmianę! - pożalił się Harry - a po za tym nie chce!
- Och nie marudź! zaraz ci coś załatwię! Ćwiczenia dobrze ci zrobią!
Z szatni chłopców wyszedł właśnie Scott. Był rok 2 lata odemnie starszy, ale jako tako przyjaźniliśmy się.
Prawie na niego wpadłam, ale w pore chwyciłam się drzwi.
- Scott! Hej miło cie widzieć! Wydoroślałeś! W polsce zajebiście! Tylko mi was brakowało! A gips... to taga głupia sprawa... prawie nas potrącili na motorze... Alex uratowała sytuację ale ja zostałam w gipsie... a tera ogromna proźba! - powiedziałam to wszystko na jednym wdechu - Musisz się tym o to gostkiem zająć - wskazałam na Hazzę - trener kazał mu ćwiczyć! Z góry dzięki! Harry Scott, Scott Harry. Mam nadzieje, że się zaprzyjaźnicie! To pa!
Mówiłam to jak jakaś maszyna. Do skakałam do szatni dziewczyn.
W kilka sekund się przebrałam... Ubrałam na siebie jakąś koszulkę, rękawek plastron, wciągnęłam do rękawa mundurka kabelek do szpady i mundurek. Wzięłam maskę i szpadę z uchwytem francuzkim i wyszłam do ludzi...
Ambitnie musiałam wyglądać z jedną nogą w gipsie.
Nawet sie nie rozgrzewałam.. Sam trener rozgrzał mnie krzykami.
Stanęłam przy drabinkach i celowałam w manekina, ćwicząc pchnięcia.
Kontem oka widziałam wychodzącego z szatni chłopców Harrego i Scotta w stroju sportowym do rozgrzewki. Na Harrym koszulka wisiała jak na wieszaku. Kierowali się do szafy na szpady.
Harry otworzył ją
I wszystkie szpady zwaliły się na niego!
To musiało boleć!
Każdy mądry nie podchodzi do tej szafy bez zabezpieczenia! Od lat nikt w niej nie sprzątał!
Scott wyruszył mu na pomoc.
Po 5 min stali obok mnie.
- Widzę, że poznałeś już nasza Narnijską szafę! - przywitałam go.
- Te miejsce mnie przeraża! - powiedział
- Ja też tak miałam na początku! - westchnęłam.
Po godzinie wskoczyliśmy na planszę... znaczy ja siedziałam na krzesełku, a Harry próbował mnie atakować... no nie powiem, że to mu jakoś ambitnie dobrze szło ale miał zaciesz więc było ok.
I tak upłynęła nam czas...
Rozdział 21!! W końcu!!
Sorry, że nie dodawałam, ale jestem zawalona rzeczami.. ty występy! Tu poprawy.. no masakra!
Ale jest długa więc myślę, że mi przebaczycie!! :P
Mam do was masakryczną proźbe!
Na Wymarzony Świat z 1D jestem z numerkiem 9 i mam proźbę jak z mojego Radlina do Londynu! Proszę wejdźcie i zagłosujcie!!
Jest to dla mnie ważne!
Z góry dzięki za wszystkie głosy i pozdrawiam!!
Tak jakoś naszło mnie na dodawanie zdjęć bohaterów:P
Napiszcie, czy lepiej ich opisywać czy dodawać zdjęcia:D
Bd mi lepiej:P
<3 <3 <3
Zakręcony Duet :*