- Jak to nie ma zasięgu?! - wydarłam sie na pół lasu - To spraw aby był! Nw... klaśnij w dłonie, stań na uszach, ale zrób ten cholerny zasięg!
Spojrzał na mnie gniewnie:
- A jak ja niby mam to zrobić? Czarodziejką nie jestem! - bronił się.
- To chyba się ostatnio w lustrze nie widziałeś! - mruknęłam - och przepraszam... przecie ty nie umiesz żyć bez lustra! Założę się, że zagapiłeś sie w swoje odbicie i dlatego zjechałeś z drogi!
Poczerwieniał jak burak.
- Wcale, że nie! - zaprotestował - to ty zawsze musisz znaleźć dziurę w całym! Nie możesz przyjąć do wiadomości, zę było ślisko i wpadłem w poślizg?
Zaśmiałam mu się w twarz:
- Jak ja bym ci tej wymówki nie podała to byś sam tego nie wymyślił! - prychnęłam - twój mózg jest wielkości orzeszka!Grrrrrr! Jesteś takim bezmyślny! Dlaczego nie patrzałeś na drogę? Teraz wylądowaliśmy w lesie i jeszcze jakiś Pedobear przyjdzie i nas zgwałci.
Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem:
- Jedne osoby nawet nie muszą na Pedobear;a czekać. Chętnie sie nimi zajmę.
Spojrzałam na niego moim najbardziej morderczym spojrzeniem. Pięć sekund później. Kurwa! To nie działa! On nadal stoi! Dziadostwo...
- Wiesz... jak na światową gwiazdę to jesteś strasznym lamusem i lamą... nie wspominając już o tym, zę jesteś pedofilskim niewyżydkiem seksualnym, jakiego świat nie wiedział.
Wstałam i wzięłam na ręce małą. Nie chciałam ją po lesie gonić więc wolałam ją nosić. W sumie byłam ciekawa rasy. Moje pojęcie o psach skończyło się na Dogu Niemieckim, Owczarkach Niemieckich, Labradorach, Yorkach, tych takich małych z wyłupiatymi oczami, co się ciągle trzęsą i tych co spadły z czwartego piętra i jamniki.
Tak więc miałam naprawdę małe pojęcie o rasach psów.
Wyszłam na drogę i przystanęłam na poboczu. Może ktoś pojedzie i złapie go a stopa? Tylko abym nie trafiła na jakiegoś gwałciciela.
- Co ty robisz? - zapytł ten debil.
- Czekam aż mi chuj wyrośnie aby ci go wsadzić. - odpyskowałam i na tym sprawa zamknęła się.
Stałam tak przez godzinę. Ani jednego zasranego samochodu.
Byłam zmęczona, wściekła, poirytowana, jeszcze bardziej wściekła i zmęczona.
Zeszłam z drogi i usiadam w moim poprzednim miejscu. Dupę tez tam grzał Zayn. A moim postanowieniem było, przyłożyć mu jak się odezwie.
- Ostatni raz z tobą jechałam! - oświadczyłam.
Uniósł głowę.
- Nikt ci nie kazał do niego wsiadać. O ile dobrze pamiętam to ty po wejściu do niego zaczęłaś mnie namiętnie całować i nie chciałaś przestać. - wyszczerzył się.
Gdzie jest moja siekiera? Gdzie jest moja siekiera? KURWA! Została w domu. Ma chłopak szczęście! Ale chwila... może ma coś bolesnego w taszce!
- To było dawno i nieprawda! - zaprotestowałam.
Spojrzał na mnei znacząco:
- Prosze cię! Nie jesteś oryginalna! Ten twój tekst znam już na pamięć! Zmień go albo wg sie zamknij! - dogryzł.
Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, które do jasnej cholery nie działało!
- A chcesz sie bliżej poznać z moją pięścią? Naprawdę mogę ci to załatwić! - powiedziałam to nawet nie podnosząc głosu. Wyszło to nawet bardziej złowieszczo.
Na tym skończyła sie nasza jakże o ekscytująca rozmowa.
Powoli się ściemniało, a my nadal tu gniliśmy.
Westchnęłam i wstałam.
- Gdzie idziesz? - zapytał chłopak również wstając.
- Nie mam zamiaru tu tkwić całą noc. Może jak wyjdziemy z lasu to najdziemy pomoc.
Cyba uznał to za sensowny pomysł gdyż nie skomentował go.
Przez cały czas szłam pierwsza i miałam niemiłe uczucie, że Malik ciągle gapi się na mój tyłek. Walić to. Jest nie wyżyty niech se popatrzy... Ale to było niebezpieczne... a jak dostanie chcice na spermobombę? Zostałam do odszczału.. fuj...
Nie zważałam na to i szłam dalej. Po jakiś trzech kilometrach zdjęłam botki i sadziłam je do torby. A w tedy co suczka zrobiła? Nawiała do lasu!
- Goń ją! - Wydarłam się na chłopaka.
Ten rzucił sie za nią biegiem. wyglądał przekomicznie, ale znacząco zbliżał się do pieska. Piędziesiąt metrów dalej już ich nie widziałam. Po jakieś minucie stając sama na środku drogi uznałam, ze najlepiej będzie ich poszukać... Kurwa... Nienawidzę lasów nocą. Wydaje podejrzliwe dźwięki i nie wiesz z której strony masz się obawiać zagrożenia.... a jeszcze to wszystko rzuca cienie. Zagłębiłam się w las. Słyszałam pohukiwania sowy i od czasu do czasu spłoszyłam jakiegoś ptaka, wtedy odwracałam się w panice.
Nie miałam pojęcia dokąd idę. Było ciemno i dam wiarę, że zabłądziłam.
- Spoko Alex... Nie panikuj... Zaraz Zayn wyskoczy z krzaków próbując Cię nastraszyć. Idź na luzie... Bo co się może stać? Spotkasz miłego niedźwiadka, który rozerwie cię na strzępy, albo nie jakiegoś wilka... tak.. wilka... albo nie! Zza krzaków wyskoczy jakiś Pedobear, który wciągnie mnie za krzaki i boleśnie zgwałci. Spoko Alex! Nie masz się czego obawiać.
Coś za moimi plecami strzeliło, a ja wydarłam sie jakby mnie ze skóry obdzierali.
- Zamknij się! - syknął Zayn zakrywając mi usta.
Z całej siły uderzyłam fo w ramię.
- Wiesz jak mnie nastraszyłeś?! Myślałam, że mi serce weźnie wstanie i wyjdzie... Dupek. - zakończyłam swój krótki monolog, a chłopak się roześmiał - dupek. - powtórzyłam.
- Nie mów, że boisz sie ciemności? - zakpił - mam cię potrzymać za rękę?
W samą porę zatrzymał moją dłoń, kóra leciała w stronę jego twarzy.
- Nerwowa jesteś nawet jak na ciebie. - zgromiłam go za tą wypowiedź spojrzeniem.
Popatrzyłam na niego. Pot się z niego lał ale jakoś suczki nie zauwarzyłam. Palant nie złapał jej... ta teraz bd ją szukać... O tym marzyłam.
- Pierdzielony palaczu jakbyś odstawił te zasrane szlugi to byś złapał mała... ma tak straszysz niewinne osoby. - dźgnęłam go łokciem w żebra.
Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem.
- Ta niewinna, wredna, mała osóbka zajebała mi drogie cygara... Nie mówiąc już o całym zapasie szlug... a co mi dała w zamian? Gumy i plastry antynikotynowe... wielkie dzięki.
Pokazałam mu z satyswakcją język.
Szliśmy dalej w ciszy. Drzewa rzucały przerażające cienie. Sowy huczały na gałęziach, a wiatr poruszał liśćmi... Nienawidzę chodzić nocą w lesie! Przypomina mi się sytuacja jak byłam z kuzynami w Polsce, i graliśmy w podchody... kuzynka zaprowadziła nas lasem na cmentarz... oczywiście schowaliśmy sie za nagrobkam. Było ciemno jak w dupie u murzyna, zimno jak w chłodni i przerażająco. . Nagle ktoś zaczął na nas wrzeszczeć i gonić za nami z łopatą. JA jeszcze w życiu tak szybko nie biegałam... masakra... nie zapomniene wspomnienia. Wpadliśmy do lasu i wplątaliśmy sie w jakieś sznury... z kuzynostwem zaczęliśmy wrzeszczeć i na zmianę płakać... w końcu po godzinie znaleźli nas roztrzęsionych i wymarzniętych... dziadek dostał hajny, a mama od razu z nami do Brytanii wyleciała. Alan się z tego nabijał ale zawsze był uciszany moją pięścią... Zawsze z niego było homo nie wiadomo... i mięczak... ale w końcu dorósł i jest wzorowym bratem.
Coś strzeliło a ja prawie wskoczyłam na Zayn'a. Ku jego pełniemu rozbawieniu. Pierdzielony kretyn. Najchętniej to bym mu ten uśmieszek własną ręką starła...
- Jak chcesz to mogę cię wziąć na ręce. - poczułam jego ciepły głos na moim lodowatym uszku.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Rękami to się możesz onanizować się. - odgryzłam się pięknym za nadobne.
Spojrzał na mnie lekceważąco.
- Nudzisz mnie. - zaśpiewał.
Wywróciłam oczami.
- Pierdziel się! - odparłam.
Szliśmy w ciszy... A moja głupia wyobraźnia fantazjowała na temat Pedobearów wychodzących z lasu... Tak moja psychika jest zboczona.
W oddali zauwarzyłam coś jasnego.
- ŚWIATŁO! - i puściłam się biegiem w stronę jasnej plamki.
Kurwa. Dwa razy wyskoczyło mi na droge drzewo... coś mi się zdaje, że mój nos wygląda jak rozdeptany pomidor... ale kij z tym! Ja chce do światła!! A mówią, aby nie iść w strone światła...
Za sobą słyszałam krzyki Zayn'a... Może go zgubie? I tak zaraz bd dyszał jak stary dziad... powinien odstawić szlugi. A jak nie to wpierdol.
Przebiegłam ostatnie 200m i wpadłam na polanę.
Odetchnęłam z ulgą wybiegając z lasu... nie nawidzę lasów.Rozejrzałam się po polanie. I co ujrzałam? Merdający ogon, który na mój widok zaczął piszczeć i skomleć. Wzięłam małego urwisa na ręce i spojrzałam na nią.
- I co ty mały szaleńcu? Musisz wszystkim uciekać? - potarłam jej główkę. - a teraz mi powiedz gdzie jesteśmy...
Rozejrzałam się po okolicy.
W odległości 500 metrów zauważyłam latarnię oświetlającą szosę. A na środku polany, kontury jakiejś starej rozpadającej sie chatki.
Przekrzywiłam głowę w tym samym momencie, kiedy zdyszana masa ciała, zwana potocznie Zaynem Malikiem wturlała się na polanę dysząc niemiłosiernie.
Zlekceważyłam go. Bardziej mnie interesowała ta latarnia.
- Ja idę na szosę. Moze będzie zasięg - właśnie wpadłam na pomysł - daj mi sznurówkę z buta! - spojrzał na mnie jak na wariatkę. - zrobie prowizoryczną smysz dla niej. Nie patrz tak na mnie!
Zaczęłam na niego wrzeszczeć ale w końcu uległ i dał mi ta sznurówkę. Tak jak mówiłam zrobiłam z niej smycz i już nie musiałam wszędzie nosić małej.
W tym czasie Malik ogarnął się i wstał z ziemi. Jego oddech słyszałam z odległości 3 metrów... świszczał jakby połknął gwizdek...
Przez cały marsz nie odzywaliśmy się do siebie. Nie miałam o czym z nim rozmawiać i vice versa. On chyba ciągle rozpamiętywał moje słowa...
Kij mu w oko.
Weszłam na szosę i rozejrzałam się. Nagle znieruchomiałam i wbiłam wzrok w miejsce po prawej stronie szosy.
- Czy ten świat se kpi czy w kulki leci? - w oddali widziałam zarys naszego samochodu w drzewie. - jak żeśmy tam byli to było cima jak w dupie a teraz lampy oświecili! - zaczełam bulwersować się.
Zayn spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Ja myślałem, że bardziej cie zainteresuje fakt, że po lesie kręciliśmy się w kółko... - podrapał się po głowie - jestes zadziwiająca.
- Chyba bardziej poirytowana! - ofuknęłam go - Co za pierdzielony dzień! - zaczęłam sklinać na czym świat stoi - sprawdź zasięg.
Zaczęłam się rozglądać.
Weszłam na szosę zostawiając Zayna samego. Kurwa! Ani jednego samochodu no!! Pierdzielone zadupie!
Nie wal głową o jezdnie, nie wal głową o jezdnie... wyżyj się na Zaynie... Czułam się jak Gollum z Władcy Pierścieni, on też wpadł w paranoje i gadał do siebie... tylko że ja konwersację przeprowadzam w myślach... Boże! Musze skończyć przedawkowywać uspokajacze... odbija mi... Jeszcze brakuje mi jednorożcy i misi gwałcących małe dziewczynki... Dobra... kończę.
- Nie ma zasięgu. - powiedział bezradnie.
- Tego się spodziewałam geniuszu. - dogryzłam mu.
Spojrzał na mnie tępo
- To po co kazałaś mi to sprawdzać? - zapytał z kpiną.
Spojrzałam na niego ze znużeniem:
- Z nudów.
Szybkie ewakuowanie sie z miejsca zanim Zayn wybuchnie... ale ku mojemu niezadowoleniu stał jak jakaś pierdzielona świątynia spokoju. Ja go zaraz rozszarpie...
Tak i jestem poirytowana.
Pokręciłam sie przez chwilę w miejscu myśląc co mam zrobić. W końcu uznałam, że nie ma innego wyjścia i trza zapukać do tego domku jak z horroru.
- Jedyną nasza nadzieją jest ten domek - w końcu Zayn odważył sie coś powiedzieć.
Musiałam niecętnie przyznać mu racje
- Prowadź. - rozkazałam - jeśli bd głodni rzucą się na ciebie. Jesteś bardziej mięsisty. - gadałam do jego pleców.
Przystanął, a ja na niego wpadłam.
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytał.
Jakby nie wiedział.
Uśmiechnęłam sie do niego niewinnie:
- Rozmyślam na głos jakby się ciebie pozbyć... nic więcej - uśmiechnęłam sie do niego.
Westchnął i przewrócił oczami.
- Zachowujesz się jak dziecko. - podjął marsz w stronę chaty.
Wzruszyłam ramionami.
- Czyli tak jak zawsze. - mruknęłam pod nosem.
- Nikogo nie ma. - oznajmił chłopak, kiedy po raz trzeci nikt nie otworzył.
Stałam przed schodami tuląc do siebie suczkę.
Wspominałam, że te domek wygląda 100razy bardziej przerażająco z bliska?
Dobek był zrobiony z surowego jasnego drewna, które już gniło, a z niektórych stron dało się zauważyć mech.Wszystko się sypało. Okiennice krzywe, okna zasłonięte, dach dziurawy. Nie mówiąc już o tym, że gdy stąpało się p deskach, a te skrzypiały jak w najgorszym horrorze.
Osobiście nie miałam zamiaru wchodzić na nie. Stałam więc w bezpiecznej odległości, a puściłam na pożarcie Zayna. Jego mi nie szkoda...
Kurwa... muszę przestać tak myśleć.
Odkąd wyznał mi miłość... zaczynam wariować i przy tym czuje się nieswojo... Ja chce do domu!!
Tak tak... przesadziłam z narkotykami... za dużą działkę wzięłam, a że dobre to mi się troche a dużo wzięło... a w sumie mój diler mi postawił dobrą mieszankę...
Dobra... obiecuje pójdę się leczyć.
- Zapukaj jeszcze raz morze śpią. - zaproponowałam.
Ten westchnął.
Zapukał.
Czekamy, czekamy, czekamy.
Cisza.
- Alex to bez sensu. - powiedział poirytowany - wracajmy do samochodu. Za niedługo zaczną nas szukać.
Próbowałam mnie uspokoić. Coś średnio mu to wychodziło.
Jęknęłam:
- Dobra...
Odwróciłam się.
Usłyszałam kroki Malika na werandzie. A zaraz po nich coś strzeliło i słyszałam jedynie krzyk bólu i zawodzenie szatyna.
Odwróciłam się szybko.
Chciałam zobaczyć co znów ten pajac zrobił.
Przekrzywiłam głowę w lewą stronę i zastanawiałam sie jak on tam wlazł.
Aż do kolana był uwięziony w werandzie, a reszta jego ciała dziwnie podskakiwała i gibała się we wszystkie strony.
Widząc tą scenkę mimowolnie ryknęłam śmiechem.
- I o cie bawi? - warknął w moją stronę - Lepiej mi pomóż!
Naśmiewałam się z niego jeszcze przez kilka długich sekund, zrobiłam mu zdjęcie i podeszłam do niego z pomocną dłonią.
- Czekaj ja ciągnę, a ty... spróbuj sie uwolnić. - wystękałam. Na nic lepszego nie umiałam wpaść.
Spojrzał na mnie jak na debila ale powstrzymał się od komentarza.
Zaczęłam go ciągnąć za rękę. Ganek okazał się bardziej śliski niż przypuszczałam i co chwile musiałam walczyć z równowaga. Pierdzielone drewno.
W końcu Zayn prawie wyszedł.
Pociągnęłam go jeszcze raz. Poślizgnęłam się na podłodze, wpadłam na drzwi, które swoim ciężarem wyrwałam z zawiasów i przeturlałam sie do środka, wzbijając tumany kurzu.
Zaczełam kaszleć jak stary palacz.
Nie potrafiłam złapać powietrza, a w moich płucach znajdował się chyba tona kurzu. Głupie szczęście.
Zamrugałam kilka razy, aby odgonić łezki, które mi naleciały wraz z kurzem. Ustawiłam se ostrość i rozejrzałam się po domku.
Najpierw poczułam smród, a później coś włochatego przygniotło mnie do podłogi.
Zaczęłam sie wydzierać w niebo głosy.
Próbowałam sie jakoś z tego wydostać, ale po pierwsze to byó za ciężkie, a po drugie nie chciałam tego dotykać.
- ALEX! - usłyszałam krzyk Zayna.
Byłam na skraju załamania nerwowego i już szlochałam.
Nie miałam pojęcia co mnie przygniotło, ale wystarczyło, że śmierdzi i widziałam, że coś metalowego z ząbkami dynda mi nad głową. Zaczęłam panikować i głośniej się wydzierać.
W końcu moje modły zostały wysłuchane i w drzwiach pojawiła sie sylwetka chłopaka bez buta. Doskoczył do mnie i po kilku sekundach wyciągnął mnie z pod tego włochatego, czegoś.
Gdy w końcu uwolniłam sie od kupy śmierdzącego futra, zaczęłam to kopać, aż się uspokoiłam... Dopiero wtedy osunęłam się na kolana i próbowałam pozbierać się do kupy.
- Do jasnej kurwy nędzy! Co to JEST?! - wskazałam na mase futra.
Chłopak patrzyła na to z bezpiecznej odległości... czyli z dala ode mnie.
- Na mój gust to wypchany niedźwiedź.
Skakałam wzrokiem to na trupa, to na prawie trupa. Zbytwielkiej różnicy nie było... No tak... Alik sie goli to przez to.
- Kto jest tak mądry aby coś takiego w domu trzymać? - spytałam bardziej do siebie iż do niego.
Spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem
- A co ja wróżka? - spytał. Już otwierałam usta aby mu sie odgryźć... - Nie odpowiadaj - uciął.
Jeden debil, drugi debil, trzeci debil... Jestem otoczona samymi debilami!
- Zapal światło nakazałam.
Zaczął po omacku szukać włącznika. W końcu usłyszałam klik i jedna lampa się zaświeciła. A to co ujrzałam mnie przerażało.
Na ścianach zawieszone łby jakiś zwierząt, począwszy od saren, dzik, łosi itp. Z sufitu zwisały jakieś metalowe łapki na zwierzęta i narzędzia tortur jak mniemam... A d tego na ścianach i podłodze stały spreparowane zwierzęta. Jakieś ptaki, ssaki itp. To miejsce wyglądało upiornie.
Usłyszałam skomlenie i z ciemności wyłoniła sie suczka. Za nią ciągnęła się sznurówka Zayn'a. Wzięłam ją aby nie uciekła.
- Rozejrzyjmy się. - zaproponował chłopak.
Poszedł w stronę jakiś drzwi, przy których siedziała martwa sowa i patrzyła na nas szklanymi oczami. Aż niemiło się robiło. Te oczy zdawały sie upiorne.
Weszliśmy do... KUCHNI?!
Nie no spoko. Domek jak z horroru... brakuje mi jeszcze sai do krojenia trupów i szwaczek co szyją skóry jak w dalmateńczykach... Nawiedzony dom Cruelli de Mon.
W "kuchni" znajdował się tylko: stół, dwa krzesła, lodówka, komoda i piec. To wszystko.
- Głodny jestem.
Czy on chce oberwać w ryj?
Podszedł sobie od tak do lodówki i otworzył ją.
- Pierdole! Co to jest?! - wytarł się.
Podeszłam do niego zaciekawiona.
Spojrzałam mu przez ramię.
W różnych słoikach napełnionych formaliną pływały różne części ciała zwierząt. Uszy, oczy, serca, ogonki itp.Z trudem powstrzymałam mdłości.
- Weź to zamknij bo inaczej do kolekcji dołączy mój paw. - skwitowałam.
- Co to za pierdzielony dom strachów? - spytał Zayn.
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- A co ja wróżka?
Wyszczerzył się.
- Nie...
Przerwał mu odgłos telefonu.
Oboje podskoczyliśmy do sufitu.
Spojrzeliśmy na siebie.
- Telefon działa, a nie ma zasięgu! - powiedział.
Uniosłam brew.
- Czuje się jak w Ringu. - zmieniłam tonacje głosu, na gruby i męski - za siedem dni umrzesz... nie sądzisz że to głupota? Sprawdze kto to.
Nie czekając na odpowiedź obiegłam do telefonu.
Usłyszałam za sobą krzyki ale sie nimi nie przejmowałam.
Wzięłam głęboki oddech.
Podniosłam ostrożnie słuchawkę.
- Nagraj wiadomość. - powiedziałam głosem automatycznej sekretarki.
Przez chwile nikt po drugiej stronie się nie odezwał... ale po chwili:
- Znajdujesz się na moim terenie - powiedział gruby, przerażający głos - widzę co robicie, wiem gdzie jesteście... mogę...
- Niall poco się produkujesz przecież nie odebrali!
Świerszcz, świerszcz, świerszcz.
Naćpałam się kurzu czy właśnie słyszałam głos Styles'a?
- Trzymaj mordę! - usłyszałam szept Louiego.
- Przecież tam nie ma sekretarki! - syknęła Livia.
Usłyszałam jak coś uderzyło i jęk Harrego.
- Następnym razem będzie mocniej! - zagroziła Danielle.
No chyba nie wytrzymam.
- Kto chce wpierdol? - warknęłam do słuchawki - Zafunduje wszystkim strzał w głowę jak nas stąd do 2 minut nie zabierzecie! - mój mózg dopiero teraz zaczął kojarzyć fakty. - Wyście są pojebani?
Wszystko się we mnie gotowało a wybuch dopiero miał nastąpić. Oj biada im!
Sorry że tak długo ani widu, ani słychu, ale Liceum to nic łatwego. Po dziękujcie babką z maty i niemca, że siedzę od rana do wieczora nad zeszytami. Pierdzielone przedmioty.
Zdaje sobie sprawę z tego że notka jest słaba.... ale pisałam raz na kilka dni i moje pomysły się traciły i cały sens się ulotnił...
Postaram się dodawać notki raz na tydzień lub w najgorszym wypadku na 2 tyg:P
Pozdrawiam:P
Spojrzał na mnie gniewnie:
- A jak ja niby mam to zrobić? Czarodziejką nie jestem! - bronił się.
- To chyba się ostatnio w lustrze nie widziałeś! - mruknęłam - och przepraszam... przecie ty nie umiesz żyć bez lustra! Założę się, że zagapiłeś sie w swoje odbicie i dlatego zjechałeś z drogi!
Poczerwieniał jak burak.
- Wcale, że nie! - zaprotestował - to ty zawsze musisz znaleźć dziurę w całym! Nie możesz przyjąć do wiadomości, zę było ślisko i wpadłem w poślizg?
Zaśmiałam mu się w twarz:
- Jak ja bym ci tej wymówki nie podała to byś sam tego nie wymyślił! - prychnęłam - twój mózg jest wielkości orzeszka!Grrrrrr! Jesteś takim bezmyślny! Dlaczego nie patrzałeś na drogę? Teraz wylądowaliśmy w lesie i jeszcze jakiś Pedobear przyjdzie i nas zgwałci.
Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem:
- Jedne osoby nawet nie muszą na Pedobear;a czekać. Chętnie sie nimi zajmę.
Spojrzałam na niego moim najbardziej morderczym spojrzeniem. Pięć sekund później. Kurwa! To nie działa! On nadal stoi! Dziadostwo...
- Wiesz... jak na światową gwiazdę to jesteś strasznym lamusem i lamą... nie wspominając już o tym, zę jesteś pedofilskim niewyżydkiem seksualnym, jakiego świat nie wiedział.
Wstałam i wzięłam na ręce małą. Nie chciałam ją po lesie gonić więc wolałam ją nosić. W sumie byłam ciekawa rasy. Moje pojęcie o psach skończyło się na Dogu Niemieckim, Owczarkach Niemieckich, Labradorach, Yorkach, tych takich małych z wyłupiatymi oczami, co się ciągle trzęsą i tych co spadły z czwartego piętra i jamniki.
Tak więc miałam naprawdę małe pojęcie o rasach psów.
Wyszłam na drogę i przystanęłam na poboczu. Może ktoś pojedzie i złapie go a stopa? Tylko abym nie trafiła na jakiegoś gwałciciela.
- Co ty robisz? - zapytł ten debil.
- Czekam aż mi chuj wyrośnie aby ci go wsadzić. - odpyskowałam i na tym sprawa zamknęła się.
Stałam tak przez godzinę. Ani jednego zasranego samochodu.
Byłam zmęczona, wściekła, poirytowana, jeszcze bardziej wściekła i zmęczona.
Zeszłam z drogi i usiadam w moim poprzednim miejscu. Dupę tez tam grzał Zayn. A moim postanowieniem było, przyłożyć mu jak się odezwie.
- Ostatni raz z tobą jechałam! - oświadczyłam.
Uniósł głowę.
- Nikt ci nie kazał do niego wsiadać. O ile dobrze pamiętam to ty po wejściu do niego zaczęłaś mnie namiętnie całować i nie chciałaś przestać. - wyszczerzył się.
Gdzie jest moja siekiera? Gdzie jest moja siekiera? KURWA! Została w domu. Ma chłopak szczęście! Ale chwila... może ma coś bolesnego w taszce!
- To było dawno i nieprawda! - zaprotestowałam.
Spojrzał na mnei znacząco:
- Prosze cię! Nie jesteś oryginalna! Ten twój tekst znam już na pamięć! Zmień go albo wg sie zamknij! - dogryzł.
Spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem, które do jasnej cholery nie działało!
- A chcesz sie bliżej poznać z moją pięścią? Naprawdę mogę ci to załatwić! - powiedziałam to nawet nie podnosząc głosu. Wyszło to nawet bardziej złowieszczo.
Na tym skończyła sie nasza jakże o ekscytująca rozmowa.
Powoli się ściemniało, a my nadal tu gniliśmy.
Westchnęłam i wstałam.
- Gdzie idziesz? - zapytał chłopak również wstając.
- Nie mam zamiaru tu tkwić całą noc. Może jak wyjdziemy z lasu to najdziemy pomoc.
Cyba uznał to za sensowny pomysł gdyż nie skomentował go.
Przez cały czas szłam pierwsza i miałam niemiłe uczucie, że Malik ciągle gapi się na mój tyłek. Walić to. Jest nie wyżyty niech se popatrzy... Ale to było niebezpieczne... a jak dostanie chcice na spermobombę? Zostałam do odszczału.. fuj...
Nie zważałam na to i szłam dalej. Po jakiś trzech kilometrach zdjęłam botki i sadziłam je do torby. A w tedy co suczka zrobiła? Nawiała do lasu!
- Goń ją! - Wydarłam się na chłopaka.
Ten rzucił sie za nią biegiem. wyglądał przekomicznie, ale znacząco zbliżał się do pieska. Piędziesiąt metrów dalej już ich nie widziałam. Po jakieś minucie stając sama na środku drogi uznałam, ze najlepiej będzie ich poszukać... Kurwa... Nienawidzę lasów nocą. Wydaje podejrzliwe dźwięki i nie wiesz z której strony masz się obawiać zagrożenia.... a jeszcze to wszystko rzuca cienie. Zagłębiłam się w las. Słyszałam pohukiwania sowy i od czasu do czasu spłoszyłam jakiegoś ptaka, wtedy odwracałam się w panice.
Nie miałam pojęcia dokąd idę. Było ciemno i dam wiarę, że zabłądziłam.
- Spoko Alex... Nie panikuj... Zaraz Zayn wyskoczy z krzaków próbując Cię nastraszyć. Idź na luzie... Bo co się może stać? Spotkasz miłego niedźwiadka, który rozerwie cię na strzępy, albo nie jakiegoś wilka... tak.. wilka... albo nie! Zza krzaków wyskoczy jakiś Pedobear, który wciągnie mnie za krzaki i boleśnie zgwałci. Spoko Alex! Nie masz się czego obawiać.
Coś za moimi plecami strzeliło, a ja wydarłam sie jakby mnie ze skóry obdzierali.
- Zamknij się! - syknął Zayn zakrywając mi usta.
Z całej siły uderzyłam fo w ramię.
- Wiesz jak mnie nastraszyłeś?! Myślałam, że mi serce weźnie wstanie i wyjdzie... Dupek. - zakończyłam swój krótki monolog, a chłopak się roześmiał - dupek. - powtórzyłam.
- Nie mów, że boisz sie ciemności? - zakpił - mam cię potrzymać za rękę?
W samą porę zatrzymał moją dłoń, kóra leciała w stronę jego twarzy.
- Nerwowa jesteś nawet jak na ciebie. - zgromiłam go za tą wypowiedź spojrzeniem.
Popatrzyłam na niego. Pot się z niego lał ale jakoś suczki nie zauwarzyłam. Palant nie złapał jej... ta teraz bd ją szukać... O tym marzyłam.
- Pierdzielony palaczu jakbyś odstawił te zasrane szlugi to byś złapał mała... ma tak straszysz niewinne osoby. - dźgnęłam go łokciem w żebra.
Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem.
- Ta niewinna, wredna, mała osóbka zajebała mi drogie cygara... Nie mówiąc już o całym zapasie szlug... a co mi dała w zamian? Gumy i plastry antynikotynowe... wielkie dzięki.
Pokazałam mu z satyswakcją język.
Szliśmy dalej w ciszy. Drzewa rzucały przerażające cienie. Sowy huczały na gałęziach, a wiatr poruszał liśćmi... Nienawidzę chodzić nocą w lesie! Przypomina mi się sytuacja jak byłam z kuzynami w Polsce, i graliśmy w podchody... kuzynka zaprowadziła nas lasem na cmentarz... oczywiście schowaliśmy sie za nagrobkam. Było ciemno jak w dupie u murzyna, zimno jak w chłodni i przerażająco. . Nagle ktoś zaczął na nas wrzeszczeć i gonić za nami z łopatą. JA jeszcze w życiu tak szybko nie biegałam... masakra... nie zapomniene wspomnienia. Wpadliśmy do lasu i wplątaliśmy sie w jakieś sznury... z kuzynostwem zaczęliśmy wrzeszczeć i na zmianę płakać... w końcu po godzinie znaleźli nas roztrzęsionych i wymarzniętych... dziadek dostał hajny, a mama od razu z nami do Brytanii wyleciała. Alan się z tego nabijał ale zawsze był uciszany moją pięścią... Zawsze z niego było homo nie wiadomo... i mięczak... ale w końcu dorósł i jest wzorowym bratem.
Coś strzeliło a ja prawie wskoczyłam na Zayn'a. Ku jego pełniemu rozbawieniu. Pierdzielony kretyn. Najchętniej to bym mu ten uśmieszek własną ręką starła...
- Jak chcesz to mogę cię wziąć na ręce. - poczułam jego ciepły głos na moim lodowatym uszku.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Rękami to się możesz onanizować się. - odgryzłam się pięknym za nadobne.
Spojrzał na mnie lekceważąco.
- Nudzisz mnie. - zaśpiewał.
Wywróciłam oczami.
- Pierdziel się! - odparłam.
Szliśmy w ciszy... A moja głupia wyobraźnia fantazjowała na temat Pedobearów wychodzących z lasu... Tak moja psychika jest zboczona.
W oddali zauwarzyłam coś jasnego.
- ŚWIATŁO! - i puściłam się biegiem w stronę jasnej plamki.
Kurwa. Dwa razy wyskoczyło mi na droge drzewo... coś mi się zdaje, że mój nos wygląda jak rozdeptany pomidor... ale kij z tym! Ja chce do światła!! A mówią, aby nie iść w strone światła...
Za sobą słyszałam krzyki Zayn'a... Może go zgubie? I tak zaraz bd dyszał jak stary dziad... powinien odstawić szlugi. A jak nie to wpierdol.
Przebiegłam ostatnie 200m i wpadłam na polanę.
Odetchnęłam z ulgą wybiegając z lasu... nie nawidzę lasów.Rozejrzałam się po polanie. I co ujrzałam? Merdający ogon, który na mój widok zaczął piszczeć i skomleć. Wzięłam małego urwisa na ręce i spojrzałam na nią.
- I co ty mały szaleńcu? Musisz wszystkim uciekać? - potarłam jej główkę. - a teraz mi powiedz gdzie jesteśmy...
Rozejrzałam się po okolicy.
W odległości 500 metrów zauważyłam latarnię oświetlającą szosę. A na środku polany, kontury jakiejś starej rozpadającej sie chatki.
Przekrzywiłam głowę w tym samym momencie, kiedy zdyszana masa ciała, zwana potocznie Zaynem Malikiem wturlała się na polanę dysząc niemiłosiernie.
Zlekceważyłam go. Bardziej mnie interesowała ta latarnia.
- Ja idę na szosę. Moze będzie zasięg - właśnie wpadłam na pomysł - daj mi sznurówkę z buta! - spojrzał na mnie jak na wariatkę. - zrobie prowizoryczną smysz dla niej. Nie patrz tak na mnie!
Zaczęłam na niego wrzeszczeć ale w końcu uległ i dał mi ta sznurówkę. Tak jak mówiłam zrobiłam z niej smycz i już nie musiałam wszędzie nosić małej.
W tym czasie Malik ogarnął się i wstał z ziemi. Jego oddech słyszałam z odległości 3 metrów... świszczał jakby połknął gwizdek...
Przez cały marsz nie odzywaliśmy się do siebie. Nie miałam o czym z nim rozmawiać i vice versa. On chyba ciągle rozpamiętywał moje słowa...
Kij mu w oko.
Weszłam na szosę i rozejrzałam się. Nagle znieruchomiałam i wbiłam wzrok w miejsce po prawej stronie szosy.
- Czy ten świat se kpi czy w kulki leci? - w oddali widziałam zarys naszego samochodu w drzewie. - jak żeśmy tam byli to było cima jak w dupie a teraz lampy oświecili! - zaczełam bulwersować się.
Zayn spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Ja myślałem, że bardziej cie zainteresuje fakt, że po lesie kręciliśmy się w kółko... - podrapał się po głowie - jestes zadziwiająca.
- Chyba bardziej poirytowana! - ofuknęłam go - Co za pierdzielony dzień! - zaczęłam sklinać na czym świat stoi - sprawdź zasięg.
Zaczęłam się rozglądać.
Weszłam na szosę zostawiając Zayna samego. Kurwa! Ani jednego samochodu no!! Pierdzielone zadupie!
Nie wal głową o jezdnie, nie wal głową o jezdnie... wyżyj się na Zaynie... Czułam się jak Gollum z Władcy Pierścieni, on też wpadł w paranoje i gadał do siebie... tylko że ja konwersację przeprowadzam w myślach... Boże! Musze skończyć przedawkowywać uspokajacze... odbija mi... Jeszcze brakuje mi jednorożcy i misi gwałcących małe dziewczynki... Dobra... kończę.
- Nie ma zasięgu. - powiedział bezradnie.
- Tego się spodziewałam geniuszu. - dogryzłam mu.
Spojrzał na mnie tępo
- To po co kazałaś mi to sprawdzać? - zapytał z kpiną.
Spojrzałam na niego ze znużeniem:
- Z nudów.
Szybkie ewakuowanie sie z miejsca zanim Zayn wybuchnie... ale ku mojemu niezadowoleniu stał jak jakaś pierdzielona świątynia spokoju. Ja go zaraz rozszarpie...
Tak i jestem poirytowana.
Pokręciłam sie przez chwilę w miejscu myśląc co mam zrobić. W końcu uznałam, że nie ma innego wyjścia i trza zapukać do tego domku jak z horroru.
- Jedyną nasza nadzieją jest ten domek - w końcu Zayn odważył sie coś powiedzieć.
Musiałam niecętnie przyznać mu racje
- Prowadź. - rozkazałam - jeśli bd głodni rzucą się na ciebie. Jesteś bardziej mięsisty. - gadałam do jego pleców.
Przystanął, a ja na niego wpadłam.
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytał.
Jakby nie wiedział.
Uśmiechnęłam sie do niego niewinnie:
- Rozmyślam na głos jakby się ciebie pozbyć... nic więcej - uśmiechnęłam sie do niego.
Westchnął i przewrócił oczami.
- Zachowujesz się jak dziecko. - podjął marsz w stronę chaty.
Wzruszyłam ramionami.
- Czyli tak jak zawsze. - mruknęłam pod nosem.
- Nikogo nie ma. - oznajmił chłopak, kiedy po raz trzeci nikt nie otworzył.
Stałam przed schodami tuląc do siebie suczkę.
Wspominałam, że te domek wygląda 100razy bardziej przerażająco z bliska?
Dobek był zrobiony z surowego jasnego drewna, które już gniło, a z niektórych stron dało się zauważyć mech.Wszystko się sypało. Okiennice krzywe, okna zasłonięte, dach dziurawy. Nie mówiąc już o tym, że gdy stąpało się p deskach, a te skrzypiały jak w najgorszym horrorze.
Osobiście nie miałam zamiaru wchodzić na nie. Stałam więc w bezpiecznej odległości, a puściłam na pożarcie Zayna. Jego mi nie szkoda...
Kurwa... muszę przestać tak myśleć.
Odkąd wyznał mi miłość... zaczynam wariować i przy tym czuje się nieswojo... Ja chce do domu!!
Tak tak... przesadziłam z narkotykami... za dużą działkę wzięłam, a że dobre to mi się troche a dużo wzięło... a w sumie mój diler mi postawił dobrą mieszankę...
Dobra... obiecuje pójdę się leczyć.
- Zapukaj jeszcze raz morze śpią. - zaproponowałam.
Ten westchnął.
Zapukał.
Czekamy, czekamy, czekamy.
Cisza.
- Alex to bez sensu. - powiedział poirytowany - wracajmy do samochodu. Za niedługo zaczną nas szukać.
Próbowałam mnie uspokoić. Coś średnio mu to wychodziło.
Jęknęłam:
- Dobra...
Odwróciłam się.
Usłyszałam kroki Malika na werandzie. A zaraz po nich coś strzeliło i słyszałam jedynie krzyk bólu i zawodzenie szatyna.
Odwróciłam się szybko.
Chciałam zobaczyć co znów ten pajac zrobił.
Przekrzywiłam głowę w lewą stronę i zastanawiałam sie jak on tam wlazł.
Aż do kolana był uwięziony w werandzie, a reszta jego ciała dziwnie podskakiwała i gibała się we wszystkie strony.
Widząc tą scenkę mimowolnie ryknęłam śmiechem.
- I o cie bawi? - warknął w moją stronę - Lepiej mi pomóż!
Naśmiewałam się z niego jeszcze przez kilka długich sekund, zrobiłam mu zdjęcie i podeszłam do niego z pomocną dłonią.
- Czekaj ja ciągnę, a ty... spróbuj sie uwolnić. - wystękałam. Na nic lepszego nie umiałam wpaść.
Spojrzał na mnie jak na debila ale powstrzymał się od komentarza.
Zaczęłam go ciągnąć za rękę. Ganek okazał się bardziej śliski niż przypuszczałam i co chwile musiałam walczyć z równowaga. Pierdzielone drewno.
W końcu Zayn prawie wyszedł.
Pociągnęłam go jeszcze raz. Poślizgnęłam się na podłodze, wpadłam na drzwi, które swoim ciężarem wyrwałam z zawiasów i przeturlałam sie do środka, wzbijając tumany kurzu.
Zaczełam kaszleć jak stary palacz.
Nie potrafiłam złapać powietrza, a w moich płucach znajdował się chyba tona kurzu. Głupie szczęście.
Zamrugałam kilka razy, aby odgonić łezki, które mi naleciały wraz z kurzem. Ustawiłam se ostrość i rozejrzałam się po domku.
Najpierw poczułam smród, a później coś włochatego przygniotło mnie do podłogi.
Zaczęłam sie wydzierać w niebo głosy.
Próbowałam sie jakoś z tego wydostać, ale po pierwsze to byó za ciężkie, a po drugie nie chciałam tego dotykać.
- ALEX! - usłyszałam krzyk Zayna.
Byłam na skraju załamania nerwowego i już szlochałam.
Nie miałam pojęcia co mnie przygniotło, ale wystarczyło, że śmierdzi i widziałam, że coś metalowego z ząbkami dynda mi nad głową. Zaczęłam panikować i głośniej się wydzierać.
W końcu moje modły zostały wysłuchane i w drzwiach pojawiła sie sylwetka chłopaka bez buta. Doskoczył do mnie i po kilku sekundach wyciągnął mnie z pod tego włochatego, czegoś.
Gdy w końcu uwolniłam sie od kupy śmierdzącego futra, zaczęłam to kopać, aż się uspokoiłam... Dopiero wtedy osunęłam się na kolana i próbowałam pozbierać się do kupy.
- Do jasnej kurwy nędzy! Co to JEST?! - wskazałam na mase futra.
Chłopak patrzyła na to z bezpiecznej odległości... czyli z dala ode mnie.
- Na mój gust to wypchany niedźwiedź.
Skakałam wzrokiem to na trupa, to na prawie trupa. Zbytwielkiej różnicy nie było... No tak... Alik sie goli to przez to.
- Kto jest tak mądry aby coś takiego w domu trzymać? - spytałam bardziej do siebie iż do niego.
Spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem
- A co ja wróżka? - spytał. Już otwierałam usta aby mu sie odgryźć... - Nie odpowiadaj - uciął.
Jeden debil, drugi debil, trzeci debil... Jestem otoczona samymi debilami!
- Zapal światło nakazałam.
Zaczął po omacku szukać włącznika. W końcu usłyszałam klik i jedna lampa się zaświeciła. A to co ujrzałam mnie przerażało.
Na ścianach zawieszone łby jakiś zwierząt, począwszy od saren, dzik, łosi itp. Z sufitu zwisały jakieś metalowe łapki na zwierzęta i narzędzia tortur jak mniemam... A d tego na ścianach i podłodze stały spreparowane zwierzęta. Jakieś ptaki, ssaki itp. To miejsce wyglądało upiornie.
Usłyszałam skomlenie i z ciemności wyłoniła sie suczka. Za nią ciągnęła się sznurówka Zayn'a. Wzięłam ją aby nie uciekła.
- Rozejrzyjmy się. - zaproponował chłopak.
Poszedł w stronę jakiś drzwi, przy których siedziała martwa sowa i patrzyła na nas szklanymi oczami. Aż niemiło się robiło. Te oczy zdawały sie upiorne.
Weszliśmy do... KUCHNI?!
Nie no spoko. Domek jak z horroru... brakuje mi jeszcze sai do krojenia trupów i szwaczek co szyją skóry jak w dalmateńczykach... Nawiedzony dom Cruelli de Mon.
W "kuchni" znajdował się tylko: stół, dwa krzesła, lodówka, komoda i piec. To wszystko.
- Głodny jestem.
Czy on chce oberwać w ryj?
Podszedł sobie od tak do lodówki i otworzył ją.
- Pierdole! Co to jest?! - wytarł się.
Podeszłam do niego zaciekawiona.
Spojrzałam mu przez ramię.
W różnych słoikach napełnionych formaliną pływały różne części ciała zwierząt. Uszy, oczy, serca, ogonki itp.Z trudem powstrzymałam mdłości.
- Weź to zamknij bo inaczej do kolekcji dołączy mój paw. - skwitowałam.
- Co to za pierdzielony dom strachów? - spytał Zayn.
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- A co ja wróżka?
Wyszczerzył się.
- Nie...
Przerwał mu odgłos telefonu.
Oboje podskoczyliśmy do sufitu.
Spojrzeliśmy na siebie.
- Telefon działa, a nie ma zasięgu! - powiedział.
Uniosłam brew.
- Czuje się jak w Ringu. - zmieniłam tonacje głosu, na gruby i męski - za siedem dni umrzesz... nie sądzisz że to głupota? Sprawdze kto to.
Nie czekając na odpowiedź obiegłam do telefonu.
Usłyszałam za sobą krzyki ale sie nimi nie przejmowałam.
Wzięłam głęboki oddech.
Podniosłam ostrożnie słuchawkę.
- Nagraj wiadomość. - powiedziałam głosem automatycznej sekretarki.
Przez chwile nikt po drugiej stronie się nie odezwał... ale po chwili:
- Znajdujesz się na moim terenie - powiedział gruby, przerażający głos - widzę co robicie, wiem gdzie jesteście... mogę...
- Niall poco się produkujesz przecież nie odebrali!
Świerszcz, świerszcz, świerszcz.
Naćpałam się kurzu czy właśnie słyszałam głos Styles'a?
- Trzymaj mordę! - usłyszałam szept Louiego.
- Przecież tam nie ma sekretarki! - syknęła Livia.
Usłyszałam jak coś uderzyło i jęk Harrego.
- Następnym razem będzie mocniej! - zagroziła Danielle.
No chyba nie wytrzymam.
- Kto chce wpierdol? - warknęłam do słuchawki - Zafunduje wszystkim strzał w głowę jak nas stąd do 2 minut nie zabierzecie! - mój mózg dopiero teraz zaczął kojarzyć fakty. - Wyście są pojebani?
Wszystko się we mnie gotowało a wybuch dopiero miał nastąpić. Oj biada im!
Sorry że tak długo ani widu, ani słychu, ale Liceum to nic łatwego. Po dziękujcie babką z maty i niemca, że siedzę od rana do wieczora nad zeszytami. Pierdzielone przedmioty.
Zdaje sobie sprawę z tego że notka jest słaba.... ale pisałam raz na kilka dni i moje pomysły się traciły i cały sens się ulotnił...
Postaram się dodawać notki raz na tydzień lub w najgorszym wypadku na 2 tyg:P
Pozdrawiam:P